Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 I, że Cię nie opuszczę...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Kai A. Young
Kai A. Young

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : zestaw bananów do ssania
Galeony : 26
  Liczba postów : 251
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9149-kai-alexander-young
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9153-znikajaca-sowa-kaia
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9154-kai-a-young#256307
I, że Cię nie opuszczę... QzgSDG8




Gracz




I, że Cię nie opuszczę... Empty


PisanieI, że Cię nie opuszczę... Empty I, że Cię nie opuszczę...  I, że Cię nie opuszczę... Empty30.07.14 13:26;


Retrospekcje

Osoby: Mathilde Villadsen, Kai A. Young
Miejsce rozgrywki: Kopenhaga, Dania. Dom rodzinny Villadsenów.
Rok rozgrywki: Gdzieś połowa 2014.
Okoliczności: Po kolejnym zniknięciu Kaia. Po kolejnym upadku i po wyjeździe Math chłopak zbiera się w sobie, by w końcu trafić pod dom dziewczyny, dla której serce jeszcze biło. Wytłumaczyć. Porozmawiać. Wrócić?
Powrót do góry Go down


Kai A. Young
Kai A. Young

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : zestaw bananów do ssania
Galeony : 26
  Liczba postów : 251
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9149-kai-alexander-young
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9153-znikajaca-sowa-kaia
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9154-kai-a-young#256307
I, że Cię nie opuszczę... QzgSDG8




Gracz




I, że Cię nie opuszczę... Empty


PisanieI, że Cię nie opuszczę... Empty Re: I, że Cię nie opuszczę...  I, że Cię nie opuszczę... Empty30.07.14 13:26;

Słyszę głos, za którym idę.
Czasami tak jest, że zdarzają się wszelkiej maści problemy, o których nie mamy pojęcia. Nie wiemy jak to poskładać, bo wydaję się to głupio-głupie. Nie chcemy wbijać w pewne akcje, które nas przerastają i wolimy wtedy uciec. Nie wiesz o czym piszę? To przecież takie proste, a Ty z pewnością to rozumiesz. Oni też. To tylko takie udawanie, by w końcu zrozumieć, że cała przeszłość nie ma większego znaczenia. Uciekamy od tego. Uciekamy od wszystkiego. Boimy się porażki. Boimy się tego co może nas zabić, dlatego więc podróże bywają coraz częstszą alternatywą. Holandia. Niemcy. Francja. Liechtenstein. Tyle krajów, a mimo to nigdzie nie można odnaleźć tego szczęścia, którego przecież szuka każdy z nas, czyż nie? Przyszedł czas, w którym trzeba przemyśleć wszystko, a gdy wiemy, że nasze rozwiązania są złe, próbujemy naprawić wszystko.
Teraz jest już pewnie za późno.
Mów o drodze we mgle, gdy nie miałaś już sił.
W końcu jednak obrał inny kierunek, a tym okazała się Dania. Nie wiedział dlaczego to robi, dlaczego zmierza do Kopenhagi, w której mieszka śliczna Villadasen. Chciał ją zobaczyć? Porozmawiać? A może po prostu stać pod domem i patrzeć na to co robi. Zobaczyć jej uśmiech, który potrafił rozgrzać najmocniej. Nie wierzył jedynie w to, że przeżyje to spotkanie, bo sądził, że wszystko ma swój czas, a w tym wypadku ich związek już dawno przestał przecież istnieć. Z jego winy. Pomimo tego, że wcale to nie tak miało wyjść, nie umiał już poradzić czegokolwiek na stan rzeczy, który wyniszczał. Od dawna. Zanim zebrał się w sobie by zawędrować pod dom puchonki, poszedł na cmentarz. Do Veronique. Pamiętał jej uśmiech, przewrotność i temperament. Pamiętał też moment, w którym odeszła i pomimo całej tej otoczki, że go zdradzała to nie miało większego znaczenia. Zwłaszcza teraz. Nabrał powietrza w płuca, a opuszkami palców przejechał po jej zdjęciu, które było wyryte na nagrobku. Zagryzł dolną wargę, bo pomimo że były identyczne… Ogień, którego potrzebował miała zupełnie inna osoba. Piękna, żarliwa historia, przepełniona bólem i namiętnością, ale to nie wszystko czego potrzebuje mężczyzna, a już na pewno nie z taką przeszłością jaką posiadał Kai. Eteryczność. Delikatność i ta nieposkromiona dziewczęcość, której szukał w każdej następnej dziewczyna jaka przewinęła się przez jego życie, nie dorównywała tej, którą posiadała Mathilde. Po kilku godzinach krążenia po cmentarzu, dopiero zdecydował się iść pod dom ministra. Wyrok śmierci? Niemal tak, przecież miał tyle powodów by zabić Young’a, ale ten nie umiał się powstrzymać. Nie tym razem. Miał wrażenie, że ten jeden jedyny raz, musi postawić wszystko na jedną kartę, a skoro był już tak blisko to nie mógł zrezygnować. Wziął kilka głębszych wdechów, by w końcu znaleźć się pod bramą domostwa Villadsenów. Nie wiedział czy wejść, nawet miał wrażenie, że wezmą jakąś magiczną straż. W końcu nie był na swojej posesji, a przecież mógł być niechciany, prawda? Z pewnością taki był. Był problemem nie tylko dla Math, ale też dla ojca pszczółki, ale… Co ma więcej do stracenia oprócz własnej godności? Ach, wybacz. Zapomniałam, że nawet tego nie posiada.
…Gdy podałaś mi rękę i podniosłem swój cień, by obok Twego mógł stać.
Powrót do góry Go down


Mathilde Villadsen
Mathilde Villadsen

Absolwent Gryffindoru
Rok Nauki : III
Wiek : 29
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 510
  Liczba postów : 1382
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6313-mathilde-olivia-villadsen#177625
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6376-poprosze-najladniejsza-pocztowke#179438
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7164-mathilde-olivia-villadsen#204301
I, że Cię nie opuszczę... QzgSDG8




Gracz




I, że Cię nie opuszczę... Empty


PisanieI, że Cię nie opuszczę... Empty Re: I, że Cię nie opuszczę...  I, że Cię nie opuszczę... Empty30.07.14 13:55;

Nie było lekko, decyzja o wyjeździe zapadła szybko. I to nie z jej inicjatywy, ale z ojca. Z ojca, który stwierdził, że już dość tego i Mathilde potrzebuje odpoczynku. Od złych duchów? Nie... Od wszystkiego co spychało ją w cień i nie pozwalało po prostu radzić sobie z codziennością. Wyobrażała sobie ile to będzie dla niej znaczyło jeśli rzeczywiście wreszcie się ułoży, ale scenariusz nigdy się nie ziścił,  a tym samym był wciąż i wciąż poza zasięgiem Math. Nie chciała tak nigdy żyć. Kosztem swojej siostry, a te myśli co raz częściej pojawiały się w jej głowie. Nie była dość dobra, by zostać artystką, więc po śmierci V. zwyczajnie zajęła jej miejsce tym samym pozwalając problemom się piętrzyć na co raz wyższe stosy. Bardzo tego nie chciała... Ale stało się, prawda? Związek z Kaiem, przyjaciele... Ludzie, którzy znaczyli dla niej wszystko. Teraz nie było już tu nikogo. Stojąc w błękitnej sypialni, którą zajmowała w rodzinnym domu, zdawała sobie sprawę jak pusto jest wokół niej... Jak brakuje jej Curtis, Nicholasa, Venice, Rileya... Wszystkich tych, którzy stanowili skład Ognistych Krabów. A jednocześnie była gdzieś indziej. Stukała palcami o blat biurka wspominając Raphaela, czy Florę... Czy kogokolwiek kto był tak dobry, jak chociażby Echo. I jeśli tęskniła za kimś, to właśnie za ludźmi, którzy nigdy nie oceniali jej przez pryzmat tego czyją dziewczyną była, czyją córką, przyjaciółką... Zmorą senną. Dlatego obcując z pozornie znanym pomieszczeniem miała nieodparte wrażenie, że jest tu puściej, że nawet jej jest jakoś mniej. Może to też kwestia tego, że zaraz po przyjeździe zażądała, aby wyniesiono z jej sypialni pianino? Wygrywała na nim najsmutniejsze melodie, każda z tych melodii była kompozycją, której mogła nadać może nie trzy literowe imię, ale milion synonimów, które pasowałby do tego jak bardzo czuła się rozczarowana. A można powiedzieć, ze bardzo... Że oceanu by nie starczyło, by utopić to co determinowało brak uśmiechu na porcelanowej twarzy... Z dnia na dzień. Romeo niczego nie ułatwiał chorując. Nawet teraz gdy został przeniesiony do kliniki, gdy pozornie było już z nim lepiej... Math czuła, że w ich domu czegoś nie ma. Dawnego ciepła... A może samej jej? Już dawno przecież doszła do wniosku, że obecność ciałem nie jest równa z obecnością duchem... I właśnie teraz gdy brnęła w to co raz mocniej dowiadując się o sobie różnych rzeczy, układała kolejną warstwę tiulu pod spódniczką, którą zamierzała oddać jako kolejny projekt... Kolejny, bo przecież zrobiła ich już kilkadziesiąt w te wakacje, ale nie wszystkie trafiły do ogólnej pracowni, którą uzyskała... Zaczynała pracować jako projektantka. Podobało się jej to dopasowywanie, szycie i dotykanie faktur nieznanych materiałów. Nie było w tym nic złego, nic co przywoływałoby łzy i złe wspomnienia. Najważniejszym przecież było to, by pogodzić się z tym co się stało. Przeszłość stanowiła nieodłączny element jej życia, ale teraz? Teraz gdy nadal nie zabrała dokumentów z Hogwartu przebywając w wakacje w domu, obserwowała ze spokojem wszystko co się stało i zamykała oczy przy drastyczniejszych obrazach, choć to nigdy nie pomagało. Nie było też nikogo, kogo mogła obudzić w nocy dzieląc się swoim przemyśleniem o tym, że gwiazdy przynoszą złe sny... Opowiedziane przez najgorsze chwile. Brakowało jej tego, że ojciec kiedyś chciał poświęcać jej czas, a teraz co raz częściej odnosiła wrażenie, że jest zmęczony córką... Osobą, którą uważał za promień... Za kogo teraz ją miał?
Gwałtownie odwróciła głowę w drugą stronę na tę myśl zaciskając powieki, ale zaraz po tym zdała sobie sprawę, że powinna wyjść. Przecież spieszono jej było na spacer. Pogoda w Kopenhadze była bajeczna, więc nic dziwnego, że Math zdobiły krótkie spodenki i koronkowa, biała tunika... Biały to uosobienie niewinności prawda? Szkoda, że swojej niewinności już dawno nie posiadała... Przeczesała perłowe włosy, które teraz były o wiele dłuższe... Podobały się jej, łatwiej było je spleść czy coś. Nie poddając tego jednak dalszym dywagacjom przerzuciła torbę przez ramię i wyszła z domu pozostawiając go samemu sobie. I nieświadoma przekręciła kluczyk w bramce przedostając się na mało ruchliwą ulicę.
Gdyby tylko spojrzała w prawo... Może miałaby powód do histerii, albo do płaczu? A może do dzikiej obojętności?
Nie wiem, powiedz mi.
Powrót do góry Go down


Kai A. Young
Kai A. Young

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : zestaw bananów do ssania
Galeony : 26
  Liczba postów : 251
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9149-kai-alexander-young
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9153-znikajaca-sowa-kaia
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9154-kai-a-young#256307
I, że Cię nie opuszczę... QzgSDG8




Gracz




I, że Cię nie opuszczę... Empty


PisanieI, że Cię nie opuszczę... Empty Re: I, że Cię nie opuszczę...  I, że Cię nie opuszczę... Empty30.07.14 14:15;

Czuje się jak niewidomy. Błądzę w tych uliczkach. Zbłądziłem w tym mieście. Zgubiłem się w życiu.
Wieczne nieszczęścia? Czego jeszcze miał doświadczyć by dowiedzieć się, że tak naprawdę w tym świecie nie ma dla niego miejsca?  Próbował odpychać od siebie wspomnienia. Próbował ignorować myśl  o Coco, Villiersie, Veronique, Math, Arienne. Próbował ignorować wszystkich, którzy kiedyś należeli do drużyny. Venice. Riley. Zabawne, że wierzył w to, że oni już nie istnieją, a przecież tworzyli kiedyś coś więcej niż tylko jednostki tworzące zespół. Byli przyjaciółmi i wszyscy wiedzieli kim dla siebie są. Znali swoje słabostki, a każdy wiedział, że duet Kathilde to coś więcej niż tylko czułe słówka, łapanie za ręce. Każdy wiedział, że są dla siebie stworzeni. Wszystko ma jednak swój czas, a może ta historia wcale nie została dla nich napisana? On nie był rycerzem w lśniącej zbroi, a ona? Była księżniczką, na którą on nie zasłużył. Próbował to wyplewić ze swoich myśli, ale zawsze to samo. Za każdym razem utwierdzał się w tym, że nie należy do dziewczyn, które mogłyby z nim być, bo jest dla tego typu po prostu złą partią, ale jako jedyna w niego wierzyła. Mała pszczółka, która była promyczkiem dla każdej istoty jaka przewinęła się przez jej krótką egzystencję. Kai może tego nie pokazywał, ale dla niego znaczyła najwięcej, bo utwierdzała go w tym, że przecież nie jest skreślony. Pomimo tego jakiego ma ojca, co z matką, siostrą, która również zaszczyciła Hogwart, ale ona? Ona pokazywała mu życie zupełnie inaczej. On w to starał się wierzyć, ale nie do końca. Nie potrafił utwierdzać się w tym wszystkim na tyle, by móc żyć w tym normalnie tak jak ona tego chciała. Ciągle widział się jako osobę, która jest skreślona. Nie nadaje się do społeczności. To jakaś obsesja? Nie. Po prostu życie nieudacznika to wyrok, który zapadł w dniu narodzin i on tego nie chciał zmienić. Pokazywał to nawet teraz. Właśnie teraz, gdy przestał latać. Mijały miesiące, a on nie potrafił wsiąść na miotłę, wzbić się w powietrze. Nie potrafił osiągnąć czegoś, co dawno temu przychodziło mu z łatwością. Nie doprowadził Ognistych do zwycięstwa, więc on sam był największym przegranym. Zawiódł siebie. Zawiódł zespół. Zawiódł drużynę. Zawiódł wszystkich jako człowiek i kapitan.
Przyjaciele? Cóż, najlepsze jednostki, które przewijają się przez życie i odchodzą równie szybko, co się pojawiają. Ich historia była smutna. Całej czwórki. Coco. Caspra. Kaia. Mathilde. Wszystkich, którzy znali ten kilkumiesięczny epizod, tyle że to Young stracił najwięcej. Miał być ojcem, a zostało mu co najwyżej wspomnienie tego, że Watson ratowała się rękami  i nogami, by nie dać możliwości bycia blisko Villiersowi. Do dnia dzisiejszego nie potrafił tego zrozumieć, ale gdy się z nią spotkał. Gdy zobaczył, że stoi o własnych siłach, że Summer jest szczęśliwa, on sam uśmiechnął się, bo przecież… Obie były silnymi dziewczynami, przez co chciał wierzyć, że sobie poradzą. Zrozumiał, że Caspra już nie ma przy nich, ale to wyszło na zdrowie pewnie całej trójce. Ani ona, ani on nie byli na tyle odpowiedzialni by zajmować się małą istotą, ale… Z Kaiem byłoby tak samo, choć chłopak chciał mieć gromadkę małych puchoników, które latają na miotłach przy domu razem z Math. Jeżeli oczywiście odziedziczyłyby charakterek po mamusi, a teraz? To było już tylko wspomnienie, które przeminęło nazbyt szybko, bo nie wierzył w to, że jest dla nich ratunek. Z pewnością go nie było.
Zagryzł dolną wargę, gdy ujrzał te perliste włosy, a trwało to ułamek sekundy. Odwrócił lekko głowę, by wbić wzrok w dziewczynę, a z jego ust nie wydobyło się nic. Była jeszcze ładniejsza niż wcześniej i nadal promieniała tak jak kiedyś. Patrzył na nią. Wlepiał wzrok. Odszukiwał spojrzeniem wszystkiego na czym tak bardzo mu zależało. Chciał się zbliżyć, odezwać ale w jej życiu był przecież intruzem. Był kimś w rodzaju niepotrzebnej osoby, jaką można wyrzucić do kosza, ale zasłużył na to. Nawet na to, żeby mu po prostu przypierdoliła, a jego łeb powinien obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni, byleby w końcu zrozumiał jak wiele spraw spieprzył.
-Mathilde… – Wydobyło się z jego gardła, choć wcale nad tym nie panował. Wierzył głęboko w to, że o tym myślał, ale nie mówił. Jego umysł odmawiał posłuszeństwa, jednak gdy w końcu zdał sobie sprawę z tego, że wypowiedział to imię, aż zadrżał. Ze strachu. Wiedział, że go odepchnie, a mimo to podszedł. Patrzył na nią. Łaknął jej. Chciał dotknąć, ale nie potrafił. Stał i milczał. Spoglądał, ale nie umiał mówić. Czekał nawet na cios, którego pragnął, bo być może to sprawiłoby, że oboje stanęliby na równych nogach, by spojrzeć sobie w twarz i porozmawiać. Bez emocji. Bez wyrzutów. Na sucho, ale czy w  tej relacji jest możliwy brak emocjonalności? Oczywiście, że nie.
I powiem Ci. Powiem co chcesz usłyszeć, tylko nie zamykaj uszy. Nie mam siły więcej krzyczeć.
Powrót do góry Go down


Mathilde Villadsen
Mathilde Villadsen

Absolwent Gryffindoru
Rok Nauki : III
Wiek : 29
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 510
  Liczba postów : 1382
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6313-mathilde-olivia-villadsen#177625
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6376-poprosze-najladniejsza-pocztowke#179438
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7164-mathilde-olivia-villadsen#204301
I, że Cię nie opuszczę... QzgSDG8




Gracz




I, że Cię nie opuszczę... Empty


PisanieI, że Cię nie opuszczę... Empty Re: I, że Cię nie opuszczę...  I, że Cię nie opuszczę... Empty30.07.14 14:49;

Spodziewałaby się wszystkiego, ale nie tego, ze go jeszcze kiedykolwiek zobaczy. Nawet ich wspólne zdjęcia upchnęła gdzieś głęboko... Pozostawiając przy sobie tylko jedno, które wciąż stało spoglądając na nią roześmianymi twarzami, które dziś uznawała za szczególnie obce. Ale dzięki tej fotografii pozwalała sobie nie myśleć o nim tylko w złych kategoriach. To było znakiem, że był dobry. Stanowił dla niej ważną część, która dojrzała i pomogła zrozumieć wiele rzeczy. Nie każdy życzył im powodzenia, większość witała koszem nienawiści, obrzucając słowami, których Math nie znosiła, ale nigdy... Nigdy nie straciła wiary. I gdyby tylko powiedział, że mu ciężko, chociażby z nią. To rozstanie byłoby inne. Inne niż podyktowane wynikiem meczu. Tyle była warta? Jeden rzut w pętle i złapany znicz? Przesuwała palcami często po zgromadzonych pamiątkach porównując wszystko, ale nie żałowała. Choć może była smutniejsza czy bardziej rozczarowana, to mimo wszystko nigdy nie pomyślała by zapomnieć. Wszystko co się stało dyktowało to jaką osobą była... Więc chyba warto... Spoważniała, miała świadomość, że o pewne rzeczy trzeba walczyć. Nie zawsze się da wygrać. Nie potrafiła poradzić sobie z Kaiem, ale próbowała tak? A to już zawsze lepsze od tkwienia w miejscu bez planu na cokolwiek...
Teraz zamierzała przejść się do lasu, a później teleportować się do pracowni matki, gdzie miałaby pomóc przy ostatnich dopięciach. Umiała sprawiać, że strój idealnie na kimś leżał. To wiele znaczyło dla pokazów, gdzie istotnym było zaprezentować ten skrawek materiału najszykowniej. Gdy tylko usłyszała swoje imię obróciła się gwałtownie zerkając na to, kto ją wołał i czego od niej chciał... Gdy tylko jednak zobaczyła z kim ma do czynienia jej usta ułożyły się w charakterystyczne kółeczko, ale nie czekała zbyt długo by zareagować. Po prostu podeszła do Younga popychając go mocno do tyłu, aż wreszcie wymierzając plask w twarz... Potrzebowała tego? Sama nie wiedziała czy to coś zmieniło, ale... Ale chyba właśnie tak zachowują się dziewczyny, które zostawiają po raz setny i znikają bez słowa?
- Co znowu ode mnie chcesz? Przyszedłeś mi znów wmawiać jakieś bzdety, czy dla odmiany powiesz wprost o co chodzi? Bo wiesz, ja nie mam zbyt wiele czasu. Szczególnie dla Ciebie. W Anglii zmarnowałam go na zbyt wiele. - Rzuciła chłodno obrzucając go spojrzeniem może nie tyle nienawistnym, co pełnym zdziwienia.
Powrót do góry Go down


Kai A. Young
Kai A. Young

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : zestaw bananów do ssania
Galeony : 26
  Liczba postów : 251
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9149-kai-alexander-young
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9153-znikajaca-sowa-kaia
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9154-kai-a-young#256307
I, że Cię nie opuszczę... QzgSDG8




Gracz




I, że Cię nie opuszczę... Empty


PisanieI, że Cię nie opuszczę... Empty Re: I, że Cię nie opuszczę...  I, że Cię nie opuszczę... Empty30.07.14 17:43;

On nie chciał jej szokować, ani tym bardziej nie chciał być przyczyną chociażby jednej łezki. Miał dość problemów i tego, że to on był główną ich przyczyną. Mógłby nawet sądzić, że był złem całego tego świata, ale przecież tak nie było. Wszystko chciał poskładać, a to że mu nie wychodziło, no to inna kwestia. Nawet nie przypuszczał, że Tillie tak bardzo się zmieniła, a może wcale nie i to on się zmienił? Może to w nim tkwił problem, z którym nie potrafił walczyć? Zabawne w tym wszystkim było to, że on nie ogarniał niczego co się działo wokół. Nie było go. Wszyscy zniknęli, a co za tym szło – miał kurwa dość. Jebane dość. Wiesz co to znaczy? Nie wiesz.
Czytałaś obserwatora? Spoko. Przekazał Ci wystarczającą wiedzę? Zajebiście. Dał Ci coś, czego ja nie dałem? Wykurwiście.
Wiedział, że o nim piszą. Wiedział, że piszą o Villiersie i całej pozostałej elicie czarodziejskiego światka Hogwartu. On nie chciał należeć do tej bajki, bo to nie była jego gra, a mimo w jakiś sposób w to wszedł i nie umiał wyjść. Nie był już widziany przez pryzmat osiągnięć w Red Rock, a co najwyżej musiał żyć z opinią „kumpel, który wyruchał laskę Caspra” – gówno prawda, oni nie byli wtedy razem, kurwajebanamać! I mógłby wyryć sobie to na czole, bo nie był szmatławcem, a może właśnie był? Już nie wiedział, ale kiedy fala przeszłości zalała jego umysł, poczuł jak delikatne ręce popchnęły go w tył, a on ustępliwie zrobił jeden krok. Potem policzek. Skrzywił się lekko, by od razu wbić wzrok w dziewczynę. Przesiąknięte tęczówki były pytaniem o to – dlaczego to wszystko się kurwa stało. Nie powinno, a mimo to żyjemy w świecie pierdolonych ambarasów, a jedynym powodem rozpadu tego wszystkiego jesteśmy my. Śmieszne, nie?
-Nasze lekcje nie poszły na marne, pszczółko… – Wydukał z lekkim uśmiechem na twarzy, a po chwili pokręcił głową z dezaprobatą. Wbił wzrok w dziewczynę szukając odpowiedzi na narastające pytania w jego głowie. Nie potrafił odnaleźć żadnej, bo było na to wszystko za późno.
-Przepraszam. Nie wyleczyłem się jeszcze, z niektórych przyzwyczajeń. W każdym razie nie przyjechałem tu po to żeby wciskać Ci jakiekolwiek bzdety, Tillie. Chcę porozmawiać. Potrzebowałem czasu żeby dojrzeć do pewnych spraw. Dobra zjebałem na całej linii wszystko, ale kurwa… Nawet nie potrafię wytłumaczyć, w którym momencie upadłem i nie potrafiłem się podnieść. Rozpierdala mnie to wszystko od wewnątrz. No spoko niby jest ok, ale nie jest i ja to wiem. Ty to wiesz. No zjebałem, ale… Mattie, porozmawiaj ze mną. – Wydukał robiąc krok w przód i nie spuszczając z niej wzroku, to było jednak trudniejsze niż mu się wydawało. Nie umiał zdzierżyć myśli, że jest tak obojętna, ale wiedział, że zasłużył. Na wszystko co mogła mu teraz zaserwować.
No, a gdzie był ten zajebisty Young, kiedy ja prawie wyzionęłam ducha?
Powrót do góry Go down


Mathilde Villadsen
Mathilde Villadsen

Absolwent Gryffindoru
Rok Nauki : III
Wiek : 29
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 510
  Liczba postów : 1382
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6313-mathilde-olivia-villadsen#177625
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6376-poprosze-najladniejsza-pocztowke#179438
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7164-mathilde-olivia-villadsen#204301
I, że Cię nie opuszczę... QzgSDG8




Gracz




I, że Cię nie opuszczę... Empty


PisanieI, że Cię nie opuszczę... Empty Re: I, że Cię nie opuszczę...  I, że Cię nie opuszczę... Empty30.07.14 18:00;

Który to już raz miałaby dać mu szansę na rozmowę? Jaką miała gwarancję, że choć tą jedną dokończą? Nie wiedziała po co tu przyszedł, skoro już dawno wszystko skończyli... Na słowo "pszczółka" drgnęła jednak, niezauważalnie co prawda, ale drgnęła. Założyła ręce na piersiach charakterystycznie spuszczając wzrok na buty. Nie chciała na niego patrzeć. Każda kolejna chwila ładowała łzy. Ileż to jeszcze tego musiała przeżyć, żeby wreszcie ten koszmar się skończył? Mieli szansę. Nawet jej rodzice zaakceptowali Kaia na tyle, że ojciec był w stanie z Youngiem rozmawiać o quidditch'u, choć było mu ciężko. Jak każdemu mieszkańcowi tego domu... W każdym razie im dłużej jego słuchała, tym bardziej zaciskała dłonie w pięści oczekując na to, że zaraz poinformuje ją, że jednak nie ma czasu. Że nie dziś... A ona? Zadbałaby oto, żeby więcej jej tu nie znalazł. Zniknęłaby. Bo tak lepiej nie dla niej, a dla nich obojga. Zawsze musiała myśleć za dwoje, żeby byli bezpieczni od siebie.
- Jak to jest, że Ty zawsze mnie znajdujesz kiedy mnie potrzebujesz, a ja nigdy nie potrafiłam? Pisałam do twoich przyjaciół, do ludzi których znasz... I nikt nie wiedział gdzie jesteś. Ale Ty zawsze wiesz... Pewnie dlatego, że ja nie uciekam. Nie zastanawiało Cię to nigdy co? Prosiłam Cię, żebyś nie wykorzystywał tego, co do Ciebie czuję. Nie potrafisz... Nie potrafisz zrozumieć, że ja... Że ja nie mogę tak dłużej. Od przypadku do przypadku, gdy mnie potrzebujesz... Ale wiesz co? Pozwolę Ci ten ostatni raz zniszczyć mi dzień, a pewnie i kolejny miesiąc i powiedzieć wszystko, co ze sobą tu przyniosłeś... Bo wiem, ze znikniesz na kolejnych kilka miesięcy, żeby wyrosnąć przede mną na nowo. Po to przecież jestem. Zawsze gdy mnie potrzebujesz. - Powiedziała dość głośno, ale westchnęła kończąc swoją wypowiedź. Naprawdę nie miała na to wszystko siły, coś ją tu przerastało. Coś, a raczej ktoś, kto mierzył blisko sto osiemdziesiąt centymetrów wzrostu i prawdopodobnie dreptał teraz za Mathilde, która zaczęła kierować się w kierunku lasu. Przecież szła na spacer... Nie mogła zmienić planów. Przecież musiała w jakiś sposób to poskładać.
- Musisz się pospieszyć, mam niewiele czasu. Umówiłam się z mamą, a później chcę spakować się i jechać do Curtis na kilka dni. Więc... Wybacz. - To wszystko mówiła starając się nie patrzeć mu się w oczy. Blefowała z odwiedzeniem Curtis, ze spotkaniem z matką. Kłamała by ograniczyć samą siebie i nie pozwolić mu, by to spotkanie potrwało dłużej niż docelowo powinno. Obawiając się własnych słabości nadal miała założone ręce na piersiach i szła powoli zastanawiając się dlaczego... Zawsze... Musi być w niej tyle dobra.
Powrót do góry Go down


Kai A. Young
Kai A. Young

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : zestaw bananów do ssania
Galeony : 26
  Liczba postów : 251
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9149-kai-alexander-young
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9153-znikajaca-sowa-kaia
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9154-kai-a-young#256307
I, że Cię nie opuszczę... QzgSDG8




Gracz




I, że Cię nie opuszczę... Empty


PisanieI, że Cię nie opuszczę... Empty Re: I, że Cię nie opuszczę...  I, że Cię nie opuszczę... Empty30.07.14 18:34;

Wiedział, że spierdolił i uciekał za każdym razem gdy trzeba było być odpowiedzialnym i ponosić karę za swoje czyny. On nie potrafił tego zdzierżyć. Nie wiedział jak docierać, do niektórych osób, a już na pewno nie do Mattie. Była zbyt delikatny, a on był tylko skurwysynem. Chociaż, dlaczego jest tak postrzegany? Czy to nie plotki, które trzeba zdementować, a może ktoś rozpowiadał te wszystkie rzeczy, bo nie ma jaj by spojrzeć mu w twarz? Jak to mogło być? Już sam nie wiedział. Wierzył głęboko w to, że to co się wydarzy w jego życiu sprawi, że stanie się większy niż teraz, bo teraz… Był nadzwyczaj malutki w oceanie problemów, w którym się topił. Brakowało mu powietrza. Nie miał maski tlenowej. Nie posiadał niczego, co mogłoby dać mu odpoczynek. Szukał więc po omacku wyjścia, na drodze, która go nie posiadała. Czuł się jak w więzieniu. Był jak w klatce. Odcięty od ludzi. Odcięty od możliwości pełnienia normalnej egzystencji.
Jesteś jedyną, którą kocham, ale musze powiedzieć Ci w końcu żegnaj.
Patrzył na nią i na to jak zmienia się ułożenie każdej jej zmarszczki. Bolało, że nie potrafi na niego patrzeć, dlatego wykonał kolejny krok w przód, by móc być jeszcze bliżej. Wlepiał w nią wzrok, oddychał nieco ciężej. Chciał jej dotknąć, ale jedynie wokół jej głowy rysował niewidzialne linie opuszkami palców, jakby możliwość spróbowania jej miała go sparzyć, ale to nie on. Nie on by cierpiał, tylko po raz kolejny skrzywdziłby ją. Małą, kruchą, lalkę z porcelany, o którą nie potrafił zadbać.
Skurwysyn.
-Ludzie, którzy potrzebują zniknąć nie chcą być znalezieni. Ty nie znikasz w taki sposób jak ja. Dobrze o tym wiesz. Zawsze to wiedziałaś, a odkąd zaczęła się to popierdolona jazda, to jedyne o czym myślałem to wyjechać w pizdu, ale włóczyłem się po Londynie. Zapijałem dupę w trupa i czekałem na te jebane wyniki.  Wiesz… Ludzie różne rzeczy o mnie mówią Mattie, ale ja nie jestem frajerem, który dyma i olewa. Po prostu… Nie wyszło, ale ja nie chciałem skrzywdzić ani Ciebie, ani Watson, ani Villiersa, ani kurwa nikogo. Ludzie oskarżają mnie o coś czego nie zrobiłem, choć mają świadomość, że przez to nie rozpierdalali mnie, ale moich najbliższych. Przez te jebane plotki. Co było prawdą Tillie z tego co przeczytałaś w obserwatorze? Zastanawiałaś się nad tym? – Mówił niemal na jednym wydechu, a zaraz potem opuścił wzdłuż ciała dłonie, by nie chcieć jej znów dotknąć. Przytulić. By nie chcieć mieć jej blisko siebie. - Jeśli nie, to coś Ci powiem. Ani Coco. Ani Casper. Ani kurwa nikt, nie został pokazany w tym pierdolonym obserwatorze tak jak trzeba było. Opisali naszą historię, ale nawet pięćdziesiąt procent tam nie jest prawdą. Cierpiałem. Cierpiałem, gdy się dowiedziałem, że mnie wychujała, a potem patrząc mi w twarz mówiła, że próbowała się ratować, ale wiesz co? Ona nie zrobiła tego żeby zranić Ciebie tylko żeby uciec od Kacpra. Czytałem te listy jakie do niej pisał. Możesz mówić, że jestem fiutem. Skurwysynem. Możesz mówić, że mam spierdalać, ale… Mimo kurwa całej tej otoczki, nie jestem taki jak mnie piszą. Wszyscy widzieli mnie przez pryzmat ruchacza? Że co, że niby kumplowałem się z kapitanem Slytherinu to jestem taki sam, bo zaliczyliśmy tę samą laskę, a obsmarowali Ciebie? Wskaż mi tych, którzy Cię skrzywdzili, a zabiję każdego. Dla własnej pierdolonej satysfakcji Tillie, a potem zniknę. Gdybym tylko wiedział kto to wszystko pisał, to już dziś by wisiał powieszony za jaja, czy co tam frajer ma między nogami, ale… Kurwa… Błagam… – Zawiesił nieco głos, bo miał wrażenie, że całe to wspomnienie uderza w niego ze zdwojoną siłą, a on zaczyna wszystko łączyć w jedno, z czego nie można z łatwością wyjść. To było straszne. Przeraźliwie okropne. Nie potrzebował w to brnąć, ale sądził, że w tej chwili tak po prostu będzie lepiej. Odetchnął na moment, by zaraz potem podejść jeszcze bliżej i ująć jej twarz w obie dłonie, by zmusić ją choć na moment, by spojrzała mu w oczy.
-Ja kurwa, naprawdę tego nie chciałem, pszczółko…
Powrót do góry Go down


Mathilde Villadsen
Mathilde Villadsen

Absolwent Gryffindoru
Rok Nauki : III
Wiek : 29
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 510
  Liczba postów : 1382
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6313-mathilde-olivia-villadsen#177625
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6376-poprosze-najladniejsza-pocztowke#179438
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7164-mathilde-olivia-villadsen#204301
I, że Cię nie opuszczę... QzgSDG8




Gracz




I, że Cię nie opuszczę... Empty


PisanieI, że Cię nie opuszczę... Empty Re: I, że Cię nie opuszczę...  I, że Cię nie opuszczę... Empty30.07.14 19:12;

To też był fakt. Mathilde nie miała z kim porozmawiać o tej całej sytuacji. Venice spytała o co chodzi, ale nigdy nie odpisała na list... Curtis poradziła jej tylko pozbyć się Kaia. Ojciec również na to naciskał. Raphael nie był odpowiednią osobą do wysłuchiwania rozterek Math... A jedyną osobą, która widziała to wszystko z perspektywy Puchonki była chyba nie żyjąca już Sapphire Sparks. Ona mogłaby jedynie coś powiedzieć, bo nikt nie słuchał, nikt nie chciał wykazać choć cienia chęci, powiedzieć, żeby wszystko wyrzuciła z siebie z własnej perspektywy. Im bardziej tego chciała, tym bardziej brakowało słuchacza. Zatem zamykała się co raz bardziej w sobie, aby teraz znaleźć się właśnie w tym momencie swojej drogi i gdy go słuchała, jej oczy co raz szerzej się otwierały, aż wreszcie gdy ujął jej twarz w dłonie przez chwilę tkwiła w tej pozie, ale odsunęła się subtelnie na krok, a może i dwa opierając się o pierwsze drzewo, które stało u bram lasu.
- Czy Ty siebie słyszysz Young? Bo chyba nie... Czy Ty w ogóle... Nie wierzę. Ale powiem Ci to. - Tu oczywiście podeszła do niego o krok bliżej łapiąc go za rękę. - Będę Cię za nią trzymać na wypadek gdybyś chciał mi zwiać w pół słowa jak masz w zwyczaju... Bo chcesz tego, znów uciec. Długo zwlekłeś ze swoim wyjaśnieniem... Nie pozwalałeś mi powiedzieć mojego, bo wiesz czemu? Oboje znamy prawdę. Wiesz dlaczego przespałeś się z Coco i to samo zrobił Villiers i dlaczego twój przyjaciel mnie nie lubił? Spójrz na mnie. Spójrz na mnie i powiedz mi, że jestem do niej podobna, albo do jakiejś dziewczyny z trybun. Nie jestem. Nie jestem dziewczyną typu kapitana. Nie możesz się pochwalić kumplom, że mam fajne cycki, bo ich nie widać. Przykro co? No cóż, zawsze wolałam delikatniejsze stroje. Wyobraź sobie, nie znasz mnie. Idę korytarzem ja i Coco. Zawieszasz wzrok na Coco, bo ścisły strój podkreśla tyłek i piersi. To ona w twoich myślach się przed tobą kładzie. Nie ja. Ze mną byłeś w Red Rock. Ludzie nas znali, potrafiłeś się popisać, a jednocześnie być moim chłopakiem. Problem pojawił się gdy tu przyjechaliśmy. Bo jak to? Przecież jestem córką Ministra Magii, nie umiem się ubrać jak połowa wyuzdanych dziewczyn, ani tych które w ogóle się nie ubierają. I co? Nie dostosowuję się. Jestem taka jak Red Rock, nie zmieniam się. Bo sądzę, że mnie kochasz. Wpadam w obłęd, bo widzę że Cię tracę. Rozstajemy się, bo przegraliśmy mecz. A tak naprawdę rozstajemy się, bo wszyscy nie chcą, żebyśmy byli razem. I godzisz się na to. Pozwalasz, żebym płakała, ale kochasz mnie. Więc przychodzisz do mojego domu. Przytulasz mnie, chcesz uspokoić, ale nudzi CIę to, więc wychodzisz. Spytałam tylko czy to twoje dziecko. Jedyna plotka z Obserwatora, bo wszyscy się ze mnie śmieli. Niektórzy nawet mówili, ze jestem bezpłodna. I mi nie było przykro? Kiedy psychopatka wdzierała mi się do umysłu i leżałam w śniegu, kiedy mój brat miał mnie za przeproszeniem w dupie, a teraz leży w szpitalu. Sądzisz, że mi ani razu nie było przykro? Jasne, ze było. Ale potrafisz mówić mi w oczy, że mnie kochasz wstydząc się mnie wśród znajomych. My nigdy nie byliśmy razem. Nie pozwoliłeś nam na to. Zawsze było coś ważniejszego. Treningi stratata, mecze sratata... A chodziłam z Tobą na wszystkie imprezy, nie ciągałam cię po wernisażach, bo ciebie to po prostu nie interesuje. Ale mieliśmy wiele innych wspólnych tematów. Nagle ich zabrakło. Zabrakło Ciebie. Ale dałam radę. Zobacz, żyję stoję. Nie puszczałam się z Raphaelem, choć wiele razy życzyłeś mi z nim szczęścia. A mogłam? Nie mogłam, bo mam pewne zasady, których niektórym brakuje skoro się pchają w ramiona kogoś, kogo już ktoś kocha. A ona cię kochała? Skoro potem wróciła do Caspra to chyba, nie? Było warto? Straciłeś przyjaciela tylko dlatego, że ją przeleciałeś, a serce Ci wyskoczyło jak przyszły wyniki na ojcostwo. Masz problemy w domu? Fajnie, nigdy o nich nie mówisz, bo jak córka ministra magii może mieć o tym pojęcie. Nie może. Nie słuchasz mnie. Bo wydaje Ci się, ze mówię o bzdetach. A jeśli ktoś tu jest ślepy i postradał zmysły, bo przychodzisz tu po mnie... A ja wiem, że znów mnie zostawisz gdy przestanę pasować do otoczenia. Ale kocham Cię, więc będziesz tu wracał, bo wiesz, że zawsze Ci wybaczę, znajdę czas, miejsce... Wszystko. Dla Ciebie. Jak myślisz, gdyby było Ci potrzebne przetłoczenie krwi, czy cokolwiek, to kto pierwszy byłby w szpitalu? Ja Kai. Bo na mnie zawsze mogłeś liczyć. W przeciwieństwie do mnie, bo ja na Ciebie nigdy nie. I powiedz mi, że mnie kochasz. Powiedz to. Mówienie tych dwóch słów opanowałeś do perfekcji. Ale kochać to nie znaczy tylko o tym mówić. Żeby kochać, trzeba okazywać to w czynach. Jeśli twoją miłością jest zostawianie mnie dla mojego dobra... To Curtis miała rację. Jest jedno słowo, które powinnam Ci powiedzieć, ale jest zbyt wulgarne bym go użyła. Zatem przekonaj mnie, że jest inaczej. Przecież obiecanki też umiesz prawić jak sztukmistrz. - Skończyła na jednym wdechu nie łapiąc się na tym, ze momentami wrzeszczała.
Powrót do góry Go down


Kai A. Young
Kai A. Young

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : zestaw bananów do ssania
Galeony : 26
  Liczba postów : 251
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9149-kai-alexander-young
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9153-znikajaca-sowa-kaia
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9154-kai-a-young#256307
I, że Cię nie opuszczę... QzgSDG8




Gracz




I, że Cię nie opuszczę... Empty


PisanieI, że Cię nie opuszczę... Empty Re: I, że Cię nie opuszczę...  I, że Cię nie opuszczę... Empty30.07.14 19:38;

Każdego dnia ktoś umiera. Patrzymy na to jak odchodzi do świata, w którym my też się kiedyś znajdziemy, ale nie mamy takiej pewności, bo każdy trafia tam gdzie na to zasługuje. Gdzie więc mogła trafić Sparks, o ile nie żyła? A gdzie mógł trafić Kai, albo Mattie? Gdzie oni się znajdą, gdy na świecie zabraknie dla nich miejsca? Otchłań piekielna z napisem „witaj skurwysynie” wyjdzie naprzeciw Youngowi. Villadsen stanie wśród aniołów, a Sparks? Nawet jej nie znał, więc nie potrafił ocenić tego wszystkiego w jakikolwiek logiczny sposób, ale stał. Stał i jej słuchał. Gapił się na nią, choć jasno odczuwał, że nie powinien. Nie gap się na nią. Nie potrafił przestać. Wziął głębszy wdech, gdy chwyciła go za rękę i dopiero teraz zrozumiał jak wiele krzywd zrobił. Jak wiele razy uciekał. Jak wiele razy spierdolił, bo wolał stchórzyć. Nie potrafił ponieść odpowiedzialności za cokolwiek, więc… Dlaczego teraz miał ją ponosić, skoro… Wszyscy go skreślili?
Wylewało się z niej wiele słów. Wiele bolesnych słów, które uderzały w niego ze zdwojoną siłą. Dlatego nie potrafił odpowiedzieć. Dlatego milczał, bo wiedział, że popełni jakiś niewyobrażalny błąd tym co mógłby rzec, ale… Kurwa. Za dużo przekminiania pewnych akcji, o których on nie miał pojęcia. A może faktycznie miała rację?
-Zamknij się Villadsen. Nigdy tak nie było. Nie przespałem się z Coco, bo nosiła obcisłe ciuchy. Ok, nie była dziewczęca, ale nie była też wyuzdana. Nie umiem powiedzieć jaka była. Villiers zapewne też nie. Miała najebane do głowy, ale wiesz czemu? Bo zawsze stała z boku, jak ktoś potrzebował żeby była – to była, ale jak ona miała problem, to wypierdalaj trafiało na usta tych, którym pomagała. To było takie pojebane. Poznałem ją na jakiejś imprezie, zapewne byliśmy wtedy z Villiersem w jakimś pubie, a ona z jakąś kumpelą. Nie patrzyłem na nią jak na obiekt seksualny, ale niech to do Ciebie dotrze, tak jak powinno dotrzeć do innych pierdolców, którzy się wpieprzyli w to wszystko. Ona nie była z Kacprem kiedy przespałem się z nią. W porządku, nie wiązałem z nią jakiś wielkich planów, ot kumpela, przyjaciółka, alkohol zrobił swoje, ale serio… Gdyby to dziecko było moje. No kurwa, pomógłbym jej, wiesz? A Villiers? Jak się dowiedział to odebrał jej prawa rodzicielskie, bo tak. Bo kurwa miał taki kaprys. Mnie skatował za to, że niby ruchałem mu pannę, ale nie docierało do niego że nie byli razem. Gdzie w tym moja wina, powiedz… Gdzie? Tillie… Byłaś dla mnie wszystkim. Nadal jesteś, ale… Tu nie chodzi o to czy pasowałaś czy nie. To ja nie pasuje do Twojego poukładanego świata, pełnego falbanek, tego czegoś co masz na sobie, bo przecież nie znam profesjonalnej nazwy dla tych wszystkich szmatek, ale… Kochałaś mnie, mimo wszystko i jako jedyna wierzyłaś we mnie. A ja? Co Ci dałem. Kurwa. Morze łez. Nie, ocean kurwa smutku. Drużynie przyniosłem wstyd, bo nie potrafiliśmy wygrać. Co wam dałem? Jak sobie pomyślę, że to Watson zaliczyła dwie próby samobójcze, to myślę, że ja po pierwszej już bym wąchał kwiatki od ziemi, ale nikt by nie wiedział, nie? No bo tak znikam jak popierdolony i nie daje się odnaleźć, ale popatrz… Popatrz ilu masz ludzi wokół siebie, a ja co mam? Matka alkoholiczka. Ojciec pierdolec. Eks kumpel z przerostem własnego ego. Była przyjaciółka, od której się odwrócili wszyscy, bo tak. Najlepszy kurwa powód. BO TAK. Jebane, BO TAK. Dlaczego nie powiesz tego słowa, dlaczego nie możesz powiedzieć mi wypierdalaj Young, ty życiowy nieudaczniku? No dlaczego, pszczółko… Zrób to. Tobie się polepszy, a ja nigdy się nie pojawię. Spierdolę z Twojego życia, jak nie raz i nie dwa. Ucieknę, a Ty… Będziesz szczęśliwa, nie? Bo zasługujesz na to. Bo jesteś zbyt idealna na takiego złamasa jak ja. Kurwa, nigdy się tak nie uzewnętrzniałem i czuje, że mi idzie strasznie chujowo… – Wydukał na jednym wydechu, co jakiś czas biorąc głębszy oddech by móc odnaleźć się w dalszych myślach, ale nadal czegoś mu brakowało. Coś było abstrakcyjnie odległe i nie potrafił tego odnaleźć w pamięci, czy wyobraźni. Nigdy tylu słów nie wypowiedział co teraz, jedynie gdy kłócił się z Watson, ale nawet wtedy go zeszmaciła młodsza panna. Co miał teraz zrobić?
-Wiesz czego się zawsze wstydziłem? Że to ludzie będą mówić, żebyś mnie olała, bo po prostu… Jesteś dla mnie za dobra, szkoda kurwa, że mieli rację…
Powrót do góry Go down


Mathilde Villadsen
Mathilde Villadsen

Absolwent Gryffindoru
Rok Nauki : III
Wiek : 29
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 510
  Liczba postów : 1382
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6313-mathilde-olivia-villadsen#177625
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6376-poprosze-najladniejsza-pocztowke#179438
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7164-mathilde-olivia-villadsen#204301
I, że Cię nie opuszczę... QzgSDG8




Gracz




I, że Cię nie opuszczę... Empty


PisanieI, że Cię nie opuszczę... Empty Re: I, że Cię nie opuszczę...  I, że Cię nie opuszczę... Empty30.07.14 19:58;

Och, dlaczego ten Kai zawsze wybierał z kontekstu to co najmniej istotne? Tu nie chodziło przecież o stroje Coco, tylko o podkreślenie tego, że była od niej bardzo różna. Ona nie oskarżała Kaia oto, że wybrał wyuzdaną panienkę zamiast niej. Chodziło tylko oto, że Watson bardziej nadawała się do świata, o którym rozmawiali. Ona nie? Ale uśmiechnęła się delikatnie teraz, gdy mówił. Oczy miała zaszklone, ale patrzyła na niego zadając sobie w głowie setkę pytań, których nigdy nie będzie miała odwagi powiedzieć na głos. Co raz dalej i dalej w tej opowieści moi drodzy, co raz mniej widzów, pisków fanek. Byli tu tylko oni... W tym lesie osadzonym tuż obok rodzinnego domu Villadsen'ów. Mathilde pociągnęła go w głąb puszczy, bo potrzebowała się ruszyć. Im dłużej stała w miejscu patrząc mu w oczy, tym bardziej chciało się jej płakać, a przecież nie mogła sobie na to pozwolić. Już i tak wypłakała morze łez... A to wszystko kosztowało o wiele więcej niżby mogła się tego spodziewać. W końcu jednak nie mając już na nic siły stanęła na ścieżce przenosząc ciężar ciała z nogi na nogę.
- No właśnie Kai. Nawet twoja przyjaciółka miała więcej odwagi. To ona do mnie napisała list, że to wszystko nie tak, żebym Ci odpuściła. Ale to wy to nakręcacie. Ja ani razu nie spytałam kto z kim i czy to prawda... Upewniacie mnie jednak w tym, że to się stało, że doszło między wami do zbliżenia seksualnego X, które było między wami, a wie o tym cała szkoła. Ile osób wie, ile razy my ze sobą spaliśmy? Nikt nie wie, bo to my. Nasza intymność. Zatem dlaczego nie pozwolisz, aby to dołączyło do twojej intymności? Po co to rozpowiadać? Czuję się źle im dłużej o tym myślę, ale jestem tu... Zobacz, Coco nie miał kto pomóc. Tobie zawsze... Zabawne, że ty nie potrafiłeś z tego korzystać, gdy ona desperacko potrzebowała. To niesprawiedliwe Kai, że gardzimy tym co mamy dopóki tego nie stracimy. Wydajesz się być takim mądrym chłopcem, a pozwalasz by ludzie myśleli że jesteś debilem. To nie w porządku wobec tego co w sobie masz, bo żadna z tych rzeczy nie jest zdeterminowana przez nie zbyt udanych rodziców. Oprócz Kendry, masz jeszcze przecież młodszą siostrę. Ma teraz trzy lata prawda? Na pewno jest urocza. I będzie. Jest jeszcze brat, tak? Masz ich, i to na nich powinieneś zbudować pojęcie swojej rodziny... Na Watson skoro potrzebuje Twojej pomocy. W porządku, dziękuję że mnie kochasz. Ale to nie zmienia faktu, że uciekasz. Wymykasz się ze wszystkich stron. I nieistotnym jest to, czy pasowałeś tu, pasujesz czy będziesz pasować. Mogliśmy zrobić wszystko Kai... Wszystko. Ty masz dwadzieścia lat, a ja dziewiętnaście. To dopiero początek, a jestem już tak bardzo zmęczona. Brakuje mi siły do tego, żeby z Tobą walczyć. Może powinnam Ci powiedzieć to o co mnie prosisz, jak myślisz? - Tu pochyliła się w jego stronę, aby przyłożyć dłoń do kaiowego policzka, a zaraz musnąć go w prawy kącik ust. Cofnęła się o kilka centymetrów i powtórzyła ten drobny pocałunek tym razem w całości łącząc ich suche wargi.
- Kiedy już dojdziesz do wniosku, że nie chcesz uciekać... Znów mnie znajdziesz. A ja pewnie nadal będę czekać. Jak zawsze. - Uśmiechnęła się smutno tym razem puszczając jego rękę i powoli odwracając się do niego plecami, by rozpocząć marsz w przeciwną stronę.
Powrót do góry Go down


Kai A. Young
Kai A. Young

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : zestaw bananów do ssania
Galeony : 26
  Liczba postów : 251
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9149-kai-alexander-young
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9153-znikajaca-sowa-kaia
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9154-kai-a-young#256307
I, że Cię nie opuszczę... QzgSDG8




Gracz




I, że Cię nie opuszczę... Empty


PisanieI, że Cię nie opuszczę... Empty Re: I, że Cię nie opuszczę...  I, że Cię nie opuszczę... Empty30.07.14 20:27;

No nie wiem… Może dlatego, że jest facetem? Nie umie czytać między wierszami, bo różnica między Tillie, a Coco była taka, że… No jedna miała większe cycki, druga lepszy tyłek, ale obie kręciły go na swój sposób, tyle, że Mathilde kochał Czemu ta panna tego nie rozumie? Znaczy, w porządku rozumie, ale coraz bardziej Young gubił się już we wszystkim, bo był doprawdy prostolinijnym kolesiem, który nie ma pojęcia o życiu, ani o tym co się dzieje dookoła, dopóki ktoś go nie poprowadzi za rękę, a czy właśnie w tej chwili tego nie zrobiła Tillie? Czy właśnie teraz nie pociągnęła go za sobą, byle odejść kilka kroków? Dobrze, że to zrobiła, on też się spinał, coraz bardziej gdy myślał o tym wszystkim. Miał ochotę napluć sobie w twarz, bo za każdym razem gdy się odzywała, wiedział, że ma racje, a im dalej w to zachodzili, grunt osuwał się z pod jego patykowatych nóg.
Gdyby zaczęła płakać, z pewnością by zszedł tutaj na zawał. Nie potrafił patrzyć na czyichś ból, a już z pewnością nie na cierpienie kogoś kto mieszkał w jego sercu. To by było najlepszą karą i najgorszym przekleństwem, bo widok ten z pewnością prześladowałby go do końca życia. Chciał coś powiedzieć, ale nagle wszystko stanęło na głowie, bo się pogubił. Nie wiedział jak powiedzieć o pewnych sytuacjach, zwłaszcza że ona była o krok do przodu. Wiedziała o wszystkim, a on mógł stać jak pacan i jej słuchać. Przełknął głośniej ślinę, a po chwili…
-Math… Ona do Ciebie pisała? Kiedy? Dlaczego? Ja nic nie wiem co się działo dookoła w momencie gdy życie zaczęło mi wypadać z rąk. Miałem wrażenie, że to wszystko jest na tyle głupie, że po prostu kolejne zniknięcie dla was będzie dobre. Nawet nie brałem pod uwagę, że krzywdzę kogokolwiek. Że krzywdzę Ciebie. Nie chciałem tego Mattie. To znaczy tak, chciałem, ale nie tak. Rozumiesz o co mi chodzi, nie? Pewnie nie, bo ja sam nie wiem o co mi chodzi, po prostu nie umiem poskładać tego co mam tu… – Mimowolnie chwycił ją za dłoń i ułożył na swojej klatce piersiowej, w miejscu gdzie mogła wyczuć bicie jego serca. Ręce mu drżały, a jeszcze trochę i całkowicie spadnie w przepaść, a przecież tego nie chciał. Wziął głębszy wdech, gdy w końcu poczuł jej maleńką dłoń na sobie.
-Pod kopułą też nie mam zbyt równo, ale to nie, że jestem debilem, frajerem, ciotą, pizdą czy jakiekolwiek inne epitety mogłabyś teraz na mnie użyć, ale dlatego, że… Nie wiem już co robić. Tak bardzo chciałbym to zmienić. Odkręcić pewne akcje, ale nie umiem. Nie mam na to siły. Przerasta mnie to. Myśl o tym, że mógłbym znów zjebać, to jest najbardziej destrukcyjne. Swoją drogą. Mówisz o rodzeństwie, tak? Wyobraź sobie, że z Kendrą nie rozmawiałem w chuj. Tego brzdąca nie ogarniam, a Gabe żyje swoim życiem, bo przecież dla tatusia jest idealny, nie? Ok, to moja rodzina, ja wiem. Ale to… Ty miałaś być moją rodziną. – Spojrzał w jej oczy, a zaraz potem poczuł to przyjemne ciepło na swoim policzku, które rozproszyło się po jego skórze za sprawą palców dziewczyny. Uśmiechnął się półgębkiem, ale to co się stało chwilę temu, przeszło jego najśmielsze wyobrażenia. Być może nawet by się cieszył, zaczął szczerzyć jak lalka w boże ciało, ale… Nie umiał. Nie chciał i chyba nie potrafił, przez co miał wrażenie, że skrzywdzi ją jeszcze bardziej.
-Całujesz mnie… - Wyszeptał wprost w jej usta, gdy była tak blisko, gdy czuł na sobie jej oddech, a zaraz potem ujął jej twarz w obie dłonie, by powtórzyć to co ona zapoczątkowała. Nie mógł się oszukiwać, że tego nie chciał, że nie potrzebował. Teraz? Liczył tylko i wyłącznie na to, że jakoś to się potoczy, ale nie wiedział jak. Nie umiał skierować tego na właściwe tory, być może było jeszcze za wcześnie, ale jej bliskość. Jej ciepło, tego potrzebował, dlatego nagle zrezygnował z pocałunku, który był tym czego najbardziej pragnął. Przyciągnął ją do siebie, by objąć ją jedną ręką na wysokości ramion, a drugą ułożyć gdzieś na wysokości talii. Nie patrzył ani nie traktował jej jako obiekt seksualny, który może zaliczyć. To by była ostatnia rzecz, po jaką by tutaj przyszedł. Teraz? Przełknął raz jeszcze głośniej ślinę, by zebrać się na kolejne emocjonalne uzewnętrznienie.
-Kocham Cię, Villadsen. – I nie mówił już nic. Złożył jedynie krótki, ulotny pocałunek na jej czole. To było przecież więcej niż powtarzanie tych dwóch słów, które opanował do perfekcji, czyż nie?
Powrót do góry Go down


Mathilde Villadsen
Mathilde Villadsen

Absolwent Gryffindoru
Rok Nauki : III
Wiek : 29
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 510
  Liczba postów : 1382
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6313-mathilde-olivia-villadsen#177625
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6376-poprosze-najladniejsza-pocztowke#179438
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7164-mathilde-olivia-villadsen#204301
I, że Cię nie opuszczę... QzgSDG8




Gracz




I, że Cię nie opuszczę... Empty


PisanieI, że Cię nie opuszczę... Empty Re: I, że Cię nie opuszczę...  I, że Cię nie opuszczę... Empty30.07.14 21:32;

Stojąc tu. Czując to wszystko, można by pomyśleć, że ta historia została już opowiedziana. Każdy przecież zagrał swoją rolę, tak? Powiedzmy, że skończył się scenariusz, a Mathilde czuła jakby ta historia była dniem świstaka i powtarzała się codziennie, jeszcze raz i jeszcze raz, i nieważne co by zmieniła finał był taki sam... A jakby do tego dołożyć ilość błędów, które ona popełniła w tym starciu z brzydką rzeczywistością, to chciałaby chyba przeprosić. Wszystkich. Na pewno przecież nie zrobiła czegoś idealnie. W pokoju miała nawet zakopany list do siostry, w którym opowiadała jej jak jest przykro, że tak to się wszystko poukładało i ma nadzieję, ze nic złego się nie stanie, jeśli Veronique jej wybaczy... Villadsen czuła już, że traci grunt pod nogami, co raz bardziej zapada się pod ziemię w swojej samotności, a ten fizyczny dotyk tylko sprawił, że stała się słabsza... Słabsza na tyle, że odnalazła się w jego ramionach przylegając do niego ściśle i zamykając oczy, pozwalając spływać pojedynczym łzom po policzkach i cicho łkać, jakby to wszystko co się stało było właśnie tego warte. Jednego spotkania, które przeistoczyło się z kłótni, w rozmowę, kolejne wyznania... I nie płakała dlatego, że się wzruszyła. Płakała, bo była tak cholernie słaba. Miała świadomość, że zawsze będzie go kochała nieważne ile razy by ją zranił, i jak się w jej życiu pojawiał. Płakała, bo nie mogła go odepchnąć, mógł brać co chciał i zostawiać ją gdzieś w dzikiej samotni... Mógł zrobić z nią wszystko, gdy on był poza zasięgiem jej wszystkich zmysłów i słów... To było tak przykre, że płakała wtulona w niego, bo była świadoma, że nigdzie indziej nie będzie czuła się tak bezpieczna, ale przytulała się do niego ze świadomością, że go straci, że za jakiś czas ją zostawi... I historia zatoczy koło. A ona znów do niego wróci... On znów po nią przyjdzie... Aż kiedyś zapomni, nie wróci. A ona będzie czekała, by mu znów wybaczyć, ale już do tego nie dojdzie. I to będzie taka smutna historia, do której nie dopiszesz kolejnej części, bo zabraknie Ci odwagi. Milcząc, nie odpowiadając mu na to co powiedział oddychała ciężko i płytko... Wydawało się jej, że kręci się jej w głowie, więc nie otwierała oczu. Zamykała się co raz bardziej... Jakby gdzieś po środku tego zgiełku właśnie cicho umierała. Może właśnie tak było. Ile jej jeszcze życia zostało? Miała dopiero dziewiętnaście lat, ale kto wie czym los chciał uciąć jej linię życia. Mimowolnie złożyła usta w linijkę jakby jeszcze nie wierząc, że przed chwilą doszło między nimi do pocałunku, ale im dłużej ją do siebie przyciskał, tym co raz mniej oporna się stawała. A przecież powiedziała, że ma spotkanie z matką, z Curtis... Gdzie to wszystko? Wobec niego nawet najlepszy plan musiał upaść z hukiem na ziemię.
- A to wystarczy, żebyś mnie więcej nie zostawił, albo zostawił, ale przedtem powiedział, że masz dość? - Spytała cicho zastanawiając się czy Kai wie co to znaczy kochać, co to znaczy patrzeć jak ktoś bliski Ci umiera, jak leży w szpitalu ściskając twoją rękę jakby robił to ostatni raz, a najgorsze w tym wszystkim jest to, że to wcale nie jest mocny uścisk. Fizycznie go nie czujesz, ale psychicznie czujesz się zgnieciony wszystkim, co złe, bo jest więcej wyrzutów sumienia i płaczu... Czy on wie, że właśnie takim rodzajem miłości darzyła go Mathilde?
On nie wie. - piszczał jeden z głosików w jej głowie.
Ale może się dowiedzieć. - mówił drugi.
Powrót do góry Go down


Kai A. Young
Kai A. Young

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 30
Czystość Krwi : 75%
Dodatkowo : zestaw bananów do ssania
Galeony : 26
  Liczba postów : 251
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9149-kai-alexander-young
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9153-znikajaca-sowa-kaia
http://czarodzieje.forumpolish.com/t9154-kai-a-young#256307
I, że Cię nie opuszczę... QzgSDG8




Gracz




I, że Cię nie opuszczę... Empty


PisanieI, że Cię nie opuszczę... Empty Re: I, że Cię nie opuszczę...  I, że Cię nie opuszczę... Empty31.07.14 1:07;

I teraz wiem, że popełniłem błąd, ale jestem tylko człowiekiem, dopiero uczę się przecież raczkować.
Każdy to robi. Codziennie dopuszczamy się czegoś, czego potem żałujemy. Nie chodzi już przecież o to, że chcemy tego. Po prostu się obawiamy, że to wszystko może się rozpieprzyć na tyle mocno, że nie poradzimy na to nic. To nasz wina. Tchórzymy. Budujemy mur. Uciekamy, bo tak jest łatwiej. Boimy się zobowiązań. Boimy się odpowiedzialności. On też się jej bał, bo wiedział, że może tego nie udźwignąć. Przede wszystkim, że nie dorówna jej, bo to by było uwłaczające jego męskości, ale wiemy dobrze jak jest z facetami. Tchórzą i uciekają gdy nadarzy się okazja. Spierdalają dalej niż pieprz rośnie. Wychodzą na cioty, bo tak łatwiej. Ileż w takim razie Young razy wyszedł na taką pizdeczkę? Chyba za wiele, skoro oboje wiemy, że to wszystko jest nadzwyczajnie popieprzone. I teraz komentują. Rozmawiają. Mówią. Szkoda, że nic nie wiedzą, przecież to oczywiste, nie?
Kochać to nie zawsze znaczy to samo, uważaj lepiej, bo…
Bo co? Bo możesz się przejechać? Ile Tillie razy przejechała się na Kaiu? Ile razy musiał jej pokazywać, że wszystko jest w porządku, ale nie – zaraz potrafił to zjebać na całej linii. Uważał, że to niepotrzebne, ale nie umiał inaczej tego ogarniać, wierzył w jakiś cud, ale nie było go. Nigdzie. Znikąd pomocy, tylko wiara w to, że się uda. Jeszcze się nie udało. Przetarł dłonią jedynie czoło, by odetchnąć kilka razy, a po chwili zmusił ją do tego by cofnęła się o dwa kroki. Spojrzał na nią raz jeszcze, ale chciał tej uległości. Nie zamierzał jej krzywdzić, bo przecież nie o to chodziło w tym spotkaniu. Po prostu chciał mieć pewność, że to ona mu nie ucieknie. Nie stchórzy. Nie karze wypierdalać. Choć przez te kilka chwil wierzył, że to jest możliwe, ale czy było? Nie potrafił jasno stwierdzić, bał się. Bał jak niczego innego w tej chwili.
-Nie chcę odchodzić. Chcę zostać. Chcę być z Tobą, ale pszczółko, ja nie mogę Cię do tego zmusić. Wróciłaś do domu, ja nie mogę tu być, wiesz o tym. Twój ojciec, matka. Ja wiem co zjebałem i wiem, że oni nie pozwolą Ci ze mną być, nawet jeśli będziesz chciała. Podjęli decyzję, a Ty? Już raz się sprzeciwiłaś, jak nie więcej i co… To ja zjebałem. Na całej linii. – Wyszeptał jej wprost do ucha, napawając się przyjemnym zapachem jej włosów, a zaraz potem opierając głowę o jej ramię. Błądził nosem, po jej wgłębieniu obojczykowym, by po chwili jeszcze mocniej przycisnąć ją do siebie, pewnie trzymając na wysokości talii. Wierzył w to, że wszystko potoczy się inaczej, ale przecież życie to nie bajka, a on nie jest księciem w złotej zbroi. Nie ma jaj. Nie ma odwagi. Jest tchórzem, a teraz z pewnością pokazał to znowu. Nie mógł tu zostać, bo w Kopenhadze nie było dla niego miejsca, a pan Villadsen z pewnością zapłaciłby mu za to żeby zniknął z życia Mathilde. Pewnie gdyby taki skurwysyn pojawił się w życiu córki Young’a to robiłby dokładnie to samo co ten mężczyzna, ale przecież Kaia nawet pod tym kątem wychujano, ale nie chciał już tak patrzyć, bo było tylko gorzej, nie?
Przesunął nosem po jej szyi, przez policzek, znów złączył ich usta. Czuł spierzchnięte wargi dziewczęcia, by po chwili przejechać po nich językiem. Nie chciał zadawać jej ran, ale nie robił tego celowo, nawet niespecjalnie myślał o tym co powiedział, bo sądził że dla niego i dla niej jest to oczywiste. Wiedziała jak sprawa wygląda, nie mogli się oszukiwać, a jedyne co było ich ratunkiem, to… Jej powrót do Hogwartu, ale teraz? Pieprzyć to.
Był już w zupełnie innej krainie.
I tracę kontrolę. Tracę duszę. Mam złamane serce. Pytasz gdzie mam umysł? Wyrzuciłem już dawno do kosza.
Powrót do góry Go down


Mathilde Villadsen
Mathilde Villadsen

Absolwent Gryffindoru
Rok Nauki : III
Wiek : 29
Czystość Krwi : 75%
Galeony : 510
  Liczba postów : 1382
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6313-mathilde-olivia-villadsen#177625
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6376-poprosze-najladniejsza-pocztowke#179438
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7164-mathilde-olivia-villadsen#204301
I, że Cię nie opuszczę... QzgSDG8




Gracz




I, że Cię nie opuszczę... Empty


PisanieI, że Cię nie opuszczę... Empty Re: I, że Cię nie opuszczę...  I, że Cię nie opuszczę... Empty31.07.14 14:34;

Czujesz mnie, jesteś tu co raz bliżej. Jesteś fantastyczny. Ulegam każdej pokusie, bo wydaje mi się to odpowiednie. Nie wszyscy mnie słuchają, naszej historii. Biegnę pomiędzy linijkami słów, i nadal wydajesz mi tak dobry, że każda krzywda jest o połowę mniejsza. Miłość przecież polega na tym, żeby wybaczać, prawda? Kierując się tym znów to robię. Odpuszczam Ci większość win, a ostatnią nadpisują na kartce pełnej słów, których nigdy nie będę odważna Ci powiedzieć. "I że cię nie opuszczę..." - dźwięczy mi w głowie, gdy mam wrażenie, że właśnie to robisz, że nasza zgoda jest równa pożegnaniu, a ja nie mam siły? Sama nie wiem, bo wiem, że znajdę jej tyle by przepłakać całą noc, bo muszę Ci odmówić. A przecież nigdy nie umiałam tego robić. Wydaje mi się, że słabnę, ale to tylko iluzja. Po prostu znów będę smutna, trochę bardziej niż zwykle, otworzę okno na całą szerokość, ale krążenie powietrza niczego nie zmieni. Wciąż i wciąż będę świadoma tego, że w którymś momencie mojego życia stałam się osobą, która do Ciebie należy. I jasne, że zawsze będę twoją rodziną.  Przecież wiesz gdzie mnie szukać, i jak mówić, bym znalazła dla Ciebie trochę ciepła. Nie wyobrażam sobie tego wszystkiego rzucić o ścianę i już żałuję, że Cię uderzyłam... Choć może ten raz będzie mi wybaczony? Przygryzając dolną wargę wiem co się teraz stanie. Jeszcze to odwlekam, ale jak długo mogę tu stać? Nie mogę. Powinnam powiedzieć już tych kilka słów... Nie wiem czy chcę, żeby to one wypadły z moich ust, ale w życiu nie zawsze ma co się chce, prawda? Jeszcze muszę tu być. Mam powód, dla którego powinnam się rozliczyć z cieniami przeszłości, kłótniami rodziny. Nie wyobrażam sobie przecież niczego tak wyraźnie jak gniewu ojca, płaczu matki i Felixa, który nie potrafi sobie z niczym poradzić... Gilberta przecież powoli tracimy. Jak wtedy po śmierci Veronique, gdy znikał z domu na wiele godzin.
- W porządku, wracaj do Londynu. Ja zostanę tu. Nie wiem na jak długo, nie chcę Ci nic obiecywać. Gilbert choruje, muszę tu teraz być. Poza tym wydaje mi się, że to jeszcze chwila. A potem? Nie wiem. Nie planowałam powrotu do Hogwartu, ani do Red Rock, ani do mugolskiej uczelni sztuk pięknych. Chciałam zrobić sobie przerwę. Muszę odetchnąć, nie wiem... Ale to chyba będzie najlepsza opcja. Pamiętasz. Zeszłe wakacje też spędziliśmy prawie oddzielnie, bo potrzebowaliśmy przestrzeni. Teraz też tak jest Kai. Mimo tego co tu powiedziałeś... Wiesz, ze nie możemy teraz tego naprawić. Ale może kiedyś nam się uda? - Spytała cicho zastanawiając się czy nie pogubiła się w plątaninie słów, które wypowiedziała.
- Po prostu... Nie czekaj na mnie. Żyj. Skoro już jesteś na tyle odważny, by do tego wrócić to poradzisz sobie. Ja trochę się boję. Jeszcze nie ma tam dla mnie miejsca. Ale... Kocham Cię i będę trzymać za Ciebie kciuki. Lataj wysoki Kai. -  Uśmiechnęła się Math przytulając się się do niego ostatni raz, a potem całując o wiele odważniej niż na początku.
- Muszę już iść. Nie obiecuj mi, że będzie dobrze. Niech po prostu będzie. - Uśmiechnęła się czując, że jeszcze chwila, a łzy cieknące po policzkach staną się o wiele silniejsze...
Ale nie. Wyplątała się z uścisku, i gdy tylko zaczęła wracać ścieżką była na tyle skupiona by uciec... Daleko?
Cel... Wola... Namysł...
I trzask.

ztx2
Powrót do góry Go down


Sponsored content

I, że Cię nie opuszczę... QzgSDG8








I, że Cię nie opuszczę... Empty


PisanieI, że Cię nie opuszczę... Empty Re: I, że Cię nie opuszczę...  I, że Cię nie opuszczę... Empty;

Powrót do góry Go down
 

I, że Cię nie opuszczę...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: I, że Cię nie opuszczę... QCuY7ok :: 
retrospekcje
-