Po wejściu do gabinetu pierwsze co rzuca się w oczy to ogromna przestrzeń. Delikatnie panujący tu chłód z wiecznie uchylonych okien wypełnia przestronną komnatę, w której zmieści się naprawdę sporo osób. Dominują tu ciepłe odcienie brązu, co nadaje pomieszczeniu aury przytulności i estetyki. Wokół rozchodzi się zapach świeżego powietrza, nowych książek i sosnowych igieł. Na podłodze znajduje się tłumiący kroki obszerny dywan, tuż przy drzwiach dostrzec można dwie, wypolerowane na błysk zbroje łypiące na Ciebie spod przyłbicy, jeśli po wejściu się należycie nie przywitasz. Z lewej części gabinetu wbudowany jest kominek podłączony do Sieci Fiuu. Na wprost, po pokonaniu kilku schodków, na podeście stoi duże hebanowe biurko z dwoma krzesłami o miękkich obiciach. Prawie zawsze panuje na nim nienaganny porządek. Przy ścianach stoją wysokie i obficie wyposażone regały z wieloma interesującymi pozycjami. Z prawej strony, tuż nieopodal stojącego zegara (wystarczy dotknąć, a wrzeszczy o naruszeniu prywatności) znajdują się drzwi prowadzące do części prywatnej profesora Voralberga. Niewiele mniejsze od gabinetu, oprócz standardowego wyposażenia typu łóżko i szafa znaleźć tu można również pianino, którego nie słychać, bowiem na pomieszczenie zostało nałożone zaklęcie wyciszające. Obok znajduje się niewielka łazienka, bowiem Voralberg bardzo ceni sobie swoją prywatność i nie ma zamiaru kąpać się w publicznych.
IV piętro
Ostatnio zmieniony przez Alexander D. Voralberg dnia Sro Paź 16 2019, 22:18, w całości zmieniany 1 raz
Fabien E. Arathe-Ricœur
Wiek : 24
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Niewidomy. Cienkie, białe blizny na palcach.
Spotkania prywatne w gabinetach nie zwykły kończyć się dobrze. Na myśl od razu przychodziła sytuacja sprzed półtora roku, kiedy to na podobnym zebraniu nauczyciel zaczął torturować uczniów. A takie przynajmniej plotki opowiadano. Ciężko w owe nie uwierzyć, jeśli chwilę po tym wspomniany belfer wylatuje ze szkoły i ląduje w Azkabanie. Podchodził zatem ze sporą rezerwą do "godziny wychowawczej Krukonów", szczególnie, iż ślepota stawiała go na z góry przegranej pozycji. Z drugiej strony jakoś przeżył mecze Quidditcha, co będzie gorsze od tego? Ale nie popadajmy w aż tak czarne myślenie. Wszak nie każdy, kto chce być wychowawcą Ravenclawu musi mieć nierówno pod sufitem. Ten dom nie zwykł sprawiać problemów, to powinno się raczej martwić Gryffindorem. A jednak w dziwny sposób nie umiał pozbyć się złych przeczuć. Zacisnął palce na białej lasce. Wybijała się na tle jednolitego, czarnego stroju. Spodnie, koszula, buty, wszystko smoliste oraz zadbane. Przezornie wyczyszczone zaklęciem, coby wstydu nie przynosić okruchami albo włoskami jakiegoś zbłąkanego kota. I tylko laska burzyła estetyką, bijąc nieskazitelną bielą malowanego drewna, zakończoną agresywną czerwienią. Nie potrzebował jej, znał Hogwart na pamięć (oraz skrupulatnie omijał ruchome schody, różdżka im w poręcz), jednak chciał od razu zakomunikować nowemu nauczycielowi, z kim ma do czynienia. Ostatnio tak często musiał mieć ze sobą owy atrybut niewidomego, że jeszcze trochę i go nie daj Merlinie polubi. Wszak woli nie wprowadzać zamieszania z licznymi uczniami z wymiany, którzy nie znają jeszcze Fabiena. Acz wciąż lepsza laska niż psidwak. Tego by nie umiał zaakceptować. Zapukał niezbyt donośnie do drzwi i nie napotykając sprzeciwu, otworzył owe, wchodząc do środka. - Dzień dobry - przywitał się kulturalnie, uśmiechając lekko. Podejrzanie cicho w tym gabinecie. Nie wydawał się też mały. Z pewnej odległości dosłyszał miarową pracę zegara, w powietrzu unosiło się kilka interesujących, acz bliżej jeszcze nieokreślonych zapachów. Czyżby był pierwszy? Cudownie.
// Jeśli poczyniłem falstart, to przepraszam!
Elizabeth L. Cortez
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 161
C. szczególne : Tatuaż przy prawej łopatce, będący anielskim skrzydłem. Blizna na wewnętrznej stronie prawej dłoni. Lekki akcent hiszpański.
Drobna, ciemnowłosa dziewczyna o niebieskich oczach i niemal doskonałym uśmiechu, zapukała do drzwi lekko zaniepokojona i podekscytowana. Wiedziała, że nie może przegapić godziny wychowawczej z nowym nauczycielem, który widocznie chciał bliżej poznać swoich podopiecznych. Elizabeth nie często bywała w nauczycielskich gabinetach. Była uczennicą, na którą nikt z grona pedagogicznego nie narzekał, a szlaban to było słowo, które w ogóle nie istniało w obrębie jej osoby. Roztaczała wokół siebie doskonałość i pewność, przyjemną aurę, która niektórych doprowadzała do uczucia zazdrości lub szału. Być może nie była taka idealna, bo czy tak się da? A może tego stanu przybliżonego do oświecenia, zaznają tylko wybrani? Elizabeth L. Cortez należała do normalnych dziewczyn, poukładanych, wyróżniających się i na pewno skrywających wiele brudnych sekrecików pod tą maską nieskazitelności. Nikt przecież nie był idealny. - Dzień dobry.- Wchodząc do gabinetu profesora Voralberga, wniosła ze sobą woń cytrusowych perfum, które znaczyły każdy jej krok. Miała na sobie luźną bluzę z kapturem i komfortowe spodnie. Wybrała styl bardziej sportowy. Nie wiedziała, jak ma się ubrać, a strojenie się mogłoby być odebrane za bardzo teatralne, a ona zwracała na siebie uwagę, tylko wtedy kiedy musiała lub chciała. Jej wzrok szybko przyciągnął @Fabien E. Arathe-Ricœur. Uśmiechnęła się na jego widok, zapominając o skrupulatnym przyjrzeniu się pomieszczeniu, w którym spędzał większość swojego czasu Alexander Voralberg. - Fabien.- Nim wypowiedziała jego imię, lekko dotknęła jego ramienia. Zawsze tak robiła, kiedy widziała tego niewidomego chłopaka. To był swego rodzaju rytuał, w którym uczestniczyli razem.
Ezra T. Clarke
Wiek : 26
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
To był absolutnie kretyński pomysł. Może Ezra miał się nazwać wyjątkiem, lecz nie był szczególnie zainteresowany poznawaniem nowego opiekuna domu. Profesor Bergmann wyznaczył wysoką poprzeczkę - Ezra nie wierzył, by jakiegokolwiek nauczyciela mógł bardziej nie lubić, toteż Voralberg miał całkiem niezły start i wiele sobą prezentować nie musiał. Rzecz w tym, że mężczyzna mógł próbować się spoufalać, mógł nawet próbować ich wszystkich zapamiętać, ale Clarke'a to nie przekonywało. Nie wierzył, że w realnym problemie ktoś faktycznie przybiegnie do niego po plasterek i słowo pocieszenia. On bynajmniej nie zamierzał. I być może był to jeden z powodów, dla których na rzeczoną godzinę wychowawczą przychodził z tak paskudnym nastawieniem; w jego myślach kryła się obawa, że Voralberg będzie starał się ich czytać, analizować i Merlin wie co jeszcze. Podejrzliwość była bowiem domeną osób, które faktycznie miały coś do ukrycia. Swoje przyjście obwieścił trzasnięciem drzwi, tak głośnym, że aż sam wzdrygnął się z zaskoczeniem. Wokół sylwetki Ezry skrzykły się niewidzialne, lecz doskonale wyczuwalne iskierki frustracji; niewiele było trzeba, aby doszło do wyładowania. Najwyraźniej większa liczba Krukonów uznała spotkanie w gabinecie za kompletną głupotę - już teraz żałował podjętej decyzji, przez którą znajdował się w jednym pomieszczeniu wyłącznie z kaleką o niemal literacko eterycznym sposobie bycia i panną niby-idealną. Zaplótł ręce na klatce piersiowej w postawie odrobinę pasywno-agresywnej, zastanawiając się, co też opiekun ma im do powiedzenia i próbując tym zagłuszyć dopominającą się uwagi potrzebę zapalenia...
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Pojawienie się na spotkaniu zapoznawczym nie było moim ulubionym obowiązkiem dnia dzisiejszego. Prawdę mówiąc, gdybym nie obawiał się urazić nauczyciela, z pewnością nazwałbym je stratą czasu. Byłem absolutnie przekonany, że nowy nauczyciel nie będzie w stanie w ten sposób poznać nawet ułamka ze wszystkich uczniów Ravenclawu i łamałem sobie głowę nad tym co zamierzał przez to uzyskać. Czyżby naprawdę nie miał nic więcej do roboty popołudniami jak witać się z bandą niewdzięcznych dzieciaków? Z drugiej strony to było miłe, naprawdę. Fajnie było myśleć, że w gronie nauczycielskim wreszcie znalazł się ktoś kto faktycznie nie chce widzieć w tobie jedynie mundurka z herbem Ravenclawu wyszytym na piersi, a faktycznie prawdziwą osobę z krwi i kości. Doceniałbym to o tysiąckroć bardziej, gdyby nie zabierało mi to jednej z niewielu godzin wykradanych z Elaine właśnie takimi popołudniami jak te. Kiedy kończył się jeden patrol, a zaczynał następny, mieliśmy trochę czasu dla siebie. Mogliśmy napić się herbaty czy też po prostu wspólnie pospacerować po błoniach. Pomilczeć, bądź przegadać te godziny, wszystko mi było jedno. Liczył się tylko dotyk jej palców w mojej zaciśniętej dłoni i ciepły uśmiech błąkający się na ustach. Teraz jak nigdy odczuwałem ten chłód związany z jej nieobecnością. Nie widzieliśmy się od wczorajszego wieczora, a ja już łamałem sobie głowę nad tym jak mija jej dzień i co będzie robiła jutro. Czy tak wyglądała miłość? Jeszcze nie potrafiłem tego rozpracować. Zjawiłem się w gabinecie Voralberga, wślizgując się tuż za Ezrą, który drzwiami to prawie uciął mi nos. Spróbowałem nie spojrzeć na niego z niechęcią i chyba mi się to udało, ale tylko dlatego, że on sam wyglądał już jakby coś go ugryzło… i to wyjątkowo mocno. Przyjrzałem mu się ostrożnie, witając się ze wszystkimi obecnymi cichym „hej” rzuconym w przestrzeń. Widząc, że Fabien ma już towarzystwo, zdecydowałem się na pozostanie przy byłym prefekcie, chociaż widząc jego postawę, nie odezwałem się do niego nawet jednym zbędnym słowem. Jeśli zamierzał komuś dać w nos, nie zamierzałem zgłaszać się na ochotnika.
Elijah J. Swansea
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu wielka i paskudna blizna, ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Nie miał zielonego pojęcia co Voralberg rozumiał przez lekcję wychowawczą, ale był to pomysł tak niecodzienny, że młody Swansea nie byłby sobą, gdyby nie przyszedł do gabinetu nowego profesora w celu zaspokojenia swojej nieposkromionej ciekawości. Był głodny informacji – nie tylko na temat spotkania samego w sobie, choć było intrygujące, ale i, a może przede wszystkim, o samym Alexandrze Voralbergu z francuskimi naleciałościami w mowie, który spóźnił się na ucztę powitalną. Był tu również z czysto praktycznych powodów –jako kapitanowi drużyny, zależało mu na jak najlepszych kontaktach z nowym opiekunem domu, który mógł wesprzeć drużynę na wiele różnych sposobów. Na pewno warto będzie przypomnieć mu, jak istotny dla Krukonów (wcale nie tylko dla niego, wcaaale) jest Quidditch. Wszedł do środka i rozejrzał się z zaciekawieniem, a potem w towarzystwie jedynie cichego powitania, podszedł do @Riley Fairwyn i @Ezra T. Clarke, i przy nich usiadł.
/Przepraszam za tego gównoposta, chciałam po prostu wejść na czas XD
Finnigan nie do końca rozumiała idei godziny wychowawczej. Może dlatego, że doświadczyła tego typu zajęć tylko za czasów chodzenia do mugolskiej podstawówki, jedyne co jej się z nimi kojarzyło to wybieranie samorządu klasowego oraz przyozdobianie sali zajęciowych w klimacie najbliższych świąt. Nie spodziewała się, aby to po to była organizowana godzina wychowawcza Krukonów, zwłaszcza, gdy wezwani byli także studenci. A przynajmniej spodziewała się po profesorze Voralbergu, że przygotował dla nich coś ważniejszego niż ozdabianie pokoju wspólnego w klimacie Halloween. Dziewczyna zapukała do gabinetu i nie czekając na odpowiedź weszła do gabinetu. - Dzień dobry - powiedziała cicho. Nie lubiła nie wiedzieć, czego się spodziewać, więc była trochę zestresowana godziną wychowawczą. Na lekcjach zawsze wiadomo do czego być przygotowanym, dlatego je lubiła. Ale tutaj? Jeśli nie ozdabianie pokoju wspólnego, to co? Może profesor Voralberg uznał, że chce zorganizować losowanie sekretnego Mikołaja wśród Krukonów? Albo porozmawiać o problemach uczniów, co zapewne skończy się na tym, że wszyscy będą milczeć i nastanie tylko długa żenująca cisza? Żadna z podejrzeń Finnigan nie napawało jej optymizmem do tego spotkania. Finn zaczęła nerwowo rozglądać się po pomieszczeniu czekając, aż godzina wychowawcza się rozpocznie i mgła tajemnicy w końcu opadnie.
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Nie mam pojęcia na czym polega godzina wychowawcza i co mamy dokładnie na niej robić. Ale z ciekawości stawiam się, bo głupio nie przychodzić kiedy uczący profesor wygląda jak wygląda. Co prawda ostatnio nie pokazałam się na lekcji z jakiejś najlepszej strony, ale to nie moja wina, że nie uczy zielarstwa. Gdyby tak było natychmiast bym zabłysła swoją wiedzą. Pukam grzecznie i wchodzę do środka, rozglądając się po gabinecie. - Dzień dobry - rzucam i kręcę głową na lewo i prawo w poszukiwaniu znajomych twarzy. Poprawiam swój fioletowym turban, swoim zwyczajem. Idealnie komponuje się z moją kwiecistą, lekką sukienką. Nie to, że się bardzo stroiłam. Każdy kto mnie zna wie, że nie znajdzie u mnie żadnej bluzy, czy zwykłych dżinsów. Z pogardą podchodzę do nijakości, mając jedynie swoje własne, przerośnięte ego. Oczywiście osobą, którą postanawiam napastować jest @Riley Fairwyn. Dlatego aby to zrobić muszę się po kilku przeprosinach wbić między niego a Ezrę. Kiedy udaje mi się ten wyczyn, nie będąc może przy okazji zamordowana przez naburmuszonego prefekta, nachylam się do przyjaciela. - Hej, co tam? To coś w stylu kary, motywacji czy integracji? - pytam go, mam nadzieję wystarczająco blisko, żeby inny nie mogli podsłuchiwać, chociaż najwyraźniej słychać było nawet latające muchy w tej grobowej ciszy. Odkąd mój przyjaciel zaczął się zadawać ze swoją nową dziewczyną, dobrze dla niego, jednak ja już widywałam go jedynie na lekcjach, albo właśnie na takich to dziwnych posiedzeniach. Rozglądam się wokół, nie widząc jednak nikogo innego kogo chcę zaczepić, wracam wzrokiem do Riley'a.
Elaine J. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy, rażąco stonowana mimika
Splatała włosy w koński ogon, a robiła to w biegu. Przeskakiwała co drugi schodek, byleby zdążyć na czas. Zakręciła się całkowicie przez co przegapiła proces przygotowywania się do godziny zapoznawczej z nowym nauczycielem. Z tej przyczyny musiała bezczelnie wspomóc się metamorfomagią, aby ukryć niedokończony makijaż. Istotna dla niej była prezencja i zrobienie dobrego wrażenia. Miała tylko nadzieję, że profesor nie opieprzy Swansea za wybiegnięcie w trakcie lekcji transmutacji na korytarz. Może Craine mu nic nie opowiadał? Zatrzymała się przed drzwiami zziajana, poprawiła włosy, wygładziła mundurek, wyprostowała odznakę i próbowała myślami przywołać Elijaha, Rileya i Gabriela, bowiem nie miała nawet chwili czasu, aby sprawdzić czy będą, czy pamiętają, zabrać się z nimi czy cokolwiek innego. Wyciągnęła z kieszeni mundurka lusterko, by przejrzeć się w nim. Zmarszczyła lekko brwi i rozjaśniła nieco swoje włosy, by nie było po niej widać niedociągnięć. Zapukała do gabinetu i po chwili weszła, rozglądając się za wyżej wymienionymi osobami. Byli! Na jej ustach pojawił się szeroki uśmiech, kiedy podeszła do @Elijah J. Swansea, @Riley Fairwyn, @Ezra T. Clarke i przypadkowo do @Melusine O. Pennifold. - Cześć wam. - przywitała się najpierw w uprzejmy sposób z naburmuszonym Ezrą, śliczną Melusine, po chwili ucałowała ciepły i gładki policzek brata, a na końcu sięgnęła do dłoni Rileya by spleść razem ich palce. Pomna tego, że ma obok siebie bliźniaka jak i rzeszę Krukonów w bardzo dzielny sposób powstrzymała się przed bardziej wylewnym powitaniem Rileya. Tymczasem zatrzymała na nim roziskrzony wzrok ciesząc się, że go widzi. - Podczas obiadu słyszałam jak młodsze roczniki opowiadały, że podobno profesor układa w tym roku zagadki dla kołatki prowadzącej do naszego dormitorium. Nie wiem ile w tym prawdy, ale już słyszałam o nim pochlebne opinie. Co o nim sądzicie? - cała Elaine. Rozgadana, dobrze poinformowana, skora do dzielenia się informacjami i niezrażona postawą Ezry (wszak stała obok dwóch silnych chłopaków, którzy nie pozwolą panu Clarke jej zjeść, gdyby tylko naszła go na to ochota) czy niezręcznością. Rozejrzała się ochoczo po gabinecie, a gdy tylko zapoznała się z jego rozkładem, zatrzymała wesoły wzrok na krukońskiej trójce, do której towarzystwa się wprosiła.
Trudno jest zadowolić nastolatka. Finn całe swoje życie była przekonana, że rodzice kochają ją najmniej z całego rodzeństwa i że najmniej ich obchodziła. Zwracali na nią uwagę, tylko kiedy robiła coś nie tak. Mogłaby w któreś wakacje nie wrócić do domu i zdaliby sobie z tego sprawę dopiero, gdy okazałoby się, że nie ma kogo wysłać po zakupy. I wcale by się nie martwili, tylko wkurzyli. Kiedy jednak rodzice angażowali się w jej problemy i wykazywali opiekuńczością, to sama tego nie widziała, a kiedy nie dało się tego zignorować, odbierała to zupełnie źle. Plotki o tym, że jej mama wysłała wyjca do Voralberga zniszczyły jej życie, które i tak uważała już zupełnie nic niewarte. Jakby niewystarczającym wstydem było dostanie ataku paniki przy wszystkich w klasie, jej matka musiała jeszcze rozdrapać ten temat i narobić przypału u nowego opiekuna domu. Finn lubiła być niewidoczna, ale przez ostatni rok cała jej anonimowość poszła się kochać. Najpierw ugryzł ją wilkołak na szkolnym wyjeździe, potem powtarzanie roku, a teraz jeszcze to. Jak ona miała teraz bez wstydu pokazywać się na korytarzach. Miała ochotę schować się na zawsze pod kapturem, ale już za pierwszym razem, gdy schowała się pod bluzą przy śniadaniu w Wielkiej Sali, odkryła, że dawało to odwrotny do zamierzonego skutek. Nikt nie latał po szkole w kapturze, więc wyróżniając się w ten sposób, czuła się jeszcze bardziej obserwowana. Ostatnie czego chciała, to iść na to spotkanie z opiekunem, ale myślała, że trzeba. W jej głowie odgrywały się same czarne scenariusze, wszystkie opierające się głównie na tym, że wszyscy będą się na nią gapić i coś o niej szeptać, a potem Voralberg przy wszystkich opieprzy ją za skarżenie się matce, a potem wszyscy wyśmieją ja i jej rodzinę. I chociaż zdrowy rozsądek podpowiadał jej, że dramatyzuje, to nie mogła przestać o tym myśleć. Z resztą czy było to takie niemożliwe? Nie miała z Krukonami żadnych relacji. Ona nimi gardziła, uważając za nadętych snobów, oni przeważnie nie wiedzieli o jej istnieniu. Gdyby ktoś chciał przedstawić im ją w złym świetle, nie miałby z tym najmniejszego problemu. Weszła do gabinetu i już w drzwiach serce podeszło jej do gardła. Gdzie byli wszyscy? Weszła już, więc nie mogła się niestety wycofać. Nie patrząc na nauczyciela, ani nikogo innego, wybąknęła jakieś powitanie i jak najszybciej uciekła na jakieś miejsce, które wydawało jej się najbardziej odizolowane i najmniej na widoku. Usiadła i próbując schować twarz pod krótkimi włosami, wbiła wzrok w ziemię, próbując pocieszyć się myślą, że jakby to spotkanie nie wyglądało, prędzej czy później się skończy i więcej nie będzie musiała z żadnym z obecnych rozmawiać.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
// słowem wstępu: myślę, że warto uznać, że są tu jeszcze postaci npc… w końcu w szkole jest trochę więcej Kruków niż aktywnych…
Nie czuł się dziś najlepiej. Bolało go całe ciało i miał wrażenie, że w końcu odmówi mu posłuszeństwa i wyłączy się z wielkim komunikatem niczym w mugolskich komputerach ‘system is shutting down’. Innymi słowy – po prostu zemdleje. Był już bliski odwołania dzisiejszej lekcji, roboczo nazwanej wychowawczą – w istocie będącą szybką pogawędką na temat ostatnich wydarzeń. W ostateczności tego nie zrobił, czego w tej chwili nieco żałował, z drugiej strony może zobaczenie zgrai tych dzieciaków w jakiś sposób poprawi jego samopoczucie. Część z nich miała wiecznie dobry humor – sam nie wiedział, czy bardziej mu to pomoże, czy wręcz przeciwnie – jeszcze bardziej doprowadzi do myślowej destrukcji. Pojawił się w gabinecie chwilę po tym, jak wszedł do niego pan @Fabien E. Arathe-Ricœur i panna @Elizabeth L. Cortez. Ostrożnym krokiem wyszedł ze swojej prywatnej komnaty i wszedł po kilku schodach, aby stanąć przed biurkiem i rzucić im uprzejme dzień dobry. Podpierał się swoją laską i choć w pewnym momencie wyglądało, że nie jest mu potrzebna, to jednak wiedział, że dzisiaj jest jego olbrzymim wsparciem. Był blady, miał cienie pod oczami i miał ochotę umrzeć. Czarna koszula doprowadzała do jeszcze większego kontrastu z jego twarzą. Wyglądał całkiem inaczej niż na lekcji. Niemniej jednak na widok kolejnych pojawiających się uczniów na jego oblicze wstąpił delikatny uśmiech. Oparł się o biurko czekając na kolejne osoby i w istocie się pojawiały. Nie spodziewał się olbrzymiej frekwencji, ale i tak było całkiem nieźle, szczególnie że nic nie działało tak na nieobecności jak dopisek ‘nieobowiązkowy’. I tak pojawił się pan @Ezra T. Clarke, @Riley Fairwyn, paru innych uczniów których nazwisk nie zdołał jeszcze zapamiętać, kapitan drużyny krukonów @Elijah J. Swansea, @Finnigan O'Callaghan i @Melusine O. Pennifold, a później pojawiła się ona. Voralberg musiał kilka razy mrugnąć i nawet skarcić się w myślach, aby doprowadzić swoją twarz do porządku, ponieważ była bliska dotknięcia ziemi. Szczęka. Była bliska. Zapatrzył się jasnoniebieskimi oczami na @Elaine J. Swansea i teraz nie miał już pojęcia czy powinien wierzyć w zbiegi okoliczności, czy coś było z jego wzrokiem grubo nie tak. Odwrócił wzrok w okno, próbując doprowadzić do porządku swoje myśli i miał nadzieję, że nie widziała jak na nią spojrzał. Mogłaby wręcz roześmiać się w głos widząc jego minę. On wiedział, że atencjuszka z Felixa będzie prześladować jego umysł przez dłuższy czas, ale objawianie się w postaci uczennicy była znaczącą przesadą. Tak, wiedział, że to nie ona. Ale był święcie przekonany, że mają razem więcej wspólnego niż bycie do siebie podobnym. Tego mu tylko brakowało. Klona @Éléonore E. Swansea w tej szkole. Upewnił się, że wszyscy dotarli już do Sali tuż po tym jak pojawiła się @Finnegan Gilliams, której uprzejmie kiwnął głową na powitanie i uśmiechnął się sympatycznie – mimo swojego stanu - w jej kierunku bez cienia żadnego wyrzutu czy innych wyobrażeń. Odchrząknął lekko mając nadzieję, że zwrócą uwagę. Nie miał siły krzyczeć. W ostateczności któraś ze zbroi uderzy mieczem o ścianę i wtedy być może wszyscy zareagują atencją. Wszędzie w klasie rozrzucone były siedziska różnego pokroju – od zwykłych krzeseł po pufy i poduchy. Nie miał zamiaru trzymać ich jak na jakimś apelu, w stójce i być może jeszcze na baczność. Nie był wredny. Chyba. Niemniej wskazał im siedzenia. - Niech pan jeszcze tupnie nogą panie Clarke, wtedy będzie lepszy wydźwięk. – rzucił w kierunku Ezry unosząc do góry obie brwi i delikatnie, uprzejmie się uśmiechając. Cóż, przytrzaśnięcie nosa panu Fairwynowi byłoby paskudnym rozpoczęciem tego spotkania. Podrzucił zgrabnie laskę do góry i rzucił ją na fotel stojący obok siebie, po czym ostentacyjnie wyjął paczkę fajek zastanawiając się przez chwilę czy powinien palić. Może lepiej nie, nie wypadało. Jego głód nikotynowy jednak domagał się palenia jak cholera. Je również odłożył. - Postaram się nie zająć Wam zbyt dużo czasu. – chciał, żeby jego głos brzmiał bardziej donośnie, jednakże dziś nie miał na to zbyt wiele siły. – Mnie już znacie, ja znam Was, nie ściągnąłem Was po to, aby robić Wam…hmm…entrevue. Wywiad, tak. w stylu ‘a teraz powiedzcie coś o sobie’. – nie mógł znaleźć angielskiego odpowiednika. Rzadko mu się zdarzało zapomnieć słowa i musieć wrzucić za nie francuski, ale jak widać miewał jeszcze kryzysy. - Niestety trochę się na Was skarżą, a moim obowiązkiem jest doprowadzić Was do porządku. Nie będę wskazywał palcem, dlatego poprosiłem o przyjście wszystkich. – jego głos zrobił się poważniejszy. – Dajcie spokój, dać się wyprzedzić wszystkim w Pucharze Domów po pierwszych dwóch miesiącach? – mruknął przewracając oczami. – Sam miałem swoje za uszami, ale na Merlina… nawet Hufflepuff Was wyprzedza. – o 2, ale jednak. Nie o takie różnice przegrywano. Jak pannę Jones lubił, tak jakoś nie widziało mu się, aby tak szanowany dom jak Ravenclaw miał przegrać z Borsukami. Uśmiechnął się na tę myśl i sam nie wiedział, czy był to uśmiech rezygnacji czy rozbawienia faktem, że dali się tak łatwo wyrolować. Najwyraźniej w dzisiejszych czasach walka o punkty nie była aż tak istotna. Ech, staroświeckość. - Poza tym słyszałem jeszcze o kilku nielegalnych pojedynkach, ucieczkach z zamku i drobniejszych przewinieniach. Nie będę Wam robił głębokich reprymend jak bardzo nie powinniście tego robić, bo jesteście w większości dorośli i wierzę, że wiecie co robicie, ale proszę o trochę wstrzemięźliwości. Otrzymywanie kolejnych sów z prośbami o szlabany i rozmowę z Wami jest dla mnie równie uciążliwe, jak dla Was przychodzenie na moje wezwanie tutaj. – zerknął ostentacyjnie rozbrajającym wzrokiem na Rileya i Ezrę, którzy wyglądali, jakby mieli zaraz albo eksplodować, albo umrzeć z nudów. Dobierzcie osobę do czynności. - Uciążliwe, bo moje próby i tak na nic się nie zdadzą. Jak ktoś Was wkurzy to i tak go walnięcie zaklęciem i tak. Nic na to nie poradzę, niemniej zaświadczam, że czasami warto trzymać nerwy na wodzy.- doskonale wiedział, jak to jest, nie raz miewał takie przypadki. Oczywiście głównego prowodyra wspomnianego wypadku nie było, ale na pewno dowie się jak wiele czasu poświęcił mu w swoim wywodzie profesor Voralberg. - Zawrzyjmy układ. Wy się trochę podciągnięcie, a ja mogę przymknąć oko na pomniejsze rzeczy. Oczywiście w granicach rozsądku. A jak przejdziecie samych siebie, to możemy spróbować zorganizować jakąś wycieczkę poza te przygnębiające mury. Wybierzecie wspólnie miejsce, a ja pogadam z dyrektorem. – naprawdę miał ochotę zapalić. Uważnie patrzył na każdego z osobna i wszystkich jednocześnie, czasami zatrzymując wzrok na chwileczkę dłużej na Elaine, a później jego wzrok spoczął na Rileyu jako prefekcie naczelnym. - To jak będzie?
// odpisujemy do 4.11.
Ezra T. Clarke
Wiek : 26
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 182 cm
C. szczególne : Szczupła, nawet lekko umięśniona sylwetka, zawadiacki uśmiech, zapach Merlinowych Strzał i mięty, znamię w kształcie kruka na łopatce
A jednak gabinet profesora powoli i stopniowo się zapełniał. Choć w zamiarze nie miał uciąć Riley'owi nosa, to nie zdecydował się nawet na przepraszające spojrzenie; czy jego winą było że prefekt naczelny szedł za nim jak zjawa? Wystarczyło się odezwać! O ile jego obecność, tak jak i @Elijah J. Swansea Ezrze szczególnie nie przeszkadzała, o tyle na wciskanie się @Melusine O. Pennifold przewrócił wyraźnie oczami, gryząc się jednak w język. Nie wiedział jakim cudem się to stało, ale mimo negatywnej aury, którą rozsiewał, przypadkowo został częścią zbierającej się grupki. Kiedy zatem @Elaine J. Swansea rzuciła w przestrzeń pytanie, uznał, że również ma prawo na nie odpowiedzieć. - Nie może być większym palantem niż Bergmann, ale pewnie też nie przebije Deara. - odparł, umiejscawiając mężczyznę pomiędzy dwoma najbardziej charakterystycznymi opiekunami. Trzeba było zaznaczyć, że Liam Dear również miał z Ezrą ciężki początek - taka już była charakterystyka Krukona, że każdego sprawdzał na swój własny sposób. A jako że nie miał chęci okazji do poznania nauczyciela podczas lekcji, teraz był na to dobry moment. Nie siadał, w końcu zaraz zamierzał wyjść. Zamiast tego oparł się nonszalancko o ścianę, czekając na to, co profesor miał do powiedzenia. Na pewno nic istotnego, skoro znalazł w tym czas na przytyk. - Nie sądzę, że będzie potrzebny, skoro pamięta profesor moje nazwisko zanim się przedstawiłem - odparł błyskawicznie, jakby podświadomie cały czas wyczekiwał jakiejś drobnej zaczepki, toteż kiedy już się pojawiła, nie mógł wypuścić jej z rąk. Przekierował jadowite spojrzenie zielonych oczu wprost na opiekuna. Buntownicza mimika z każdą chwilą jednak się kurczyła, w pewien sposób kopiując emocje z twarzy rozmówcy; z doświadczenia wiedział, że spokój lepiej wypadał w zestawieniu z irracjonalnym gniewem. I choć w postawie dalej miał coś wyzywającego, dostosowując się do uprzejmej narracji, zdobył się na salonowy ukłon głowy. - Zawsze miło spotkać fana. Prześmiewczy uśmieszek nie zniknął z Ezrowych warg nawet, gdy Voralberg zabawił się paczką fajek. To jednak ze zdwojoną siłą sprowadziło myśli Clarke'a ponownie do używek. Zacisnął mocno palce przy wrażliwym zgięciu łokcia, a ból, który natychmiast rozszedł się po ręce, był swego rodzaju substytutem. Pozwalał nie odlecieć myślami i wyłapywać sens wypowiadanych słów. - To brzmi na kategoryzowanie uczniów. Co znaczy nawet Hufflepuff? Hufflepuff jest gorszy? - wciął się ostro w pewnym momencie. Żartobliwe złośliwości powszechne pomiędzy uczniowskim gronem nie przystawały komuś wyższemu rangą, tym bardziej wciąż tak obcemu. Voralberg nie musiał się jednak obawiać wybuchów, gdyż złość Ezry przypominała raczej poszarpane lodowe krawędzie niż dynamit. Nie mógł równocześnie liczyć na zbyt dużą współpracę; kiedy tylko skończył mówić Ezra był pierwszą osobą do wyśmiania naciąganego układu. - Och, wycieczka! Bo przecież każdy z nas marzy o tym po spędzaniu ze sobą niemal dwudziestu czterech godzin w zamku i wspólnej wieży. Profesorze... - Przyłożył rękę do serca, a aktorskie przejęcie odmalowało się na poszarzałej twarzy z chwilowym, dawnym blaskiem. Irytacja, nawet jeśli negatywnie odbierana przez otoczenie, była emocją, która pozwałała wyrażać się wyjątkowo namiętnie. - od razu czuję się zmotywowany do stracenia kolejnych punktów Ravenclawu. - Co było oczywistą bzdurą, skoro przez ostatenie dwa miesiące nie zdarzyło mu się wykazać wybitną ignorancją ani arogancją, która utrudniłaby Krukonom zdobycie pucharu domów. Zapewne dlatego, że na zajęciach nie pojawiał się zbyt często - po co, skoro materiał był mu znany od dwóch lat? - a kiedy już bywał, pogrążał się w narkotycznym odrętwieniu. Nawet obecne sfrustrowanie nie sprawiało, że Ezra rzeczywiście źle życzył swojemu domowi, wszak nie bez powodu przez rok sam sprawował funkcję prefekta. I nie bez powodu zawsze z dumą obnosił się swoją przynależnością do Krukonów. Jeżeli Voralberg rzeczywiście cokolwiek o nim słyszał, musiał wiedzieć, że Ezra zawsze należał do grona wyjątkowo pojętnych uczniów i dopiero od pewnego czasu coś w jego postawie tak drastycznie się zmieniło. A dopóki przyczyna pozostawała niejasna, nie pozostawało nic innego, jak ów fakt zaakceptować.
Elaine J. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy, rażąco stonowana mimika
Nie miała pojęcia skąd się wziął tutaj nauczyciel. Prawdopodobnie była zajęta zachwycaniem oczu Rileyem i Elijahem, których wyjątkowo mogła mieć obok siebie jednocześnie. W pewnym momencie nie wiedziała czyją rękę podkraść i zajęta tym dylematem przez chwilę nie zwracała uwagi na otoczenie. Dopiero usłyszawszy tembr głosu profesora, wyprostowała się i zawiesiła na nim wzrok. Byłaby uśmiechnęła się, gdyby nie wyraźnie kiepski stan nauczyciela. Niemalże zrobiła krok przed siebie, gotowa próbować robić cokolwiek widząc jego blade policzki. Tymczasem, gdy on zaczął coś opowiadać, nachyliła się do Rileya, by wyszeptać pełne obaw słowa: - Wygląda bardzo kiepsko, powinniśmy coś zrobić? Rajciu, chyba się rozchorował? - nie była pewna jak powinna zareagować, a jednak poruszył ją stan nauczyciela. Nie znała go, jednak nie przeszkadzało to w empatycznym odruchu współczucia. Gdy wybałuszył na nią oczy, zestresowała się. Doskonale widziała to spojrzenie, wszak przyglądała mu się zaniepokojona, jednak nie spodziewała się takiej reakcji mimicznej z jego strony. Czując, że niezbyt radzi sobie z poprawną interpretacją własnych odczuć, przytuliła się do ramienia Rileya, jakby miał ją osłonić przed nietypowym zachowaniem nauczyciela. Zerknęła na brata, później znów na nauczyciela. Tylko na jej widok zareagował w tak dziwny sposób i nie miała pojęcia co ma o tym myśleć. Gdy wspomniał o skargach, wykrzywiła się w duchu. W istocie Ravenclaw ostatnio psocił swoim zachowaniem, o ile psotą dało się nazwać masowe ucieczki w trakcie lekcji transmutacji czy rzucanie zaklęciami podczas ich treningu. Jednak postawienie Huffelpuffu niżej od innych nawet i ją oburzyło. Wyprostowała ramiona gotowa ośmielić się coś wtrącić lecz ubiegł ją Ezra. Znała wielu cudownych Puchonów - taki Skyler chociażby był idealnym tego przykładem (!), poza tym miała wśród Borsuków kuzynkę, młodszą siostrę Cassiusa. Życzyła im jak najlepiej dlatego słowa nauczyciela wpędziły ją w oburzenie. - Ja nie rozumiem, profesorze. Przecież walka o Puchar Domu to zdrowa rywalizacja. To, że Puchoni wyprzedzają nas to nie jest przecież nic złego. Minęły dopiero dwa miesiące, mamy sporo czasu, by wyrobić punkty ponad swoją normę. - odezwała się nim zdołała się powstrzymać. Gdy uzmysłowiła sobie, że właśnie poparła kąśliwą uwagę Ezry, końcówki jej włosów nieco zzieleniały. Odruchowo odszukała wzrokiem brata i zajrzała do jego jasnych oczu, by od razu mały detal jej metamorfomagii zniknął. Szczerze zaniepokoiła się tymi nielegalnymi pojedynkami. To brzmiało jak masa dodatkowych patroli i coraz mniej czasu na wspólne spędzanie go z Rileyem. Ścisnęła ukradkiem jego dłoń, cały czas mocno go trzymając. Popatrzyła z wyrzutem na Ezrę, który naprawdę był dzisiaj nie w sosie. A gdy poczuła na sobie znów wzrok nauczyciela, skrępowała się. - Zależy o wycieczce jakiego kalibru mowa. Czy taka czysto rekreacyjna czy jednak naukowa. - powiedziała ni to do siebie ni to do nauczyciela. Ostatnio wiele się wydarzyło, a cały wolny czas przeznaczała cóż... dla najbliższych.
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Przywitałem się cicho z Elim, kiedy ten zbliżył się do mnie i do Ezry. Nie miałem jednak czasu, aby go zagadnąć, gdyż w ślad za nim pojawiła się Melusine. Uśmiechnąłem się do niej, robiąc jej miejsce, aby wcisnęła się między nas. - Szczerze mówiąc to nie jestem pewien. Może wszystko naraz? - Odpowiedziałem, ale nie ciągnąłem nachalnie tej rozmowy. Pennifold rozglądała się wokół siebie, najwyraźniej chcąc wyłapać spojrzeniem także kogoś innego, a ja nie zamierzałem jej w tym przeszkadzać. Zwłaszcza, że w tak zwanym międzyczasie pojawiła się także Elaine. Skorzystałem skwapliwie z uścisku jej dłoni, uśmiechając się nagle jakoś tak szerzej niż przed momentem. Nie zdążyłem jednak przeanalizować jej słów i skonfrontować się z tymi plotkami. Nie zdarzyło mi się jeszcze spotkać profesora tak osobiście. Do tej pory jedynie mijaliśmy się na korytarzach, co zdecydowanie nie pozwoliło mi wyrobić na jego temat żadnej opinii. Kilka sekund później do klasy wszedł jednak wspomniany mężczyzna, a ja zawiesiłem na nim uważne spojrzenie. - Że zdecydowanie cierpi na bezsenność. - Odpowiedziałem Elaine półszeptem, bo i faktycznie Voralberg wyglądał mi na kogoś kto za kilka chwil miał paść przed nami na twarz i umrzeć sobie pod naszymi czujnymi spojrzeniami. I naprawdę, niewiele potrzeba mi było, aby kiełkujące we mnie współczucie i zainteresowanie zmieniły się w otwartą niechęć. Nie dlatego, że tak po prostu zapatrzył się na moją Elaine w tak nieuprzejmy sposób. Kiedy próbowałem zidentyfikować te uczucia zrozumiałem, ze jestem po prostu… zazdrosny. Na tyle, że nie życzyłem sobie, aby ktokolwiek patrzył na nią w taki sposób, jakby jej pojawienie się w gabinecie było dla niego życiowym objawieniem. Machinalnie, kompletnie bezmyślnie przesunąłem się lekko, aby oddzielić ich od siebie własnym ciałem. Stałem się głuchy na potrzebę pomocy wygłoszonej przez Elę. Tak po prostu, niepodobnie do siebie. Przygarnąłem ją silniej do swojego boku i nie odrywając spojrzenia od Alexa pozwoliłem sobie na pełne napięcia milczenie. Moje ciało było na tyle sztywne, że nawet i słowa Ezry nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Pozwoliłem mu na bezczelność względem nauczyciela, bo i sam miałem na nią przeogromną ochotę. Klasyfikowanie domami nieszczególnie mnie obeszło, głównie dlatego, że normalnie odebrałbym to jako niewinny żart. Mimo tego zerknąłem w końcu na Clarke’a, mając nadzieję że usłyszy mnie przez dźwięk buzującego mu w żyłach ego. - Ezra, proszę… - zwróciłem się do niego, w ten sposób prosząc go, aby nieco spuścił z tonu. Nie chciałem, aby kontynuował tę potyczkę słowną, bo i nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że za kilka chwil zacznę gorączkowo mu przyklaskiwać. Tylko po to, aby zrobić na przekór osobie, której szczęka opadła na widok mojej Eli. - I jaką pulę miejsc mamy do wyboru - dorzuciłem swoje do słów Elaine, bo nawet jeżeli miałbym coś do zaproponowania, spodziewałem się, że nie byłoby to absolutnie nic standardowego co taki Alexander mógłby brać pod uwagę.
Melusine O. Pennifold
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 169
C. szczególne : turban na głowie z magicznymi wzorami, piegi na twarzy, płynne ruchy, zwiewne ubrania;
Kończę biegać spojrzeniem po sali, kiedy dołącza do nas śliczna @Elaine J. Swansea, nie byłam pewna, która odnoga tego ogarniającego Hogwart rodu, ale zdecydowanie jedna z milszych i śliczniejszych. Uśmiecham się do niej i witam prędko, przysuwając się do parki, by ostudzić ich emocje, coby nie zaczęli tutaj świntuszyć. - Na ostatniej lekcji dziewczyna zemdlała, a on nic nie zareagował prawie, tylko kazał mi ją zabrać. Nie powiem, że sprawił zbyt dobre wrażenie - rozsiewam prawdziwe plotki półszeptem do wszystkich krukonów, z którymi siedziałam. Faktycznie nauczyciel nie wyglądał zbyt dobrze, ale najbardziej mnie bawi sposób w jaki patrzy na dziewczynę mojego przyjaciela. Zakładam, że większość aż tak tego może nie zauważa, ale jako kobieta, która lubi czasem wymienić informacje, które nie powinny mnie interesować, z wielkim rozbawieniem patrzę jak nasz nauczyciel patrzy na biedną Elaine. - Chyba masz konkurencję, Riley - szepczę do ucha przyjaciela, z rozbawionym wyrazem twarzy, chociaż mój ziomek wcale nie wydaje się być tym równie zadowolony co ja. Słucham co mówi nauczyciel, ale widzę, że to ganienie nas, a ponieważ ja jestem kompletnie niewinna odpływam trochę myślami. Bawię się swoimi paznokciami, tylko co jakiś czas podnosząc dość znudzony wzrok na nauczyciela. Nie wiem co mam powiedzieć, ja się staram jak mogę i nie mam sobie nic do zarzucenia, cóż mogę zrobić? W myślach już sobie gdzieś wychodzę i planuję co będę robić później, kiedy nagle odzywa się @Ezra T. Clarke, który mówi takie rzeczy, że kompletnie odrywam się od dłoni i patrzę na niego szczerze zdziwiona i równocześnie niepomiernie rozbawiona jego wybuchem, co jakiś czas zerkam prędko na nauczyciela, chcąc zobaczyć jego reakcję. Nie wiem dokładnie czym zasłużył sobie profesor na te słowa, ale słowa Ezry sprawiły, że zaangażowałam się aż w rozmowę. Zdecydowanie mogę powiedzieć, że Clarke uczynił mój dzień lepszym tą nierówną potyczką słowną, która z pewnością źle skończy się dla niego. - Syria jest piękna o każdej porze roku - składam niezbyt poważną propozycję, bardzo entuzjastycznie kraju, w którym jak mój ojciec powtarzał wiecznie walczą mugole. Korzenie mojego ojca sięgają tamtych rejonów, więc z przyjemnością bym je odwiedziła. I na pewno byśmy bawili się wybuchowo.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
/jeśli jakość tego posta ssie, to przepraszam, ale jestem chory jak diabli .-.
....W zasadzie nie wiedział, czy wypadało mu wchodzić w potyczki słowne z uczniami – zapewne nie – ale z drugiej strony przecież trochę nieukrywanej sympatii w ich kierunku w postaci takich właśnie zaczepek im nie zaszkodzi, czego idealnym przykładem był Krukon tak ochoczo odpowiadający mu na jego słowa. Voralberg uśmiechnął się w jego kierunku, choć raczej idealnym powiedzeniem byłoby, że śmiały się bardziej jego oczy uwypuklone mimicznymi zmarszczkami, aniżeli jego usta, jedynie delikatnie unoszące swoje kąciki w górę. ....- O autograf poproszę innym razem. – odpowiedział na jego słowa również kiwając głową w jego kierunku, patrząc nań wytrwale z sympatycznym wyrazem twarzy, ba! nie było w nim nawet cienia wyzwania. W duchu raczej uznał, że na tym zakończy się ich słowna wymiana zdań, bo jakby nie patrzeć mieli tych kilka spraw do omówienia, a nie chciał zabierać im zbyt wiele czasu. ....Naprawdę nie chciał patrzeć na Elaine w tej sposób, ba! Bardzo szybko zreflektował się nad swoim zachowaniem, a to zszokowane spojrzenie trwało zaledwie ułamki sekund, co jednak wystarczyło, aby dostrzegli je dosłownie wszyscy. Zauważył zawstydzoną reakcję dziewczyny, nie umknął mu też podchodzący pod defensywę pan Fairwyn. Gdyby mógł, to by się uśmiechnął na myśl o tym, co w zasadzie się tu wyprawiało i tego, jak zinterpretowali jego spojrzenie, ale wolał nie pogarszać sytuacji, dlatego w ostateczności starał się już nie patrzeć na pannę Swansea, chyba, że przelotnie, kiedy zerkał po każdym z nich. ....Na ich oburzenie jego słowami zmarszczył delikatnie brwi, dopiero teraz interpretując w myślach to co powiedział. W istocie, nie brzmiało to zbyt dobrze. Przechylił lekko głowę wpatrując się przez chwilę w Ezrę, a następnie spojrzał na Elaine, choć teraz jego wzrok nie wyrażał kompletnie nic. Ot, luźne spojrzenie na człowieka, który właśnie do Ciebie przemawia. ....- W istocie źle to ująłem, macie rację, przepraszam. Jednak tak kolosalna różnica już na początku jest niepokojąca w połączeniu z tym, co słyszę. – rzucił, otwarcie przyznając się do błędu, jaki właśnie popełnił. Raczej nie miał w zwyczaju udawać, że wszystko jest w porządku i że nie popełnił żadnego fakapu i tak też było w tym przypadku. Powinien jakoś lepiej ująć to, co miał do przekazania, niekoniecznie w sposób, w jaki to zrobił, choć doskonale wiedział, ba! nawet wyobrażał sobie pannę Jones mówiącą coś podobnego o nim. ....Na tę myśl był bliski roześmiania się. Wciąż jednak pozostawał niewzruszony, zupełnie jak zastygnięty posąg. ....Jego wzrok ponownie zwrócił się na Ezrę, z którego ironia wylewała się niczym woda z fontanny do której wpadł jeszcze niedawno. Uniósł jedną brew do góry patrząc na niego w chwilowym milczeniu. ....- Panie Clarke, jeśli to panu nie odpowiada, jest to całkowicie zrozumiałe. Nie nakazuję brać w tym udziału, to nie przymus. – ze stoickim spokojem wyjaśnił mu swój punkt widzenia, choć na język cisnęły mu się bardziej iskrzące tę dyskusję słowa. Nie pozwolił sobie jednak na jakiekolwiek wyprowadzenie z równowagi, nawet takie niewielkie, które wyciągnęłoby z wnętrza kolejną potyczkę słowną między nim, a najwyraźniej zirytowanym Krukonem. ....- Panno Swansea, Panie Fairwyn byłbym bardziej za wycieczką naukową, w końcu Ravenclaw to dom poszukujący wiedzy, nie twierdzę jednak, że obu rzeczy nie można połączyć. Jestem naprawdę otwarty na wszelkie propozycje, dopóki nie będzie to coś, co zagrozi życiu kogokolwiek. – jasnoniebieskie oczy bardziej skupiały się na Rileyu, aniżeli Elaine i choć dla niego samego powód był oczywisty, to dla nich wyglądało to zupełnie tak, jakby skupił się na nim ze względu na kolejność wypowiedzi. Później jego wzrok z kolei przeniósł się na pannę Pennifold, która wyszła z pierwszą propozycją. Cóż, oby tak dalej. ....- Nie musimy tego ustalać teraz. Propozycje możecie mi przesłać sową. – stwierdził, czując jak coraz gorzej się czuje. Sam nie wiedział, czy zbladł jeszcze bardziej czy jego twarz już teraz była biała jak papier. – A teraz, nie będę Wam już zawracał głów. Jeśli ktoś ma do mnie jakieś kwestie, to zapraszam. Prefekci – tu znów spojrzał na - najwyraźniej - parę – jeśli są jakieś problemy bądź wątpliwości, które potrzebujecie przedyskutować to również. No i kapitan drużyny. – tu jego spojrzenie przeniosło się na Elijaha. – Reszcie dziękuję za przybycie, jesteście wolni. – zapewne poprowadził by te zajęcia dłużej, gdyby nie fakt, że miał wrażenie iż zaraz zemdleje. Spodziewał się głosów pokroju „zaraz, to już?!” czy „po co ja tu przychodziłem?”, ale nie miał zamiaru sobie nic z tego robić. Obszedł biurko i usiadł na fotelu, wcześniej zgarniając swoją laskę aby sobie nią pomóc. Chwycił też fajki, czując coraz większą potrzebę zapalenia.
Niewiele osób odzywało się z własnymi propozycjami. Spoglądając po ich twarzach odnosiła wrażenie, że niektórzy są zwyczajnie onieśmieleni. Mieli przed sobą bardzo wysokiego nauczyciela o niezwykłych oczach, a w dodatku wyglądał naprawdę kiepsko. Początkowe skrępowanie ustępowało miejsca autentycznemu zaniepokojeniu. Przyznał się do swojego błędu, uczciwie przeprosił i nie umykał przed odpowiedzialnością. To sprawiło, że popatrzyła nań uważniej, nieco przychylniej? Poza tym naprawdę nie wyglądał dobrze. Gdy mówił i spoglądał na Ezrę, znów nachyliła się do Rileya. - On naprawdę źle wygląda. Martwię się. - szepnęła, poszukała wzrokiem milczącego Elijaha, jakby mogła wyczytać z jego oczu odpowiedź co ma zrobić. Ravenclaw ostatnimi czasy w istocie był nader aktywny, nie tylko w pozytywnym sensie. Dużo się działo, wiele pojedynczych jednostek przeżywało wysokie stany emocjonalne, a więc profesor Voralberg miał na głowie niemało. Źle się czuł, co było widać z daleka, a to popchnęło ją w kierunku zamyślenia czy aby nie przekłada obowiązków nad własne zdrowie. Zacisnęła usta w bladą linię i trzymała mocno dłoń Rileya, gdy młodsze roczniki i większość studentów wychodziła z komnaty. Niemal podskakiwała w miejscu ze zniecierpliwienia, a i co rusz rzucała zmartwione spojrzenie w kierunku nauczyciela. Nosiło ją, by wyrzucić z siebie to pytranie zwłaszcza, że oparł się o laskę. Biła się ze swoimi myślami, popatrzyła na Rileya, na Melusine i urażonego Ezrę, a jej wewnętrzne ciepło zwyciężyło. Rozplotła palce, uwalniając dłoń Rileya. - Nie wytrzymam. Muszę wiedzieć. - z duszą na ramieniu (nie rozumiała skąd się wzięło u niej to zestresowanie) ruszyła w kierunku nauczyciela, nie mając bladego pojęcia jak zacząć. - Profesorze? - zagaiła i skarciła się w myślach za swój niepewnie brzmiący głos. Gdy na nią spojrzał, poczuła się przy nim okrutnie malutka i bezbronna. Czy jego przodkowie to olbrzymy czy może był wyrośniętym wilkołakiem? Stresowała się, miętoliła w palcach bransoletkę z kamienia księżycowego i miała ewidentnie problem, by patrzeć mu prosto w oczy. Miał przenikliwy wzrok, a jej Elijah i Riley stali dalej, więc musiała jakoś się odważyć i przełamać. - Nie chcę by profesor źle to odebrał... ale wygląda pan na takiego, co bardzo źle się czuje. - ręce jej drżały z lekkiego zdenerwowania. Zrobiła bardzo niepewny krok w kierunku jego biurka, ale nie odważyła się podejść bliżej. Gdyby na nią nie patrzył takimi oczyma, być może mogłaby zachować większy spokój. Nie wiedziała co ma powiedzieć dalej, straciła rezon. Czy to dobry moment, aby jednak się wycofać i zrobić w tył zwrot? Po co podchodziła? Przecież nie wie jak zakończyć wypowiedź. Zna profesor Blanc, nie ma innej opcji. Jest dorosły i z pewnością zdaje sobie sprawę, że niezbyt dobrze się czuje, zatem jej zachowanie jest... śmieszne. Końcówki jej włosów znów pomalowały się bielą. - Mam na myśli... - wymyślała na szybko! - ... że w razie czego mogę zrobić ankietę wśród Krukonów gdzie chcieliby pojechać w ramach wycieczki motywacyjnej w ferie zimowe. Albo w jakimś okresie, który sobie pan ustali. Będzie łatwiej niż odbieranie dziesiątek sów. - chyba udało się jej jakoś z tego wybrnąć. Jakoś.
|| Wątek zostaje zakończony (za porozumieniem z Alexem) z powodu śmierci naturalnej :tecza: ||
zt dla wszystkich
Violetta Strauss
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Nowy wątek. Początek grudnia. Jakieś dwa dni po Pokoju Wspólnym
Alexander Voralberg nie uczył w Hogwarcie od dawna. Był stosunkowo nowym nauczycielem, ale przez to, że piastował również niezwykle zaszczytne stanowisko opiekuna Ravenclawu to mimo wszystko miała z nim dosyć częsty kontakt. W końcu ktoś musiał ich nadzorować. W każdym razie pomimo dosyć krótkiej znajomości z profesorem, czuła, że był człowiekiem, z którym można porozmawiać na wszelkie tematy. Chociaż mimo wszystko dalej obawiała się po części jego reakcji i tego jak mógłby odebrać prośbę czy pytanie, które do niego miała. W każdym razie kiedy tylko znalazła wolną chwilę i upewniła się, że nauczyciel zaklęć nie ma obecnie żadnych zajęć, udała się do jego gabinet położonego w jednej z wież. Przez chwilę zastanawiała się jeszcze czy na pewno chce zrobić to co zamierzała i po finalnym zdecydowaniu się, by wziąć dupę w troki i wejść do Voralberga w podskokach, zapukała w niezwykle gustowne drewno strzegące wejścia do pomieszczenia i nie czekając na żadną odpowiedź ani nie zaśpiewawszy nawet pierwszej linijki U drzwi Twoich stoję Panie, nacisnęła na klamkę i zajrzała do środka, by upewnić się czy na pewno zastała nauczyciela samego. - Dzień dobry, profesorze. Mogę na chwilę? - spytała zapobiegawczo, nie chcąc wpraszać się na chama i przeszkadzać mu w jakimś arcyważnym zadaniu, które akurat wykonywał poza godzinami ustalonymi w planie lekcji.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Skrobanie pióra po pergaminie dało się słyszeć - dla co wprawniejszego ucha - nawet po drugiej stronie gabinetu. Powoli kreślił kolejne litery, słowa i zdania w jednym z listów do ucznia z którym miał do pogadania, a ten nie miał najwyraźniej odwagi, aby stawić się bezpośrednio. Przeboleje. Co prawda zawsze lepiej było porozmawiać w cztery oczy, ale w dwie sowy też można, bo dlaczego nie? ....Nie spodziewał się dziś żadnych wizyt, choć z drugiej strony zdarzało się, aby studenci przychodzili bez zapowiedzi. Nie mógł ich za to winić, w końcu nigdy nie było wiadomo co wydarzy się w danym dniu i kiedy najdzie ich paląca potrzeba załatwienia jakiejś sprawy bądź po prostu wygadania się opiekunowi Ravenclawu. ....Pukanie do drzwi nie wyrwało go z może nieco zbyt entuzjastycznej sklejki słów, jaka właśnie wpadła mu na myśl, toteż nie odpowiedział kompletnie nic na głuche użycie kciuków na dębowym drewnie drzwi. Dopiero kiedy te uchyliły się, a w ich wyrwie pojawiła się głowa panny Strauss, śmiał zwrócić na nie uwagę. ....- Dzień dobry, proszę. – mruknął, na powrót pochylając się jeszcze nad listem, choć po chwili lekko gwizdnął na sowę i przyczepił jej owy pergamin – zwinięty już – do nóżki, aby mogła polecieć w kolejną podróż do krukońskiego dormitorium. ....Spojrzał na Violettę. ....- Panno Strauss, coś się stało? – spytał i miał szczerą nadzieję, że to pytanie pozostanie na szczeblu retoryki. Bo jeśli w jego gabinecie pojawiała się owa persona, bądź gdzieś przewinęło się jej nazwisko to zwykle oznaczało to kłopoty.
Violetta Strauss
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Ich sumienny skryba przerwał gryzdanie gęsim piórem po pergaminie niczym Mikołaj Rej i spojrzał na nią spod gęstych i z pewnością zadbanych brwi. Wyglądało na to, że Mister Hogwartu zaszczycił ją swoją uwagą i mogła łaskawie wejść w jego progi po udzieleniu przyzwolenia na audiencję u Najwyższego. Dlatego bez strachu weszła za drzwi, które za sobą zamknęła. Teraz to już z pewnością nie było odwrotu. Tym bardziej, że Voralberg zadał jej pytanie, na które wypadałoby udzielić jakiejś odpowiedzi. Choć wpierw może jeszcze obada z wierzchu grunt. Zupełnie jakby wchodziła powoli na powierzchnię zamarzniętego jeziora. Miała tylko nadzieję, że nie napotka nic zwodniczego i po znalezieniu w miarę mocnego brzegu nie okaże się nagle, że tafla się w połowie drogi pod nią załamie, bo niechcący wjebała się w miejsce, gdzie ktoś sobie wyrąbał jakąś przeręblę lub z jakiegoś innego powodu powierzchnia się pod nią ugięła. - Nie, wszystko w porządku, panie profesorze - odpowiedziała w końcu z delikatnym i może nieco niepewnym uśmiechem. Mimo poprzedniego zawahania, które dopadło ją jeszcze przed wejściem do gabinetu nie zamierzała marnować czasu i postanowiła przystąpić od razu do poruszenia kwestii, w której tu przybyła. Również po to by nie drażnić zbytnio nauczyciela swoim niezdecydowaniem i niepotrzebną ciszą. - Przyszłam spytać jak zapatrywałby się pan na kwestię pozalekcyjnych zajęć indywidualnych dla chętnych - zaczęła może i nieco na okrętkę, ale jakoś zmierzała do sedna sprawy. - Widzi pan... Ostatnio zainteresowały mnie pewne aspekty związane niejako z obroną przed czarną magią, ale nie bardzo mam się do kogo zwrócić w sprawie nauki. Czy czyjąś uwagę może przykuć fakt, że niepotrzebnie zaakcentowała w swojej wypowiedzi słowo obrona? Prawdopodobnie. Pewnie niektórzy lingwiści od razu wyczuliby u niej niecodzienną intonację i zaczęli doszukiwać się w wypowiedzi jakiegoś zamaskowanego ukrytego dnia. Prawdopodobnie Voralberg również przejrzy tę niewinną z pozoru wypowiedź ambitnej uczennicy i zechce ją wypytać o szczegóły tych korepetycji. Cóż... Skoro już zaczęła temat to trzeba w to brnąć dalej.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
....Uczucie nieodpartego niepokoju nie opuszczało go, odkąd zobaczył pannę Strauss w progu swojego gabinetu. Nie miał pojęcia dlaczego działo się tak, a nie inaczej, ale w żadnej próbie nie mógł się go pozbyć. Zastanawiał się czy to kwestia jej aktualnych występków o których zdołał dowiedzieć się w przeciągu tych kilku miesięcy jak tu pracuje, czy raczej legend opowiadanych z rocznika na rocznik odkąd ona się tu uczy. Z drugiej strony... why not both? ....Powstrzymał się od szybkiego, urywanego westchnięcia na jej odpowiedź, z drugiej strony czując jak jego ciekawość budzi się ze snu na myśl o kolejnym pomyśle ciemnowłosej Krukonki. A trzeba było przyznać, że rzadko zdarzało się, aby były mało interesujące. ....Uniósł obie brwi do góry w geście całkowitego braku zaufania w jej wypowiedzi, a na jego oblicze wtrącił się delikatny uśmiech pobłażliwego zainteresowania. Mogła się już domyślić, że właśnie próbuje rozgryźć to, co chciała mu przekazać. Przemilczał kwestię zapatrywania się na dodatkowe zajęcia - wszyscy doskonale wiedzieli, że nie miał problemu z ich organizacją, więc jej wizyta była tym bardziej podejrzana. ....- Obrony przed czarną magią, hm? - spytał, podpierając podbródek na kostkach prawej dłoni, drugą ręką wskazując jej miejsce po drugiej stronie własnego biurka. ....- Jakież to aspekty stały się aż tak interesujące, panno Strauss?
Violetta Strauss
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Wcale nie była takim wielkim rozrabiaką na jakiego próbował ją Voralberg kreować. Wcale tak nie było. To są po prostu jakieś pomówienia i ktoś próbuje ją niesłusznie oczernić, bo nigdy nie zrobiła nic złego w całym swoim życiu, a sumienie miała do tego niezwykle czyste, bo jeszcze nigdy nie używane. Przynajmniej sama tak uważała, ale jak widać nauczyciel miał własne obiekcje i najwyraźniej już od samego początku podchodził nieco sceptycznie do jej prośby o udzielenie korepetycji. Jeszcze zanim ją właściwie usłyszał, bo tak. To jakieś uprzedzenia względem narodu niemieckiego czy coś w tym stylu. Wszystko było jak najbardziej prawdopodobne. Usłyszała wyraźnie niedowierzanie obecne w jego głosie, ale jedynie skinęła głową na swoiste pytanie retoryczne, które ten wypowiedział na głos. Yup. Obrona przed czarną magią. Zgadza się. Wcale nie miała w tym żadnych ukrytych intencji i była po prostu pilną uczennicą, która z chęcią nauczyłaby się czegoś nowego. I to bez intencji skrzywdzenia kogokolwiek, bo to przecież bardzo źle i nieładnie z jej strony by było. Ot po prostu miała zwyczajny krukoński pęd wiedzy, który jej nie opuszczał. Powoli podeszła do krzesła stojącego naprzeciw Alexa tuż przy jego biurku i odsunąwszy je, zajęła na nim miejsce, by móc teraz z nim porozmawiać mniej więcej jak równy z równym na pełnej kulturce. - Myślę, że najciekawszym aspektem obrony przed czarną magią jest sama czarna magia. Aby się przed nią obronić wpierw trzeba wiedzieć z czym ma się do czynienia i rozumieć istotę owej magii... - całkiem ładny wstęp prawda? A wszystko niejako dążyło do tego, żeby skłonić Voralberga, by w pewnym sensie uchylił jej rąbka tajemnicy wiedzy zakazanej.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
.... Nie miał pojęcia co powinien o tym myśleć. Pracował tu zaledwie kilka miesięcy i choć uczniowie przychodzili do niego z różnymi sprawami, tak jednak żadne z nich nie było na tyle bez… nierozgarnięte, aby prosić go o tak zwane zrozumienie istoty czarnej magii. Przyglądał się jej z należytą uwagą, wciąż podtrzymując głowę na kostkach prawej dłoni i próbując rozgryźć jej intencje w poruszeniu tego całego tematu.
....- Po pierwsze. – rzucił, z nagła prostując się i opadając plecami na oparcie swojego fotela. – To bardzo trudne i skomplikowane zagadnienie. – złapał oddech, następując go jeszcze krótką pauzą i splatając dłonie jak do modlitwy przyłożył je do ust w niemym zamyśleniu.
....- Po drugie nie jestem specjalistą. – dodał, mówiąc to z pełną powagą. Nie znał się na czarnej magii aż tak dobrze, jak wszyscy z niewiadomego powodu zdawali się uważać. Owszem, znał się na zaklęciach, jeśli chodziło o inkantacje zakazane również potrafił to i owo, ale raczej nie należał do ludzi, którzy świadomie i z pełną aprobatą do samego siebie będą przekazywać ją dalej.
....- Jestem jednak bardzo ciekaw co sprawiło, że ten temat stał się obiektem takiego zainteresowania z pani strony. – uniósł obie brwi do góry oczekując odpowiedzi i raczej mogła się domyślić, że nie zależało mu na śpiewkach pokroju łaknę wiedzy jako Krukonka czy też chcę wiedzieć przed czym się bronić bo jeśli chodzi o to pierwsze to była standardowa śpiewka, a drugie cóż… działało w zaklęciach dozwolonych, a nie tych zakazanych. A jeśli będzie potrafiła to dobrze zaargumentować to być może dojdą do wspólnego konsensusu.
Violetta Strauss
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Staż nie miał w zasadzie nic wspólnego z tym czemu akurat jego wybrała na nauczyciela, do którego zwróci się ze swoją nietypową prośbą. Przede wszystkim chodziło o charakter i o zaufanie, a akurat jeśli chodziło o Voralberga to Krukonka czuła, że może mu zaufać i w żaden sposób nie będzie próbował krytykować jej czy wyciągać jakieś nieprzyjemne konsekwencje związane z chęcią nauki sztuk zakazanych. Liczyła na jego wyrozumiałość. - Zdaję sobie z tego sprawę, panie profesorze - odpowiedziała spokojnie, gdy ten wypowiedział pierwsze zdanie na temat nauki czarnej magii. Wiedziała, że z pewnością nie jest to łatwe. Gdyby było to problem z czarnoksięstwem byłby o wiele większy i dużo bardziej nagłaśniany. Przynajmniej takie odnosiła wrażenie. - Z pewnością jednak posiada pan doświadczenie, które byłoby dla mnie pomocne - przyznała szczerze, bo spodziewałaby się po nim, że skoro nauczał metod obrony przed czarną magią to musiał wiedzieć coś więcej na jej temat. Tak przynajmniej podpowiadałaby jej logika, ale patrząc na to jak większość nauczycieli prowadziła lekcje z tego przedmiotu to raczej więcej on miał z obroną przed jakimikolwiek zaklęciami. Może powinni pomyśleć nad zmianą jego nazwy, by nie była tak myląca? - Widzi pan... - zaczęła powoli, bo musiała sobie dać pewien czas do namysłu. Splotła zatem dłonie i oparła je blat biurka, pochylając się jednocześnie w krześle bardziej ku swojemu rozmówcy. - Moja rodzina zdaje się dosyć związana z czarną magią. Moja babka była sędzią Wizengamotu i sądziła wielu czarnoksiężników. Jakiś czas temu znalazłam kilka należących do niej ksiąg dotyczącej tego rodzaju magii. Dosyć zainteresował mnie ten temat chociaż były to raczej mniejsze i większe teoretyczne ogólniki dotyczące istoty samej czarnej magii oraz wybranych zaklęć z tej dziedziny. Jeśli chodzi o resztę rodziny... - tutaj zrobiła przerwę, wzdychając głośno. - Mam wrażenie, że połowa z nich mogłaby być śmierciożercami w przeszłości. Chciałabym lepiej zrozumieć czarną magię, dowiedzieć się o jej działaniu. Nie mówię o tym, że zamierzam ją stosować, ale chciałabym ją poznać i wiedzieć na czym dokładnie ona polega, a czuję, że w tej kwestii zbytnio nie mogłabym zaufać moim krewnym. Spojrzała na niego wyczekująco, chcąc wiedzieć czy taki argument jest dla niego wystarczająco Przekonujący. Zresztą chyba już i tak powiedziała mu wystarczająco dużo. Żeby odblokować resztę tragicznego backstory należy wykupić DLC o nazwie Mroki Duszy za jedynie 10 galeonów. Zobacz jakie powody kryją się za fascynacją Violetty czarną magią i jakie były jej pierwsze doświadczenia z ową dziedziną magii. Nie zwlekaj. Oferta limitowana.
Alexander D. Voralberg
Wiek : 38
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 198
C. szczególne : wysoki i wychudzony | blady | blizny wokół ust i na twarzy | nienaturalnie białe oczy i mogące wywołać niepokój spojrzenie
Nie miał pojęcia dlaczego Krukoni nie mogli przychodzić do niego z przyziemnymi sprawami, typu - panie profesorze: pojedynkowałem się z X, Y mnie obraził, profesor Z mnie nęka, mam depresję, pierogi na obiedzie miały za mało farszu, sriracha z tego przepisu nie wyszła tak jak chciałem itd. nie. Oni musieli przychodzić od razu z rzeczami pokroju tej dzisiejszej, dostania się do działu ksiąg zakazanych bez szczególnego uzasadnienia, wejścia do zakazanego lasu czy prosić go o inne sprawy, których raczej realizować nie powinien.
- Wiesz dobrze, że nie wolno mi używać Czarnej Magii, nawet w formie pokazu. A już na pewno nie uczennicy. - rzucił zgodnie z prawdą i sugestią, że być może powinna się zgłosić jak już ukończy Hogwart, albo chociaż pierwszą część nauki, o ile zamierzała skorzystać z opcji studiów.
- Z drugiej strony doskonale wiem, że jeśli nie ja, to sama znajdziesz na to sposób, a to się źle skończy. - mruknął odchylając głowę do tyłu i wypuszczając ze świstem powietrze, zupełnie jakby się zastanawiał. Ta jej historia - mimo, że ciekawa - była średnio inspirująca do tego, aby poświęcać swoją karierę na rzecz kilku praktycznych pokazów. Być może była to kwestia tego, że nie kupił płatnego dlc za 10 galeonów, przez co pogubił się w tym wszystkim już w połowie tej opowieści.
- Pomyślę o tym panno Strauss i wyślę Pani sowę. - zerknął na nią ponownie, kładąc uprzednio dłoń na biurku i stukając o nań paznokciami. Naprawdę ją lubił, jednakże to o co go prosiła nieco wykraczało poza jego nie tyle co możliwości, co ograniczenia, a to nie było zbyt pocieszające.
Violetta Strauss
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Co prawda mogli przychodzić, ale jaki był w tym sens? Zresztą pewnie i tak Alex narzekałby wtedy, że przychodzą do niego tłumnie z pierdołami i jedynie głowę zawracają głupotami przez co nie może pracować. Czy tak nie było lepiej? Przychodzili raz na jakiś czas, ale przynajmniej z jakimiś konkretami. Czy tak nie było lepiej i ekonomiczniej? Zwracali się do niego jedynie, gdy była ku temu prawdziwa potrzeba. - Zdaję sobie z tego sprawę. Wiem, że proszę pana o wiele, ale mam nadzieję, że się pan zgodzi - przyznała, przytakując mu. W końcu nie bez powodu czarna magia uznawana była za wiedzę zakazaną. I właśnie problem z tym, że wszystko to, co było zakazane kusiło najbardziej. W czasie zajęć również dosyć mało mówiło się o czarnej magii nawet jeśli taka obrona przed nią miała być podobno głównym tematem lekcji, a już przemycane niewielkie strzępki informacji jedynie rozbudzały ciekawość i chęć dowiedzenia się czegoś więcej. Uśmiechnęła się zadowolona, gdy tylko Voralberg stwierdził, że pomoże jej ponieważ i bez niego znalazłaby jakiś sposób, żeby parać się czarną magią. Miał w sumie rację. Widać, że poznał ją wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że nawet bez czyjegoś wsparcia zawsze będzie dążyła do swojego celu. No, ale ze wsparciem nauczyciela będzie jej to szło o wiele lepiej i sprawniej. Poza tym niejakie przekonanie go było już pewnym sukcesem. - Dziękuję bardzo, profesorze - powiedziała, gdy tylko usłyszała, że mężczyzna skontaktuje się z nią jeszcze w tej sprawie. - Skoro rozważa pan moją prośbę to mogłabym przy okazji poprosić pana o zgodę na wstęp do działu ksiąg zakazanych w bibliotece? Chciałabym mieć możliwość samodzielnych studiów teoretycznych w tej dziedzinie. Oby nie było to już przesadą biorąc pod uwagę to jak wcześniej wyglądała ich rozmowa. W każdym razie miała nadzieję, że do tego Voralberg przychyli się bez większego problemu skoro nie zamierzała go zbytnio w to angażować. Ot wystarczy tylko, że da jej stosowny papierek.