Mieniące się srebrem punkciki na niebie miały to do siebie, że zdawały się tworzyć iluzję. Mamiły oczy, jedna chciała być piękniejsza od drugiej i zyskać miano tej najpiękniejszej na granatowym tle. Yasmine westchnęła pod nosem, kolejną lustrując spojrzeniem ciemnych, czekoladowych oczu. Zawsze wzbudzały w niej jakąś nostalgię, romantyzm. I chociaż niebo teoretycznie było to samo, widok, który znała z Włoch, był diametralnie inny. Czuła na sobie spojrzenie, jednak nie zareagowała, walcząc z tym głupim rumieńcem, który malował się jej na twarzy. Bardzo go nie chciała, wiele razy przemawiała sobie do rozsądku w sprawie Krukona i zwyczajnie starała się obarczyć winą chłodne, angielskie powietrze. Nie zdawał sobie sprawy, że większość ubrań przerabiała i zmieniała samodzielnie, inspirując się rzeczami widzianymi w ulubionych magazynach. Moda dla kobiet — ta czarodziejska — była odrobinę babcina. A czapkę z pomponem, a właściwie to i beret, również miała w swojej szafie i na pewno by go nie skrytykowała. Przecież wyglądał przynajmniej uroczo! Uśmiechnęła się na jego słowa, chociaż wcale nie chodziło o podnoszenie samooceny, tę miała dobrą. Lubiła ludzi, lubiła spędzać z nimi czas — za dnia, rzecz jasna, gdy słońce górowało nad głowami. Napędzało ją do towarzyskich spotkań, chociaż często ewentualnych flirtów i podrywów nie zauważyła, może wcale nie chciała. - Znając Ciebie, pomagasz każdemu i ich wyręczasz. - westchnęła tonem, który pozostawał w swojej pewności niedyskusyjny, chociaż daleko było temu do złośliwości. Słowa brunetki skrywały raczej ukryty komplement. Była pewna, że się przemęczał, chociaż nie zamierzała mu truć, marudzić czy robić uwag, bo to nie była jej rola i nie było to na miejscu. Obróciła się tyłem do barierki, którą mocno złapała rękoma. Podskoczyła, siadając wygodnie, oparła się stopami o niższą część metalu. Jedną dłonią poprawiła materiał szkolnej spódnicy, tkwiącej odrobinę nad linią kolan skrywanych pod czarnymi rajstopami. Wzruszyła ramionami. - Uznałam, że trafiłeś, więc nie wkręcam! Prawda to też to, w co wierzymy, nie? Jakże bym śmiała, Panie Prefekcie? - zapytała z udawaną powagą, powstrzymując się od śmiechu, bo jego własny był zaraźliwy. Z długiej kieszonki wszytej w wewnętrzną stronę ubrania, wyjęła różdżkę, płynnym ruchem rozpalając światełko Lumos. Z początku drażniło spojrzenie, jednak szybko się przyzwyczaiła. Przesunęła leniwie spojrzeniem po jego sylwetce i twarzy, odszukując spojrzenia. Zdecydowanie wydoroślał, a może była to kwestia mundurka? Słuchała go w milczeniu, unosząc brew na ziewnięcie będące jawnym objawem zmęczenia. Uśmiechnęła się łagodnie, kiwając głową w zrozumieniu, zeskakując z barierki, opuszczając różdżkę niżej. Złapała go z naturalną dla siebie spontanicznością za nadgarstek, aby unieść dłoń Krukona i spojrzeć na tarczę zegarka. - Masz rację, czas się kończy, zaraz zmienimy się mysz albo dynię, nie pamiętam. - odpowiedziała ciszej, cofając dłoń. Spojrzała na niego z uśmiechem, gdy oparł się o barierkę. Dłonią zgarnęła brązowy kosmyk włosów za ucho. - Trafię do łóżka, a Ty skończ patrol. Dobrze było Cię zobaczyć, a to — przerwała, podchodząc i nieco wspinając się na palce, musnęła jego policzek beztrosko, zostawiając za sobą aromat jaśminu i kwiatu pomarańczy, na szczęście bez błyszczyka. Miał ciepły policzek, ładnie pachniał. - to w podziękowaniu za wyrozumiałość i znalezienie gwiazdy. Do zobaczenia! Mam nadzieję, że niedługo. Cofnęła się, gasząc różdżkę i odwróciła się, ruszając w stronę wyjścia z wieży, a następnie — odrobinę koślawo i z pomocą obrazów, do wieży Gryfonów. To był miły wieczór.
|ZT |