W głębi kuchni znajduje się ukryte przejście, prowadzące do obszernego pomieszczenia wypełnionego charakterystyczną wonią wina i drewna. Zamieszkuje tutaj zbuntowany skrzat, Irek, który postanowił zrobić specjalny magazyn alkoholu dla swoich ulubionych uczniów. Jest on bardzo poczciwym stworzeniem i choć łatwo się denerwuje, to jeśli tylko wie się jak, da się go udobruchać. Pod ścianami stoją zamknięte na klucz szafki z różnymi butelkami, żeby do którejś się dostać, trzeba poprosić o to Irka. Ponadto, czasem są tu organizowane mocno zakrapiane imprezy, ale jedynie dla wybranych osób, więc trzeba się starać żeby na jednej z takich zagościć.
UWAGA: Aby wejść obowiązkowo należy rzucić kostką w pierwszym poście. Nieparzysta – udaje Ci się wejść, parzysta – niestety nie udaje Ci się wejść. Jeśli już raz odkryjesz lokację możesz odwiedzać ją bez ponownego rzucania kością. Zezwala się zdradzić lokalizację tematu dwóm osobom towarzyszącym.
Autor
Wiadomość
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Wciąż do końca nie docierało do niej, że już za rok skończy szkołę. Dziesięć lat w zimnych murach, które były świadkami niejednej przygody zadziornej Krukonki. I choć zawsze powtarzała, że ma dość tego miejsca i chce z niego wybyć jak najszybciej, to dziś miała wrażenie, że okłamywała samą siebie. Z pewnością nie zatęskni za Oatolem czy Irytkiem (wciąż nie była pewna, który z nich jest większą mendą), ani za nudnymi lekcjami zielarstwa czy run, od których ciekawsze było rozwiązywanie sudoku czy krzyżówek. Hogwart to jednak nie tylko lekcje i niedogodności, ale przede wszystkim społeczność. Nie wyobrażała sobie śniadań bez Gwizdka czy tego, że bar u Irka już na zawsze zamknie dla niej swoje podwoje. To właśnie u tego alkoholowego filantropa, który poratował piwkiem czy wódeczką zawsze, kiedy młodej Julce pajęczyny zaczynały się zalęgać w sakiewce, ustawiła się z Tomkiem. Zastanawiała się, czy miał podobne przemyślenia odnośnie szkoły, skoro on również miał ją opuścić z końcem roku. A może wręcz nie mógł się doczekać, aż zacznie wielką karierę w Wizengamocie? Julka, ze słojem kiszonych w łapkach, czekała na chłopaka przed wejściem kuchni. Czekanie umilała sobie próba zliczenia ogórasów pływających w słoiku, co nie był takie łatwe, bo raz, woda była mętna, a dwa, na korytarzu panował półmrok. Rachubę straciła po zawrotnej liczbie trzy i słusznie uznała, że dalsze próby na nic się zdadzą. A do tego wszystkiego przyszedł w końcu Maguire.
- Witam, piękny Tomaszu. – Przywitała go z uśmiechem, kłaniając się przy tym z niesamowitym wdziękiem. – Co słychać u mojego ulubionego szulera? – dodała, zanim to cmoknęła go na powitanie w policzek. Na szczęście chłopak nie miał stu metrów wzrostu, jak prawie co druga osoba w tym pierdolniku, tak więc obyło się bez konieczności stawania na palce. – Wzięłam myto dla Irka. – Głową wskazała na ogórasy, które trzymała w rękach. – Więc mam nadzieję, że ty zabrałeś ze sobą dobry nastrój. – Zapraszającym gestem wskazała na drzwi, bo co tak będą stali na korytarzu, jak para wideł wbitych w obornik. Godzina była późna, cisza nocna była za pasem, a oni mieli trochę piwa do wypicia i nieco więcej tematów do obgadania.
Czy jest lepszy sposób na rozpoczęcie roku szkolnego niż wspólna wyprawa do irkowego baru z Brooks? Ano nie! Może i jest to mój ostatni rok edukacji, ale nie samą nauką człowiek żyje, nawet jeśli jest Krukonem. Zamierzam wykorzystać każdą wolną chwilę na eksplorowanie zamku i spędzanie czasu z przyjaciółmi, bo na samą myśl, że za rok o tej porze będę już na stażu to jest mi autentycznie słabo. Podbiegam do dziewczyny zdyszany, opieram się o ścianę i próbuję złapać oddech. – Sorryzaspóźnienie – wysapuję na jednym wydechu. Gdy dochodzę do siebie, witam się z nią należycie przyjacielskim całuskiem w policzek i aż przewracam zirytowany oczami, bo przypominam sobie czemu się spóźniłem. – Ten dureń, Irytek znaczy się, znęcał się nad jakimś pierwszorocznym w lochach, więc wbiłem tam cały na biało niczym rycerz. Także gdybyś słyszała przyśpiewki, że Maguire lubi małych chłopców to właśnie podziękowanie dla mnie za bycie uczynnym obywatelem. A gówniarz zamiast coś powiedzieć, nie wiem, głupie DZIĘKI MORDO, po prostu spierdolił, czaisz to? To młode pokolenie nie ma za grosz manier, ech – wzdycham ciężko i poprawiam loki, żeby się jakoś u tego Irka prezentować. Szacunek dla ziomali przede wszystkim. – A co u ciebie? Po tym spaniu w stodole jak nigdy doceniam swój pokój, no coś wspaniałego. Co prawda dalej nie rozpakowałem połowy kartonów i walizek, ale lepsze to niż gnieżdżenie się w dormitorium – zagaduję beztrosko i zerkam na słoik ogórków, który Dżuls dumnie dzierży w dłoni. – Zajebałaś z imprezy? – chichoczę wesoło i wchodzę do środka. – Jak mam nie mieć dobrego nastroju, gdy czeka mnie tak przyjemny wieczór w doborowym towarzystwie? – szczerzę się, a potem rozglądam na boki w poszukiwaniu skrzata. – Jak mniemam jesteś tu częstym gościem, więc prowadź. Słyszałem pogłoski, że Ireneusz lubi gryźć po kostkach – szepczę jej na ucho i bezpardonowo obgaduję gospodarza, w dodatku mając nadzieję, że Julka potwierdzi ploteczkę albo sprzeda mi jeszcze lepszą.
Brooks czasem miała wrażenie, że czarodzieje zegarki noszą jedynie dla ozdoby. Zawsze musiała na kogoś czekać, ale na takiego sympatycznego kawalera jak Tomek, to nie wypadało się gniewać. Szczególnie że powód spóźnienia miał dobry i do tego okazał się dżentelmenem. A nawet rycerzem.
- Ah, tak. Irytkowa fala. – Uśmiechnęła się lekko. Sama ją przeżyła jak chyba większość uczniów Hogwartu. W jej przypadku było to zamknięcie w schowku na miotły z łajnobombą. Nie dość, że cuchnęła jak, cóż, łajno, to jeszcze nauczyciel miotlarstwa stwierdził, że to na pewno jej sprawka i musiała cały ten jebany schowek szorować własnymi rękami, bo oczywiście zaklęcia chłoszczyść jeszcze nie znała. – Jak usłyszę, że Maguire lubi małych chłopców, to od razu założę, że chodzi o Twoją siostrę. – Pocieszyła jeszcze ziomka, po czym dołączyła się do wspólnych lamentów o kulturze współczesnej młodzieży. No za grosz taktu i szacunku, no!
Julkę spanie w stodole ominęło, bo po pożarze po prostu spierdoliła z rajskiej wyspy na Wyspy. - Ani mi nie mów. Nawet najwygodniejszy materac nie zastąpi budzenia się z kotem na klacie i psem w nogach. A avalońskie materace wcale wygodne nie były. No i ustawiałeś miliard budzików, cholero. – Puściła mu oczko, poprawiając słoik ogórasów, które zaczynały jej powoli ciążyć. Takim słojem, to można było armię skrzatów wykarmić, ale jakimś sobie znanym sposobem, Iruś potrafił wcisnąć je w siebie bez najmniejszego problemu. – E, nie. Te z imprezy były nafaszerowane czymś dziwnym.I chwała Bogdanowi. – Dodała w myślach, bo gdyby nie ogór, to pewnie z Edgcumbem by się tak kręcili obok siebie jak bączki przez kolejny rok, aż do zakończenia przez nią szkoły. Strach jednak pomyśleć, co takiego zrobiłby Irek po wpierdoleniu całego słoja takich specjałów, skoro Augustowi wystarczył jeden. – Dawniej tak. Teraz to już raczej okazyjnie, bardziej, żeby Irek o mnie nie zapomniał, a nie żeby zachlać pałę. – Naprostowała szybko, żeby nie wyjść tu na pierwszorzędną alkoholiczkę, a potem prychnęła przez nos na te pomówienia, bo jeżeli Irek coś lubił gryźć, to tylko ogóry.
- Co do kostek to nie wiem, ale chodzą plotki, że kiedyś był osobistym skrzatem-barmanem Raziela Whitelighta – Zarzuciła ploteczką i wcale by się nie zdziwiła, gdyby rzeczywiście tak było. Ten zielony kurdupel sprawiał wrażenie, jak by w życiu z niejednej butelki pił i polewał. Po wejściu do środka skinęła głową parze studenciaków z Hufflepuffu i ruszyła od razu do baru. Położyła słoik na kontuarze, zbiła żółwika z Irkiem i „zamówiła” dwie butelki dymiącego simisona. Potem zgrabnie je otworzyła zapalniczką i podała jedną z nich chłopakowi. – To co, zdrówko! - Wzniosła super kreatywny toast. A potem przeszła do ploteczek tych mniejszych i większych. – A więc poziomka, hę? Jak wam się mieszka we trójkę? Kłócicie się o to, kto ma wyrzucić śmieci albo wyprowadzić jakąś magiczną sarnę Smith na spacer?
Zaśmiewam się w najlepsze, gdy Julka stwierdza, że weźmie pod uwagę Ruby, a nie mnie. – O moja siostra ostatnimi czasy gustuje w gwiazdach estrady – zdradzam Julce beztrosko. – Ale w sumie dobrze wiedzieć, że jest na tyle sprytna, żeby sobie życie jakoś ułożyć. Wszak wszystkie szare komórki po rodzicach dostałem ja – wypinam wątłą pierś do przodu i aż marszczę nos i czoło od tego chichotu. Słucham z zaciekawieniem, ale nie mogę się z nią zgodzić. Spało mi się na wakacjach wybornie. – To nie poznałaś Ducha, w sensie naszego psa. Jest większy niż ja i gdy tylko kładzie się na tobie to modlisz się o przeżycie. A za te budziki to sorry, jak mogłaś zauważyć nie jestem typem rannego ptaszka. Wszyscy w domu i w dormitorium się przyzwyczaili, więc zdążyłem zapomnieć, że to może być upierdliwe – tłumaczę się szybko, dopiero teraz uświadamiając sobie, że moje alarmy mogły ją wkurwiać. – Uff, Merlin jeden wie co by z nami zrobił Irek, gdyby spróbował tych lubieżnych korniszonów. Byłem przez nie gotowy zlizywać bigos z Radka… To znaczy Tadka, mojego nowego kumpla – mówię z ironią, szkalując ziomka Fredki jak gdyby nigdy nic. – Mi nie było po drodze z tym pubem. Jak sobie pomyślę ile takich miejsc nie zdążyłem odwiedzić przez ten cały czas edukacji to aż mi przykro, że kończę szkołę, mimo że nie mogę się doczekać aż zrobię rewolucję w Wizengamocie – dzielę się z przyjaciółką przemyśleniami, które choć zostawiają gorzki posmak, to niosą też za sobą nadzieję na nowe, lepsze, a przede wszystkim inne czasy. Co zrobić, kocham Hogwart, ale chyba prawo kocham bardziej. Od razu też zatykam usta na jej rewelacje. – Brzmi podejrzanie, bo Irek to mistrz nad mistrzami w barmańskich sprawach, myślisz, że by go Raziel ot tak zostawił? – zastanawiam się cichutko, po czym kłaniam się jakimś Puchonom, obserwuję zafascynowany legendarnego skrzata, któremu się szarmancko przedstawiam, a potem odbieram piwo z lokomotywą na emblemacie. – Zdrówko, Dżuls! – z uśmiechem wznoszę toast i upijam parę łyków browara. – Ano Poziomka. Jest super, powiem ci szczerze, że nie spodziewałem się, że aż tak będziemy się dogadywać. Swoje sarny i całą resztę menażerii Jess ogarnia sama, August elegancko dba o piwnicę i nasz wspólny barek, a ja pilnuję, żeby zawsze zamykali klapę od kibla i odnosili brudne naczynia do kuchni. A jak ci się podobało w naszym lokum? Co prawda chyba widziałaś tylko podziemia – patrzę na nią znacząco – ale jak wpadniesz następnym razem to weź no tego gbura poproś o prawilny house tour. Albo ja cię oprowadzę. Chociaż jak ostatnio wziąłem na wycieczkę Darka po lochach Camelotu to walczyliśmy o życie ze zgrają inferiusów, taka gratka – płynnie przechodzę z jednego tematu na drugi i rozsiadam się wygodnie, bo to dopiero początek naszego plotkowania. – Zajebiste piwo – kwituję i ścieram ze stołu mokry ślad po kuflu. – No, w każdym razie, wracając do tematu Poziomki to wpadaj kiedy tylko znajdziesz wolną chwilę, ojebiemy jakąś rundkę w barona na werandzie póki pogoda jeszcze sprzyja. Chyba że po Avalonie masz dość hazardu – mówię niewinnie, licząc na to, że Brooks przyjmie moje wyzwanie i nazajutrz będziemy tasować kolejną talię kart, a ja jak zwykle wygram.
Uśmiechnęła się szeroko na te wszystkie rewelacje o Ruby i jej upodobaniu do utalentowanych artystów. Pamiętała również jej zamiłowanie do tańczenia i spadania ze stołu, tak więc wcale się nie dziwiła, że to właśnie Tomek wylądował w Ravenclawie, nie ona. Podobno tiara nie myliła się nigdy i niekiedy była w stanie w to uwierzyć. Tak jak wierzyła w to, że rodzeństwo najwyraźniej musi się od siebie różnić tak bardzo, jak to tylko możliwe i działać sobie na nerwy.
Pieski to miłość. Pieski to życie. Nawet taki wielki skurczybyk jak Duch nie był w stanie przekonać ją do tego, że spanie bez zwierzaka jest lepsze od spania z. Zresztą, im większy i im bardziej kudłaty pies, tym więcej ciała do wtulenia się, same plusy! W spaniu nie pomagały za to budziki, wyłączane co kilkanaście minut przez współlokatora. Każdy powrót do domku po całodziennych przygodach w Avalonie oznaczał dwie rzeczy – wieczorne granie w karty i szorstki poranek. Radziła sobie z tym w jedyny realny sposób, czyli wstając przed Tomkiem i rozbudzanie się kubkiem dyptamowego smakosza.
- Czekaj, co? Z Tadka Edgcumba? – zapytała zdziwiona, kiedy to przyjaciel podzielił się z nią nowiną o bigosowych zabawach na urodzinach Marli. – Myślałam, że dalej odmraża sobie dupę w Rosji. Sto lat go nie widziałam. W każdym razie, o co wam poszło? Zanim rzecz jasna postanowiłeś zlizać z niego kapustę. – Niechęć do byłego gracza sączyła się z ust przyszłego króla Wizengamotu, co nieco ją bawiło. Zwłaszcza dlatego, że Radek, a właściwie Tadek była raczej za przesadnie grzeczny i miły, więc się zastanawiał, co taki łagodny olbrzym musiał zrobić poczciwemu Thomasowi.
O szemraną przeszłość najłatwiej byłoby chyba zapytać samego Irka, zamiast tak szeptać i plotkować w jego królestwie, pod jego długim i zielonym nosem. Nie wiedziała jednak, jak ten przyjemniaczek zareaguje na takie zainteresowanie jego przeszłością, tak więc zostało ściszenie głosu i wysnuwanie kolejnych teorii.
- Myślę, że mógł mieć na niego jakieś haki. Słyszałam też, że zakochał się w sowie Raziela, a ten nie był zbyt przychylny ich związkowi. Zresztą, jak chcesz, to sam zapytaj. Nie, żebym cię podpuszczała, ale nie zrobisz tego. – Wyszczerzyła się zaczepnie, stukając się z ziomkiem browarem. Wlepiła swoje wielkie brązowe oczy w przyjaciela, kiedy tak słuchała o ich wspólnym mieszkaniu w Poziomce. A potem chrząknęła i się zaczerwieniła jak burak, kiedy to chłopak stwierdził, że widziała jedynie sypialnię Augusta.
Zmieszała się przeokrutnie, upiła piwa i coś tam wymamrotała, że spoko, że ładnie, że wpadnie z wizytą i takie tam. A potem wykorzystała okazję i błyskawicznie zmieniła temat na nieco mniej wstydliwy. – Też byłam w tych lochu, z Augustem. Jeden inferius wybuchł i potem byliśmy cali w jakiejś cuchnącej brei i kawałkach ciała. Obrzydlistwo. – Tak, zdecydowanie. Rozmawianie o wybuchających truchłach było zdecydowanie lepsze od bycia przyłapywaną w Pioziomce na „zwiedzaniu” piwnicy Edgcumba. – Tak szczerze, to nigdy nie lubiłam karcianek. Po prostu chciałam z wami spędzać czas, chłopaki. – Przyznała w końcu. – Ale jak mi pozwolisz wygrać, to może zmienię zdanie.
Thomas Maguire
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam bardzo dziewczęcą twarz, upierdliwe rodzeństwo i piękne włosy, których nie umiem ogarnąć
Wzdycham ciężko, gdy dopytuje o Radka, bo ciężko mi wyjaśnić czemu typ mi się nie spodobał. W zasadzie to z perspektywy czasu nie do końca wiem czy moje zarzuty są słuszne czy były wtedy spotęgowane nadmiarem bimbru i dziwnej wódki czy zakąsek. – Tak, z tego Tadka. O, w Rosji siedział? No to ciekawe kiedy tam znów wróci… – zastanawiam się na głos, być może trochę nieuprzejmie ciesząc się, że szlachetny Tadeusz nie siedzi na stałe tutaj. – Co on tam w ogóle robi? – dopytuję ciekawsko, chociaż jestem pewny, że padnie odpowiedź w stylu „ma tam swój harem kobiet, którym codziennie kupuje nowe mieszkanie czy samochód”. – Ech, o nic nam nie poszło. Nie ufam typom, którzy są mili aż do porzygu, pojawiają się znienacka i szastają pieniędzmi i komplementami, a co gorsza, robią to – parodiuję gest Radka uchylającego niewidzialny kapelusz i aż przewracam oczami poirytowany. – Jest zbyt idealny, żeby mógł być prawdziwy, gdzie jest haczyk? – unoszę zgięte w łokciu ręce w górę i robię minę wyrażającą zwątpienie w jego dobre zamiary. Szybko się jednak zajmuję czymś, co mi poprawia humor, a mianowicie plotkami o Irku. – No Ireneusz wygląda na takiego, co trzyma wszystkich w garści, nie zdziwiłbym się, gdyby i Raziela za jaja trzymał – snuję jakieś hipotezy wysnute z palca i aż wytrzeszczam oczy, gdy Julka stawia przede mną takie wyzwanie. – Poczekaj aż trochę wypiję dla animuszu, niecodziennie spotyka się tak znanego i pełnego temperamentu skrzata – odsuwam w czasie moją konfrontację z Irkiem, bo przecież Gryfon ze mnie żaden (te zepsute geny otrzymała Ruby i Ryan), ja zaś wyjątkowo wykazuję się rozsądkiem. Trochę mi głupio, gdy tak bezpośrednio zagaduję o jej pobyt w naszej Poziomce, który polegał na zwiedzaniu tylko pokoju Augusta, ale nie spodziewałem się, że dziewczyna aż tak się speszy. Dlatego gdy zmienia temat, z łatwością go podejmuję, żeby odsapnęła i poczuła się odrobinę bardziej swobodnie. – Coooo? – dziwię się. – U nas było dokładnie tak samo. Myślałem, że nigdy nie wydłubię tego świństwa z włosów, TRAGEDIA. Wyobrażasz sobie stan moich loków po takiej przygodzie? – aż wzdrygam się na samo wspomnienie i prędko zapijam je piwkiem. – Co najśmieszniejsze, do samego momentu kulminacyjnego, czyli kiedy pojawiła się wokół nas cała zgraja truposzy, sądziliśmy, że to element wystroju i po prostu stworzyli tak klimatyczną wystawę – bez krępacji opowiadam i rozkładam pod stołem chude nogi, niechcący szturchając Krukonkę. – Oj sorka – mamroczę. A potem muszę zmierzyć się z informacją, że Julka nie lubi grać. – Och, no co ty? W sensie to nic złego, oczywiście, po prostu zawsze tak chętnie się zgadzałaś, że nawet przez myśl mi nie przeszło, że możesz tego nie lubić. Kurwa, w takim razie twoje wakacje ze mną jako współlokatorem to musiał być koszmar. Hazard, niepotrzebne pobudki… Dramat. Sorry, mordo – szczerze przepraszam za to, że byłem takim chamem całe lato, nawet jeśli nie miałem o tym pojęcia. – Ale na celową przegraną z mojej strony nie masz co liczyć, niczego nie traktuję poważniej niż partyjek w karty. No, może jeszcze międzynarodowe prawo i bunty goblinów – wyśmiewam swoje zainteresowania, które dla większości są najzwyczajniej w świecie nudne. – W każdym razie obiecuję, że już nigdy nie będę cię namawiał na żadne rundki w barona czy durnia – przykładam dłoń do serca.
______________________
i read the rules
before i break them
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Dziś był dzień, w którym Julka wypowiedziała wojnę światu. Chociaż bliższe prawdy było to, że to świat wypowiedział wojnę młodej pałkarce. Dziewczyna ledwo zdążyła przejść bramę Hogwartu, a z miejsca została zaatakowana przez stado sów, które nieudolnie odpędzała zaklęciami. Skończyła to nierówne starcie z podrapaną gębą, piórami we włosach i odchodami na mundurku. Ledwo zdążyła się doczyścić przed wejściem do zamku, a została zaatakowana po raz drugi i to starcie również przegrała. Była więc teraz podwójnie podrapana i podwójnie wkurwiona. Ta złość znalazła ujście na przedłużającej się lekcji z Patolem, z której wyleciała z hukiem za mamrotanie przekleństw pod nosem.
Z nogami jak z ołowiu doczłapała do damskiej łazienki. Przemyła twarz wodą, wyjęła pióra z włosów i potraktowała mundurek chłoszczyść. Rozcięcie na policzku zakleiła zwykłym mugolskim plastrem i w jednej chwili zamarzyła o tym, żeby zniknąć. Po prostu zniknąć. Zapaść się pod ziemię i zapomnieć o tym parszywym dniu. Cóż, tak się dobrze składało, że znała takie miejsce, i to bardzo blisko.
Sekretny bar u Irka. Zakazana dziupla na tyłach hogwarckiej kuchni. Zapomniana przez dyrektorów, ale nie przez jej wyznawców. Kolejne pokolenia młodych miłośników pokątnej alkoholizacji odnajdywały tu przystań. Jak, od wielu lat Brooks. Julka weszła do środka, dzierżąc w dłoniach wycyganiony od Gwizdka słoik kiszonych. Powolnym krokiem ruszyła w kierunku baru. Położyła kiszone na ladzie, przywitała się ciepło z właścicielem dobytku, zamówiła kufel zimnego islandzkiego piwa i popielniczkę. Podobno dżentelmeni nie piją przed dwunastą, ale na szczęście Julka nie była dżentelmenem, tak więc nie musiała się przejmować takimi zakazami.
- Słyszałeś Irku coś o tym Scrivenschafcie? – zapytała, upijając sążnistego łyka. – Ponoć na bakier z myśleniem? – zaczęła ploteczki. Właśnie tak chyba spędzi resztę dnia, plotkując przy piwie, zamiast faktycznie iść na zajęcia i się przekonać na własne oczy.
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów | głośny i energiczny | zawsze w dobrym humorze
Sekretny bar u Irka - przybytek, który w jego mniemaniu ratował tę szkołę przed zupełnym upadkiem, który zawsze z otwartymi ramionami przyjmował go w swoje ramiona i potrafił ukoić nerwy porcją doskonałego trunku, który nie zawodził choćby się paliło i waliło. U Ryśka paliło się zdecydowanie, a chociaż bywało w jego życiu znacznie gorzej, to musiał przyznać, że nabyta w tajemniczych okolicznościach umiejętność zionięcia ogniem, która początkowo szalenie go bawiła, zaczynała być już nieco upierdliwa i powoli wymykała się spod kontroli. Ludzie nigdy specjalnie do niego nie lgnęli (po dziś dzień nie rozszyfrował, dlaczego), a teraz, kiedy przysmalone brwi albo ubrania były niemalże gwarantowane podczas rozmowy z nim, koledzy i koleżanki unikali go jeszcze skrzętniej. Nauczyciele zdawali się traktować go jeszcze surowiej i patrzeć jeszcze bardziej niechętnie i prawdę mówiąc, zaczynał nawet żałować, że nie został w Czechach. Oczywiście były to tylko głupie, smutne myśli, na które istniało niezawodne lekarstwo - alkohol. Wstęp do Irka miał załatwiony już od pierwszej klasy, posiadał bowiem niesamowite koneksje u samego właściciela: mieszkający z nimi, niegdyś jako pracownik, a teraz członek rodziny, skrzat domowy Jacek, który Ryśka wychowywał jak syna, był Irka rodzonym bratem. Z tego też powodu miał w barze nawet swój własny, osobisty kufel. - To co zwykle. I pozdrowienia od Jacka. - powiedział po wejściu, przybijając z barmanem pełną czułości sztamę nad kontuarem, dopiero po chwili się orientując, że nie jest sam. Nie spodziewał się, że kogokolwiek tu znajdzie w godzinach porannych, które większość społeczeństwa postrzegało jako te, które należy przeznaczyć raczej na obowiązki. Dlaczego tak było? Tego nie wiedział, wiedział jedynie że zdecydowanie się z tym nie zgadza. Nie musiał się wcale długo zastanawiać, żeby w bywalczyni baru rozpoznać Julię Brooks, niegdyś znaną głównie z widzenia Krukonkę, teraz - gwiazdę quidditcha. W innych okolicznościach pewnie by się do takiej celebrytki nie dosiadał, ale bary, a zwłaszcza sekretne bary w szkołach, rządziły się swoimi prawami. - Siema. Można? - nie czekając na odpowiedź, opadł na stołek obok i przysunął sobie miseczkę z barowymi orzeszkami, w których łapska maczało wcześniej jakieś dwadzieścia osób - Scrivenshaft to geniusz i wizjonier, na jakiego nie jesteśmy po prostu gotowi - wyjawił w przerwie między chrupnięciami, a przecierający pieczołowicie blat Irek pokręcił tylko głową, niemym gestem przekazując, że dla niego to w ogóle szkoda gadać. - Dlaczego o nim gadamy? Spaliło mu sklep? - zainteresował się, bo był kompletnie nie w temacie, i kiedy poczuł znajome drapanie w gardle, odkaszlnął dyskretnie kłębek dymu, który musiał zapodziać mu się gdzieś w płucach po ostatnim wyrzucie ognia. Dzięki Merlinowi, że tylko tyle, bo ostatnie, czego by chciał, to spalić przybytek Irka. Albo nadzieję brytyjskiego quidditcha.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Krukonka upiła piwa i to bez zbędnego ociągania. Taki gówniany nastrój nie poprawiał się od samego tylko patrzenia się na butelkę. Trzeba z niej było jeszcze pić! Korzystając z faktu, że była u Ireczka kochanego sama jak ten palec, nie przejmowała się za bardzo manierami. Bo i komu miała niby imponować, skrzatowi? Nie, mogła więc być sobą. Wzięła kolejny duży łyk, beknęła głośno i zachichotała, tak dla równowagi cicho, bo rozbawiło ją to wielce. Była właśnie w trakcie dobierania się do drewnianej miseczki wypełnionej słonymi nerkowcami, kiedy zaskrzypiały drzwi od „lokalu”. Mimochodem spojrzała na zegarek. Do dwunastej było jeszcze dobre pół godziny, tak więc ktokolwiek tu przybył, nie był dżentelmenem. I chyba w sumie dobrze. Z dżentelmenami można było rozmawiać o „Dumbledurke” czy „Przeminęło z karłem”, a nie upijać się melancholijnie i wymieniać porozumiewawcze spojrzenia znad szklanicy. Albo plotkować o nowym nauczycielu mugoloznawstwa.
Krukonka kątem oka spojrzała na jegomościa, który z Irkiem żył jak widać w wyjątkowo dobrej komitywie. Nie dostrzegła słoika z ogórkami, więc faktycznie musieli być sobie bliscy. Brooks pomimo tylu lat wizyt, wciąż nie zebrała się na to, by nie przynieść sfermentowanego w słoju myta.
- Siema, mo... – Nie dokończyła, bo jegomość nie czekając na odpowiedź, klapnął sobie naprzeciw. Najpierw zmrużyła oczy, kiedy ten gadał i genialnym wizjonerze i królu papieru. Potem oczy jej się rozszerzyły, kiedy rozpoznała w chłopaku znajomego mijanego niegdyś na szkolnych korytarzach. – O, McGill. Kopę lat. – Rzuciła z uśmiechem i podsunęła w kierunku chłopaka miskę z orzechami. Powinno pasować do tego czegokolwiek, czym raczył się jej gryfoński rozmówca. Dziewczyna odruchowo poprawiła grzywkę i spojrzała pobieżnie, czy gdzieś na krawacie, czy szacie nie został fragment przyozdobiony sowią kupą. W końcu dobre pierwsze wrażenie można zrobić tylko dwa razy. – Został nowym nauczycielem mugoloznawstwa. – podzieliła się ploteczką, ale nie wchodziła w szczegóły. Zwłaszcza że szczegóły te wiązały się z faktem, iż poprzedni nauczyciel skończył spalony na wiór przez smoka, trochę tylko groźniejszego od tego, który siedział naprzeciwko niej. – Zgaga? – rzuciła mądrze, komentując to kasłanie dymem i sięgnęła po butelkę.
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów | głośny i energiczny | zawsze w dobrym humorze
- Brooks! - zakrzyknął entuzjastycznie, trochę zaskoczony tym, jaki kopnął go zaszczyt, że został przez pałkarkę zapamiętany nie tylko z mordy ale i z nazwiska. A przy tym był oczywiście bardzo ukontentowany z takiego obrotu spraw, bardzo by to było przykre gdyby go Julka przepędziła, kiedy on zdążył już się tak wygodnie rozsiąść na twardym barowym stołku. - Dobrze wiedzieć, że nie tylko ja tu nie jestem dżentelmenem - stwierdził, unosząc w mini toaście podaną mu przez Irka szklankę z bardzo tajemniczą zawartością; był to autorski drink skrzata, którego receptury strzegł równie pilnie co wstępu do baru. Na odpowiedź Krukonki o nowym profesorze Rysiek taktownie przygasił towarzyszący mu do tej pory uśmiech, bo poniekąd temat zszedł na zmarłych w tragedii, ale moment refleksji nie trwał zbyt długo, bo zaraz podjął: - A, no fakt, nie wiedziałem. I co, nie sądzisz że to zajebisty wybór, jakkolwiek nie szkoda oczywiście Harringtona, niech spoczywa w pokoju i Merlin ma go w swojej opiece, ale ja myślę że Scrivenshaft zrewolucjonizuje tę budę. Powinniśmy zepchnąć tą całą Wang ze stołka i zrobić z niego dyrektora, dokładnie kogoś takiego trzeba w tej smutnej jak pizda szkole - podzielił się z nią swoimi refleksjami wcale nie pytany i nieprzejęty wciąż wyrażającą dezaprobatę miną Irka, zagryzając alkohol orzeszkiem. Na bardzo błyskotliwe pytanie Brooks o zgagę odpowiedział prosto i szczerze: - W chuj. - a na potwierdzenie tych słów sekundę później krótkim, ale intensywnym strumieniem ognia przypalił na rumiano nie tylko te nieszczęsne nerkowce, ale i własną dłoń. Westchnął tylko zrezygnowany, bo to był już trzeci raz tego dnia, jak udało mu się podpalić przy okazji samego siebie, i zerknął na Julkę, starając się nie tracić humoru. - Mam nadzieję, że prażone też lubisz - rzucił żartobiliwie i, oparłszy głowę na dłoni, a łokieć na kontuarze, odbił piłeczkę: - A ty? Ciężki dzień? - bo wystarczył jeden rzut oka na dziewczynę, żeby zauważyć, że u niej też coś ewidentne nie grało.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Zaskoczona była sama Brooks, która nie spodziewała się po Gryfonie takiego entuzjazmu, zarezerwowanego raczej w jej mniemaniu dla pewnej uroczej blondkrukonki, której potrafił w głowie zawrócić piękny kształtem płatek śniegu. Takiej sympatycznej mordy łatwo się nie zapominało, choćby i irlandzkiej, a sympatyczna morda naprzeciwko była tym, czego chyba dzisiaj potrzebowała.
- Ciągnie swój do swego. – Skomentowała lekko. Dotychczasowy wkurw, został nieco przyćmiony przez ekspresyjność Gryfona. I chwała Merlinowi za to. – Poza tym, wbrew pozorom, mam cycki. Bliżej mi więc do damy, niż do dżentelmena. A damy piją, kiedy chcą. Żeby móc z takimi dżentelmenami wytrzymać.– Dodała, spoglądając z zaciekawieniem na zawartość szklanki rozmówcy. – Irku, czy mogę poprosić to samo? U mnie już sucho. – Zwróciła się do skrzata, po czym dopiła browarka. Za szybko niestety, bo aż jej się odbiło pianą, jak u jakiejś starej gaśnicy.
Julka nie lubiła rozmawiać o trudnych tematach. Nie robiła jednak tego z tego prostego powodu, że nie miała w sobie zbyt wiele empatii, ani poszanowania ludzkiego życia. Gdyby tak było, nie byłaby raczej pałkarką. Tematów takich uniakała więc z tego prostego powodu, by inni tego nie dostrzegli.
- Szczerze? Sądzę, że na tym etapie mam to w dupie. Za pół roku mnie tu nie będzie, więc niech się dzieje, co chce. Oczywiście o ile przeżyjemy. To już inna sprawa. – Dziewczyna odebrała drinka od cudownego Ireczka, przyjrzała mu się dokładnie, niuchnęła. Nie miała bladego pojęcia, co się w nim znajduje, ale jak już go zamówiła, to grzechem byłoby nie spróbować. Upiła łyka i gdyby miała czapkę, to by jej spadła z głowy z wrażenia. – Irku, jak kiedykolwiek będę brała ślub, masz być moim barmanem i przyrządzić to cudo. Jest genialne.
A więc jednak biedny Ryszard również ucierpiał przez te przygody ze smokami. Plus był taki, że ognia się nie bała, w przeciwieństwie do wody, tak więc nieszczególnie przejmowała się tym, że co jakiś czas zionie ogniem. Po prostu widząc potencjalne zianie, odsuwała się lekko w lewo czy prawo, czekając, aż skończy. Kiwając głową, uśmiechnęła się, wpakowała do ust porcję orzechów i żując je dokładnie, zastanawiała się nad kolejnym pytaniem. W końcu zapiła orzechy drineczkiem i odpowiedziała.
- Nie ciężki. ZJEBANY. Smoki rozjebały szkolne sowiarnie i teraz praktycznie każdego dnia jestem atakowana przez te pierzaste bestie. I do tego ten chuj Patol… no ale mniejsza o to. Opowiadaj gościu, gdzie byłeś, jak Cię nie było.
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów | głośny i energiczny | zawsze w dobrym humorze
- A, mój błąd. Twoja pała zawsze odwracała uwagę od cycków - skomentował bardzo inteligentnie, niesamowicie ubawiony słowami Brooks, ale prawda była taka, że mogliby się tutaj teraz tytułować na milion różnych sposobów, a wniosek i tak był tylko jeden: każdy z nich miał w sobie dwa pustniki i oba były tego dnia bardzo spragnione. Dzięki temu stanowili dla siebie idealną kompanię. Rysiek podekscytował się po raz kolejny niczym pewna blondwłosa Krukonka, kiedy usłyszał że jego towarzyszka prosi Irka o najbardziej niesamowity drink jaki istniał na tej planecie, a o którym każdy, kogo znał i kto go próbował, twierdził że jest absolutnie niepijalny; dlatego też zaczął aż wiercić się nerwowo na stołku, tak się nie mógł doczekać aż Julka go spróbuje i wyrazi swoją opinię. - O stara, nie pożałujesz - napomknął mimochodem, dodając uprzejme NA ZDROWIE kiedy damie elegancko odbiło się pianą, a potem z wielką uwagą słuchał jej wypowiedzi na porywający temat dalszych losów szkoły. I parsknął śmiechem w swojego drinka. - Podoba mi się to podejście. Pewnie po feriach coś się znowu odpierdoli z przytupem, jak obstawiasz? Ja myślę że - zastanowił się na sekundę, w trakcie której dopijał ambrozyjnego drinka - albo kałamarnica w końcu wyjdzie z jeziora i nas wszystkich wpierdoli, albo Patol wprowadzi reżim i zamieni nas w kible - stwierdził super poważnie, obracając prawie już pustą szklankę w dłoniach i naprawdę uważał oba scenariusze za równie prawdopodobne. A kiedy Julka wyraziła ogromną aprobatę na temat drinka, ożywił się i walnął dłonią w blat, wołając: - TO SAMO POWIEDZIAŁEM!!! Prawda Irek? To samo dokładnie powiedziałem, jak tego pierwszy raz spróbowałem - cieszył się, podsuwając swoje naczynie skrzatowi, bo natychmiast nabrał ochoty na drugą rundę - Musimy się hajtnąć ze sobą nawzajem po prostu, to przeznaczenie. Tylko nie pytaj Irka, co jest w składzie, bo to taki sekret że może cię zamordować spojrzeniem i nie dożyjesz wesela - uprzedził lojalnie, zerkając na groźnie łypiącego na nich Ireczka, któremu wyraźnie nie w smak była choćby myśl o wyjawieniu tajemnego przepisu. - Na ślubie Jacka, swojego brata, Irek ten drink polewał i mówię ci, nie dość że zabawa była do samego rana, to jeszcze małżeństwo takie udane, że się za jednym razem czworaczków dorobili i w ogóle super im się powodzi - dodał wesoło, chociaż beztroskie wspomnienia szampańskiej imprezy nie trwały długo, bo przerwał je strumień ognia siejący zamęt i zniszczenie. Całe szczęście, Julka niespecjalnie się przejęła tym gorącym incydentem i jak gdyby nigdy nic chrupała sobie przyrumienione orzeszki. No i super. Riki poszedł w jej ślady, również sięgając do dymiącej jeszcze lekko miseczki, gdy dziewczyna opowiadała mu o zjebanym dniu. Pokiwał głową ze zrozumieniem, bo doskonale wiedział o czym mówiła. - Też mnie jedna chciała ostatnio wpierdolić, ale ją spaliłem... A Patolowi to się już w dupie przewraca od tej władzy, słuchaj, ostatnio nas z Harrym wziął i zamknął w schowku na jakieś gówniane składniki i chyba liczył że tam sczeźniemy, w każdym razie zdążyłem wyryć tam w ścianie napis Patol, jakbyś przechodziła obok, na szóstym piętrze, to bądź tak miła i doryj do końca to chuj - poprosił, a potem siorbnął drinka i, bębniąc palcami o blat jakiś niezidentyfikowany rytm, zamyślił się na chwilę nad tym, jak w paru zdaniach ma opisać półtora roku życia spędzonego na fantastycznych przygodach, których w dużej mierze nie pamiętał - No jak to gdzie, tam gdzie każdy spierdala jak ma dosyć życia. W Czechach. I mówię ci, stara, gdyby ten drink co teraz pijesz był miejscem na świecie, to byłby Czechami właśnie. To jest jebany raj na ziemi - skwitował bardzo poetycko, nawet na koniec wzdychając z rozmarzeniem.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Rysiek inteligentnie skomentował jej skromną klatę, a ona bardzo inteligentnie przemilczała temat własnej pałki, bo nie o niej chciała dziś rozmawiać. Zresztą, nie było na to czasu, bo oboje musieli napoić spragnione pustniki, które wręcz usychały z tęsknoty za procentami. A na to akurat mógł coś poradzić król złoty Ireczek. Julka zamówiła drinka, którym to raczył się jej gryfoński kompan, mruknęła krótko „aha”, gdy chłopak stwierdził, że nie pożałuje i zaczęła opowiadać, co to się tam odjebało, kiedy Rysiek polował na słowiańskie dziewczęta o imionach Juditka, Ludmila czy Dobravka.
Uśmiechnęła się delikatnie na wizję siebie jako porcelanowy kibel. Właściwie to wkurwiony patol zamieniających ludzi w wychodek wydawał jej się bardziej wiarygodny niż kałamarnica siejąca śmierć i pożogę, bo po tym starym skurwysynu można się było spodziewać dosłownie wszystkiego najgorszego. Ba, nie byłaby zaskoczona, gdyby się okazało, że te wszystkie smoki i pożary, to zemsta latających gadzin za to, że Patol przed wiekami dokonał na nich niemalże całkowitego ksenocydu, bo akurat miał gorszy dzień i go w plecach jebało
Niemalże podskoczyła w miejscu, kiedy Rysiek dupnął dłonią w blat i ożywił się, kiedy Irkowy drineczek okazał się ósmym cudem świata. Sama jakość drinka była wystarczającym powodem, żeby się hajtnąć, o ile drink oczywiście pojawi się na weselu. – Gdzież bym śmiała denerwować Ireczka, no proszę cię, mój drogi. Zresztą, nawet gdybym wiedziała, co jest w środku, to zabrałabym ten sekret do grobu. SŁYSZYSZ, IRECZKU?! JA TO ZA TOBĄ JAK ŚLIWKA W KOMPOT! – Zapewniła skrzata, że nie ma powodów, żeby tak groźnie na nią łypać. Apotem wsypała do gęby porcję orzeszków, którymi się mało nie zakrztusiła ze śmiechu, kiedy Rysiek zaczął opowiadać o super małżeństwie Jacka. Fajnie, że im się układało, ale czwórka dzieciaków za jednym podejściem? To brzmiało jak przewlekła bezsenność przez najbliższą dekadę. I nagle sobie uświadomiła, że jeżeli to faktycznie wina drineczka, to może picie go na weselu nie jest takim dobrym pomysłem? No ale rezygnować z takiego napoju bogów, prawdziwej ambrozji? Istny wybór tragiczny, gdzie cierpi się niezależnie od podjętej decyzji.
Może to alkohol, a może niebywałe poczucie humoru Ryśka, ale przez te kilka minut rozmowy i drinkowania, zupełnie przestała się przejmować tymi jebanymi sowami. A zamiast tego rumieniła się na mordzie od alkoholu i śmiała coraz głośniej. Uśmiechy przeszły w chichot, a ten w parskanie przez nos jak świnks. Do tego chyba przejęła nieco odwagi od swojego gryfońskiego kompana, bo obiecała mu na życie Harrego (jej Harrego, nie tego Ryśkowego), że rozbuduje nieco wypowiedź i napis PATOL zamieni się w PATOL SIKA NA SIEDZĄCO. – To czemu wróciłeś? – zapytała mądrze, jak to Krukonka. – W sensie zajebiście Cię widzieć, nie zrozum mnie źle, ale z raju się raczej wraca. Zwłaszcza na Wyspy, gdzie co roku mamy cyrk na kółkach.
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów | głośny i energiczny | zawsze w dobrym humorze
Z każdym słowem Julki tylko utwierdzał się w przekonaniu, że to była wspaniała dziewczyna, a już najbardziej to w momencie kiedy z takim zaangażowaniem zapewniała o lojalności wobec Ireczka, który najwyraźniej był jej idolem jak dla Ryszarda Jacek. Był to wzruszający moment, który wymagał uczczenia go kolejnym drinkiem, o co też poprosił dyskretnie skrzata, który swoją drogą, rozpromienił się od razu na słowa Krukonki, ani przez chwilę nie poddając jej szczerości w wątpliwość. - Ech Julka, takiej jak ty to z Lumosem szukać, daj znać jak tylko ci nie pyknie z Edgcumbem - pokusił się więc nawet bez ogródek o zuchwały podryw, oczami wyobraźni już widząc jak całą rodziną (on, Julka, ich czwórka dzieci, Jacek, Jackowa i ich czwórka dzieci oraz Irek) odświętnie ubrani zasiadają w niedzielę w skrzacim kościele, a potem przy stole, na którym czekają już kotlety z hipogryfa. Cudowna to była wizja i zupełnie go nie interesowało, że niezgodna z oczekiwaniami Julii, dla której jedyną zachętą był tu ambrozyjny drink. Który z każdym łykiem zdawał się smakować coraz lepiej, a może to rzeczywiście była kwestia swojskiego, doborowego towarzystwa? Ubawił się niesamowicie, gdy obiecała mu jak wspaniale ukwieci opis Patola w schowku i poprosił, żeby koniecznie utrwaliła to pięcioma zaklęciami ochronnymi, by mądrość ostała się na zamkowych murach na wieki wieków i cieszyła też oczy potomnych. A potem zadała mu bardzo krukońskie pytanie, nad którym aż musiał się chwilę zastanowić, w końcu sam był raczej głupi. - No wiesz... ostatecznie po dwóch latach mi się znudziło, cyrk jest totalnie ciekawszy niż raj - wyznał, układając z wysypanych na blat orzeszków jakiś obsceniczny kształt i zachichotał, gdy dzieło było prawie ukończone - Ileż można wpierdalać knedle i odnosić spektakularne sukcesy na polu randkowym... nic nie może wiecznie trwać i tak dalej - zarzucił poetycko - Zresztą, przyznaj że ten kurwidołek ma jakiś urok. Sama w nim siedzisz, a mogłabyś być dosłownie gdziekolwiek na świecie, jeszcze by się o ciebie bili - zauważył bystro, całkiem ciekawy jaki właściwie argument sprawiał, że Julka nadal tu była.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Jak by Julka mogła nie zapewniać Ireczka kochanego o swojej lojalności, skoro miała w nim pijanego wujka, który od trzeciej klasy podsuwał jej piwo i druzgotkowe, a nawet pozwalał spać w śpiworze za ladą, kiedy po tych wszystkich specjałach łeb miała ciężki i chciała uniknąć awantury z patrolującym korytarze Patolem? Co to, to nie! Irek miał, podobnie jak Gwizdek oraz inne domowe skrzaty, wyjątkowe miejsce w jej krukońskim serduszku i jeżeli już będzie tęskniła ze szkołą, to właśnie z powodu tych skrzacich bękartów, które w pewien sposób, były jej jak rodzina… wciąż mniej dziwna od niejednej czystokrwistej. - No no no, McGill. Przestań mi tu kręcić, bo jeszcze uwierzę i co to będzie? Świat nie jest na nas gotowy, uwierz mi. – Uśmiechnęła się cała jakaś taka wesoła po tych pięknych komplementach i poprawiła podstawkę pod szklaneczką, również u chłopaka.
Obiecała na kanapki Gwizdka i witki „Zory”, że jak już skończy zabezpieczać ten wielkopomny napis na ścianie, to prędzej świat się skończy pod smoczym ogniem, niż ten napis. Nowa cywilizacja, która powstanie na popiołach obecnej, będzie wiedziała, że Patol to pizda, co sika na siedząco, a śmiech Dżuls i Ryśka będzie się niósł zza grobu przez eony czasu. Piękna to była wizja, doprawdy. No, na pewno piękniejsza, niż czwórka małych Ryśków i Julek, bawiących się z całą armią skrzacich ziomków.
Popijając kolejnego Irkowego drinka, słuchała wywodu Ryśka na temat Czech. Sama wiedziała o nich tylko tyle, że można tam legalnie palić ziółko, więc może faktycznie było to miejsce, przy którym avaloński raj to nic więcej, jak kupa mchu z kilkoma jabłkami. Słuchała… i zjadała ze stolika orzeszki, ale nie dlatego, że była specjalnie głodna czy przeszkadzał jej ten orzechowy kuktas. Raczej drażnił ją ten bałagan, a nie chciała tak ostentacyjnie sprzątać i wkładać przekąski z powrotem do miseczki.
- Może i ma urok. – Zgodziła się niechętnie, bo od lat buńczucznie zapowiadała, że bilet już kupiony i wypierdoli jeszcze dziś. A potem wracała do domu i z jej wewnętrznych dialogów wychodziło zero, czyli nic. – Planowałam iść na studia do Durmstrangu, bo mają tam najlepszych nauczycieli od quidditcha, ale mnie nie przyjęli, bo nie jestem czystokrwista, więc zostałam w Hogwarcie. Potem sobie mówiłam, że po szkole wyjadę do Francji, żeby grać dla „Sójek”, ale w międzyczasie mi się ułożyło z Augustem i dostałam ofertę od moich „Os”. No więc raczej zbyt prędko tego cyrku nie opuszczę. – Wyjaśniła wylewnie, jak to się stało, że wciąż siedziała na Wyspach. I choć było wiele powodów, żeby je opuścić, takich jak Mordredy, klątwy czy inne chuje muje dzikie smoki, to jednak te dwa konkretne argumenty sprawiały, że Francja musiała poczekać. I być może, nigdy się nie doczekać Julkowej obecności.
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów | głośny i energiczny | zawsze w dobrym humorze
Nie spodziewał się, że to akurat z Julią Brooks połączy go akurat szczere uczucie względem skrzatów domowych, ale był oczywiście zachwycony tym odkryciem. Po pierwsze, im więcej wspólnego, tym lepiej, a po drugie wyglądało na to, że gdyby jeszcze kiedyś smoki (ewentualnie wściekli Ślizgoni) miały zaatakować szkołę i wziąć sobie na cel sekretny bar u Irka, poczciwy skrzat miałby nie jedną, a dwie osoby gotowe do zasłonienia go swoją własną klatą (w obu przypadkach równie wątłą) i dzięki temu odkryciu Rysiek mógł spać spokojnie. Oprócz poczucia solidarności ze skrzacimi przyjaciółmi, zaimponowała mu też pedantyczność dziewczyny, kiedy kątem oka zauważał jak poprawia przesuniętą nieznacznie podstawkę pod napojem. Schludna jak skrzat domowy po prostu, kolejna cecha zbliżająca człowieka do ideału! - Kręcić? W życiu, z moich ust tylko szczera prawda. Na smoki świat też nie był gotowy, a jakoś sobie radzi - zapewnił gorliwie, gdy zwątpiła w jego komplementy, a chwilę później, gdy nieuważnie pity drink poplamił kontuar baru, wycierał go dyskretnie rękawem mundurka, żeby Julia nie musiała się niepotrzebnie irytować widokiem syfu na blacie. Co prawda zaraz później sam wysypał w to miejsce garść orzechów, ale te w jego oczach były po prostu kreatywną sztuką użytkową, a nie bałaganem. Niestety, nie nacieszyły jego oczu za długo, bo zostały wyżarte przez towarzyszkę. No trudno, przynajmniej miał potwierdzenie, że je odpowiednio smacznie przypiekł tym ogniem piekielnym który go dręczył. Myśl o płomieniach chyba striggerowała kolejny atak smoczej przypadłości, bo kiedy Julia zaczęła opowiadać o tym co ją skłoniło do pozostania w cyrku, z ryśkowej paszczy wyleciał kolejny strumień ognia, całe szczęście zdążył nim trafić w pustą przestrzeń, w której nic nie uległo zniszczeniu i tylko Irek, przerażony tym widokiem, musiał zagryźć emocje ogórkiem, a poza tym nic się nie stało. Przeprosił serdecznie skrzata i rozmówczynię, zaraz maksymalnie skupiajac uwagę na Juleczce i jej historii. - W Souhvězdí było parę osób, które się przeniosły z Durmstrangu i to co o nim opowiadały brzmiało tak, że już lepsze klątwy i smoki niż to co się tam odpierdala i żaden nauczyciel quidditcha nie jest tego warty... zwłaszcza, że sami mamy niezłych, no, taki Walsh? - powiedział, zostawiając samo nazwisko profesora jako argument przemawiający na jego korzyść, w międzyczasie przetrząsając kieszenie by ostatecznie wyjąć z nich mocno przypaloną, ale jeszcze całą paczkę papierosków Hogšý. Pouczył jeszcze Julkę jak doświadczony wujek: - A wiadomo, miłość ważniejsza niż jakieśtam Sójki, i niech ci do głowy nie przyjdzie porzucać chłopa dla kariery, zwłaszcza takiego jak August, eh, po dziś dzień żałuję, że nie jest moim szwagrem... - i podał jej paczkę - Papieroska? Luksusowe, czeskie. Tam je można kupić dosłownie wszędzie i po taniości, a u nas? Ostatnio na Nokturnie prawie nerkę musiałem oddać, żenada - pożalił się, kręcąc głową z wielką dezaprobatą, bo był to istny skandal w jego mniemaniu.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Żeby ochronić przybytek Ireczka oraz wszystkich swoich skrzacich przyjaciół, Julka byłaby w stanie rozpętać istne tłuczkowe piekło, z którego żaden z oprawców nie wyszedłby cało. Wątłą piersią osłoniłaby Gwizdka i wszystkie butelki z przepalanką Avgusta, a przy okazji i Ryśka, bo poczciwa była z niego morda i całkiem niebrzydka. Zresztą, nie potrzebowała wiele motywacji, by stawać w szranki ze wściekłymi Ślizgonami, bo z tym domem już od pierwszej klasy miała na pieńku. A tego rudego pajaca Fitzgeralda, to by zatłukła ot tak, dla zasady. Bombarda między oczy i elo, idź być rudy gdzie indziej.
No kto by się spodziewał, że Julkowy pedantyzm mógł się spotkać z aprobatą gryfońskiego dżolero. Zazwyczaj ludzie patrzyli na nią ze zdziwieniem. A jak się jeszcze dowiadywali przypadkiem, że przyprawy w kuchni układa alfabetycznie, a książki na półce kolorami, to to zdziwienie zamieniało się szok i niedowierzanie. A tu tymczasem siadł naprzeciw niej kawaler o wyrozumiałym serduszku. I do tego uczciwy najwyraźniej, bo tak gorliwie zapewniał ją o szczerości komplementów, że aż mu uwierzyła.
- Dziękuję – odpowiedziała, mimochodem rumieniąc się lekko, od drinków rzecz jasna. I gdy Rysiek skończył już wycierać stolik rękawem, chwyciła go za dłoń i wyczyściła ten rękaw chłoszczyść. Jak na pedantkę, miała w tym mistrzowską wprawę. No i dzisiaj już tyle razy czyściła się z sowiego gówna, że była przekonana o tym, że potrafiłaby wyczyścić uszy Irka z zamkniętymi oczami. W sensie ona miałaby zamknięte oczy, nie Irek. Przewróciła oczami, kiedy kolejny płomień wyrwał się z Ryśkowej paszczy, a potem, żeby sobie trochę uprzyjemnić wpieprzanie orzeszków, postanowiła rzucać je do góry i łapać. Szło jej jako tako. Czasem któryś odbił się od czoła, czasem od zęba, a czasem wleciał tak dokładnie, że mało się nie udławiła. Bawiła się jednak przednio, słuchając Ryszarda i jego nowinek o Durmstrangu.
- Walsh jest świetny. Ma doskonałe podejście do ludzi i jest strasznie miły, więc zawsze ściągają do niego tłumy – Zaczęła opowiadać o puchonim ojcu, zapijając suchość w gębie drinem i starając się trafić orzeszkiem do szklanki Ryszarda. Bezbłędnie oczywiście! – Ale jeżeli chcesz wskoczyć na wyższy poziom, to mój drogi, tylko francuski diabełek Limier. Gość jest niesamowity. Cholernie dużo wymaga i nie uznaje kompromisów, a do tego był genialnym ścigającym… no uwielbiam typa. – Rozkręciła się, jak to miała w zwyczaju, gdy gadała o quidditchu. Jak by ją jeszcze Rysiek zapytał, co sądzi o nowym Nimbusie, to już w ogóle, siedziałby tu biedny do usranej śmierci, słuchając o przewadze witek leszczynowych nad brzozowymi oraz azjatyckiej myśli miotlarskiej nad brytyjską. Na szczęście McGill głupi nie był, choć kolor krawata sugerował coś zgoła innego.
Humor jej się popsuł dopiero w momencie, kiedy Ryszard przypomniał jej o istnieniu Marli. Brwi jej się nastroszyły jak u sowy (o ironio), a usta zwęziły w wąską kreskę, kiedy to nieco oschle stwierdziła, że nie zamierza stawiać kariery nad łysego. Szybko jednak wrócila do wcześniejszej beztroski, kiedy zaproponowano jej czeskie fajki. – A dziękuję, chętnie. – Przyjęła jednego i odpaliła go mugolską zapalniczką, którą to podsunęła koledze. – Powiedziałabym, żebyś nie palił, bo nie urośniesz, ale to akurat jest na plus. Coś podrosłeś w tych Czechach, nie? Pewnie po tych knedlach.
Ricky McGill
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 188
C. szczególne : irlandzki akcent | zapach błękitnych gryfów | głośny i energiczny | zawsze w dobrym humorze
Wyrozumiałość dla pedantycznych zwyczajów nie była niestety zasługą samego Ryszarda, lecz wychowującego go od małego - a jakże - skrzata Jacka, który może i nie wpoił mu zbyt wielu przydatnych wartości takich jak bezproblemowe funkcjonowanie w społeczeństwie, zasady savoir-vivre'u czy przestrzeganie reguł, ALE za to wbił do głowy że w domu ma być zawsze tak, żeby nie było wstydu jak wpadną niezapowiedzeni goście, a naczynia trzeba zmywać od razu po posiłku. I jeszcze wiele innych, które przytoczyć będzie można innym razem. Pochwalił bardzo eleganckiego Chłoszczyścia Julki, który rozprawił się z brązową plamą na rękawie zanim Rysiek zdążył mrugnąć i również serdecznie podziękował, szczerze poruszony tym gestem. Tworzyli razem wspaniały schludny duet sprzątający, niczym mop i jego trzonek, kiedy tak on czyścił stolik, a ona jego. Możnaby co prawda od razu użyć zaklęcia na blacie, ale gdzie wtedy byłaby współpraca? No właśnie. Po spektakularnym, ale męczącym wysrywie ognia, który pozostawił mu w ustach nieprzyjemny, zwęglony posmak, Julka również zapewniła im niesamowitą rozrywkę w postaci sztuczki z wrzucaniem orzeszków do mordy, które to wyczyny Rysiek obserował z takim zainteresowaniem jakby oglądał słynny finał mistrzostw quidditcha '94 (którego przebieg po dziś dzień jego stary rzewnie wspominał, gdy brakowało tematów na rodzinnych imprezach, a historię rzutu karnego sfaulowanej Mullet opowiadał tyle razy, że Ryszard czasem miał wrażenie że i on był tego naocznym świadkiem, chociaż przyszedł na świat jakieś dziesięć lat po nim). Nagrodził wiwatem wyjątkowo udany rzut, gdy orzeszek chlupnął prosto do jego szklanki i podniósł ją, żeby wyzerować do dna, zgodnie z zasadami drinkponga, w którego najwyraźniej niespodziewanie zaczęli grać. - Jak to Puchon - skwitował Walsha i próbował odwdzięczyć się trafieniem nerkowcem w drina Julki, niestety miał cela jak baba z wesela i chybił. - Muszę zostać na moim przeciętnym poziomie, bo Limier wyjebał mnie kiedyś z zajęć na czwartym roku i powiedział że jak jeszcze kiedyś przekroczę próg boiska na jego lekcji to poprosi Patola żeby mnie zmienił w tłuczek... no, uznałem że wolę się nie przekonywać, czy oprócz tego że wymagający i bezkompromisowy jest też słowny. Wygląda na słownego, dlatego omijałem jego treningi - opowiedział wstrząsającą historię zmarnowanego quidditchowego potencjału, który na pewno w nim drzemał, ale Limier uniemożliwił jego rozwój i właściwie to nie miałby nic przeciwko temu, żeby Julka rozwodziła się nawet o tych witkach i miotłach. Zawsze lepsze to niż jakieś gadanie o dupie Morgany, chociaż to też wychodziło mu całkiem nieźle. Zupełnie niechcący poruszył drażliwy dla Julii temat, a że był błogo nieświadomy tego, jak zazdrosna pałkarka była o jego siostrę, nagły przypływ oschłości wziął po prostu za oznakę tego, że może z Augustem jej się ostatnio kiepsko układa, a może za nim tęskni bo dawno się nie widzieli - i nie wnikał. Podziękował tylko uprzejmie za podsuniętą zapalniczkę i uśmiał się na jej słowa. - A żebyś wiedziała, wróciłem i Marlena mi musiała wszystkie portki od mundurka zaklęciami przedłużać bo wyglądałem jak ofiara powodzi - pożalił się, zaraz wzdychając z rozmarzeniem na wspomnienie knedli - To na pewno one, też powinnaś sobie trochę opierdolić. Jakbyś urosła z pięć cali, to byś budziła jeszcze większy respekt na boisku. Mam przepis, mogę podrzucić Gwizdkowi i ci zapoda obiad zmieniający życie - zaoferował uczynnie, zakładając że skoro wspomniany skrzat robił Julce kanapki, to i taką przysługę mógłby, i poprosił jeszcze Irka jeszcze o popielniczkę.
Julia Brooks
Wiek : 22
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pierścień działania na palcu,pachnie lawendą
Ten cały Jacek to faktycznie musiał być skrzat na skwał, skoro w pojedynkę potrafił wbić od łba krnąbrnego Gryfona zamiłowanie do ładu i porządku. Zasad jedzenia nożem czy widelcem można się nauczyć ZAWSZE, ale tego, żeby umyć po sobie talerzyk albo pozamiatać? To przecież pryncypia. Ty bardziej dziwiło to, że tak wielu czarodziejów zarasta brudem. Na brodę Merlina i węża Salazara. Przecież mieli chłoszczyć, które robiło za nich całą robotę! Nie musieli spędzać pół dnia z gąbką, szorując gary. Wystarczył ruch magicznym patyczkiem i cyk, gotowe. Poza tym Julka była zdania, że porządek w kuferku to porządek w głowie. A porządek w głowie? To porządek w życiu. Z kolei teamwork to dreamwork, więc wspólnie doskonale uporali się z bajzlem na stoliku, każde wnosząc coś od siebie do tych wielkich porządków. Jeżeli mogli się jakoś odpłacić Irkowi za te darmowe drineczki, to niedokładaniem mu roboty.
Nie dało się ukryć, że zawiła sztuczka polegająca na trafieniu orzeszkiem do kubka, wyszła młodej Krukonce perfekcyjnie. Nic więc dziwnego, że po drugiej stronie rozległy się wiwaty, na które przecież zasługiwała. Dumna z siebie jak cholera, dabnęła majestatycznie, śmiejąc się z siebie i własnej głupoty. A potem zagwizdała przeciągle w palce, kiedy Ryszard brawurowo osuszył szklanicę. – Jak to Puchon - zgodziła się, a potem ze smirkiem na gębie słuchała porywającej historii o Lazarze i właściwie to się nieszczególnie dziwiła, bo jak znała nauczyciela, to poruszyłby niebo i ziemię, żeby dopełnić złożonej obietnicy. – Cóż, nie każdy musi być królem miotły. – Stwierdziła całkiem szczerze. Właściwie to nawet rozumiała. W końcu kto normalny pozwalał się jebać jakiemuś żabojadowi, skoro zamiast tego można było pójść na kremowe do Hogsmeade. Istniało tysiące przyjemniejszych rzeczy od quidditcha, bo ten, choć zajebisty, wiązał się z lataniem w śniegu, deszczu czy skwarze. No i do tego dochodził jakiś milion możliwości zrobienia sobie krzywdy. Pod wieloma względami, to już smoki zdawały się bezpieczniejsze.
Rysiek ewidentnie nie załapał tego, że wspominanie o Marli nie poprawia Julce nastroju, a wręcz przeciwnie. Teraz więc znów zaczął opowiadać o siostrze powiększającej mu przykrótkie portki. Krukonka uśmiechnęła się więc tylko i bez szemrania zgodziła się na przyjęcie przepisu, bo knedle brzmiały dziwnie, ale smacznie. A co jak co, ale jedzenie to Julka kochała na równi z quidditchem, czego na szczęście nie było po niej widać. – Zmieniający życie… - powtórzyła cicho po chłopaku. – Powinieneś kiedyś spróbować gwizdkowych kanapek z szarpaną wołowiną. One to dopiero potrafią zmienić życie człowieka na lepsze. Gdybym miała jeść jedną potrawę do końca życia, to właśnie te kanapki. Słowo honoru, są genialne – Dodała, wrzucając do szklanki chłopaka kolejnego orzeszka. – Pij, McGill.
Casey O'Malley
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
To był naprawdę… emocjonujący start roku. Casey siedział w barze irka sącząc wodę ze szklanki, czerpiąc jedynie z atmosfery baru wokół niego, ale nie z alkoholowych półek, co było tym trudniejsze, kiedy geny czasem przypominały się o sobie, dominując nad wilą naturą i przypominając, że płynęła w nim irlandzka krew. Jakoś udało mu się jednak powstrzymać samego siebie przed konsumpcją czegoś mocniejszego, chociaż może pomocą okazało się nasłuchiwanie dźwięków z korytarza, jakby spodziewał się w lochach spotkać Li Wang. Co po ostatnim spotkaniu nauczycielskim nie byłoby wcale wykluczone. Drzwi do Irka pozostawił uchylone, kiedy zamknął je za sobą niedbale. Od trzech minut obiecał sobie, że je zamknie, nie spodziewając się, że akurat teraz ktoś będzie chciał tędy przechodzić. Nie robił jednak nic niedozwolonego, a jedynie korzystał z miękkości sofy obok barku, dlatego bezpiecznie i z ograniczonym zainteresowaniem, przechylił głowę na bok, ze szpary pomiędzy drzwi, próbując rozpoznać sylwetkę, jaka mignęła mu w tej wąskiej przestrzeni. Nawet przez te ledwie klilka centymetrów wizusu, poznał łuk pleców Emily, który był mu już znany, dlatego zachrypiał za nią: — Rowle. Tylko po to, żeby zwrócić jej uwagę i uśmiechnąć się do niej sardonicznie przez przerwę w drzwiach, a chwilę potem wstać, uchylić ją przed nią, ale nie na długo, bo jak tylko przekroczyła próg do pomieszczenia, przytrzasnął je – w końcu dopełniając obietnicy sprzed trzech minut. Tylko użył do tego jej ciała i łopatek, kiedy przyparł ją w przelocie do drewna. — Nie radzę pić – nie wyjaśnił tej myśli, kiedy cofał się, żeby polać jej wody. Niech cierpi razem z nim.
To był ciężki dzień. Była zawalona papierami, zmagała się z wieloma uczniami, którzy ani myśleli traktować jej poważnie a popołudniu zamiast odciąć się od pracy postanowiła pracować nad konceptem swojej pierwszej samodzielnej lekcji. W pewnym momencie dotarło do niej jednak, że potrzebuje chwili relaksu, inaczej wybuchnie na pierwszą lepszą osobę i wolałabym, żeby to nie był ktoś nieodpowiedni. Wzięła więc gorącą kąpiel, przebrała się w piżamę i wygodny, ciepły szlafrok (bo zamek już we wrześniu zawiewał jej upragnionym chłodem) i postanowiła napić się kieliszka wina. Niestety jej własne się skończyło, a że wiedziała o tym jak bardzo można liczyć na skrzaty, uznała spróbować szczęścia u nich. Emily uwielbiała interakcje ze skrzatami, więc kiedy tylko przekroczyła próg kuchni humor już jej się trochę poprawił, a kiedy zobaczyła uchylone drzwi do czegoś co wyglądało na jakiegoś rodzaju skrytkę uznała, że tam właśnie może znaleźć coś czego potrzebuje. Udała się więc tam ochoczo i już wzrokiem zaczęła wyszukiwać odpowiednią butelkę, kiedy nagle podskoczyła przestraszona slysząc za sobą głos, którego nie zdążyła zidentyfikować. - O'Malley, cholera. Wiesz która jest godzina? Podpowiem, niewłaściwa na takie zakradanie - powiedziała oburzona a to uczucie tylko narosło po jego kolejnym komentarzu. - Wiesz co, zdaje mi się, że dałam ci wystarczająco powodów żebyś pamiętał, że nie jestem już twoją uczennicą, więc co może cię obchodzić co zamierzam pić? - bezczelny typ.
Casey O'Malley
Wiek : 31
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 183
C. szczególne : gardłowy głos, zbielałe prawe oko, blizna po oparzeniu na prawej części twarzy, tatuaże na przedramionach, mniej widoczne - uwydatnione żyły i papierowa skóra - wszystko mniej rzucające się w oczy przez wili urok
Cofając się, wpatrywał się w jej twarz, nie odpowiadając na jej słowa, może dlatego, że dużą ich część potraktował jako pytania retoryczne. Co do drugiej części musiał się zgodzić, bo argumenty, jakich użyła, żeby przekonać go, że nie jest jego uczennicą były bardzo skuteczne i pozostawały pomiędzy nimi w tym momencie niedopowiedziane. Usiadł więc w milczeniu z powrotem na swoim miejscu, które wcześniej zdążył już wygrzać, a które teraz z powrotem było nieprzyjemnie chłodne, następnie opierając się łokciem na stoliku. — To pij – zdecydował w końcu i było coś niepokojącego w tej zgodzie, bo przecież wcale jej nie potrzebowała, to raz. Dwa, że w przelocie uniesiony w sardonicznym uśmiechu kącik ust coś zdradzał, coś, czego mężczyzna nie dopowiedział. Sam sięgnął po swoją wodę i upił kilka łyków, zwilżając gardło, jakby chciał złagodzić chrypę, chociaż wiadomo, że było to niemożliwe. — Wstałaś lewą nogą. Stwierdził, nie spytał, bo od razu było widać, że ten dzień nie był dla niej chyba najlepszym. Ale czy właśnie dlatego nie kręcili się w środku nocy bez celu, bez dyżuru, szukając sobie zajęć? Przez “gorszy dzień”. Caseya też nie był najlepszy, do tego stopnia, że nie podzielił się nim nawet z Xan, tę gorycz zachowując dla siebie. Mimo to, Emily spytał: — Był jakiś powód?
Jeśli ton jego głosu powinien wzbudzić w niej jakiś sceptyzm, to niestety Emily była gotowa znignorować wszystkie znaki z nieba i ziemi i posłuchać swojej własnej intuicji, która kazała jej napełnić kieliszek białym winem. Tak też zrobiła i nie minęła nawet sekunda, kiedy do połowy był już opróżniony. Poświęciła temu tyle uwagi, że przez chwilę ignorowała wręcz obecność drugiego nauczyciela, ale w końcu dosiadła się do niego, bo też prawda była taka - co innego miała ze sobą zrobić. Siedząc po drugiej stronie stołu zaczęła się bawić swoim kieliszkiem wina. - Poza byciem wystraszonym w miejscu które spodziewałam się zastać puste? - zapytała rozbawiona, ale podparła głowę zrezygnowana i ewidentnie zmęczona. - Tak. Nie wiem, to już mój drugi rok na asystencie, ale czuje, że dalej na korytarzu zlewam się ze studentami. Mam wrażenie że mam zero autorytetu. To raczej nie jest ci bliski dylemat, ale do odstraszania wszystkich na kilometr odległości też nie dąże, żeby nie było. Nie pomaga przedmiot, nie da się ukryć. Mam mieć niedługo samodzielną lekcję i nie wiem, chciałabym to zrobić dobrze. Wszyscy przychodzą na to mugoloznawstwo się pobawić - skrzywiła się, bo dla niej to było poważniejsze niż... dla absolutnie każdej innej osoby w tej szkole, o tym była przekonana. - A ja chciałabym wnieść coś wartościowego. Tylko nie wiem czy ktokolwiek jest tym zainteresowany - nie miała pojęcia czemu postanowiła tak otwarcie podzielić się z nim swoimi rozterkami, widocznie wino szybko zadziałało na zmęczony organizm. Zatopiła smutne westchnienie w kolejnym łyku.