Nie wiedział, jak wielką rolę nepotyzm odgrywał u Dearów, a jeśliby wiedział, to bardziej poważnie zastanawiałby się pewnie nad wżenieniem w rodzinę. Na szczęście nie musiał tego czynić. Przynajmniej nie w tej chwili.
-
To zależy. W hazardzie zazwyczaj tak, ale w innych sytuacjach...Czasami Ci najebani są najbardziej roszczeniowi. Myślą, że skoro już tyle wypili to należy im się zniżka, czy coś. - Odpowiedział z doświadczenia, które miał po obydwu stronach baru. Ciężko było wyczuć niektórych klientów, choć byli też tacy, po których Max od razu widział, jak może się taka interakcja zakończyć. Uwielbiał te momenty, gdy ktoś tak bardzo musiał się poawanturować i postawić na swoim, że prosił Solberga o zawołanie przełożonego. Moment realizacji w ich oczach, gdy chłopak oznajmiał, że nikogo wyżej nad nim już nie ma, był jak cudowny prezent urodzinowy. Nie kłócił się jednak z faktem, że najebanie sprzyjało hazardowi. Chyba, że delikwent wypił na tyle, że odpadł przy stole.
Tekst o dzieciach był dla Solberga dobry, ale oczywiście musiał dopytać, żeby nie było.
-
Akurat pod tym względem nie jestem spierdolony. Wolę ludzi, którzy w pełni pozbyli się już mleczaków. - Odpowiedział równie lekko. Nigdy nie tykał dzieciaków i nie ciągnęło go do tego, by ten fakt zmienić. Owszem, przespał się z jedną piętnastolatką, ale sam był wtedy zaledwie rok, czy półtorej starszy, więc sytuacja nie była nadająca się do Wizengamotu. I oczywiście wszystko odbyło się za jej zgodą, a później Max nawet się nie zorientował jak Boydowi odjebało rękę. Tak już bywa, że akcja wywołuje reakcję, czy coś.
-
Grey. - Odpowiedział, bo akurat i on i Lockie nie musieli użerać się z O'Malleyem na sesji. -
Wiem, że u niej to wystarczy wiedzieć, czym jest fiolka, ale uwierz mi, że w kwestii Swansea, zdanie nie było wcale oczywiste w tym wypadku. A co dopiero Wybitny. - Przepięknie skomplementował kumpla, ale Lockie wiedział, że taka była prawda. Jednym nie szło w eliksirach, innym w zielarstwie, a jeszcze inni w ogóle sobie w szkole nie radzili. Samo życie. To, że Max pomógł komukolwiek, zakrawało dla niego o jakiś cud, ale jak pokazały te i poprzednie egzaminy, widocznie nie był aż tak beznadziejny.
Nie miałby raczej oporów przed wyjaśnieniem kwestii swojej nieobecności. Nie byłoby to zbyt miłe dla kadry i byłego dyrektora, ale Max nie miał zamiaru udawać, że nie czuje z tego powodu gorzkich uczuć. Owszem, edukacja wcale nie była dla niego aż tak istotna, ale mimo wszystko czuł się potraktowany niesprawiedliwie i to o to wciąż miał pretensje do szkoły. Co gorsza, nie zauważył, by cokolwiek zmieniło się w jej murach na lepsze.
-
Jak coś, drzwi są zawsze otwarte. A nowych perspektyw trochę u mnie znajdziesz, bo nie lubię iść tam, gdzie ktoś już był. - Nie brał tego za nic personalnego. Nie każdy miał czas i ochotę na takie zajęcia, a już na pewno nie ktoś, kto robił u Dearów. Maxowi bardziej zależałoby na feedbacku od krukona, niż na możliwości nauczenia go czegoś. Poza tym, nadal w pewien sposób musieli tam przerabiać szkolny materiał, a chłopak podejrzewał, że Benjamin zna go już na pamięć. Ślizgon starał się podawać tę wiedzę w nieco mniej ortodoksyjny sposób, ale niestety nie mógł pozwolić sobie na taką swawolę, jaką praktykował we własnym laboratorium. Wkurwiały go te szkolne ograniczenia i jak niektóre jeszcze potrafił zrozumieć, tak większość z nich po prostu była dla niego z dupy wyssana.
-
Za dużo wychodzić nie mogę, bo się pogubią, ale próbuję. Widzę w tym roku większy rozstrzał w poziomie uczestników, będzie trzeba się trochę nagimnastykować nim znajdę dla nich jakiś złoty środek. Ale to tylko kolejne wyzwanie, któremu chętnie stawię czoła. - W oczach Maxa pojawił się charakterystyczny błysk, ale wszelkie wyjaśnienia tego, co mógł mieć na myśli, utonęły w łyku jego drinka.
@Benjamin O. Bazory