Brzeg ciągnie się niemal bez końca. Im bliżej brzegu tym wilgotna trawa powoli ustępuje błotu i mokremu piachu. Fale szkolnego jeziora są niemal niewyczuwalne. W tym miejscu zazwyczaj uczniowie wylegują się na słońcu zaś w zimie niejednokrotnie miłośnicy sportu urządzają sobie jogging.
Ike słuchał siostry w skupieniu, ale rozwiązania zastosowane przez ojca nie bardzo do niego przemawiały. O ile wcześniej był zachwycony, tak teraz zaczął dostrzegać wyraźne niedociągnięcia w miotłach. Przynajmniej jeśli chodziło o szczegóły. Sam jeszcze nie był biegłym twórcą mioteł, ale wiedział, że konstrukcyjnie to, co już zostało zrobione, nie było aż tak trudne w przekształceniu, o ile miało się dobrego transmutologa, a takim był ich ojciec. Przekręcił jednak w krytyce głowę na bok i uniósł nieznacznie brwi ku górze. — Inkantacja na niewidzialność? — powtórzył za nią. Nie każdy był dobrym zaklęciarzem przecież. — To nie o to chodzi, żeby właśnie ktoś mało wprawiony mógł sobie po prostu to uruchomić mechanicznie. Wiesz, jak w tych starych, latających autach własnej produkcji? Wiadomo, że tym z masówki brakowało trochę finezji i ostatnich szlifów i najlepsze były te z własnogrzebków. Typu garaż Pana Collinsa. — I przycisk na przyśpieszenie? Tu aż przewrócił oczami. On sam osobiście wolałby kontrolować przyśpieszenie samoistnie, ale skoro ten już tu się znajdował to postanowił sprawdzić potencjał miotły. Już wcześniej ustalili, że sa naprawdę szybkie, ale czy to przyśpieszenie było faktycznie trybem turbo? Miał wrażenie, że kiedy je zastosował, miotła przyśpieszyła dwukrotnie, choć był to krótki boost, w którym o mało co nie wypadłby z miotły gdyby nie stabilne siodełko. Sam impet znacząco poprawił lot i prędkość, więc mimo pierwszej niechęci, musiał przyznać: — Ok… niezłe. Jak u ciebie?
Przyspieszenie: H - 80% Czas zatrzymania: 1 sek. Redukcja prędkości: 80%
Sama Imogen, nie była pewna, co sądzić na temat mioteł, które przyszło im testować. Musiała przyznać, że im dalej w las, tym dziwniejsze zastosowania znajdowała, które kompletnie nie współgrały jej z wizją "idealnej miotły wyścigowej". Dlatego w pełni podzielała obawy brata przed tym, jak to wszystko będzie wyglądać a i jej wątpliwości wyraźnie odmalowały się na piegowatym licu dziewczyny. - Chyba warto sprawdzić mimo wszystko, co? - Wzruszyła lekko ramionami, jakby w ten sposób chciała powiedzieć "bo co nam szkodzi?" - Niby wiem, o co Ci chodzi, ale też jestem w stanie zrozumieć, czemu woleli użyć zaklęcie. Może to było bardziej wydajne na dłuższą metę rozwiązanie? - zastanawiała się na głos nad tym, dlaczego to właśnie zaklęcie miało uruchomić tryb niewidzialności w miotle. Na szczęście zaraz przyszła pora na testowanie przyspieszenia, czemu Imogen chętnie przyklasnęła. Kiedy Ike ruszył w jedną stronę, ona sama ustawiła się w kompletnie przeciwną i zaczęła lecieć. Nie był to lot zawrotnej szybkości, bo przede wszystkim chciała sprawdzić, jak zadziała nagłe przyspieszenie. Dlatego poprawiła swój chwyt na trzonku miotły, pochyliła się nad nim bardziej i wcisnęła przycisk... I wtedy właśnie zrozumiała, dlaczego siedzisko było tak szerokie, ponieważ tylko dzięki temu nie spadła z miotły, kiedy ta przyspieszyła z zawrotną prędkością w akompaniamencie głośnego O KURWAAAA! wydobywającego się z gardła Imogen. Prędkość była oszałamiająca, czego Gryfonka kompletnie się nie spodziewała. Tak samo nie spodziewała się tego, że miotła wyhamuje tak dobrze, przy jednoczesnym zachowaniu stabilnego lotu. Oszołomiona tymi wynikami, aż gwizdnęła z uznaniem, zakręciła i znów podleciała do swojego brata. - Powiem ci, że wgniotło mnie w fotel - przyznała, szczerząc przy tym zęby. Jej włosy były w totalnym nieładzie, na zębach prawdopodobnie miała jakąś zabitą muchę ale... miała to w dupie. Miotła była świetna. - Może chodź wylądujemy i spiszemy to wspólnie, co powinni poprawić? Czy chcesz jeszcze testować tą niewidzialność?- zapytała jeszcze brata. Bądź co bądź, wniosków po tym lataniu było naprawdę dużo, a łatwiej ubrać je wszystkie w słowa na świeżo, niż za jakiś czas, kiedy przynajmniej połowy z tego zapomną.
Nie był mózgiem operacji. Był zwykłą małpą. Małpie dać miotłę to będzie latać, i to właśnie robił. Wyciągnął jakieś wnioski, miał swoje spostrzeżenia, ale planu nie miał żadnego. Mógłby tak kręcić bączki na boisku dłużej niż to miało miejsce już teraz, a trzeba przyznać, że trenowali i testowali miotły zdecydowanie nie tyle czasu ile im się wydawało, że minęło, bo słońce zdążyło już zmienić swoje położenie na niebie. Wzruszył więc ramionami, uznając, że może faktycznie jest to dobry moment, żeby zeskoczyć z mioteł i opisać to, co wiedzieli, póki spostrzeżenia były jeszcze świeże w ich pamięci. Ufał ocenie siostry, chociaż nie powiedział tego głośno. Zamiast faktycznie udzielać jej werbalnej odpowiedzi, po prostu szarpnął ostatni raz miotłą, sprawdzając jej czas reakcji i chwilę potem miękko i zwinnie wylądował na murawie, czekając, aż Imogen zrobi to samo. Podążył za nią spojrzeniem, aż nie siedli oboje na brzegu jeziora. On w zasadzie wyłożył się wygodnie na trawniku, jakby szykował się do drzemki, chociaż wcale nie był jeszcze zmęczony. — Meh, ta cała niewidzialność może poczekać. Zdecydowanie widać, że chociaż jarały go wszystkie bajery w nowych miotłach, sam znacznie chętniej testował te, które mogły dotyczyć jego. — Wydaje mi się, że ten model ma zbyt rozstrzeloną grupę docelową – mruknął tylko. — Ani sportowa, ani normiki. Imogen prawdopodobnie siedziała już obok, więc podźwignął się na łokieć, wbijając jej drugą rękę w udo, kiedy pochylił się nad kartkami i opisami mechanizmów zawartych w miotle. — Ale byłaby z niej idealna miotła wyścigowa, po wywaleniu innych funkcjonalności. Specjalnie nie użył sformułowania “sportowa”, bo miotła sportowa była szerszym pojęciem, a ta nadawała się dla sympatyków szybkiego lotu. Może w tym przypadku niewidzialność na miotle nie była nawet tak głupim rozwiązaniem, w końcu wyścigi na miotłach potrafiły przewidywać trasy przez całe kraje, gdzie łatwo było uwikłać się w konfrontacje z mugolami. — Jak skończymy, ostatnia rundka, kto szybciej wróci do zamku? – zaproponował.
Nie spodziewała się po Ike bystrości umysłu, ale przecież nie tym miał się tutaj wykazać. Nie mieli uwarzyć wywaru żywej śmierci, tylko przetestować nowe miotły, które ojciec im przysłał, a kto jak kto, ale jej bliźniak nadawał się do tego idealnie. Przecież latał od dziecka, rodzice niejednokrotnie żartowali, że to aż dziwne, że w macicy matki, prócz jego siostry nie znaleźli jeszcze miotły. Dlatego Imogen wiedziała, że jego oceny, jakiekolwiek by nie były, będą obiektywne i tak precyzyjne, jak mogą być. Wylądowała na ziemi delikatnie, bo jednak to, co dziś przeżyli, było naprawdę mocnym wrażeniem. Ostrożnie odłożyła miotłę na trawie, a potem wzięła kartki, pióro i instrukcję do rąk, aby następnie samemu usiąść na trawie. Zaplotła nogi po turecku, odkorkowała kałamarz i zamoczyła w nim czubek pióra. Zerknęła na Ike, który w tym czasie rozwalił się na ziemi, jak na najwygodniejszym leżaku, a potem zanotowała "rozstrzelona grupa docelowa", bo uważała, że pod tym względem jej bliźniak zdecydowanie miał rację. - Na sportową jest trochę za bardzo przybajerzone. Zawodnik quidditcha, czy ścigacz, nie ma czasu używać tych wszystkich guzików i innych dupereli. - postukała się końcówką pióra po podbródku. -Poza tym, nie jestem pewna, czy to w ogóle legalne podczas wyścigów czy meczów. Niby nie ma zakazu, ale nakazu też nie. Zapisała kolejne spostrzeżenia, które oboje posiadali na ten temat, a po niespełna kilkunastu minutach, mieli całkiem pokaźnie zapisany arkusz pergaminu z uwagami godnymi prawdziwych testerów mioteł. Nie ma co, Imogen była z nich dumna. - Ej, bo to trzeba wysłać. Może zamiast wyścigu do zamku, to do sowiarni? - podrzuciła bratu pomysł. Coś jej podpowiadało, że przystanie na to, bez większego problemu. Spakowała przedmioty, zapieczętowała je zaklęciem. Złożyła arkusz pergaminu tak, aby się nie pogniótł i nie zgubił podczas lot. Wyciągnęła prawą dłoń nad miotłą, a ta sama wleciała pomiędzy jej rozpostarte palce. - To co? Proponuję o zmywanie po halloweenowej kolacji u nas w domu. Kto przegra, to zmywa, albo musi namówić Iris do tego, aby to zrobiła - bo co to za wyścigi, aby po prostu wygrać i się przekonać, kto jest lepszy? Nutka dreszczyku była wręcz wskazana i Imogen zamierzała podkręcić wyzwanie. Iskierki w jej oczach mówiły, jak poważnie to traktowała. Zaraz to przerzuciła nogę nad trzonkiem miotły, gotowa ruszyć w każdej chwili. Znała Ike na tyle, aby liczyć się z jego chęcią oszukiwania w tak poważniej sprawie jak wyścigi na miotłach. +
Jedynie pokiwał głową na zgodę, bo chociaż aprobowanie słów siebie nawzajem zdarzało im się niezmiernie rzadko, to jeśli chodziło o obiektywną ocenę miotły, posiadali podobną wiedzę i doświadczenia, a zbieżność ich opinii tylko potwierdzała fakt, że nie mylili się, co do swoich spostrzeżeń. Obserwował więc, jak siostra zapisuje je w polu uwag na profesjonalnym kwestionariuszu. Różnica między nią, a nim była w tym, że on napisałby to w dwóch słowach na kolanie, na skrawku papieru, na którego odwrocie pewnie posiadałby numer skrzynki koleżanki z młodszego roku, do której nigdy nie posłał sowy, bo wysłałby jej wrażliwe dane wraz z notatkami o miotle do ojca. Przy zapisywaniu wniosków z lotu Ike stracił trochę entuzjazmu, w pierwszych sekundach czy może nawet czasie minuty dzieląc się żywo swoimi obserwacjami, ale po upływie tej chwili, nie miał już więcej do dodania, a samo myślenie nad tym wprawiało go w znużenie, dlatego położył się leniwie na trawie, czekając aż siostra dokończy ich raport. On był praktykiem, wolał przemacać miotłę, niż spisywać z tego dokumentację. W pracy miotlarza też zdecydowanie wolał metodę prób i błędów i niszczenia materiałów, niż myślenie nad tym, co powinien zrobić. Co wyjaśniałoby dlaczego ojciec nie namawiał go do pracy w ich rodzinnym sklepie, dopóki syn nie opanuje podstaw ekonomii. — Już? — poruszył się ostatecznie ożywiony dopiero, kiedy Imogen postawiła ostatnią kropkę na pergaminie. — Więc sowiarnia – potwierdził, przewracając oczami na to, w jaki sposób dziewczyna wskoczyła na miotłę, zanim on zebrał się z ziemi, choć w duchu musiał przyznać jej rację, kwestia oszukiwania nie była wcale odległa w jego przypadku. Wszystkie chwyty dozwolone. Mimo to, rzucił z przekąsem. — Boisz się przegrać w uczciwym wyścigu, siska? Ironiczny śmiech, jaki potoczył się po boisku, zanim skończył tą wypowiedź i odepchnął się na miotle od trawy, był jasną wskazówką, kto z nich był fanem nieuczciwych zagrywek.
| ztx2 +
Tuilelaith Brennan
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 180 cm
C. szczególne : wysoki wzrost, lekko wystające przednie zęby, zamiłowanie do błyskotek, zapach kwiatowych perfum, głęboka blizna na łydce po wycięciu obscero
Roślina: czosnek niedźwiedzi + dodatkowy zbiór dzięki zerowemu niebezpieczeństwu, czyli dzika róża Jakość zbioru:5 + 2 za warunki = 7 Warunki zbioru:6 Niebezpieczeństwa:5
Kurewsko jej się nie chciało łazić po błoniach przy zimowej pogodzie, szukając w śniegu roślin, które mogły uchować się z okresu wiosenno-letniego. Stwierdziła jednak, że nie może sobie odpuszczać okazji do rozwoju na swojej ostatniej prostej w Hogwarcie, dlatego z wielką niechęcią, powłócząc nogami, ale jednak udała się na pierwszą grudniową wyprawę w celu zbiorów dla Stowarzyszenia Miłośników Przyrody. W zamyśle miała zebrać niedźwiedzi czosnek, toteż od razu udała się na tereny mokre. Z doświadczenia wiedziała, że ta roślinka na ziemiach hogwarckich miała tendencję do rośnięcia tuż przy brzegu jeziora. Pewnie znajdowała się i w Zakazanym Lesie, ale tam właściwie nigdy nie odważyła się wkroczyć, a i teraz ta idea jej nie podpasowała. Wolała kierować się tam, gdzie miała zapewnione stuprocentowe bezpieczeństwo. Dzień był rześki i pogodny, przepełniony blaskiem grudniowego słońca. Widoczność była praktycznie stuprocentowa, dało się dojrzeć każdy drobny listek, dzięki czemu nie było mowy o pomyłce. Tuilelaith nie musiała czołgać się w zabrudzonych zaspach ani grzebać specjalnie w nadbrzeżnych krzatynach, żeby odnaleźć charakterystyczne, lancetowate liście czosnku. Aby upewnić się stuprocentowo o swoim sukcesie, rozgniotła jeden z liści w dłoni, a do jej nozdrzy niemal natychmiast dotarł znajomy, przywodzący na myśl maminą kuchnię zapach. Roślina wydawała się zachować idealny stan mimo pory roku - liście były miękkie i soczyste. Nie straciła wiele energii na swoich poszukiwaniach, toteż zrobiła sobie jeszcze energiczny spacerek po okolicy, przy okazji odnajdując piękny okaz krzewu dzikiej róży. Nie sposób było nie skorzystać z okazji i nie zgarnąć kilku listków również i tutaj. Usatysfakcjonowana udała się do zamku, czując, że spędziła produktywnie popołudnie.
Z/T
______________________
I know i'm not the center of the universe but you keep spinning around me just the same