Trzecia z cieplarni mieści w sobie najniebezpieczniejsze rośliny. Można tu spotkać mandragory, wnykopieńki, a także jadowitą tentakulę, która skrada się za pomocą macek. Należy na nią uważać. Jest to cieplarnia, do której uczęszcza się najchętniej, gdyż rośliny z tego miejsca otaczane są zainteresowaniem.
Autor
Wiadomość
Lockie I. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 192
C. szczególne : zawsze długi rękaw, nosi bransoletkę z ayahuascą, zapach cytrusowo-drzewny, piżmowy, ziemisty, jest *duży*, mówi z akcentem
Przypadek pierwszy36 - przechodzę dalej Przypadek drugi51 - przechodzę dalej Przypadek trzeci91 nie powala mnie, 28 + 40 = 48 - przechodzę dalej Modyfikatory przypadek III: Za trapery 5, Za ubiór 5, Za wyspanie 10
Podążał dalej, choć mrok go nie opuszczał. Było coś bardzo relaksującego w chodzeniu po cieplarniach nocą, w tej ciszy, szeleście roślin, liści, traw i krzewów. Syczenie niektórych okazów, trzeszczenie wyginających się konarów, nasłuchiwał jak dzikie zwierze, starając się, mimo swoich gabarytów, stąpać ostrożnie i cicho. Jasne, to tylko rośliny, ale to też aż rośliny, może nie mają uszu, ale ostrożności nigdy nie za wiele. Może to dzięki tej ostrożności poczuł, jak tentakula próbuje złapać go za łyskę i rączo jak sarna uskoczył przed jej pędami, sam siebie zadziwiając, jaki jest z niego gibki koziołek. Wydał z siebie nawet pełne usatysfakcjonowania HA!, celując w tentakulę różdżką. Najważniejsze to przetrwać, a pierwsza myśl, jaka przyszła mu do głowy to jakaś szatańska pożoga. Nie zamierzał jednak wszczynać tu pożaru, musiał więc opracować na szybko inny plan. Szybkimi diffindo zaczął chlastać pędy rośliny, by uniemożliwić jej zakusy. Uskakiwał przy tym i uchylał się bardziej niż kiedykolwiek w życiu i wiedział, że jutro będzie miał tak potężne zakwasy, jak mało kiedy. Jakaś część jego głowy próbowała przypomnieć sobie, jakie było to zaklęcie na zakwasy, ale tentakula skutecznie zbierała na sobie całe jego skupienie. Musiał sobie z nią poradzić, by się stąd wydostać i móc myśleć o czymkolwiek innym. Kiedy się w końcu wydostał z cieplarki, zdyszany otarł pot z czoła i wyszczerzył zęby, widząc @Maximilian Felix Solberg. - No i kurwa żadnemu z nas nie udało się paść. - pokręcił z dezaprobatą głową. Wygiął plecy w łuk i rozciągnął ramiona - Takich wygibasów w życiu nie robiłem, mam nadzieje, że Walsh nie ma kamer w tej szklarni... - przyznał nieco ciszej, z wymownym spojrzeniem.
Lilian Eldridge
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : unikatowy styl ubioru, artystyczny makijaż, wymyślne fryzury, przekłute septum, unoszący się za nią zapach Błękitnych Gryfów
Przypadek pierwszy5, 32 - 10 = 22, przechodzę po asyście profesora Modyfikatory -
Miała szczęście, że zajęcia polegały na samodzielnej pracy, ponieważ po samotnym zdecydowaniu się na odsunięcie od grupy doznała pewnego rodzaju rozstrojenia nerwowego, widząc, że nie zachęca nikogo swoją zamkniętą postawą na inicjację najmniejszej rozmowy. Hipokryzja, czy też niezdecydowanie jej umysłu nie znały granic. Może faktycznie nadchodził czas na wizytę u magipsychologa. Mimo wszystko, będąc świadomą, że zielarstwo nie jest jej najmocniejszą stroną, ciut się zestresowała. Była jednocześnie zaciekawiona i przerażona perspektywą potencjalnych wydarzeń z jej udziałem, jaka roztaczała się przed nią w jej wyobraźni. No cóż, musiała zacisnąć zęby i przeć przed siebie, by jakkolwiek zaliczyc te zajęcia. Już samo wejście do cieplarni napawało ją niepokojem ze względu na panujący tam półmrok, oraz, jakby się wydawało, modyfikację wprowadzoną przez profesora Walsha, stanowiącą kolejne wyzwanie. Z każdym krokiem rozglądała się coraz bardziej nerwowo, a jej oddech świszczał jak gwizdek trenera quidditchowej drużyny. Przez chwilę skupiła się na bardziej na tym, by opanować odgłos swojego oddechu, aniżeli faktycznie poświęcić energię czekającemu jej zadaniu, co spowodowało, że nagle stanęła stopą na wyjątkowo niepewnym gruncie i zaczęła się zapadać. Czy właśnie znalazła się w jakimś obrzydliwym bagnie? Na to wyglądało. Natychmiast spanikowała i zaczęła się wyrywać, co tylko zdawało się bardziej ją w tym beznadziejnym błocie pogrążać. Na szczęście szybko uporała się z tą przeszkodą i lekko roztrzęsiona i umazana błotem poszła dalej. Weszła w jakieś szumiące trawy, wyglądające z początku niewinnie, zaczęły napawać ją coraz większą paniką, gdy zmieniały swój kolor na brunatny. Mimo ocieplaczy na łydkach brzytwotrawy zdołały jakoś ją skaleczyć. Nie wiedziała za bardzo, co mogła sama z tym zrobić, z każdą kolejną chwilą dyszała coraz mocniej, a logika znikała z jej umysłu jak kamfora. Wyczulona intuicja na szczęście się przydała, gdyż wyczuwała za sobą obecność profesora (@Christopher Walsh), a że jej samej nie przychodziły do głowy jakieś zaklęcia mogące jej asystować, zwróciła się do niego. Wystarczyło skinięcie głową, by ten udzielił jej pomocy. Nie była pewna, czy bez niego zdołałaby przejść dalej.
Maximilian Felix Solberg
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 21
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 194 cm
C. szczególne : leworęczność, Znak zorzy w postaci czerwonej kreski na palcach lewej dłoni, tatuaż kojota na lewym ramieniu,tatuaż fiolki z syreną i sroką na lewym przedramieniu, Telepatyczne połączenie z Brewerem
Powoli odzyskiwał siły, gdy obok pojawił się @Lockie I. Swansea . Max od razu uśmiechnął się na jego widok i wyprostował, bo przecież nie będzie zdychał przy kumplu. -Ja myślałem, że spalę tę budę jak zobaczyłem brzytwotrawę, ale zapasy z tentakulą trochę mi poprawiły humor, nie powiem, że nie. - Wyszczerzył się, jak to tylko on potrafił na myśl o wpierdolu. Może nie było to dla niego łatwe i bezbolesne, ale ostatecznie wyszedł zwycięsko i to się liczyło, a nie przelany pot, czy ewentualna krew. -Powiem Ci, że jakby wszyscy dawali mi takie rozrywki, to nawet na wróżbiarstwo chodziłbym chętnie. Nie wiem, bitwy w kisielu z omenami z herbacianych liści, czy coś. Powinni to rozważyć, mówię Ci. - Sposób na przyciągnięcie Maxa na znienawidzone zajęcia zawsze był prosty - adrenalina. Chłopak nie przepuszczał okazji by trochę się nad sobą poznęcać, a choć warunki w Hogwarcie były ponoć kontrolowane, to Solberg nie i często, gdy nadarzała się okazja, dostawał dokładnie to, czego w takich momentach potrzebował.
______________________
I thought that I could walk away easily But here I am, falling down on my knees
Przypadek pierwszy6 | 8+5 (za ubiór)=13 Przypadek drugi - Przypadek trzeci - Modyfikatory 1: ubiór sportowy (+5)
Gadka ze Ślizgonami się kleiła, do tego chwilę później do Adeli przytulała się @Kate Milburn, której niestety nie była w stanie powiedzieć, co ich czeka. Gdy do tego zacnego towarzystwa dołączyła @Clara Hudson, Adela nie miała wątpliwości, że już lepiej być nie może. Właściwie, biorąc pod uwagę, że na horyzoncie pojawił się Walsh - faktycznie nie mogło już być lepiej, szczególnie, jeśli za ścianą cieplarni faktycznie czekały tentakule lub też inne badziewie. Fakt, że u jego boku pojawiła się specjalistka od magii leczniczej, nie napawał optymizmem, choć Adela wierzyła, że skoro jest ryzyko, to może na zielarstwie w końcu zdarzy się coś naprawdę ciekawego. No i faktycznie, wstęp profesora wyraźnie wskazywał na coś, co brzmiało jak kontrolowana przygoda w Zakazanym Lesie. Adeli zaświeciły się oczy, bo spodziewała się, że ta lekcja będzie zdecydowanie ciekawsza od przeciętnych zajęć. Honeycottówna weszła do cieplarni, w której panował półmrok, tak dobrze jej znany z wycieczek po Zakazanym Lesie. W tych warunkach trudno było rozróżnić rośliny i swobodnie się poruszać – jedno było pewne: Walsh miał rozmach, bo ta inscenizacja w żaden sposób nie przypominała ich klasycznej szklarni. Honeycott zaczęła się rozglądać się wokół, szukając odpowiedniej drogi, którą mogłaby ruszyć do przodu – w końcu odnalazła żółtą ścieżkę, która pozwoliła faktycznie ruszyć jej do przodu. Chwilę później znalazła się pośród traw – wszystko wyglądało pięknie i Adela na moment straciła czujność. Dopiero po chwili, gdy zobaczyła, że trawa wokół niej ma brunatny kolor, do głowy Honeycottówny dotarło, że wpadła jak śliwka w kompot, znajdując się w polu brzytwotrawy. Nie zdążyła nawet zastanowić się nad rozwiązaniem, bo niebieska flara wypaliła niemal natychmiast, a sama Adela kątem oka dostrzegła, że profesor znajduje się nieopodal. Wystarczyło go tylko poprosić o pomoc i wyjść z tej przygody bez szwanku, ale… Adela była uparta i pełna odwagi, zmieszanej z brawurą. Gdyby poprosiła profesora o pomoc, to poczułaby, że poniosła porażkę. Strój pozwalał jej się schronić przed większymi skaleczeniami, niemniej wyrwanie się stąd tak, by trawa nie przebiła się przez ubrania okazało się sporym wyzwaniem. Na całe szczęście różdżka dziewczyny działała świetnie – z jej pomocą dziewczyna powoli usuwała niektóre fragmenty brzytwotrawy, robiąc wszystko by się wykaraskać. Było to czasochłonne i bardzo męczące, więc gdy w końcu jej się to udało, była po ludzku wykończona. A przecież czekały na nią jeszcze dwie przeszkody…
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Przypadek pierwszy1 oraz 57 - 15 za hipnozę = 42 (przechodzę) Przypadek drugiD oraz 94 i 5 + 30 = 35 (przechodzę) Przypadek trzeci51 i 92 - 10 = 82 (przechodzę) Modyfikatory +10 za punkty z zaklęć, +10 za wyspanie, +5 za ubiór sportowy, +5 za wysokie buty
- Najlepiej od razu wynieś w zębach - zwróciła się do @Maximilian Felix Solberg, wiedząc doskonale, że ten był zdolny do czegoś podobnego, a później uśmiechnęła się kącikiem ust, dochodząc do wniosku, że to byłby co najmniej ciekawy widok i pewnie by na niego nie zaprotestowała. Nie miałaby ku temu powodów, a rozrywkę na pewno jakąś mogłaby odnotować, choć nie byłaby aż tak górnych lotów. - Ale uważaj, bo Lockie już planuje z tobą wygrać - dodała, mrugnąwszy do @Lockie I. Swansea, a później spojrzała jeszcze przelotnie na swojego brata, uznając, że temu chyba naprawdę zależało na zajęciach, jednak nie zdążyła tego skomentować, bo pojawił się profesor i okazało się, że pora na prawdziwe wyzwanie. Na co, rzecz jasna, Carly jedynie zatarła ręce z zadowolenia, bo to jej odpowiadało. Wywróciła oczami, słysząc, co Max i Lockie wygadywali, jakby chciała im przypomnieć, że przede wszystkim mieli przeżyć, a później sama skierowała się w ten roślinny gąszcz, w ten półmrok, jaki ją otaczał, zastanawiając się, co się tutaj tak naprawdę działo. Dostrzeżenie odpowiedzi mogło zająć jej nieco czasu, bo wpadła wprost w motyle, których na pewno nie powinno tutaj być i gdyby się nad tym zastanowiła, zapewne odkryłaby, że ma przed sobą hipnotynki. Znała je, wiedziała, jak działały, miała z nimi styczność, a jednak weszła prosto w ich pułapkę, ocknąwszy się dopiero, gdy otarła się o brzytwotrawę, mając to szczęście, że była odpowiednio ubrana. Ocknęła się, dość późno, ale jednak zdołała jakoś nad sobą zapanować, przynajmniej na tyle, że nieco się mozoląc, przebrnęła przez nieszczęsne zielsko, radząc sobie przy okazji zaklęć ochronnych, oddzielając się od groźnego przedstawiciela niezbyt przyjaznego gatunku.
Przypadek pierwszy6 | 8+5 (za ubiór)=13 Przypadek drugiF -> E (przerzut za cechę: gibki jak lunaballa - zwinność) | 67-10 (za nieskorzystanie z pomocy Chrisa na poprzednim etapie)=57 Przypadek trzeci - Modyfikatory 1: ubiór sportowy (+5), 2: nieskorzystanie z pomocy Chrisa na pierwszym etapie (-10) W polu brzytwotrawy było dość jasno, więc powracający półmrok odrobinę zaniepokoił Adelę. W tych warunkach wytężanie wzroku zdawało się niezwykle istotne, więc skoro nie do końca było to możliwe, Honeycottówna musiała zaufać swoim innym zmysłom. I faktycznie, gdy poczuła coś ocierającego się o jej nogę, natychmiast stanęła w gotowości do „ataku”. W pierwszej chwili spodziewała się grubego węża, jednak moment później dotarło do niej, że to dotknęło jej nogi, to diabelskie sidła. Chcąc się wycofać, by uchronić się przed atakiem nieomal nie potknęła się o doniczki z mandragorami. Wtedy dotarło do niej, że jeśli ich nie zabezpieczy, to będzie zmuszona walczyć i z sidłami i z mandragorami. Nie zastanawiając się zbyt wiele, z pomocą różdżki wyczarowała nad doniczkami magiczną kopułę, która miała je zabezpieczać. Choć rozwiązała jeden problem, wciąż miała do pokonania diabelskie sidła, które były gotowe ją udusić, gdyby nie pozostała wystarczająco uważna. Adela nie była urodzoną zielarką, miała jednak w sobie mnóstwo odwagi i determinacji, dlatego z pomocą zaklęć dotyczących światła i ognia po dość długich zmaganiach pokonała sidła. Z jednej strony nie było to tak trudne jak myślała wcześniej, zaś z drugiej – była cała spocona i coraz bardziej wykończona, szczególnie biorąc pod uwagę jak zmachała się przy pierwszym zadaniu.
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Musiała przyznać, że przejście przez ten labirynt roślin wcale nie było takie proste, wiązało się z licznymi wyzwaniami i była pewna, że profesor postarał się o to, żeby faktycznie przekonali się, że to wcale nie było tak łatwe, jak się zdawało – obcowanie z florą, jaka wydawała się urocza, gdy patrzyło się na nią z daleka. Półmrok, w którym się poruszali, również nie był dla niej czymś wspaniałym, a z każdym kolejnym krokiem robiło się coraz to ciemniej i mniej przyjemnie, ona zaś była nieznacznie zgrzana po próbach wyminięcia brzytwotrawy, co wcale nie było takie proste, jak można było podejrzewać. Właściwie było niesamowicie trudne, a teraz… Carly zatrzymała się, bo wydało jej się, że nie była tutaj sama, jakby coś przy niej pełzało, poruszało się, jakby próbowało się do niej zbliżyć, co wcale nie było przyjemne. Coś, co kochało ciemność… Prędko rzuciła lumos, by spojrzeć na diabelskie sidła, które pozornie nie były niebezpieczne, ale były prawdziwą przeszkodą, gdy się rozrosły. Koncentrując się na nich, nie dostrzegła doniczek z mandragorami aż nie było za późno. Zasłoniła uszy, niemalże gubiąc światło, wiedząc, że to będzie zdecydowanie za mało, więc zaciskając zęby rzuciła się ku madragorze, by walcząc z samą sobą, wepchnąć ją pod ziemię, rozbijając przy tej okazji kolana i prawie gubiąc różdżkę, której odzyskanie wymagało od niej przeturlania się przy diabelskich sidłach. Opanowała jedno, ale druga przeszkoda była trudna do pokonania, zwłaszcza gdy przez dłuższą chwilę musiała opierać się jej w mugolski sposób, nim rozświetliła całą okolicę blaskiem jasnego światła, oddychając przy tej okazji ciężko. Prawie padła jak długa, ale zamiast tego pobiegła przed siebie prędko, wymykając się ciemności.
Przypadek pierwszy6 | 8+5 (za ubiór)=13 Przypadek drugiF -> E (przerzut za cechę: gibki jak lunaballa - zwinność) | 67-10 (za nieskorzystanie z pomocy Chrisa na poprzednim etapie)=57 Przypadek trzeci79 | 26+10 (wyspanie na poziomie 9)=36 Modyfikatory 1: ubiór sportowy (+5), 2: nieskorzystanie z pomocy Chrisa na pierwszym etapie (-10), 3: wyspanie na poziomie 9 (+10)
Po walce z diabelskimi sidłami, spocona i zmęczona Adela podążyła dalej. Nawet jej wojownicza duża była już lekko znużona tymi zagrożeniami i wszechogarniającą ciemnością, choć Honeycottówna musiała przyznać, że to były najciekawsze zajęcia zielarstwa, w jakich kiedykolwiek brała udział. Poza ciemnością robiło się też nieprzyjemnie duszno, a wszędzie wokół znajdowały się obślizgłe ślimaki. Gryfonka wzdrygnęła się, na sekundę przymykając oczy – tę sytuację wykorzystała jadowita tentakula, która chwyciła dziewczynę w swoje pnącza. Było to tyle komiczne, że jeszcze przed drzwiami cieplarni Adela zapowiadała, że Walsh pewnie rzuci ich na pożarcie tentakulom, a mimo to dała się zaskoczyć jednej z nich. Jednak nie całkiem – gdy poczuła łaskotanie w okolicach łydki, które zwiastowało to, że roślina chce pochwycić jej kostkę, Adela natychmiast zaczęła się wyrywać, wiedząc, że jeśli to się stanie, to zostanie powalona na ziemię. Tym sposobem – dzielnie stała na ziemi, jednak wciąż musiała zmierzyć się z tentakulą, która nie zamierzała brać jeńców. Choć z Honeycott była żadna zielarka, to trzeba było przyznać, że dzięki wczesnemu przejęciu kontroli nad sytuacją, była w stanie podjąć całkiem skuteczną walkę. Pokonała tentakulę i wydostała się ze szklarni, choć czuła, że pot spływa po niej strużkami, tak jakby przebiegła maraton bez przygotowania.
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku, leworęczność
Przypadek pierwszyzdarzenie 3, przeszkoda 74 - 10 za przygodę, ostatecznie 64, przechodzę Przypadek drugi - Przypadek trzeci - Modyfikatory -
Zwróciła uwagę na to, jak @Lockie I. Swansea odwrócił się do niej plecami, praktycznie ignorując jej pojawienie się w towarzystwie, przez co zmarszczyła nieznacznie brwi i zacisnęła zęby, przez kilka sekund rozważając zadanie mu jakiegoś bezpośredniego pytania, by nie mógł jej tak bezceremonialnie ignorować, ale ostatecznie zrezygnowała, nie chcąc zagęszczać i tak napiętej atmosfery. Zresztą przychodzili też inni i Kate mogła przenieść wzrok na @Clara Hudson, która chyba dopiero co wstała z drzemki, a przynajmniej takie wrażenie sprawiała. Nie zdążyli się jednak rozgadać, bo zaraz profesor Walsh zaczął im mówić o tym, czym mieli zająć się na dzisiejszej lekcji. Zdawała sobie sprawę, że czekały na nich niebezpieczeństwa i jakoś tak dopiero teraz zaczynało do niej docierać to, że mogła sobie dzisiaj zrobić krzywdę. Czy raczej - że na pewno zrobi sobie dzisiaj krzywdę, a wiedziała o tym, ponieważ na imię było jej Kate, a na nazwisko Milburn. W panującym w cieplarni półmroku ciężko było jej się odnaleźć w przestrzeni, nie mówiąc już o poruszaniu się w niej. Nic nie wyglądało tak, jak na co dzień, bo miała wrażenie, jakby była w jakimś polu, a dobrze pamiętała przecież, że wzdłuż ścian stały stoły. Jakieś. Chyba. Co nie? Straciła orientację, przez co nawet nie zauważyła, że niuchacz zajumał jej całe dwadzieścia galeonów! Słaby błysk monety był jedynym, co zobaczyła, bo później usłyszała świst i dźwięki szybko oddalającego się zwierzaka. Trudno powiedzieć, że sobie "poradziła", bo w zasadzie po prostu dała się okraść, ale jeśli tylko tyle kosztowało ją ujście z życiem przed innymi, niebezpieczniejszymi rzeczami, to była gotowa pogodzić się z tą stratą. Szła dalej i wtedy coś zaczęło się nie zgadzać. Brzytwotrawa! Na jej czoło wstąpiła pierwsza kropelka potu, ale nie poddała się i poradziła sobie z rośliną bez odniesienia poważniejszych szkód. Ale co się zestresowała i upociła to jej.
Przypadek pierwszy3 i 33 - 10 = 23 (i minus 20 galeony) + pomoc Christophera Przypadek drugiC, więc 6 i 34 = 26 + pomoc Christophera Przypadek trzeci94, tentakula nie może mnie powalić, więc 104 Modyfikatory +10 za zaklęcia, + 10 za ubiór i buty
Wyglądało na to, że profesorowie w Hogwarcie umiłowali sobie przemoc, a przynajmniej wszystko na to wskazywało. Nie było w tym nic dziwnego, skoro pod ich nosem rozpleniła się brzytwotrawa, ale Frederick miał wrażenie, że oczekiwał chociaż cienia normalności w tych nienormalnych czasach. Ponieważ nie miał jednak nic do gadania, a mógł jedynie odwrócić się na pięcie i zignorować te zajęcia, skierował się do cieplarni, wznosząc oczy ku niebu, kiedy usłyszał strzępki rozmowy prowadzonej przez @Lockie I. Swansea i @Maximilian Felix Solberg, którzy najwyraźniej nie mieli pojęcia, czym jest spokój ducha, powaga albo cokolwiek podobnego. Skoro mieli ochotę zginąć, nie zamierzał ich zatrzymywać, podążając po prostu ich śladem, co wcale nie było aż tak trudne. Przynajmniej do chwili, kiedy zorientował się, że nie jest w cieplarni sam i wcale nie chodziło o pozostałych studentów, czy profesorów. Nie, chodziło o niuchacza, który zdążył zabrać mu kilka galeonów, jakie miał przy sobie i rzucił się do radosnej ucieczki. Frederick ruszył za nim, tylko po to, by wejść w sam środek brzytwotrawy i zrobił to z takim fasonem, że zapewne wiele osób mogłoby mu tego pozazdrościć. Flara odpaliła się sama, alarmując @Christopher Walsh o jego sytuacji, a Shercliffe, chociaż jego duma cierpiała, poprosił o wskazanie właściwej drogi albo sposobu postępowania z brzytwotrawą, ostatecznie wydostając się z niej, czując jednak, że nie było to nic przyjemnego, a swoista walka z rośliną zajęła mu więcej czasu, niż powinna.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Scarlett Norwood
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 20
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 160 cm
C. szczególne : Rytualny krwawy znak na wskazującym palcu lewej dłoni
Wydawało jej się, że wymknęła się z ciemności, ale zmierzch wcale nie opuścił cieplarni, co przyjęła z pewną dozą niepokoju, bo nie znalazła się jeszcze na jej końcu, co oznaczało kolejną przeszkodę i pułapkę, z jaką musiała sobie poradzić. Wiedziała, że to na pewno będzie coś niebezpiecznego, ostatecznie poprzednie przypadki nie zaliczały się do najłatwiejszych, a ona naprawdę zaczynała wyglądać jak siedem nieszczęść, ale najgorsze miało chyba dopiero nadejść. Młoda tentakula zdołała wyciągnąć się ku niej tak sprytnie, że jej nie dostrzegła i najnormalniej w świecie została powalona na ziemię, pociągnięta i częściowo ogłuszona. To nie było przyjemne i Carly była pewna, że za moment faktycznie tutaj padnie, ale zamiast tego zebrała się w sobie i zacisnęła mocno palce na różdżce, by spróbować namierzyć swojego przeciwnika. Nie mogła spalić tentakuli, przynajmniej nie tutaj, chociaż oczywiście to właśnie to zaklęcie zadrżało w jej myślach, niemalże się jej wymykając. Zdołała się jednak opanować, a potem skoncentrować na czymś zupełnie innym, ostatecznie paraliżując roślinę, zatrzymując ją prędko i wydostając się z jej uścisku, co pozwoliło jej przedostać się na drugą stronę cieplarni. Czuła, jak pot oblepia jej skórę, czuła, jak pulsują jej kolana, była brudna po tym, jak siłą zakopała na nowo mandragorę, ale nie przejmowała się tym, bo zwyciężyła i uśmiechnęła się z przyjemnością, jakby właśnie zdobyła najwyższy szczyt świata.
Wszystko wskazywało na to, że sprawy związane z zielarstwem nie były mu w ogóle pisane. Nie nadawał się do tego miejsca, nie wiedział, co miał tutaj robić i szedł dalej jedynie dzięki wsparciu profesora, co być może powinno ranić jego dumę, ale było na razie zbyt żenujące, żeby w ogóle się tym przejmował. Nie lepiej było, kiedy wchodząc w ciemniejszy zakamarek cieplarni, prędko zorientował się, że zapewne kryją się tutaj diabelskie sidła. I pewnie gdyby nie to, że rozświetlił okolicę słabym lumos, te zniszczyłyby doniczki z mandragorami. I tak ich sięgnęły, i tak je uszkodziły, ale przynajmniej nie zatonął natychmiast w nieopisanym wrzasku, z jakim zupełnie by sobie nie poradził, nie zniknął we wrzawie, a jedynie zaczął się szamotać i miotać, próbując wyjść z sytuacji, w jakiej się znalazł. Niebieska flara rozbłysnęła ponownie, a on nie miał innego wyjścia, niż poprosić o pomoc @Christopher Walsh, który znajdował się w pobliżu, odnosząc wrażenie, że bierze udział w jakiejś tragikomedii. Nie przeszkadzało mu to, że był brudny, że był spocony i zapewne prezentował się, jakby diabelskie sidła go pochłonęły i wypluły resztki, ale musiał przyznać, że popis, jaki właśnie dawał, był na poziomie całkowicie żenującym. Nawet, jak dla niego.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku, leworęczność
Przypadek pierwszyzdarzenie 3, przeszkoda 74 - 10 za przygodę, ostatecznie 64, przechodzę Przypadek drugiE, 9 +5 za sportowe ciuchy Przypadek trzeci - Modyfikatory -
Ciemno wszędzie, głucho wszędzie i im dalej szła, tym te kwestie się nie zmieniały, co zaczynało ją niepokoić, bo w zalewającej ją czerni wkrótce nie dostrzegała już nawet konturów przedmiotów. Był to moment, by przyświecić sobie zaklęciem, więc wyciągając różdżkę przed siebie szepnęła lumos i bardzo dobrze, że to zrobiła, bo jeszcze trzy kroki i wsadziłaby nogę w doniczkę z mandragorą. Zarejestrowała ich obecność w tej części cieplarni, natychmiast gorączkowo zastanawiając się o tym, czy powinna rzucić zaklęcie silencio, tak dla pewności, że nagle żadna sadzonka nie wyskoczy z ziemi i nie zacznie krzyczeć. Nie wiedziała nawet, na jakim etapie rozwoju były i czy w ogóle były zdolne do takich manewrów, lecz nim zdążyła podjąć decyzję w tej kwestii, poczuła przemykające przy jej kostce... coś. I to coś zaraz owinęło jej tę kostkę, zaciskając się na niej silnie i szarpiąc mocno, przez co wywinęła orła, a jej różdżka poszybowała w górę. Wylądowała niedaleko, ale Kate brakowało dosłownie kilku centymetrów, by jej dosięgnąć. Siłowała się nieco z sidłami, ale one zamiast poluzować uchwyt, oczywiście zacieśniły go mocniej i zaczęły wpełzać wyżej na jej uda. Niebieska flara wybuchła, a profesor Walsh znajdował się całkiem niedaleko. Kate zapewniła, że wie, jakich zaklęć użyć - potrzebowała jedynie różdżki w dłoni, szczególnie że jeszcze chwila, a pędy zaczęłyby pętać jej ramiona. Uzyskawszy pomoc, była w stanie odpędzić roślinę światłem i wstać na nogi, by ruszyć dalej - na nieco wiotkich kolanach.
Clara Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162
C. szczególne : tatuaż przy prawym cycku (podgląd w kp - bez cycka, zboczuszki)
Suka. Samica borsuka w sensie. Clara nawet nie wiedziała, skąd to wie, ale wiedziała. Wiele osób ulegało złudzeniom i nie zdawało sobie sprawy, że Pucholand był w rzeczywistości wylegarnią bad bitches. Roześmiała się serdecznie na uwagę @Lily Blackwood o przeciwdziałaniu wypadkom na lekcjach, po czym mimowolnie zaczęła się przyglądać własnym palcom. - Oby nie - szepnęła do siebie makiawelicznie. Po takiej utracie palca, to pewnie trzeba poleżeć w skrzydle szpitalnym nockę. - Hę? - Z zmyślenia wyrwały ją kolejne słowa Puchonki. - A - odpowiedziała sama sobie, kiedy jej mózg, odzyskawszy przytomość, przenanalizował to, co dotarło o uszu. - Ja coś ostatnio przykujoniłam, więc wszechświat jest w równowadze.[/b] - uspokoiła ją. Prawę mówiąc, nie była pewna, czy rzeczywiście wyrobiła większą normę. Po roku przerwy chodzenie nawet na jedną lekcję dziennie wydawało się nie lada wyczynem. Przyszedł Walsh i ku jej ogromnemu roczarowaniu, prowadził ze sobą pielęgniarkę. Ale nie tę, którą powinien. Jęknęła z żalem, wcale nie kryjąc zawodu wypisanego na twarzy. Wymamrotała pod nosem coś, co mogło być równie dobrze powitaniem, jak i przekleństwem. Długo się nie fochała, bo profesor już w drugim zdaniu wzbudził jej niepokój, który przykrył rozgoryczenie. - Trzeba się było jakoś przygotować? - spytała szeptem Lily, rozglądając się jednocześnie po zebranych, żeby upewnić się, co mają oni, czego jej brak. Nic takiego jednak nie znalazła. Pozostawało mieć nadzieję, że nie było to nic aż tak ważnego, albo że ogarnęła to niechcący. Normalnie pewnie rwałaby się do cieplarni jak głupia, ale niewyspanie i zniszczone nadzieje na wylądowanie w skrzydle ostudziły jej zapał. W przypadku Clary jednak ostudzony nieco zapała akurat dobrze rokował. Weszła do środka, oczekując, że coś się na nią rzuci albo ona w coś wpadnie. Nic takiego jednak się nie stało, za to otoczył ją półmrok. Widzocznie psor był fanem budowania atmosfery niepokoju, zamiast jumpscare’ów. Rzuciła lumos. Pierwszym na co zwróciła uwagę, był fakt, że cieplarnia była większa. Potem dostrzegła żółty chodnik. Nie czytała mugolskich książek (czarodziejskich zresztą też nie), ale co innego mogłaby zrobić, jeżeli nie iść tą drogą. Mogła to być co prawda pułapka, ale ufała żółtemu kolorowi. Duh… Droga prowadziła na trawiastą łąkę. Wlazłą w nią, nie zastanowiwszy się w ogóle i nim połapała się, że stoi po kolana w brzytwotrawie, była już w połowie pola. Wrócić nie było jak, domyślała się, że palić też jej nie powinna, a nic innego nie przychodziło jej do głowy. Bardzo ostrożnie przemieszczała się, więc na przód, starając się wydeptać zielsko, tak by jej nie pocięły. Cholerstwo rozcięło jej dres w kilku miejscach i drasnęło łydki, ale szczęśliwie nie aż żeby nie mogła iść dalej. Innego zdania była chyba flara na jej ramieniu. Clara nie słuchała dość dobrze i nie była pewna, czy niebieskie iskry nad nią oznaczały, że skończyła wyzwanie, na wszelki jednak wypadek przyśpieszyła. Gdzieś tam za sobą zobaczyła @Christopher Walsh, na którego machnęła tylko ręką, krzycząc, że nic jej nie jest. Niedoczekanie, że ją jakaś inna baba będzie leczyć. Z całym szacunkiem dla innych bab oczywiście. W końcu udało jej się wyjść z pola. Przyjrzała się swoim obrażeniom. Doszła do wniosku, że brzytwotrawa pocięła ją idealnie - na tyle lekko, by móc to ukryć przed Blanc, i na tyle mocno, żeby potem poleć do boskiej Noreen i powiedzieć, że się boi zakarzenia. Podniesiona na duchu, załatała sobie szmaty reparo i ruszyła dalej.
Przypadek pierwszy6 i 36 - 10 za spanko Przypadek drugi jeszcze nie Przypadek trzeci jeszcze nie Modyfikatory -10 za niewyspanie
Kate Milburn
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 173
C. szczególne : karminowe usta, nosi pierścień uznania, jej spódnice bywają krótkie i jest to eufemizm, kolczyk w pępku, leworęczność
Przypadek pierwszyzdarzenie 3, przeszkoda 74 - 10 za przygodę, ostatecznie 64, przechodzę Przypadek drugiE, 9 +5 za sportowe ciuchy, przechodzę Przypadek trzeci100, 73, do drugiego wyniku +5 za buty Modyfikatory ostatecznie +5 za buty, +5 za sportowe ubranie z poprzedniego postu
Patrząc na to, jak niewiele brakowało, by pokonały ją diabelskie sidła, przejście do trzeciej części zielarskiego toru przeszkód napawało ją autentycznym lękiem. Co jeszcze przyszykował dla nich Walsh? Już raz musiała sięgać po jego pomoc, kolejny mógł się skończyć wykluczeniem jej z lekcji (o co nawet w sumie niekoniecznie by się obraziła, o ile nie wiązałoby się z konsekwencją odrabiania tych zajęć w innym terminie). Nagle znów została schwytana za kostkę. Tym razem jednak pochwalić się mogła refleksem i nie dała się powalić na ziemię jadowitej tentakuli, która definitywnie szukała guza i obrała sobie w Kasi przeciwniczkę. Czy wiedziała, że będzie się dziś siłowała z rośliną? Nie. Czy poradziła sobie zatrważająco dobrze? Oj, tak! To chyba ten przypływ adrenaliny sprawił, że bez większych problemów obezwładniła tentakulę, nie pozwalając się tknąć, a jednocześnie nie robiąc jej większej krzywdy. Przecież musiała być gotowa na kolejnego śmiałka przechodzącego przez cieplarnię, prawda? Całkiem z siebie zadowolona mogła w końcu wyjść.
Clara Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162
C. szczególne : tatuaż przy prawym cycku (podgląd w kp - bez cycka, zboczuszki)
Zrobiło się jeszcze ciemniej. Już chciała sobie odpalić lepszego lumosa, kiedy coś otarło jej się o nogę. To by było na tyle w temacie braku jumpscarów. Clara dosłownie podskoczyła, a przy tym wypuściła z rąk różdżkę. Niebieska flara znowu wystrzeliła i tym razem musiała się z nią zgodzić - była w piździe. Choć może nie było najgorzej, bo różdżka wciąż świeciła. Niezbyt jasno, ale i tak było ją widać, do tego można było mieć nadzieję, że diabelskie sidła jej nie zgarną. Korzystając z tego, że w rozbłysku flary sidła trochę się cofnęły, rzuciła się w stronę różdżki, prawie rozbijając jakieś donice. W dupie by je miała, gdyby nie to, że rozpoznała mandragory. Jakimś cudem udało jej się je połapać i odstawić - miała nadzieję - poza zasięg sideł. Sama nie miała tyle szczęścia, co doniczki. Roślina zawinęła jej się wokół kostki, powalając ją na ziemię. Wyciągnęła się najbardziej jak mogła, żeby dosięgnąć różdżki, ale na próżno. Udało jej się jedynie musnąć ją koniuszkami palców, kiedy kłącza pociągnęły ją w przeciwną stronę. W wątłym świetle dostrzegła @"Chistopher Walsh". - Pan mi tylko kopnie różdżkę! - krzyknęła, bardziej przestraszona tym, że nauczyciel zaraz za nią rozprawi się z sidłami, niż że one rozprawią się z nią. Lumos maxima, które rzuciła, gdy tylko różdża znów znalazła się w jej dłoni, na moment oślepiło ją samą. Tak zajebistego chyba jeszcze nigdy nie wyczarowała. Gdy tylko poczuła, że sidła puszczają, podniosła się z ziemi i pognała dalej.
Przypadek pierwszy6 i 36 -10 za spanko Przypadek drugiA i 37 - 10 za spanko -10 za brzytwotrawy Przypadek trzeci jeszcze nie Modyfikatory -10 za niewyspanie; -10 za brzytwotrawy
Nie podobało mu się to. Naprawdę mu się nie podobało i nie było się czemu dziwić, ostatecznie znajdował się w mało sprzyjającym położeniu, z jakiego musiał się jakoś wydobyć, a rośliny, jak na razie, prawie robiły z nim, co chciały. Brzmiało okropnie, idiotycznie wręcz, dziecinnie i paskudnie, jakby był skończony, więc kiedy zorientował się, że coś próbowało go złapać, spiął się od razu, odwrócił i zorientował, że próbuje podkraść się do niego tentakula. Był jednak za silny na to, by go powaliła, więc zdobył nad nią przewagę, niemalże przygważdżając w miejscu jej pędy, trzymając ją po prostu blisko siebie, by posłać w jej stronę odpowiednie zaklęcie, przemieniające roślinę w coś zupełnie innego. Zdaniem Fredericka każde rozwiązanie było dobre, a skoro to pozwalało mu umknąć z zagrożenia, w jakim się znalazł, to nie pozostawało mu nic innego, jak właśnie to zrobić. Życie było cenniejsze od innych głupot, w tym również od roślin żyjących w cieplarni, które na całe szczęście zostawił daleko za sobą, dołączając do tej grupki zwycięzców, która znajdowała się już po drugiej stronie szklarni.
______________________
I'm real and the pretender
I have my flaws I make mistakes But I'm myself
I'm not ashamed
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Nie pchał się przed szereg, pozwalając na to, by studenci sami decydowali, czy chcą jego pomocy, czy nie, ale znajdował się na tyle blisko, by jej im jej udzielić. Nie mógł ostatecznie pozwolić na to, żeby coś im się stało, to byłoby bowiem całkowicie niedopuszczalne, a na pewno nie o to w tym wszystkim chodziło. Dlatego uważnie ich obserwował, dając szczególne baczenie na @Kate Milburn i później @Frederick Shercliffe, a także @Clara Hudson, by nie pozwolić im na to, żeby ostatecznie w ogóle nie przeszli przez stworzone przez niego przeszkody. Oczywiście, zakładał, że to możliwe, że tak może się faktycznie zdarzyć, bo w końcu dzieciaki nie były przyzwyczajone do czegoś podobnego, ale chciał im również dać przedsmak tego, jakie życie może być, tym bardziej jeśli ktoś postanowi wybrać się w jego ślady i również zająć się zielarstwem i wszystkim, co z tym związane. - Wszystko w porządku? - zwrócił się jeszcze do tych osób, które miały problemy, a kiedy okazało się, że są w stanie iść dalej i nie zamierzają dalej na nim polegać, pokiwał jedynie głową, pozwalając na to, by brnęli przed siebie, nawet jeśli byli zmęczeni, osłabieni i brudni. To właśnie czekało wielu zielarzy, odkrywców i pasjonatów, jeśli tylko zdecydowaliby się na pójście w stronę roślin zdecydowanie bardziej niebezpiecznych, niż te, jakie z reguły rosły w ogródkach przydomowych i zdaniem Christophera lekcja ta była również bardzo ważna. Ciekawiło go, czy młodsze roczniki wymyślą jakieś ciekawe rośliny zgodnie z zadanym im esejem, zastanawiając się jednocześnie, czy mógłby później stworzyć makiety ich propozycji i jakoś je wykorzystać...
______________________
After all these years you still don't know The things that make you
Matka miała rękę do roślin. Przeglądał jej fotografie - zatrzymywała się zawsze przed obiektywem aparatu podwijając swoje usta w uśmiechu, spacerowała po rodzinnym ogrodzie z gracją opiekuńczego ducha unosącego się ponad zielenią pędów wychylających wścibskie wiązki spod napęczniałej ziemi. Towarzyszył jej spokój, spokój i pewność w ruchu, nawet gdy w zaskoczeniu była zmuszona przerwać swoją pracę, nigdy jednak nie karcąc wścibskiego autora zdjęć. Miała łagodne rysy, część z nich mógł dostrzegać również na swojej twarzy gdy wymierzał spojrzenie w gładką powierzchnię lustra. Nie miał jednak nic więcej poza samą domieszką prześwitującą w kilku śladach detali, a przynajmniej tak wierzył, czując się brudny, nieporadny pod ciężarem własnego rodowodu, przeklętej hodowli czystej krwi. Był niczym niechciane szczenię z ogłoszonego miotu niezdolne spełnić kryteriów, obarczone cechami skreślającymi w mniemaniu innych jego przyszłość. A jednak - próbował dalej. Próbował przejąć choć fragment pasji do zielarstwa. Dzisiejsza lekcja miała nieść ze sobą o wiele większe ryzyko od prozaicznych ćwiczeń. Nie czuł, pomimo tego, grzęznącego w nim strachu, prędzej zaciekawienie rozprowadzone przyjemnym ciepłem pod sklepieniami żeber, osiadłe tuż nad przeponą. Pierwszym, co zauważył, kiedy wszedł do cieplarni, okazała się ściana, pozornie-niepozorna przeszkoda której skuteczne ominięcie i znalezienie drogi okazało się niemałym wyzwaniem. Później znów ruszył dalej, mgiełka rozkojarzenia po nadal świeżym, tlącym się zagubieniu spowodowała, że nie powstrzymał łodyg diabelskich sideł. Roślina w jednym momencie zrzuciła donice, w których wzrastały mandragory. Stłamsił w ustach przekleństwo, nie tracąc przy tym ogłady, odstraszając diabelskie sidła wyczarowanym światłem i równie szybko biegnąc w stronę mandragor. W następnym pomieszczeniu zrobiło się nagle duszno. Nie był z początku pewny, czy to jego zmęczenie czy rzeczywista wilgoć napuchnięta w otaczającym go powietrzu. Cudem udało mu się uniknąć błyskawicznego ataku tentakuli. Nie powstrzymało to oczywiście rośliny przed przypuszczeniem kolejnego natarcia. Tym razem był znacznie lepiej przygotowany, z sukcesem unieszkodliwiając tentakulę. Nie było łatwo, nie było idealnie, ale mógł się poszczycić odniesieniem sukcesu w każdym z trzech przygotowanych przez profesora zadań.
Lilian Eldridge
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : unikatowy styl ubioru, artystyczny makijaż, wymyślne fryzury, przekłute septum, unoszący się za nią zapach Błękitnych Gryfów
Przypadek pierwszy5, 32 - 10 = 22, przechodzę po asyście profesora Przypadek drugiliterka B, 81 (-15) + 24 = 66 dla diabelskich sideł, przechodzę dalej + 24 dla mandragor, przechodzę po asyście profesora Modyfikatory -
Ledwo wykaraskała się z jednego gówna, a już czekało ją kolejne. Tym razem wspaniałomyślne combo diabelskich sideł i mandragor... Cóż z tego, że w ostatniej chwili udało jej się spostrzec te nadgorliwe macki i podjąć próbę przesunięcia tych cholernych doniczek, skoro i tak jej refleks zawiódł? Jej Lumos był tak słaby, że zadziałał tylko na te kończyny, które miały na celowniku jej nogi, te zaś, które już sięgały po mandragory, pozostały niewzruszone. Mogła tylko przeklinać samą siebie w duchu, gdy doniczki roztrzaskały się, a ona sama - choć już całkiem oddalona, bo siły w nogach dziś jej mimo wszystko nie brakowało, to jednak nadal mało odporna na tego typu czarodziejskie klimaty - pod wpływem wrzasku rozwydrzonych bulw padła jak długa na ziemię i straciła przytomność. Zaraz po ocknięciu zorientowała się, że to profesor Walsh ratuje jej omamione czarem zmysły i doprowadza do porządku. Kiedy tylko świadomość wróciła jej całkowicie, podziękowała mu za pomoc i o własnych siłach, mimo znacznego osłabienia i krwi odpływającej jej z twarzy, wstała i podążyła dalej. Czekało ją ostatnie zadanie i nie mogła poddawać się na półmetku...
Uzbrojony w różdżkę mógł iść w ciemność. Odczekał na moment, w którym nadeszła jego kolej i bez większego zastanowienia po prostu wszedł do cieplarni, próbując dostosować wzrok do panującego w środku półmroku. W końcu zaczął dostrzegać, że wnętrze szklarni zostało zmienione i nie znajdował się już pomiędzy kolejnymi donicami, a jakby na polu pełnym… trawy? Zmarszczył brwi, zastanawiając się, o co tutaj chodziło, czego tak właściwie od niego oczekiwano, ostatecznie ruszając przed siebie. Wystarczyły jednak dwa kroki, aby trafił do czegoś, co zdecydowanie musiało być błotem. Stał w czymś mokrym, czując, jak w mgnieniu oka buty zaczynają mu przemakać i na nic było teraz przeklinanie i wypominanie sobie, że można było ubrać coś bardziej odpowiedniego. Przynajmniej nie miał mundurka. Problem polegał na tym, że utknął. Nie był w stanie wyjąć nogi, a im bardziej się szamotał, tym mocniej błoto go trzymało. W końcu posłał pod nosem kilka przekleństw, aż sięgnął po różdżkę. Zaczął nieznacznie osuszać kałużę, jednocześnie wyjmując nogę, a po niej drugą. Nie było to łatwe, ani szybkie, ale ostatecznie stanął na pewniejszym gruncie pośród brzytwotrawy, o czym przekonał się, czując jak liście trawy rozcinają jego trampki. Niby zwykłe "reparo" mogłoby sobie poradzić z uszkodzeniami, ale to wystarczyło, żeby Jamie był już naprawdę zirytowany. Droga wydawała się długa, więc ostatecznie zakasał rękawy i skupił się na zwyczajnym wypalaniu sobie drogi przez pole, pilnując jednocześnie, aby nie zajęły się ogniem wszystkie rośliny w cieplarni. Ostatecznie nie miał puszczać jej z dymem, ale nie miał czasu na to, żeby myśleć nad innym rozwiązaniem. Mimo to, choć wydawałoby się, że sposób, jaki wybrał był łatwy, i tak zdążył się zgrzać od temperatury i czuł cień zmęczenia, kiedy ostatecznie przedostał się do kolejnej części cieplarni.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Lilian Eldridge
Rok Nauki : VII
Wiek : 17
Czystość Krwi : 10%
Wzrost : 170 cm
C. szczególne : unikatowy styl ubioru, artystyczny makijaż, wymyślne fryzury, przekłute septum, unoszący się za nią zapach Błękitnych Gryfów
Przypadek pierwszy5, 32 - 10 = 22, przechodzę po asyście profesora Przypadek drugiliterka B, 81 (-15 za mandragory) + 24 = 66 dla diabelskich sideł, przechodzę dalej i 24 dla mandragor, przechodzę po asyście profesora Przypadek trzeci19 + 51 - 10 = 41, rezultat zajęć pozytywny Modyfikatory -
Zrobiło się jakoś tak dziwnie ślimaczo... Nie wiedziała, czy miała majaki, czy raczej to było dla zmyłki, a może faktycznie tyle się ich tu namnożyło; w każdym razie nie podobało jej się to. Miała przy tym wrażenie, że przy tak nikłym dostępie do świeżego powietrza zaraz się tu udusi. Chciała z godnością wyjść z tej cieplarni i do końca semestru unikać lekcji zielarstwa, ale jej umysł wybiegał naprzeciw czemuś, co będzie możliwe dopiero po kolejnym, ostatnim już poświęceniu tego dnia. Byleby przeżyć... Nie chodziło nawet o uszczerbek fizyczny, a raczej psychiczną mękę, jaką tu odbywała. Skupiła się zanadto na ślimakach, co spowodowało, że tentakula z łatwością ją dopadła. Lilian nie wydała z siebie nawet żadnego odgłosu, po prostu runęła na ziemię, bo oczywisćie jej refleks był zamroczony i nie zdołała się zorientować, że te łaskotanie w łydkę to nie jest wybryk organizmu, a raczej faktyczne zewnętrzne zagrożenie. No cóż, teraz się zdenerwowała. Ile można było upadać na ziemię i dawać sobie robić krzywdę? Ten typ złości znała doskonale; był przepełniony dawką adrenaliny i motywował do dalszego działania. Tym razem musi przebrnąć przez to sama. Wybitną w zakresie zaklęć to ona nie była, ale szybko przewertowała sobie w głowie dotychczasowy zakres wyuczonej podstawy. Jak się robiło te całe Diffindo? Czas na test umiejętności... Zdała sobie sprawę, że cały czas nerwowo zaciskała palce na różdżce, aż te zdrętwiały, a Lumos nadal był nieugaszony. Szybko zaniechała światła ze swojej różdżki i poczęła walczyć z rośliną. Niektóre jej ataki były trafne, odcinając łodygi w idealnym momencie i w odpowiednim miejscu, niektóre jedynie momentalnie osłabiały tentakulę, a czasami zdawały się w ogóle nie działać. W każdym razie jej ośli upór sprawił, że uporała się z rośliną rodem z piekła, zdołała wstać i utrzymać się na własnych nogach, a nawet wyślizgnąć się z cieplarni z odniesionym sukcesem. Potrzebowała teraz tylko dużej ilości wody i miejsca do poleżenia...
Z półmroku wpadł w całkowitą ciemność. Wiedział, że trzeba było iść dalej, ale kto idzie naprzód bez zatrzymania, gdy nic już nie widzi? Z pewnością Gryfoni, ale do nich Jamie się nie zaliczał. Zatrzymał się, zaciskając palce na różdżce i próbował wsłuchać się w otaczające go dźwięki, mając wrażenie, że coś szura po podłodzie, przesuwa się, a to nie były przyjemne dźwięki. Jednak prawdziwy skok adrenaliny poczuł w chwili, w której coś otarło się o jego nogę i był już pewien, że miał do czynienia z diabelskimi sidłami. - Lumos - powiedział od razu, a koniec różdżki rozjarzył się blaskiem, który odstraszył łodygę od jego nogi. Nie chciał jeszcze świecić mocniej, próbując zorientować się mimo wszystko w swoim położeniu. Zrobił krok w tył, byle dalej od sideł i niemal przewrócił donicę. Pospiesznie pochylił się do niej i wiedział, że ma spory problem, gdy rozpoznał liście rośliny. Mandragory. Jeśli diabelskie sidła dostałyby się do nich, mogłyby wyciągnąć korzenie z ziemi, a te krzycząc doprowadziłyby wszystkich do omdlenia, o ile wciąż były młodymi roślinami. Przez ułamek sekundy zastanawiał się, czy Walsh chciał pozbyć się studentów, nim zaczął rzucać kolejne zaklęcia zabezpieczające na mandragory. Dodatkowo próbował wyczarować liny, aby zwyczajnie przywiązać łodygi mandragor do donic, uniemożliwiając ich wyjęcie. Niestety nie działał tak szybko, jakby tego chciał. Widział, jak jedna z donic upada na podłogę, jak ziemia rozsypuje się i tak naprawdę miał niewiele czasu na reakcję. Pospiesznie naprawił zaklęciem donicę, zaczął wrzucać mandragorę do środka wraz z ziemią, próbując cały czas zatykać jej usta, aby nie krzyczała, mimo tego, że nawet zdołała go ugryźć. Jednak szarpanie się z mandragorami rozproszyło jego uwagę na tyle, że nie zauważył, kiedy światło zgasło i po chwili znów diabelskie sidła próbowały go pochwycić. Pospiesznie wypowiedział kolejną inkantację - lumos maxima, starając się czym prędzej uciec z tej części cieplarni, czując jak zmęczenie w nim wzrasta, sprawiając, że miał ochotę zdjąć bluzę z powodu gorąca, choć zdecydowanie byłby to głupi pomysł.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Clara Hudson
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 19
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 162
C. szczególne : tatuaż przy prawym cycku (podgląd w kp - bez cycka, zboczuszki)
Jej dojebane lumos maxima pomogło na tyle, żeby uciec z objęć diabelskich sideł, bo zaraz znów zrobił się ciemno, że oko wykol. Do tego zrobiło się okropnie gorąco i duszno. Rozpięła kurtkę, ciesząc się, że ma pod nią tylko króciutki top. Coś miękkiego rozpękło jej się pod butem. W wątłym świetle różdżki dostrzegła dziesiątki ślimaków. - O fuuuu…. - zdążyła wyjęczeć, kiedy coś znów chwyciło ją za nogi i zwaliło na ziemię. Dlaczego wszystkie rośliny rzucały nią ostatnimi czasy o glebę? Niebieska flara znowu wystrzeliła, jednak jej głównym zmarwieniem było teraz to, że leży w ślimakach. Nadal była jednak zdeterminowana, żeby doczłapać się do końca cieplarni możliwie jak najbardziej samodzielnie. Tymczasem znów zbliżał się do niej @Christopher Walsh. - NIE - wrzasnęła tylko na niego, chociaż nie wiedziała jeszcze, co zamierza zrobić. Zastanawiała się, czy szedł za nią przez cały ten czas, czy może jednak było tu więcej takich ofiar jak ona. Nie przypominała sobie, żeby widziała jakieś flary, oprócz swoich, ale ona jej ogólnie często zdarzało się nie dostrzegać na pozór niemożliwych do przeoczenia rzeczy, szczególnie, gdy była na czymś skupiona. Napierdalając wszystkimi zaklęciami, jakie jej przyszły do głowy, pozbyła się z nóg tentakuli. Zerwała się z ziemi, powstrzymując odruch wymiotny, kiedy jej ręka dotknęła ślimaka i pognała przez siebie z nadzieją, że jeśli tylko będzie wystarczająco szybko ruszać nogami, nic nowego jej za nie nie złapie. I miała rację, elo bęc.
Przypadek pierwszy link w poprzednim poście; tak Przypadek drugi link w poprzednim poście; tak Przypadek trzeci11 i 16-10+5+5 oraz 76-10 WYCHODZĘ, KURWA!!! Modyfikatory -10 za spanko, +5 za trampki w III, +5 za dres w III
Zaczynał obawiać się, że gdy wyjdzie z cieplarni nie będzie w stanie skupić na niczym wzroku. Ciemność panująca w środku powoli przestawała być nieprzyjemna, powoli pozwalała na dostrzeganie konturów, choć te nie zdradzały naprzeciw czego się stawało. Kiedy wokół niego zrobiło się ciepło, zdecydowanie bardziej duszno, niż normalnie, nawet jeśli było się zgranym po wcześniejszych próbach, był pewien, że kolejny raz stawał przed roślinami, które nie były łagodne. Nie wiedział jednak, co miał mieć przed sobą. Ponownie zdecydował się na poświecenie sobie przy użyciu zaklęcia lumos, ale jedyne co dostrzegł to ślimaki. Norwood zmarszczył brwi, próbując połączyć wskazówki, jakie otaczały go, aż poczuł łaskotanie w łydkę i wiedział, że znów ma problem. Roślina próbowała go przewrócić, co wydało się Ślizgonowi dość śmieszne, gdy czuł, jak oplata się wokół jego nóg, jak ciągnie, ale nic się nie działo. Zamiast tego Jamie wykorzystał zaklęcie tnące, aby odciąć jej maski. Tentakula była jadowita, więc nie powinien mimo wszystko jej lekceważyć. Wyraźnie też odcięcie jej pędów nie spodobało się roślinie, która zaczęła go atakować. Pospiesznie wzniósł wokół siebie barierę, po czym zaczął ciskać zaklęciem pętającym w roślinę, aż ta została całkowicie unieruchomiona. Żałował, że nie zabrał ze sobą fiolek, aby zebrać nieco składnika, korzystając z okazji. Mógł jedynie stać nad rośliną, w mdłym świetle lumos, podziwiając efekt swojej pracy, a w końcu ruszył ku wyjściu z cieplarni, czując zmęczenie zmaganiami, ale też satysfakcję, dlatego na jego twarzy gościł lekki uśmiech, gdy dołączył do pozostałych.
______________________
Cleanse my soul free me of this anger that I hold and make me whole
Christopher Walsh
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183
C. szczególne : Blizna u dołu brzucha oraz niewielka blizna na ręce, blizny na piersi po jadzie akromantuli, ciemnogranatowe blizny na lewym ramieniu; obrączka z czarno-zielonej muszli; runa agliz na lewym nadgarstku
Chris obserwował ich wszystkich bardzo uważnie, starając się zorientować, jak się sprawy miały, starając się nad wszystkimi zapanować, żeby przypadkiem ich nie zgubić albo nie musieć interweniować dosłownie w ostatniej chwili. Pomimo różnych trudności, zdołali jednak dotrzeć do końca, do przeciwległego brzegu cieplarni i to w nienaruszonym, a przynajmniej nie tragicznym, stanie. To jeszcze oczywiście nic nie oznaczało, bo tak naprawdę walka z roślinami w rzeczywistości była o wiele trudniejsza, ale o tym Christopher nie chciał mówić. Przynajmniej na razie, pozwalając im, żeby świadomość tego, co się działo, osiadła na ich barkach i na zawsze zapadła im w pamięć. Jako pierwsza lekcja, po której niewątpliwie mogły nastąpić kolejne. - Przejdziemy z panią Blanc do skrzydła szpitalnego, żeby upewnić się, że nikt nie potrzebuje jakiegoś wsparcia, a później proponuję udać się na należny wam odpoczynek. Gratuluję wszystkim, bo zadanie, jakie przed wami postawiłem, nie było najłatwiejsze, a jednak dotarliśmy tutaj wszyscy - powiedział, uśmiechając się łagodnie, spokojnie, chociaż wiedział, że przejście pośród niebezpiecznymi roślinami nie było dla jego uczniów i studentów ani łatwe, ani przyjemne, ale takie właśnie było życie i tego również musieli się dowiedzieć. - Chodźmy - dodał, otwierając bramy cieplarni, by zabrać ich ze sobą do zamku.
Koniec lekcji; rozliczenie nastąpi dzisiaj w godzinach popołudniowo-wieczornych
______________________
After all these years you still don't know The things that make you