W tej przestronnej klasie na trzecim piętrze odbywają się lekcje zaklęć. Dwa rzędy dwuosobowych ławek czekają na uczniów. Duże okna przepuszczają wiele światła, co nadaje klasie przestronny wygląd. Na regałach po prawej stronie znajdują się wszelakie przedmioty na których można ćwiczyć zaklęcia. Na ścianach wiszą natomiast tablice na których są wypisane podstawowe zasady pojedynkowania się.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - zaklecia
Wchodzisz do Klasy Zaklęć, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Wybrałeś Zaklęcia. Dobrze. Stajesz więc pośrodku sali, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany Ci Marco Ramirez oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Riverside. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Na biurku oprócz pergaminów i kałamarzy stoją dwie czary, z których unosi się czerwony dym. Na jednej z nich świeci się napis „teoria”, na drugiej zaś „praktyka”. Komisja wyjaśnia Ci, że musisz wylosować jedno pytanie z tej pierwszej i jedno zadanie z drugiej. Możesz zacząć od którejkolwiek chcesz. Gdy sięgasz po kartkę i ściskasz ją w dłoniach, ta zamienia się w coś na kształt wyjca, który jednak nie krzyczy, tylko spokojnie zadaje Ci pytanie bądź wyznacza zadanie. Jak Ci poszło?
Zasady: Rzucasz czterema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z OPCM i zaklęć można dodać +1 do punktów.
Opis zadan:
teoria:
Pierwsza kostka:
1 – Podaj ogólną definicję zaklęcia i opisz, co wpływa na jakość czaru. 2 – Przedstaw szczegółowo zagadnienie zaklęć niewerbalnych. 3 – Podaj po dwa przykłady zaklęć z każdej z grup: zwykłe, ofensywne, defensywne. 4 – Podaj dwa rodzaje przysięgi wieczystej i opisz na czym polegają. 5 – Podaj trzy zaklęcia, do których można dobrać inne przeciwzaklęcia (podaj je) niż Finite. 6 – Podaj trzy zaklęcia ochronne (np. zabezpieczenie terenu przed ludźmi) oraz opisz działanie każdego z nich.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za odpowiedź. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
praktyka:
Pierwsza kostka:
1 – Odpowiednimi zaklęciami uruchom mały tor przeszkód, aby piłka mogła dotrzeć na jego koniec. (Piłka na początku toru - musi spłynąć rynną - wyczarować wodę; dociera do zbyt małej bramki - powiększyć; zbiorniczek z wodą - zamrozić zanim piłka wpadnie do wody; dźwignia - nacisnąć odpowiednim zaklęciem - wtedy piłka dociera na koniec toru). 2 – Zadziałaj na ciecze w wazonach - w pierwszym oczyść, w drugim doprowadź do wrzenia, w trzecim zamroź. 3 – Przejdź przez mały labirynt (musisz obronić się przed stworzeniem, zaatakować jedno oraz pokonać dwie pułapki). 4 – Powiel kamień, a następnie wyrzeźb węża, lwa, borsuka i kruka. Zaznacz ognistym znakiem te zwierzę, do którego domu przynależysz. 5 – Spowolnij trzech przeciwników odpowiednim zaklęciem, a następnie unieruchom każdego za pomocą trzech różnych czarów. 6 – Zadziałaj na cztery przedmioty zaklęciami z każdego żywiołu.
Druga kostka:
Oznacza ilość punktów, otrzymanych za wykonane zadanie. 1 to odpowiednio 1 punkt, 2 - 2, itd.
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - Zaklęcia:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Wyrzucone kostki - teoria:</retroinfo> wpisz kostki za teorię <retroinfo>Wyrzucone kostki - praktyka:</retroinfo> wpisz kostki za praktykę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek opisujących punkty za praktykę i teorię oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Spoiler:
Wszystkie rozważania o magii przerwał dźwięk tłuczonego szkła w witrażu, który posypał się barwnymi, migoczącymi kolorami. Coś wpadło do pomieszczenia, zatrzepotało ogromnymi skrzydłami. Upierzenie ciała białe z szaroniebieskim nalotem, srebrne pokrywy skrzydeł. Lotki pierwszorzędowe czarne, drugorzędowe szare. Linia upierzenia na czole prosta. Na głowie i szyi nastroszony czub. Dziób długi i potężny, żółty. Odnalazł nieporadnie odbiorcę wiadomości @Alistair Keane. Był ranny, z tułowia sączyła się krew, która tworzyła plamki na posadzce. Wystawił łapę z niewielkim liścikiem, ona też krwawiła.
Professor ordinarius incantationibus et defensio adversus artium obscurorum, carminibus praevaricator, Alistair Keane
Szanowny stryju, zwracam się z prośbą o natychmiastowe pojawienie się w mojej prywatnej posiadłości. Sam wiesz gdzie, sam wiesz jak. Wybacz mi lakoniczność, ale to sprawa delikatna i niecierpiąca zwłoki.
P.S. Zabierz ze sobą Ruth Wittenberg
Minister magia, Nolan T. Kaene
pierwsza sala zaklęć
Autor
Wiadomość
Dante Feliciano Cavazos
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : Pojedyncze tatuaże na ciele, charakterystyczna hiszpańska uroda, nosi kolczyki, liczne bransoletki oraz wisiorki.
Jeszcze te kilkanaście dni temu wygrzewał się na plaży w Kadyksie i korzystał ile tylko można z danych mu wakacji. Nie żeby jego całe życie nie było wiecznymi wakacjami, jednakże do szkoły musiał wrócić. To oznaczało, że nie tylko musi zrezygnować z wolnego, ale też tego przyjemnego hiszpańskiego ciepełka, za którym najbardziej tęsknił, mieszkając w Wielkiej Brytanii. Oczywiście po dwóch latach studiów zdołał się trochę przyzwyczaić do tego deszczowego, zdecydowanie chłodniejszego klimatu, ale zawsze przed wyjazdem z rodzinnego domu musiał ponarzekać. Jakkolwiek był blisko ze swoją siostrą, tak chyba najbardziej się cieszyła, kiedy tylko Dante opuszczał Hiszpanię. W końcu znosiła jego humory przez bite dwa tygodnie przed rozpoczęciem roku szkolnego...
Za sobą miał już kilka lekcji, jednak nadal bardzo ciężko mu się wstawało, szczególnie o tak nieludzkiej godzinie jak szósta rano. Niby powinien być do tego przyzwyczajony. W końcu na sesje zdjęciowe nierzadko musiał wstawać jeszcze wcześniej, ale na swoją obronę... podczas roku akademickiego tych sesji miał mniej, więc teoretycznie mógł poleniuchować.
No przynajmniej nie dziś.
W końcu nie dość, że musiał zdążyć na lekcje to jeszcze trzeba było zadbać, o to by odpowiednio wyglądać. Poranna toaleta zajęła mu jak zwykle długo. Po jej zakończeniu nie pozostało mu nic innego, jak biec ile sił w nogach, by zdążyć do klasy na zajęcia z zaklęć.
Wpadł, kiedy wiele miejsc było zajętych. Na szczęście znalazł coś wolnego w drugim rzędzie. Dość strategicznie, chociaż wolał siedzieć nieco dalej od nauczyciela. W końcu drugi rząd był wystarczająco blisko biurka, by nie daj boże nauczycielka go zauważyła i zadbała mu pytanie, na które powinien znać odpowiedzieć. A jak wiadomo przez wakacje czasami głowa wietrzała z wiedzy.
Ubrany w tradycyjny mundurek, z torbą pod ręką, wpadł więc nieco zdyszany do klasy. Szybko zajął swoje miejsce i zaczął się wachlować ręką. Jak wcześniej narzekał, że jest tutaj zimno, tak teraz po małym porannym wysiłku, mógłby wręcz błagać o nieco chłodnego wiaterku. Rozpiął pierwsze dwa guziki swojej koszuli, by dopuścić nieco więcej powietrza.
Ósma rano nie była wymarzoną porą na rozpoczęcie zajęć, zwłaszcza w piątek, kiedy człowiek był styrany całym tygodniem i myślami już przy weekendzie, na który miał ambitne plany degustacji prezentów imieninowych, których otrzymał tyle, że musiał sobie w mieszkaniu wyczarować praktyczny pawlacz, żeby mieć gdzie schować te zapasy. Zwłaszcza, kiedy człowiek nie zmrużył w nocy oka, bo niańczył prosiaka. - Jak Urszulka z rana nam każe robić coś bardziej wymagającego niż Aquamenti, to ją osobiście wypierdolę przez okno - zagroził, zrównując krok ze zmierzającą w stronę klasy @Ruby Maguire i wystawił rękę żeby zbić jej powitalną, gryfońską piąteczkę, lekko tak, bo nie pamiętał już którą łapkę miała świeżo przyszytą, a nie chciałby jej znów upierdolić - Nic nie spałem w nocy, Fredka pozwoliła świnksowi zrobić drzemkę w dzień i potem jebaniec mi kopytkował po chacie chyba do czwartej rano, wyobrażasz se? Czasem mam ochotę go odesłać do Avalonu. Kabanoska? - pożalił się koleżance, przy okazji częstując podgryzanym w międzyczasie smakowitym polskim specjałem, pozostałością z imprezki. Weszli do klasy, szukając wolnego miejsca, najlepiej gdzieś z tyłu, po drodze mijając wiele znajomych twarzy, z którymi Bogdan się witał mniej lub bardziej wylewnie. Oczywiście na lekcji nie zabrakło ambitnego mecenasa @Thomas Maguire, który w obsceniczny sposób obściskiwał się na krześle z Fryderyką. Żenada, no ale skinął im głową w sympatycznym, dżentelmeńskim geście i oburzony rzucił na stronie do jego siostry: - No, niektórzy to nie mają wstydu, rozumu ani godności. - po czym zajęli miejsce w FAJNIEJSZEJ części klasy, niedaleko @Marla O'Donnell i @Eugene 'Jinx' Queen, których również przy okazji powitania poczęstował uprzejmie kabanosami. Wreszcie zasiadł obok Rubsona w ławce za @Drake Lilac obłożonego notatkami jak przed egzaminem. - No co ty Drejk, jeszcze się nie zaczęło a już zakuwasz? - rzucił do ziomeczka, wyrzucając niedbale na blat różdżkę i wyświechtany podręcznik.
Eugene 'Jinx' Queen
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 173
C. szczególne : Przekłute uszy; czasem noszony kolczyk w nosie; drobne tatuaże; pomalowane paznokcie; bardzo ekspresyjny sposób bycia; krwawy znak
Nie jestem pewny, co dokładnie sprawia, że przyjezdna decyduje się zerwać z krzesła i wyjść z klasy. Trochę przegapiam ten moment, bo moje spojrzenie przywołane powitaniem mimowolnie ucieka za @Eva Castel i jej uroczym uśmiechem, a potem w drodze powrotnej zahacza jeszcze o @River A. Coon, któremu również odpowiadam uśmiechem. Mruczę więc tylko mało inteligentne "aha" w plecy dziewczyny, ale na szczęście wszystkie moje ewentualne smutki i troski mogą zostać zażegnane w momencie pojawienia się @Marla O'Donnell. No i bądźmy szczerzy, podrywy podrywami, ale nie ma to jak towarzystwo bff. - Pytasz się - odpowiadam tylko z rozbawieniem, bo więcej nawet nie jestem w stanie wtrącić pod słowotokiem, który tak naturalnie wylewa się z ust Marleny. Wiem, że powinienem zachować powagę i pokręcić głową na to skandaliczne zachowanie Irytka, ale nic nie mogę poradzić, że wyrywa mi się szczere parsknięcie. - Jakbyśmy się Irytkiem reklamowali, to by woleli ręcznie odbudowywać tę swoją szkołę, czy co im tam się stało. - Przy Marlenie na szczęście nie muszę udawać, że słuchałem tłumaczeń podczas powitania, bo oboje wiemy, że bardziej zajęty byłem studiowaniem nowych intersujących twarzy. Kładę dłoń na łydce przyjaciółki, smyrając ją lekko w okolicy kostek. - O chuuuj. Co ona, z lupą te fotki oglądała? - dziwię się, bo ja nie wiem, jakie oko musiała mieć, żeby akurat to wyhaczyć w tym całym chaosie, który tam się dział. To jest ten sławny instynkt macierzyński. - No wzniosłaś się trochę na próbę, wielkie mi halo, pf... Powinna się cieszyć, że ktoś za nią spełnił rodzicielski obowiązek kupienia ci pierwszego auta, który powinna wypełnić już dwa lata temu. A Holly to nawet dwa razy prosić by nie trzeba było, jeszcze stałabyś się ulubionym dzieckiem. Ale czy polecam tę rodzicielkę? No nie bardzo, czaisz, że powiedziała mi, że od tego roku nie ma już żadnych kieszonkowych, bo tylko przewalam je na głupoty. Więc jak coś teraz chcę, to muszę sam sobie zarobić, ona w moim wieku już pracowała, a miała pierdyliard razy lepsze oceny niż ja i bla bla bla. Naucz się odpowiedzialności, Eugene - przedrzeźniam głos mojej matki, który potrafił czasem zrobić się tak denerwująco poważny, jakby Holly zapominała, że sama po studiach spierdoliła prawie bez słowa z Anglii przed sztywnymi oczekiwaniami swojej rodziny. - Nie ugięła się nawet, jak jej powiedziałem, że oki, to będę dawać dupy za hajs. Co za życie - wzdycham ciężko, szukając zrozumienia w oczach przyjaciółki; rozpraszam się jednak podsuniętą mi pod nos paczką kabanosów, które dostrzegam szybciej niż @Boyd Callahan, któremu jednak zaraz posyłam w powietrzu pocałunek wdzięczności. - Dobrze, że mam was. Tam zgrzewka polo cockty, tu kabanosy... tylko wy mnie jeszcze trzymacie przy zachowywaniu cnoty.
W sali robiło się coraz bardziej gwarno. Valerie słyszała za plecami strzępki rozmów i wyławiała z nich wyrwane z kontekstu zdania, które całościowo składały się na typową szkolną plątaninę narzekania na wczesną porę, pobożnych próśb o łagodne traktowanie przez profesor Bennett i ogólnie small talku. Naprawdę nie chciała podsłuchiwać innych uczniów, ale w związku z tym, że jej jedynym zajęciem było międlenie między palcami pióra, to po prostu słuchała bez większego zrozumienia tego, co słyszy. Czas spędzony na oczekiwaniu trochę jej się dłużył i nie miała pojęcia, ile go jeszcze zostało do rozpoczęcia zajęć. Liczyła, że już za krótką chwilę nauczycielka wkroczy do sali i wtedy wreszcie coś zacznie się dziać. Nawet jeżeli by to oznaczało ciężką pracę. W sumie nawet odrobinę miała nadzieję, że będzie dużo do roboty, bo jakoś zawsze wtedy lekcje szybciej mijały. Nie spodziewała się, że ostatecznie ktoś zdecyduje się do niej dosiąść, a już, szczególnie że będzie to starszy student. Pierwsza ławka nie była zbyt kusząca dla wielu uczniów, była raczej zarezerwowana dla spóźnialskich, którzy nie mieli już lepszego wyboru. Mimo wszystko Valerie zazwyczaj starała się siadać z przodu, żeby pielęgnować pozory pewności siebie. Słysząc słowa @Payton Kingston III w pierwszym odruchu parsknęła śmiechem i pokręciła z rozbawieniem głową. Zaczął z przytupem i Valerie do końca nie była pewna, czy Ślizgon chce w ten sposób dać jej do zrozumienia, jak bardzo nie chce tu siedzieć, czy bardziej przekazać to wszystkim dookoła. - Ależ bez obaw, to miejsce zaklepałam specjalnie dla ciebie - odparła z uśmiechem, po czym przesunęła trochę swoje rzeczy, które dotychczas zajmowały trochę więcej niż przysługującą jej połowę ławki. Nie planowała rozpoczynać rozmowy od ironii, ale Payton sam zaczął, a Valerie po prostu nie zdążyła ugryźć się w język.
Rei E. Mimamoru
Rok Nauki : VII
Wiek : 18
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 155cm
C. szczególne : Drobniutka ciałem (wielka duchem) | Zazwyczaj bez makijażu | BARDZO długie włosy i kontrastująca krótka grzywka
Orientację w terenie od zawsze miała beznadziejną - więc jak już się zgubić, to przynajmniej nie samotnie, także wzięła ze sobą @Mun Soo-jin, żeby ruszył swój zgrabny tyłek z zastępczego dormitorium, a nie kimał do południa. — Autentycznie Soo-chan, czuję się jak w krainie olbrzymów. Wszyscy mogliby mi pluć na głowę, a ja bym pomyślała, że pada. Jakby nie było tu wystarczająco zimno. Ten zamek w ogóle ocieplają, czy oszczędzają na skrzatach? — żaliła się nieprzerwanie do swojego ziomeczka, kiedy zmierzali (chyba) do klasy zaklęć. Ledwo przekroczyli próg sali - paciorkowate oczy Rei padły na @Drake Lilac, który niewątpliwie rzucał się w oczy na tle innych. Aż jej brwi pod grzywkę powędrowały. — Widzisz to Soo-chan? Gdzie ja bym mu sięgała? Do pępka? — sarknęła, kręcąc głową. Jak na standardy Mahoutokoro była niska - tutaj brali ją chyba na pierwszy rzut oka za karła albo półgoblinkę. Pociągnęła Muna za rękaw, prowadząc ich dwójkę między ławki - jednocześnie uprzejmie i nieśmiało machając ogółowi na przywitanie. Sama zahaczyła szatą o róg pierwszej ławki (@Payton Kingston III, @Valerie Vesper), omal nie wpadając na siedzącego przy niej chłopaka. Wyprostowała się jak struna, wlepiając ciemne spojrzenie w bruneta. — Śliczniutki — rzuciła pod nosem, zaraz uśmiechając się przepraszająco. — Sorki, od tych waszych Wielkich Schodów błędnik mi szwankuje — rzuciła żartobliwie, szybko umykając do jednej z tylnych ławek. Tam też rozsiadła się wygodnie, badawczym wzrokiem lustrując resztę obecnych. — O patrz, nie kojarzę go z Mahou. — Spojrzenie padło na @Augustine Edgcumbe, a zaraz potem na @Julia Brooks - szturchnęła swojego towarzysza łokciem, zachowując kamienną twarz i oczywiście nie pokazując palcem. Licząc, że Soo-jin będzie na tyle dyskretny, że będą po prostu wyglądać jak dwójka sepleniących krzaczkami przyjezdnych. — Mówiłam Ci, że moja grzywka to będzie hit, nawet tutaj się do mnie upodabniają, to mnie wyśmiałeś! — Czarne oczy strzeliły w zbiegowisko jasnogłowych (@Victoria Brandon, @Elizabeth Brandon, @Scarlett Norwood) - aż Mimamoru uchyliła drobne usta w wyrazie zachwytu. — Wooow...! To się nazywa prawdziwy blond! A nie tak jak ten moich braci, co wyglądają jak farbowane szczoty — skwitowała, bawiąc się swoim ciemnym kosmykiem włosów.
// kursywa = koreański, dziubki
Ruby Maguire
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 18
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160
C. szczególne : golden retriever energy | irlandzki akcent | duże oczy | zapach cytrusów
Kolejny rok w tej szkole, a Ruby przed ósmą rano nadal wyglądała jak trup. Co więcej, tego dnia chyba przeszła samą siebie, bo w ogniu przeprowadzki i tego, że na wakacjach kompletnie rozjebała swój zegar biologiczny, spała może z trzy godziny. Nigdy wcześniej się nie przeprowadzała, jasne, wyjeżdżała do szkoły, ale to nie było to samo. Teraz miała zacząć zupełnie samodzielne życie i w ogóle wszystko. Przerażało ją to, chociaż jednocześnie ekscytowało, bo przecież całą siódmą klasę na to czekała. Obawiała się też rzecz jasna samych studiów, bo nigdy nie uważała się za wybitną. Jasne, dawała sobie radę na uzdrawianiu, może była odrobinę ponad przeciętna z ONMS, ale to wszystko. Zaklęciara była z niej żadna i chyba tylko dlatego, jakby w obawie, że ją wykopią ze studiów, a ona próbowała ułożyć swoje życie, szła na tę lekcję, w środku nocy. — Pom… — nie zdążyła dokończyć, bo przerwało jej potężne ziewnięcie — Pomogę ci — powiedziała do @Boyd Callahan i zbiła z nim piąteczkę. Z ręką już było raczej dobrze, nie perfekcyjnie, ale chyba mogła wrócić do quidditcha, więc to liczyło się najbardziej. Odpaść nie powinna, a jak trochę poboli, to przynajmniej przypomni jej, że żyje. — A daj spokój, ja się przeprowadzam i próbuję wychować wielkiórkę, a przede wszystkim wytłumaczyć mojemu psu, że to nie jest uciekające jedzenie — oczywiście, że zabrała Ducha, nie chciała słuchać kogokolwiek z rodziny w tej sprawie, nie po to zgodziła się mieszkać z Archiem w domu z ogródkiem, żeby nie móc mieć przy sobie swojego ukochanego psa, za którego i życie by oddała. — O, dzięki — powiedziała i ułamała sobie kawałek kabanosa, wchodząc do klasy razem z drugim Gryfonem. Rozejrzała się po sali, skutecznie ignorując swojego brata, bo była to ich tajemnicza moc, udawać, że drugiego nie ma. Bo chociaż za Thomasa też by oddała życie, jak za Ducha, to jednak wcale nie zamierzała tego przyznawać na głos. — No po moim bracie, to nie spodziewałabym się niczego innego, godność stracił jakoś jak miał sześć lat — rzuciła do Boyda, a zaraz potem rzuciła swoją torbą na ziemię i opadła na krzesło. Wygodnie się na nim usadowiła, tak, żeby móc komfortowo położyć głowę na stole i przymknąć oczy, udając, że wcale rok szkolny znowu się nie zaczął. — Ja mam dla ciebie tylko miłość — powiedziała do @Eugene 'Jinx' Queen, wcale nie kwapiąc się do tego, żeby podnieść głowę. Lekcja się jeszcze nie zaczęła, a ona zamierzała z tego korzystać.
______________________
Be brave to stand for what you believe in even if you stand alone.
Hariel Whitelight
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 184
C. szczególne : podobny do Camaela, wręcz myląco gdyby nie oczy i pieprzyk nad górną wargą | pachnie perfumami z nutą sosny | nosi super buty, które tworzą za nim kwiatkowy korowód | zawsze ma kolorowe okularki na nosie
Może przemawiała za mną ambicja, a może po prostu problemy ze snem, ale uznałem że ruszę się na tą pierwszą lekcję zaklęć o świcie, skoro nawet nie musiałem nastawiać budzika. Porywam szkolną torbę, ubieram się w jakiś czysty mundurek, a na nos zakładam zielone okularki, które mają zakryć moje wory pod oczami. Pożyczyłem też do tego kilka magicznych kosmetyków od Nany, więc na pewno wyglądam jak po solidnych ośmiu godzinach snu. Wchodzę do klasy, a z mną jak zwykle ciągnie się korowód kwiatków. Rozglądam się po sali gdzie by tu usiąść, macham na przywitanie Irv, ale pierwsze co robię to znajduję ławkę, w której @Ruby Maguire. Może mój wybór wydaje się być dziwny, ale kiwam głową do siedzącego obok Boyda i Jinxa. - Hejka Ruby - mówię do próbującej spać dziewczyny z uprzejmym uśmiechem. - Słyszałem, że zostałeś utrzymanką Arczibalda. Przyznam, nie spodziewałam się po Tobie takiego sprytu - paplam sobie wesoło. W końcu według moich wiadomości przyjęła od niego samochód, a teraz miał proponować jej jeszcze mieszkanie, o ile już tego nie zrobił. Ja również z ochoczą przyjąłbym takie prezenty. Ale Maguire kojarzyła mi się z kimś kto krzywo patrzył na nieustalenie dokładnej relacji łączącej mnie z Hope; zakładanie wspólnego konta (gdzie ona pewnie dodała ze trzy knuty) z gwiazdą estrady układałem to gdzieś na granicy celowego nieustalania łączących kogoś relacji. Może Rubson za mną nie przepadała, bo wyczuła nasze podobieństwo! Wtedy też zauważam siedzącego trochę dalej @Mun Soo-jin wraz z jakąś dziewczyną z wymiany (@Rei E. Mimamoru), dlatego macham na pożegnanie grupie Gryfonów i idę usiąść tuż przed moim znajomym z męskiej toalety. - Cały mokry wyglądałeś zdecydowanie lepiej - oznajmiam na przywitanie beztrosko i macham siedzącej obok dziewczynie. - Harry - przedstawiam się dziewczynie i podaję jej dłoń.
Zaklęcia, choć nie były tak porywające, jak zwykle zajęcia z obrony przed czarną magią, które miały być następne, nie zamierzał ich zaniedbać. Co prawda nie był pewien, czy jest to dobry pomysł, skoro wciąż czuł się, jakby w każdej chwili miał wybuchnąć. Wszystko do wkurwiało, bo inaczej już tego nie mógł określić, gdy spoglądając na kogokolwiek, miał ochotę rzucić się na niego, rozszarpać. Wszystko zaczęło się po spotkaniu z celtyckimi bóstwami, więc to musiało być któreś z nich, jakieś przekleństwo. Mimo to nie mógł opuszczać zajęć. Przestając stawać się lepszym, przestajesz być dobry. W duchu tej maksymy ruszył do sali zaklęć, zaciskając cały czas zęby, powtarzając w głowie mantry, które miały pomóc mu zachować spokój, choć nie były specjalnie efektywne. Wszedł do klasy, a widząc tłum czekający na profesor Bennett, znów poczuł falę irytacji. Mimo to, próbując zachować pozory panowania nad sobą, ruszył do jednej z wolnych ławek, siadając, od razu zagłębiając się w podręczniku. Właściwie nie czytał nic, a jedynie wpatrywał się w słowa, starając się ignorować szum rozmów wokół. Kiedy przyjdzie wreszcie Bennett?
Julia Brooks
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 170
C. szczególne : grzywka, tatuaże, pedantyzm, wisiorek z osą, pachnie lawendą
Transmutacja nie była jej bajką i nie miała wrodzonego talentu jak August, który siłą woli potrafił wydłużać dowolną część swojego ciała albo zmieniać się Szkota. W tym wydaniu nie lubiła go zresztą, tak jak w wydaniu naturalnym i do końca nie rozumiała, czemu to robi, żeby zaimponować rodzinie i jej czystokrwistym ziomkom. W końcu był zajebisty, jaki był i nie powinien się tego wstydzić, nigdy.
- Ja też. To nawet romantyczne. Czy Ty byś mnie szukał po całym Southampton? – zapytała, wyrazem rozbawionej twarzy dając jasno do zrozumienia, że wcale nie mówi poważnie, bo i nie oczekiwała poważnej odpowiedzi.
W przeciwieństwie do Edgcumba lubiła zaklęciarza i nawet trochę za nim tęskniła. Pomimo szczotki w zadku był cholernie uczciwym gościem i nawet wyrozumiałym, za co go doceniała.
Po chwili pojawiła się Fredka z Tomaszem i na jej twarzy wykwitł szeroki banan, widząc dwójkę swoich ziomków wbijających na lekcję. Znacznie bardziej lubiła Moses w towarzystwie Krukona, niż Boyda, tak więc najpierw wyszczerzyła się do kędzierzawego szulera, a potem puściła do Puchonki oczko, szepcząc jej do ucha: - Mówiłam Ci, że Krukoni są najpiękniejsi. A Tomek to już w ogóle. Strasznie mądra bestia.
Oczywiście miał rację i już od jakiegoś czasu myślała o tym, żeby zawitać do piguł, choć myśl o tym spotkaniu mroziła jej krew w żyłach bardziej, niż pasożyt, którym została zarażona przez jednego z bogów. Mimo to wzbraniała się przed tą wizytą, bo już oczami wyobraźni widziała te krzywe spojrzenia, że oto znów Brooks zrobiła sobie krzywdę na milionowy już sposób. Obiecała więc chłopakowi, że dzisiaj to ogarnie, a potem sięgnęła nagle do plecaka i wyciągnęła z niego termos z dyptamowym. W klasie pojawił się bowiem Jimmy, który tak jak ona był na rytuale Graala. I tak jak ona sprawiał wrażenie pokiereszowanego przez Bogów. Podeszła więc do niego i postawiła delikatnie termos z kawką przed Ślizgonem.
- Nie wiem, czy pomoże, ale na pewno nie zaszkodzi. Na zdrowie Jamie. – Uśmiechnęła się pocieszająco i powoli wróciła na miejsce, poprawiając po drodze tak grzywkę, jak i krukoński, miedziano-niebieski krawat.
Nie chce mi się iść na rozpoczynającą się o jakiejś dzikiej porze lekcję zajęć, w końcu ledwo co na tych zajęciach rozumiałem w Mahoutokoro, a co dopiero po angielsku - ale Rei po pierwsze nie daje mi wyboru, a po drugie i tak nie miałbym serca jej odmówić i pozwolić żeby zgubiła się w zamku sama. Po trzecie, jej dziarski monolog i błyskotliwe spostrzeżenia o kolegach z nowej szkoły szybko mnie rozbudzają i poprawiają humor. Drepczę więc posłusznie obok przyjaciółki, chichocząc raz po raz z jej słów i przytakując, bo mówi szczerą prawdę. W zamku faktycznie jest zimno i nawet mój ulubiony sweter z indyjskim słoniem, którym jestem opatulony, nie pomaga. - Całe szczęście, że patrzą z góry tylko dosłownie... u nas jest na odwrót - stwierdzam na korzyść Hogwartczyków, którzy, nawet jeśli absurdalnie wysocy, nie mieli takich tendencji do wywyższania się, jak niektórzy u nas. A może po prostu trafiam do tej pory na samych przyzwoitych ludzi? W sumie, nie poznałem ich wcale tak wielu, może nie powinienem tak szybko wyciągać wniosków. Wodzę nienachalnym wzrokiem po wszystkich mijanych twarzach, wsłuchując się w uwagi towarzyszki. - Nieładnie obgadywać - upominam beznamiętnie bardziej swoje sumienie, niż ją, bo ostatecznie wcale nie zamierzam tego ukrócać, po czym wyciągam rękę, żeby złapać Rei i powstrzymać ją przed dramatycznym upadkiem. Chociaż, może nie powinenem, może gdyby się potłukła, poszlibyśmy poszukać pielęgniarki i miałbym doskonały pretekst, żeby nie siedzieć teraz w klasie. Zerkam na chłopca, który zwrócił jej uwagę. - Śliczniutki - przytakuję, bo jeśli mam być szczery, prawie wszyscy tu są jacyś niedorzecznie atrakcyjni - Ale tamten ładniejszy, ten, co ma minę jakby go trzeci dzień męczyło zatwardzenie - dodaję, decydując się na bardzo malowniczy opis wyraźnie nadąsanego @Jamie Norwood, niedaleko którego ostatecznie siadamy w pierwszej lepszej wolnej ławce. Rei kontynuuje swoje litanie, a ja zerkam dyskretnie to na jedną, to na drugą osobę, bezmyślnie obracając w palcach różdżkę. - Nie jest z Mahou, zobacz, ma mundurek ze szpakiem - zauważam niesamowicie spostrzegawczo, a na wzmiankę o włosach szturcham ją zaczepnie łokciem - No i weź od niej namiar na fryzjera, bo wygląda lepiej od ciebie - mówię złośliwie, tylko po to żeby się trochę podroczyć i na wszelki wypadek, gdybym miał zaraz oberwać za tę zniewagę, kulę się i odsuwam trochę w bok na krześle, czemu towarszyszy okropny zgrzyt podłogi. Zaraz jednak się prostuję, chichocząc z farbowanych szczot, i chcę zerknąć na te blondwłose piękności - ale widok zasłania mi ktoś inny. Również blond i również piękny, swoją drogą. I jakże miło mnie witający. -A ty na tle kibla - odpowiadam błyskotliwie w podobnym tonie, uśmiechając się głupawo i dyskretnie kopię Rei pod stołem, żeby zupełnie niepotrzebnie niewerbalnie podkreślić fakt, iż to jest właśnie ten człowiek, z którym przeżyłem pełną emocji przygodę w łazience i nad którego urokiem osobistym rozpływałem się przez (żenująco długą) większość poprzedniego wieczoru.
Violetta Strauss
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Kolejny rok szkolny, tym razem jednak ostatni w historii Strauss, która musiała powoli pogodzić się z myślą, że za kilka miesięcy nie będzie już dłużej studentką i trzeba będzie sobie ułożyć życie. Choć to nie powinien być aż taki problem w przypadku, gdy już rozwijała swoją karierę sportową. Zaklęcia należały do jednego z jej ulubionych przedmiotów. Dlatego też nie było mowy o tym, aby ominęła jakiekolwiek zajęcia. Nawet jeśli nie były prowadzone przez profesora Voralberga, który jak wieść niosła podobno wziął dłuższy urlop. Szkoda, ale cóż... ku chwale Ravenclawu i aby podtrzymać krukońską tradycję trzeba było się starać. Do sali weszła krótko przed czasem i szybko znalazła jakieś z wolnych miejsc, gdzie mogła się rozsiąść i poczekać na przyjście profesor Bennett.
Mulan Huang
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : niewielki tatuaż z przodu lewego barku, często zmienia kolor włosów oraz korzysta z magicznych i barwiących soczewek
Szczerze powiedziawszy wymiana z Mahoutokoro była Mulan jak najbardziej na rękę. Chociaż byłaby bardziej gdyby dyrektorem dalej był poczciwy Hampson. Czemuż to? Bo jako uczennica o chińskich korzeniach mogła teraz bardziej niż śmiało próbować udawać przyjezdną czarownicę w razie jakby ktoś ją przyłapał na łamaniu regulaminu. Niestety, ale spora część nauczycieli znała ją już na tyle dobrze, że jednak potrafiliby przejrzeć jej przedstawienie i dojebać jeszcze bardziej karą. Szkoda. Chwilowo jednak była bardzo grzeczna. Na tyle nawet, że bez większego problemu pognała na lekcję zaklęć organizowaną przez Bennett. Co prawda mało brakowało aby się spóźniła, ale o tym to już nikt nie musi wiedzieć. Wparowała szybko do sali i siadła na pierwszym wolnym miejscu z brzegu, aby nie szukać zbyt długo. W końcu nie zostało jej wiele czasu.
Mina Hawthorne
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 90%
Wzrost : 172cm
C. szczególne : rozsiane po ciele tatuaże, kolczyk w nosie, na środkowym palcu prawej ręki zawsze nosi pierścień Atlantów, który przykrywa krwawy znak
Szczerze powiedziawszy Hawthorne jakoś szczególnie nie przepadała za zaklęciami. Znaczy, były bardzo przydatne, ale nie był to przedmiot, który jakoś bardzo wpisywał się w jej zainteresowania. Chodziła na nie jednak głównie dlatego, że był to przedmiot wiodący i raczej wypadało chociaż nieco być w nim obeznanym. Naprawdę nie czaiło się za tym nic więcej. Dlatego też do sali weszła bez większego entuzjazmu. Była po prostu zmęczona i wizja spędzenia najbliższego czasu na jakiś ćwiczeniach lub co gorsza teorii, którą trzeba było wkuć do głowy. No, ale i na taką ewentualność była przygotowana, posiadając przewieszoną przez ramię torbę z notatnikiem i przyborami do pisania, którą rzuciła tuż obok ławki, w której zajęła finalnie swoje miejsce.
Andrew Park
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
No i w końcu nadszedł ten dzień. Pierwsze zajęcia w Hogwarcie. Szczerze powiedziawszy Park spodziewał się nieco większego stresu, ale im bliżej lekcji tym bardziej szczerze mówiąc nastawiał się na to, że jakoś to będzie. Tym bardziej, że w końcu nie będzie jedynym uczniem z wymiany obecnym w sali. Zawsze może kogoś o coś podpytać, podpatrzeć i ogólnie poradzi sobie z tym, co na niego czekało. Przynajmniej tak sobie wmawiał. Do sali wszedł krótko przed wyznaczonym czasem, stwierdzając, że nie ma co bezsensownie siedzieć pół godziny w klasie, gdy nic większego się nie dzieje. Poprawił jeszcze dłonią nieco nastroszone czarne włosy, które tego dnia wyjątkowo nie chciały mu się ułożyć po czym po wymruczeniu jakiegoś krótkiego powitania zajął jedno z wolnych miejsc. Możliwie blisko kogoś z Mahoutokoro. Dużo lepiej czuł się w towarzystwie, które mógł chociaż kojarzyć i ewentualnie poprosić o coś bez wyjścia na nieogarniającego w angielski debila lub totalnego nieuka. No, ale każdy potrzebował czasu na wyjście ze strefy komfortu, tak?
Maximilian Brewer
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 178 cm
C. szczególne : Blizny na całym ciele, które wychynęły po usunięciu wszystkich mugolskich tatuaży, runa agliz na lewym ramieniu, krwawa obrączka na palcu serdecznym prawej dłoni, blizna w kształcie błazeńskiej czapki na prawej piersi, trzy blizny przez całe plecy
Max zmarszczył lekko nos, kiedy Ola się do niego dosiadła, mając ochotę na nią warknąć, bo jakoś nie podobało mu się to, co się działo, ale wiedział, że nie mógł zachowywać się, jak skończony kretyn, więc jedynie lekko się skrzywił i rzucił, że najwyraźniej nadal trzymały go problemy z rytuału. Był zmęczony, bolała go głowa i przyznał, że śniły mu się znowu koszmary, mruknął coś na temat pożaru i pewnie na tym by skończyli, uznając, że pogadają po zajęciach, gdyby nie to, że ktoś przed nimi usiadł. Brewer zmrużył lekko oczy, starając się dostrzec, o kim mowa, nie do końca mając pojęcie, kim był ten chłopak, po czym uśmiechnął się do niego samym kącikiem ust, nieco jakby drapieżnie, kiedy ten zwrócił się do niego w taki, a nie inny sposób. Było to nawet zabawne, aczkolwiek nie miał pojęcia, skąd ten właściwie go kojarzył, ani z czym się to miało wiązać. - Brzmi niezwykle optymistycznie, jeśli faktycznie masz ochotę zostać dzisiaj zamordowanym – stwierdził Max, chociaż w jego głosie dało się wyczuć bardziej zaczepkę, niż gniew, po czym zerknął na swoją przyjaciółkę i przedstawił ją jak należy, wychodząc z założenia, że dalsze robienie z siebie zmarnowanego kretyna nie było dobrym pomysłem. Nie chciał, żeby wszyscy dookoła wiedzieli, w jakim był stanie, nawet w przypadku swoich przyjaciół nieco się wzbraniał, mając w pamięci to, jak skończyło się, kiedy ostatnio się przed kimś naprawdę otworzył. I nie chciał, żeby ktoś znowu wpadł w podobne gówno, bo to dopiero byłoby problematyczne.
C. szczególne : Piegi, tatuaże na całym ciele, kolczyki. Chorobliwie biała cera. Krzyż Dilys na łańcuszku na szyi. Szmaragdowa blizna na dłoni, która jawi się zielonkawym świetle przy ludziach z genetyką, blizna na nodze po złamaniu.
Na wielkim przypale szybko wskoczyłem do sali, modląc się, żeby nie było jeszcze rozpoczętej lekcji. Była bardzo wczesna godzina, przynajmniej dla mnie i takie wstawanie nie było czymś, do czego się przyzwyczajałem na wakacjach, wręcz odwrotnie. O takich godzinach to ja chodziłem spać. Dlatego ledwo żywy, wszedłem do środka i siadłem gdzieś z boku, zupełnie nie kontaktując, nie bacząc też na to, kto w ogóle jest w klasie. Wyciągnąłem przybory szkolne i położyłem się na ławce, modląc się, żeby nie zasnąć, zanim nie przyjdzie pani profesor. Ziewnąłem, podnosząc tylko na chwilkę głowę, żeby zobaczyć czy wśród odwróconych głów zobaczę taką z rudowłosymi włosami. Nie widząc, skrzywiłem się nieco, poczułem w sobie lekki ścisk w klatce piersiowej, ale zdecydowałem się nie myśleć o tym dłużej. Z czasem będzie lepiej, na pewno.
Nikt nie przepadał za nagłymi wypadkami, Li Wang także, biorąc pod uwagę, że większość rzeczy potrafiła przewidzieć. Szła jednak do klasy zaklęć z wiadomością, która – jak była przekonana – raczej ucieszy większość uczniów, niż ich zasmuci. Niedawne rozpoczęcie roku szkolnego obfitowało w wiele zmian i dodatkowej papierkowej roboty w związku ze szkolnymi wymianami. Pozdrawiała mijanych uczniów i nauczycieli skinieniem głowy, aż w końcu dotarła do odpowiedniej klasy, wpadając do niej bez żadnego uprzedzenia. Uniosła zdumiona brwi, widząc tak obiecującą frekwencję, choć była ósma rano. — Dzień dobry — rzuciła od wejścia i podeszła do biurka, by odwrócić się w stronę uczniów — Drodzy państwo, z przykrością informuję, że profesor Bennett się rozchorowała, niniejszym, jak mniemam ku waszemu rozczarowaniu, lekcja zaklęć zostaje odwołana — powiedziała, przenosząc wzrok to z jednego ucznia, na drugiego — Jednakże! Każdy z was ma przeczytać rozdział dotyczący zaklęć użytkowych w domu, nikt nie ma opuszczać klasy przez następne dwadzieścia minut, a wierzcie mi – będę wiedziała, jeśli ktoś to zrobi! — posłała im znaczące spojrzenie, sugerujące, że nie mają nawet testować jej cierpliwości i wyszła z klasy.
Z racji tego, że Percival nie jest w stanie dokończyć lekcji, a przyszło wiele osób – każdy kto napisze regulaminowego posta, o tym jak czyta rozdział podręcznika, dostanie punkt do kuferka, czas na to jest do 14.10.22, po tym dniu rozliczę tych, którzy napisali posta.
Dla całej reszty, która nie chce już pisać na tej odgrzewanej niczym kotlet lekcji – |zt.
Wiele się spodziewała, ale na pewno nie obecności samej dyrektorki. Cóż, choroba nie wybierała, ale nie zmieniało to faktu, że Irvette poczuła się zawiedziona tym faktem. Liczyła na coś bardziej ekscytującego i praktycznego niż czytanie książki, ale nie byłaby sobą, gdyby próbowała jakoś to zalecenie ominąć. Westchnęła tylko cicho i posłusznie otworzyła podręcznik, szukając rozdziału o zaklęciach użytkowych. Nie była do końca pewna, po co jej to, skoro od zawsze miała obok siebie skrzaty, ale liczyła, że kiedyś znajdzie zastosowanie dla każdego, jednego zaklęcia, jakie przyszło jej poznać. Zaczęła więc wkuwanie teorii, choć wcale nie było łatwo jej się na tym skupić. Przyłapała się nawet na tym, że odbiega gdzieś myślami, a wzrok automatycznie ucieka ku leżącej obok różdżce. W końcu jednak dzielnie dotrwała do końca rozdziału z gorzkim poczuciem, że właśnie straciła godzinę swojego cennego czasu, który mogła spożytkować zdecydowanie lepiej.
______________________
When writing the story of your life, don’t let anyone else hold the pen
Payton Kingston III
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 1.83
C. szczególne : no więc odstające uszy i mina księcia, a także okulary na nosie dla lansu w sensie, żeby mądrzej wyglądać, zawsze pachnie inaczej bo kocha olejki, perfumy i takie rzeczy
Nie za bardzo wiedział, jak Vesper się zachowa, ale uczennic się nie bał. Studentki były bardziej złośliwe i pewne siebie, dziewczynki za to były dziewczynkami. Zresztą totalnie go to nie obchodziło, jakby była, jakaś nienormalna rzuci jedno z zaklęć uciszających albo coś w tym rodzaju. A jednak @Valerie Vesper zaskoczyła go pozytywnie. - Podobasz mi się. - Odpowiedział, zwracając bardziej uwagę na ślizgonke, przy czym obdarzając ją zniewalającym uśmiechem i lśniącymi, prostymi zębami. Miał zamiar podpytać Valerie o jakieś mało ważne rzeczy, może bliżej ją poznać, gdy nagle ich ławka drgnęła, niosąc nie trzęsienie ziemi, a azjatyckiego Niziołka w postaci @Rei E. Mimamoru. Powiedziała coś, czego Kingston, w ogóle nie zrozumiał, ale nie brzmiało jak obelga. - Nic nie szkodzi, ślicznotko. - Puścił jej oczko, jeszcze odwracając się za nią, chcąc się bardziej przyjrzeć jej kształtom. Jemu błędnik szwankował od tego, czy Rei na pewno jest kobietą, ci Azjaci wszyscy byli do siebie bardzo podobni, a także ich twarze charakteryzowały się porcelanową strukturą laleczek. Wyglądała jednak na laskę, ale pozory mogą mylić. Lekcja nie zamierzała się odbyć, gdy wparowała do sali dyrektorka, oznajmiając, że Bennett się rozchorowała. To po chuja on wstawał tak wcześnie? Ziewnął demonstracyjnie, po czym spojrzał na Valerie. - No cóż... To czytamy. Masz książkę? Nie chce mi się mojej wyciągać. - Spojrzał na Vesper, która na pewno była tak miła i razem sobie poczytają, a on trochę zbliży się do niej. Na Merlina jaki on był genialny, czy głupio będzie zapytać się jej o to, czy na pewno ma szesnaście lat? Z pewnością tak. Zaczął czytać razem z dziewczyną, jeśli wykazała się uczynnością. Przeczytał pierwsze dwa zdania, skupiając się bardziej na jej obecności niż zaklęciach użytkowych. Na pewno kiedyś by mu się przydały, ale teraz mieszkając w rezydencji Kingstonów, nie cierpiał na braki służących w postaci skrzatów. Na początku nie mógł do nich przywyknąć, były kurewsko dziwne, ale potem zdał sobie sprawę, jaka to frajda mieć służących na każde skinienie. Magia, normalnie magia, szkoda, że są takie brzydkie i chodzą w łachmanach. Nie pospieszał Vesper, pozwalał jej, aby przewinęła kolejną stronę podręcznika w swoim tempie. Sam co jakiś czas zerkał na tekst, chwytając co lepszą, ciekawszą wiedzę z zaklęć użytkowych w domu. Na cycki Morgany, ale nudy!
Eva co jakiś czas rzucała okiem ukradkiem w kierunku drzwi, czy przypadkiem nie pojawia się w nich postać profesor Bennett, jednak dotychczas nie zjawiła się ona w sali. Dziewczyna przyszła do klasy tylko parę minut przed czasem, w trakcie jej czekania sala zdążyła się praktycznie zapełnić po brzegi, a nauczycielki nie było. W końcu pojawiła się inna profesorka, której Eva jeszcze nie zdążyła poznać. Domyśliła się, że jest z wymiany, natomiast nie miała pojęcia, czego zamierzała w Hogwarcie nauczać. Wieści, które ze sobą niosła, nie były dla niej radosne. Nie ma to jak tracenie czasu z samego rana. Od niechcenia sięgnęła po podręcznik i zaczęła kartkować go do odpowiedniej strony, od której zaczynał się wspomniany przez panią Wang rozdział. Zmusiła się, by przeczytać albo przynajmniej próbować powieźć wzrokiem po linijkach tekstu, starając się wyłuskać z niego jakieś informacje, chociaż jej zdaniem czytanie książki w praktycznie zapełnionej klasie, wśród szumów, jęków zawodu, wzdychań oraz przejawów innych emocji było niezwykłym wyzwaniem. Łapała się na tym, że parę razy musiała wrócić do czytanego wcześniej tekstu, ponieważ ulatywał jej on z pamięci w ułamku sekundy. Ostatecznie doczytała prawie do końca rozdziału, ostatnie dwie strony zostawiając sobie na lekturę w nieco bardziej sprzyjających warunkach w zaciszu biblioteki.
Andrew Park
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 182cm
C. szczególne : włosy zwykle znajdujące się w lekkim nieładzie, promienny uśmiech, zawsze ma przy sobie talię kart tarota
Wyglądało na to, że przychodząc na jedną z pierwszych lekcji w Hogwarcie miał takie szczęście, że akurat trafił na nauczycielkę, która się rozchorowała. Oczywiście nie była to jej wina, bo takich rzeczy nie można było przewidzieć czy zaplanować. W takim razie mógł jedynie polegać na podręczniku i tym, aby wyczytać z niego jakieś informacje. I tutaj się zaczęły się pewne schodki ze względu na to, że jednak nie rozumiał niektórych słów jakie się tam znajdowały. Jasne większość jakoś ogarniał, ale momentami miał wrażenie, że skupiał się za bardzo, aby przeczytać w głowie kolejne zdania, a nie na tym, aby je zrozumieć. Niemniej jakoś brnął dalej i starał się wyciągnąć coś z tego, co tam widniało. Czemu nie wziął ze sobą jednak podręcznika z Mahoutokoro. Albo tłumaczek. Teraz jednak było już za późno. Zdecydowanie bardziej nastawiał się na lekcję praktyczną. Nie można mu było jednak zarzucać tego nawet jeśli nie zrozumiał tyle z tego, co przeczytał co inni.
Thomas Maguire
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 179
C. szczególne : mam bardzo dziewczęcą twarz, upierdliwą siostrę i piękne włosy, których nie umiem ogarnąć
Nie spodziewałem się, że ujrzę w drzwiach dyrektorkę. Unoszę brwi na jej widok i słucham co ma nam do powiedzenia. I okej, powinienem cieszyć się, że zajęcia są odwołane, ale z drugiej strony jest kurwa ósma rano i byłbym weselszy, gdybym dalej leżał w łóżku, a nie siedział zwarty i gotowy w szkole. Dlatego kiedy kobieta obwieszcza, że mamy w domu coś przeczytać, ale jednocześnie siedzieć tu kolejne dwadzieścia minut to stwierdzam, że zamiast zrobić sobie szybką drzemkę, po prostu ogarnę ten rozdział teraz. Taki to ze mnie sprytny Krukon. Otwieram podręcznik na odpowiedniej stronie i śledzę tekst dotyczący zaklęć użytkowych w domu. Super, teraz będę mógł poradzić moim poziomkom jak utrzymywać czystość w naszym lokum. Nie ma tam zbyt wiele nowych rzeczy, których bym już nie wiedział, ale wolę czytać niż marnować swój cenny czas na bezproduktywne obserwowanie zaspanych uczniów czy pająka chodzącego po ścianie.
Marla O'Donnell
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 25%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : szeroki uśmiech, roziskrzone spojrzenie, głośny śmiech, koścista sylwetka, bardzo ekspresyjny sposób bycia, wyraźnie zarysowane kości policzkowe, irlandzki akcent, często wplata kolorowe apaszki we włosy
Parsknęła śmiechem na uwagę Jinxa odnośnie ręcznego odbudowywania zamku. – Racja, ale typ nie umiał zrozumieć po co go tu w ogóle trzymamy, skoro odpierdala takie akcje non stop. A ja właściwie nie umiałam mu wytłumaczyć, no bo niby są te legendy, że bez Irytka ten kurwidołek by pierdolnął, ale to trochę naciągane – wyjaśniła i pyrgnęła go w dłoń, aby przestał ją smyrać. Szybko jednak zapomniała, że miała się o to oburzyć, bo Jinx w końcu zaczął słuchać a nie oglądać się za nowymi koleżankami. – Ej bez kitu, ja nie wiem od kiedy ona jest takim strażnikiem Teksasu. Auta nie rozjebałam, przetestowałam tylko czy faktycznie takie dojebane, a ona od razu z pretensjami, że oszalałam… Skandal. Czy powinnam jej napisać, że dzięki Tadkowi zaoszczędziła kilkaset galeonów i zamiast strzelać żetonami to niech lepiej szuka jakiegoś fajnego spa? Przyda jej się po tej chorobie – wyrzucała z siebie kolejne żale skierowane do rodzicielki, ale wiedziała, że kto jak kto, ale przyjaciel ją na pewno zrozumie i poprze. Zresztą, podejrzewała, że musi sobie znaleźć nowy dom, a gdzie by jej było tak dobrze, jak nie u niego? – O co ty gadasz?? Świństwo, czy ona zapomniała, że matką się jest całe życie? Może zagroź, że się oficjalnie wypiszesz z rodziny i jej serce zmięknie czy coś? No bo żeby osiemnastolatka do roboty posyłać to jest szczyt bezduszności, serio – aż z niedowierzania zaczęła ostro gestykulować, bo jak się okazało – oboje mieli naprawdę niewdzięczne matki. Dramat. – Gdybym powiedziała tak Fiadh to chyba trzasnęłaby mnie avadą, co byłoby oczywiście totalną hipokryzją – wzruszyła ramionami i zachichotała, bo wiedziała, że Jinx jako jeden z nielicznych znał ich historię i nie traktował jej jako temat tabu. – Tylko zanim zaczniesz to robić to sprawdź dokładnie potencjalnych sponsorów i daj mi znać, będę ci robiła za ochroniarza. Chyba moje doświadczenie odgrywa tu dużą rolę, znam się na temacie jak nikt inny. Wtedy 15% zarobków idzie do mnie, co jest uczciwą ofertą – spojrzała z udawaną powagą na Gryfona, ale ich dywagacje przerwało wejście dyrektorki. – Co jest kurwa – szepnęła, a kobieta prędko rozwiała wszelkie wątpliwości. – Jebany żart, że odwołują zajęcia w trakcie ich trwania. Gdybym ja w połowie stwierdziła, że jestem chora i odpierdalam ariwederczi to dostałabym ujemne punkty. W tej szkole nie ma sprawiedliwości – stwierdziła niezadowolona, po czym otworzyła podręcznik na wymaganym rozdziale. – Dawaj przeczytamy to teraz, a po lekcjach zamiast zajmować się durnymi zaklęciami pójdziemy do Geometrii. Pewnie dalej mam zniżkę pracowniczą. I nie martw się brakiem kieszonkowego, po raz kolejny udowodnię, że jestem najlepszą przyjaciółką i ci postawię. Piwo albo drinka, zbereźniku – błysnęła zębami i wbiła mu dwa palce między żebra, a jeśli spróbował jej się odwdzięczyć w podobny sposób, zrobiła sprytny unik i znacząco wskazała na książkę.
Czytanie podręcznika było chyba jedną z najnudniejszych rzeczy jaka mogła jej się trafić no, ale jakby nie patrzeć skoro już tutaj przylazła to głupio byłoby wyjść z sali kiedy wszyscy grzecznie siedzieli na miejscach. Dlatego też idąc w ślady reszty uczniów zaczęła kartkować podręcznik i zaczytywać się w kolejne akapity poświęcone dziedzinie zaklęć. Szczerze to wolałaby pójść w praktykę, która była o wiele ciekawsza i jednak dużo bardziej przydatna, bo dzięki niej mogła samodzielnie zbadać pewne ograniczenia i zastosowanie zaklęcia zamiast czytać i jedynie to sobie wizualizować. Zresztą komu potrzebna była teoria jeśli nie chciał zajmować się pisaniem jakiś prac naukowych? Obstawiała, że jednak większość tutaj nie miała podobnych aspiracji. Grzecznie przesiedziała tyle ile powinna, czytając kolejne strony i zastanawiając się ile jeszcze czasu zostało jej do tego, by mogła po prostu wyjść z sali.
Violetta Strauss
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 168cm
C. szczególne : wyjątkowo niski i zachrypnięty głos | tatuaż z runą algiz na wnętrzu lewego nadgarstka | na palcu prawej dłoni zawsze obrączka Bruhavena, a nad nią krwawy znak | blizny: na palcach i wierzchu lewej dłoni oraz jedna biegnąca w poprzek jej wnętrza, na łydce po ugryzieniu inferiusa, w okolicach zregenerowanego lewego ucha
Cudownie. Wyglądało na to, że profesor się rozchorowała i przez to nie dane jej było przybyć na lekcję. Strauss westchnęła ciężko, stwierdzając, że niepotrzebnie w takim razie się fatygowała. Równie dobrze mogłaby poczytać książki w zaciszu własnego mieszkania. Tym bardziej, że używany na lekcjach podręcznik nie stanowił dla niej jakoś szczególnie interesującej lektury. Sięgnęłaby z chęcią o coś o większym stopniu zaawansowania, ale nie miała większego wyboru. Dosyć leniwie przeglądała zatem zawartość podręcznika, ciekawa czy też znajdzie w nim może coś co przykuje na dłużej jej uwagę, ale tak się niestety nie stało. Tyle dobrego, że jednak czas poświęcony na czytanie minął dosyć szybko, a po nim mogła już na spokojnie opuścić salę.
Drake Lilac
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 211 cm
C. szczególne : Bardzo wysoki i barczysty. Praktycznie cały czas nosi na palcu pierścień tojadowy - tak na wszelki wypadek.
Nawet jeśli pewnie niektórzy ucieszyli się o tym że tak naprawdę mają godzinkę dla siebie, tak nieobecność nauczycielki sprawiła mu przykrość. W końcu była to lekcja zaklęć, a te były jego chyba ulubionym przedmiotem. Głównie dlatego że nawiasem mówiąc był z nich wyjątkowo dobry. Samo czytanie podręcznika za to nawet jemu wydało się być przeraźliwie nudne. Wcale nie dlatego że byłby w stanie razem z kimś napisać nawet lepszy niż te z których korzystają. Oczywiście głównie pod względem przystępności informacji dla młodzieży. Chcąc, czy nie zaczął czytał zlecony przez dyrektorkę rozdział dotyczący zaklęć użytkowych. Jak miał ostatnio okazję się dowiedzieć, to były one wyjątkowo użyteczne. Na samą myśl że musiałby zrobić pranie albo umyć okna po mugolsku robiło mu się słabo. Na szczęście zaklęcia wyręczające ludzi prawdopodobnie powstały jako pierwsze na przestrzeni wieków. Podręcznik nie zawierał niczego nowego, więc przeleciał przez ten rozdział jak nóż przez masło. Po tym pozostała mu tylko robota prefekta i pilnowanie żeby nikt nie rozniósł sali.