Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 A bo faceci, to...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Coco R. Watson
avatar

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 0%
Galeony : 5
  Liczba postów : 834
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6883-coco-r-watson
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6886-wiem-ze-chcesz-do-mnie-napisac
A bo faceci, to... QzgSDG8




Gracz




A bo faceci, to... Empty


PisanieA bo faceci, to... Empty A bo faceci, to...  A bo faceci, to... EmptyPon Kwi 21 2014, 11:29;


Retrospekcje

Osoby: Superkowe friendsy, Laila Howett i Coco Watson
Miejsce rozgrywki: Gdzieś w Irlandii, dom ciotki Howett
Rok rozgrywki: 2014
Okoliczności: Coco jak wyszła z odwyku, była tak załamana i tak bardzo tęskniła za Lailą, że postanowiła po wymianie kilku listów wybrać się do Irlandii by wyrwać eks Panią prefekt z łap szkoły Trausnitz i oczywiście... Przyjechała popsioczyć na przewrotność losu.
Powrót do góry Go down


Coco R. Watson
avatar

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 0%
Galeony : 5
  Liczba postów : 834
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6883-coco-r-watson
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6886-wiem-ze-chcesz-do-mnie-napisac
A bo faceci, to... QzgSDG8




Gracz




A bo faceci, to... Empty


PisanieA bo faceci, to... Empty Re: A bo faceci, to...  A bo faceci, to... EmptyPon Kwi 21 2014, 11:42;

Z Coco Watson to było dość zabawnie, bo wiecie… Ludzie to niby do niej przychodzili, równie szybko odchodzili, a ona gdzieś w tym całym pędzie pogubiła siebie, wszak… Nie przyzwyczajona była do nieobecności Olivera, a gdy tylko po wyjściu z odwyku zrozumiała, że go nie ma – coś w niej pękło. Jakaś taka blokada. Anoreksja emocjonalna. Nie potrafiła odnaleźć siebie w całym wyścigu szczurów, właściwie do czego? Władzy? Ją to nie interesowało, nie nadawała się na prefekta. Odwyk. Narkotyki. Alkohol. Seks. Dziecko, ale na lekcje przynajmniej chodziła, o i jeszcze czas na quidditch znalazła, ale to prawda – Rasheed był niezłym trenerem, i pomimo, że hejt się sypał na każdym kroku, to… Nauczył ją wielu rzeczy, i siedzenie na kiju ma też inne zalety, oprócz czerpania przyjemności.
Jednak teraz siedziała w pociągu do zielonego kraju, który słynął z fenomenalny tańców, rudych person i… Genialnej historii, ale właściwie trzeba wziąć pod uwagę fakt, że Coco po prostu miała dość pochmurnego Londynu, a odetchnąć świeżym powietrzem na pewno będzie lepiej niż zgnilizną, która ją otaczała. List od Laili okazał się wiec wybawieniem.
I tak jak zawsze ubrana w jakieś potargane jeansy, buty które jakby miały się zaraz rozlecieć, no ale wiecie buntowniczy styl i te sprawy, i czarna bluza – z białym napisem „Abracadabra! Nope, you’re still a bitch!”. Ach, nie zapominajmy o genialnym kontraście mocno rudych włosów z tymi jakże mrocznymi kolorami. Co prawda sądziła, że Howett ucieszyłaby się bardziej gdyby Rosie wzięła ze sobą małą Summer, ale sytuacja była jaka była, dlatego też nie ma co wymagać jakichkolwiek cudów. I tak dziewczę dotarło w końcu pod wyznaczony adres. Nie spieszyło się jej nigdzie, jedyne na co liczyła, to że puchonka będzie w domu, bo być może to spotkanie odmieni wiele spraw, na które Coco już nie miała totalnie wpływu, a było przecież tyle do opowiedzenia. Wszystko, wszystko co się wydarzyło było tak przytłaczające, że jedyne co dziewczynom może prawdopodobnie poprawić humor, to… Tuzin pączków.
Powrót do góry Go down


Laila Howett
Laila Howett

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : animag (irbis), teleportacja
Galeony : 0
  Liczba postów : 1637
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5138-laila-howett
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5141-laikowe-papierki
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7169-laila-howett#204311
A bo faceci, to... QzgSDG8




Gracz




A bo faceci, to... Empty


PisanieA bo faceci, to... Empty Re: A bo faceci, to...  A bo faceci, to... EmptyPon Kwi 21 2014, 11:51;

Coś jest źle. Bardzo źle. Życie układa się nie w ten sposób, co trzeba, aż wreszcie plącze się między nogami i umiera gdzieś byle jak, przy byle kim.
Howett była tchórzem. Gdy tylko pojawiła się pogłoska, że Charles wraca, a Sykes zrobił co zrobił... Zaczęła pakować. Do dziś pamiętała, jak trzęsły się jej ręce. Jak nie pytała ciotki czy może przyjechać, jak nawet nie zabrała papierów z zamku i zwyczajnie uciekła. Kufer zmniejszyła zaklęciem i zawiesiła na szyi przy wisiorku, który dostałą od Blake'a? Cóż, to była dobra okazja, żeby go wyrzucić. O dziwo nie płakała. O dziwo nie musiała już płakać. Po prostu wyszła z dormitorium w nieszczególnej kurtce, a bramy Hogwartu otworzyły się przed nią i nawet woźny nie zapytał gdzie mknie. Teleportowała się gdzieś za rogiem do Londynu, stanęła w progu domu swoich rodziców i gwałtownie przeszła do swojej sypialni, gdzie zaczęła wrzucać do kufra resztę rzeczy, a gdy była już gotowa matka stanęła w drzwiach z różdżką w dłoni, na co Lai odpowiedziała coś w stylu: "czego chcesz, Alan też spierdolił. Pozwól mi". Na tym to się skończyło. Pstryknęła palcami bojąc się, że ktoś ją oceni za szybko różdżką i po prostu mknęła już przed dworzec ładując się w pierwszy lepszy pociąg, który wywiózł ją byle gdzie, co by rodzice jej nie znaleźli. Dopiero potem była gotowa użyć magicznych sposób by dotrzeć do Dublinu i tyle z jej strony. Od tamtej pory siedziała tu połamana emocjonalnie, ale bezpieczna od tego, że nikt oprócz rodziców nie zna jej adresu, a że oni nie rozumieli "kiedy stracili córkę"' to nie utrzymywali zbyt bujnego kontaktu.
W końcu jednak musiała iść do szkoły, stanąć w jej murach. Nie podobało jej się tam, nie było tak fajnie jak w Hogwarcie, ale nie mogła do Hogwartu wrócić. Zbyt wiele złych rzeczy tam się wydarzyło. W końcu jednak dała radę, korzystała jednak z każdej okazji do marudzenia, więc napisała do Coco, aż w końcu przygarnęła ją do siebie oczekując przyjazdu. Oczywiście ciotka się zgodziła. Ona i jej siedmioletnia córka Georgie nie miały nic przeciwko przez wzgląd na to, że Laila rzeczywiście potrzebowała się rozerwać, więc gdy tylko Howett otworzyła drzwi i ujrzała Watson bez słowa się do niej przytuliła czyniąc się teraz największą rzepą na świecie! Uśmiechnąwszy się szeroko pogładziła ją po burzy rudych włosów:
- Naprawdę tęskniłam! - Rzuciła cicho do ucha dziewczyny próbując powstrzymać niechciane łzy.
Powrót do góry Go down


Coco R. Watson
avatar

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 0%
Galeony : 5
  Liczba postów : 834
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6883-coco-r-watson
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6886-wiem-ze-chcesz-do-mnie-napisac
A bo faceci, to... QzgSDG8




Gracz




A bo faceci, to... Empty


PisanieA bo faceci, to... Empty Re: A bo faceci, to...  A bo faceci, to... EmptyPon Kwi 21 2014, 12:25;

Kolejne dni nie cieszyły jej kompletnie. Wszystko przemijało tak jakby miało, ale wcale nie powinno. Czuła się źle, niemal jak intruz i jedyne czego pragnęła to ucieczka, od tego chorego świata. Nie panowała już nad łzami, a jedyne jak każdy wieczór się kończył, to stojąc przy oknie, ocierając stróżki łez, spływające po bladych policzkach, i zastanawianie się… Dlaczego? Dlaczego to wszystko się wydarzyło? Po co? W jakim celu? Gdzie sens tego wszystkiego? Nie. Nie było żadnego sensu w każdym wydarzeniu jakie poróżniło większość osób. Każdy poszedł w swoją stronę, a ona pogubiona w wielu aspektach życia codziennego, próbowała poskładać się niczym rozbita porcelanowa laleczka. Jednak przecież porcelana nawet posklejana, nigdy już nie będzie taka sama. Ona też nie wróci do pierwotnej wersji, zdając sobie sprawę z tego, że utraciła zbyt wiele by mówić o czymkolwiek rozsądnym, czy czynić cokolwiek ambitnego. Wyjazd Laili był najgorszym ze wszystkich. Była w stanie zrozumieć Olivera, wszak wyjechał ze Scarlett. Nie potrafiła zrozumieć Charlie. Nie chciała nawet myśleć nad tym co pisała Arienne. Kai uciekł, a ona nawet nie wiedziała czy żyje, ale to akurat było normalne. Taki znikający pseudo przyjaciel, który cały czas i tak miał wyjebane. Śmieszne, że takimi ludźmi otaczała się Rose. Casper? Chyba może napisać co najmniej trzystu stronnicową książkę na temat tej popieprzonej znajomości, która została zwieńczona małym szkrabem, z przytłustymi nogami. Dobrze, miała dopiero niecałe pięć miesięcy, a Coco nie widziała jej od… Już sama nie wiedziała od kiedy, ale być może to jedna z tych najważniejszych rzeczy, które gryffonka gdzieś po drodze zgubiła. Wielka miłość i przyjaźń ponad śmierć. Czy kiedykolwiek w to wierzyła? Niekoniecznie. Niekoniecznie potrafiła wierzyć w coś, co jest wyimaginowanym obrazem idealnego życia. Ona nie potrzebowała takiej sztuczności. Nie potrzebowała niczego, co odbierze jej pewny grunt, a przecież stabilizacja taka była. Dlaczego wtedy wyjechała? Dlaczego zabrała Summer? Nie potrafiła w żaden logiczny sposób tego wytłumaczyć. Nigdzie w jej umyśle nie mógł się przewinąć obraz tego, że Villiers będzie walczył o córkę, a może to przez to, że stracił Olivera? Ta informacja zbiła ją kompletnie z tropu, i jedyne czego miała świadomość, to… Zjebała. Wszystko. Na całej linii.
Kiedy tylko ujrzała Howettową uśmiechnęła się szeroko, a szare tęczówki zaszkliły się do tego stopnia, że nawet nie chciała panować nad łzami, które po prostu spływały po jej policzkach. Objęła Lailę tak jakby to było ostatnio ich spotkanie, a przecież to może być początek.
-Lai… Dlaczego? Czemu tu jesteś? Czemu tak nagle? Tyle się wydarzyło… Tyle chce Ci opowiedzieć… Lai… Tak wiele się zmienił. Hogwart już nie jest taki sam… - Wyszeptała jej wprost do ucha, a po chwili skryła twarz w jej ślicznie pachnących włosach. To było trudne. Pamiętała jeszcze ich ostatnie spotkanie w mieszkaniu Alana. Pamiętała moment, w którym ledwo stała na nogach, a Howett? Kurwa mać, Howett była jedyną osobą, która jej wtedy pomogła. Gdzie była cała zajebista reszta? Pewnie tak jak teraz… Chujjedenwiegdzie.
Powrót do góry Go down


Laila Howett
Laila Howett

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : animag (irbis), teleportacja
Galeony : 0
  Liczba postów : 1637
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5138-laila-howett
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5141-laikowe-papierki
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7169-laila-howett#204311
A bo faceci, to... QzgSDG8




Gracz




A bo faceci, to... Empty


PisanieA bo faceci, to... Empty Re: A bo faceci, to...  A bo faceci, to... EmptyPon Kwi 21 2014, 23:49;

Życie to przecież jest takie przewrotne. Nigdy nie wiesz, co naprawdę ma szansę Ci się udać, a co nie. Na co możesz liczyć, a co powinieneś odłożyć na półkę niespełnionych marzeń, bo to nigdy Ci się nie przyda. Laila naprawdę nie wiedziała, kiedy była w stanie tak naiwnie się zakochać, kiedy była w stanie uwierzyć osobie, której oczy miały kolor kłamstw. Dziś nie spotkałaby się z Sykesem w jego mieszkaniu lub gdy już tam przyszła, to po wybuchnięciu płaczem i wybiegnięciu z mieszkania nigdy by już tam nie wróciła. Tym się dobiła, tym się upewniła, że nie powinna liczyć na nic i na nikogo. Miłość, przyjaźń, wierność? Kusisz los, prosząc kogoś, żeby przestrzelił Ci serce? Nie dziw się potem, że zrobi to z przyjemnością, wszak kuszenie losu, prowokowanie go... To to co potrafimy robić najlepiej. A potem jakieś zdziwienie? Jest całkiem niepotrzebne. Naprawdę. Pozostaje Ci tylko tonąć w bólu, który roztacza dziwną aurę wokół. Cóż, Laila była właśnie w tym momencie swojego życia, gdy pretensje miała do kilku osób, które nie powinny wystąpić w jej siedemnastoletniej karierze i tyle. Cóż mogła więcej opowiedzieć? O czym tu rozmawiać? Wszyscy byli tacy sami. Bezużytecznie kręcili się jak głupia karuzela, która bez względu na to ile razy myślałeś o dobrych rzeczach, zawsze przyspieszała, abyś zwymiotował "dobrą zabawą". Ile jeszcze razy? Ile jeszcze łez?
Ujęła dłoń Coco z delikatnym uśmiechem i wciągnęła ją do środka domu. O dziwo ciotka była zajęta czymś w kuchni, więc tylko wyjrzała na korytarz i uśmiechnęła się do dziewczyn. Małej teraz w ogóle nie było, więc Howett wzruszyła ramionami i poprowadziła Gryffonkę nieco krętymi schodami na górę, do pokoju który teraz zajmowała. Nie było tam nic szczególnego, naprawdę. Ot ściany pokryte wrzosową farbą z dziwnym załamaniami, które tworzyły tzw. skosy. Pod jednym ze skosów stało bardzo duże łóżko. Pod jego nogami leżał beżowy puchawy dywan, a obok stała spora szafa na ubrania plus jeszcze komódka na której Howett trzymała kilka zdjęć, perfumy, szkatułkę z jakąś biżuterią i małe lusterko, które teraz leżało pod albumem ze zdjęciami. Do środka wsunął się jeszcze kot rodzinny, który był pokryty czarną sierścią, acz co raz znajdowały się pośród jego futerka jakieś jaśniejsze plamki. Cóż, chyba znów ktoś się bawił w malowanie futra. Howett odłożyła rzeczy przyjaciółki na bok i pacnęła na dywanie uśmiechając się do Coco.
- Chcesz coś do picia, czy coś? Powinnaś mi chyba teraz wszystko opowiedzieć, nie? Ja postaram się wszystko przeanalizować, rozrysować i dać Ci radę na lepsze życie. Serio, idealny psiapsiółowy wieczór. Już zaczynaj! - Zażartowała, ale naprawdę liczyła, że za chwilę wiele spraw apropo Gryffonki wyjaśni się poprzez jej opowiadania. To bylo ważne... Uzewnętrznianie się było istotnym dla każdego.
Powrót do góry Go down


Coco R. Watson
avatar

Absolwent Gryffindoru
Wiek : 28
Czystość Krwi : 0%
Galeony : 5
  Liczba postów : 834
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6883-coco-r-watson
http://czarodzieje.my-rpg.com/t6886-wiem-ze-chcesz-do-mnie-napisac
A bo faceci, to... QzgSDG8




Gracz




A bo faceci, to... Empty


PisanieA bo faceci, to... Empty Re: A bo faceci, to...  A bo faceci, to... EmptyWto Kwi 22 2014, 12:29;

To dość zabawne, że gdy liczymy na ludzi nam bliskich, oni częściej nas chujają niż potrafią wyciągnąć rękę. Szczerość? Wszyscy wiemy, że bez niej nic nie wyjdzie, i kiedyś może rozumiałaś mnie bez słów, ale teraz natłok myśli w głowie sprawia, że nie mogę wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Boję się bólu, który zada mi odpowiedź. Boję się wszystkiego, co może mnie po raz kolejny zranić, a ja już przecież upadłam trzy raz pod krzyżem, czy to nie czas na ukamienowanie? Tak, to właśnie czas na wykonanie ostatecznych kroków, które zdecydują o moim życiu. Może i gdzieś zacznę egzystować z dala, że nie pozostanie po mnie żaden ślad, a może jeszcze raz… Ostatni raz. Mam problem. No kurwa, mam problem. W sumie wszyscy dobrze wiemy, że mam ich sporo, ale – nie zagłębiajmy się w to, bo zagłębimy się w strach. To wszystko jest takie zbędne.
Przez ten moment gdy stała przytulona do Laili przypomniało jej się jak kiedyś siedziały w mieszkaniu Alana. Jak obie beczały. Faceci to najlepszy dowód na to, że są w życiu niektórych kobiet, dziewczyn totalnie zbędni. Nie żeby Howett czy Watson ich nie potrzebowały, to raczej chodziło o kwestię akceptacji. Sykes wykorzystał puchonkę, a gdzie Villiers wykorzystał Watson? Właściwie jest prawdopodobieństwo, że żałował iż ją wtedy uratował – przynajmniej ona żałowała. Gdyby poszła na złoty strzał w tym jebanym kiblu to nie byłoby całej afery, nikt z nikim być może nie byłby teraz w takich relacjach. Summer trafiłaby do rodziny zastępczej, a co dalej? Co potem? No kurwa, jakie to wszystko jest zabawne. Tak pieprzone. Smutne. Przykre. Okropne. Nie mogła egzystować w takim świecie, w którym czuła się jak intruz. Może ona właśnie już podjęła decyzję, a teraz ludzie musieli się z nią pogodzić? Nosz, kurwa – przecież Summer kiedyś będzie śliczną dziewczynką. Jest czarownicą. Zapewne trafi do Hogwartu, a ojciec zadba o to, by miała wszystko. Coco była zbędna. Nie była potrzebna i czuła się tak od dawna. Pomimo chęci odejść, coś ja zatrzymywało, ale teraz? Teraz oczyściła swój umysł.
Teraz podjęła samodzielną decyzję.
Wbijała wzrok w puchonkę, gdy tylko weszły na górę. Czuła się nieswojo. To abstrakcja, ale naprawdę tak było. Gdy tylko usiadła na łóżku. Gdy otaksowała cały pokój, poczuła się takim samym intruzem jak czuła się w szkole, ale próbowała to jakkolwiek zamaskować. Przełknęła głośno ślinę, a po chwili zacisnęła dłonie na kolanach, powstrzymując z trudem łzy, ale nie było już na to czasu. Nie powinno się płakać nad rozlanym mlekiem, prawda?
-Nie, jest ok. Mam wodę w torebce. Ostatnio jakoś tak… Mniej się odżywiam, przeszłam na dietę cud. Już cztery kilo. – Parsknęła śmiechem, ale po prostu „nie miała” czasu na jedzenie. Cały czas myślała. Analizowała. Próbowała się uczyć. Nie skupiała się na potrzebach fizjologicznych wszak te uznała za totalnie zbędne.
-Wiesz… Jak wyjechałaś z Hogwartu, to… Nie wiem jak to się stało. Casper znalazł mnie w mieszkaniu Howetta. Kochaliśmy się, o ile to co się stało można tak określić, a potem powiedział, że mnie kocha… Bałam się Lai. On jeszcze nie wiedział, że Summer to jego córka, a powiedział, że kocha. Stchórzyłam. Uciekłam do Manchesteru. Potem miał być Liverpool. Już nawet nie wiem jak to się stało, ale podkusiło mnie by napisać mu list o tym, że dziecko jest jego, ale on chyba już miał tego świadomość… No i cóż. Zażądał testów na ojcostwo. Zaraz potem gdy je otrzymaliśmy, to… Złożył papiery w Ministerstwie o odebranie mi praw rodzicielskich. No i… Nie mam Summer od dwóch miesięcy. – Jęknęła nadal powstrzymując z trudem łzy, i choć szare oczy szkliły się niemiłosiernie, to… Utwierdzona została po tych słowach, że to już czas…
-Potem chciałam ją zobaczyć. Nie wiem kiedy to było Po prostu potrzebowałam, wiesz? I szłam przez park… To była ta sytuacja co lunarni zagrażali wszystkim, a Hogsmeade i Londyn były strzeżone przez dementorów. Powiem Ci jego nazwisko, ale chce by to nigdy nie wyszło… Przyjaciel Caspra Villiersa… Potrzebował pomocy. Dla niego zawsze byłam tylko szlamą. Gdy już zrozumiałam kto pomógł, to skatował mnie do tego stopnia, że wylądowałam w szpitalu na prawie dwa tygodnie. Połamane żebra. Ręką. Wybity bark. Zabieg, bo… Istniało ryzyko, że nigdy więcej nie będę mieć dzieci, a potem? Kurwa… Laila… Przyszedł Casper. Był taki obojętny. Żałuję, że mi pomógł i uratował przed złotym strzałem. Mnie już by nie było, on żyłby z jakąś panną, chociaż z tego co już dał mi znać to tam z kimś ogarnia, ale to nic. Nie myślę o tym. No i wiesz… Nie mam siły już żyć. Ta miłość za każdym razem gdy o tym myślę, po prostu mnie zabija… - Wyszeptała na jednym wydechu ostatnie zdania, a zaraz potem zaczęła płakać. Zaczęła po prostu płakać jak mały dzieciak, który nie wie jak przejść przez jezdnie, bo wszystko za szybko się rusza.
-Czwarty odwyk… to takie kurwa śmieszne, ale nie ważne… Opowiedz… Co u Ciebie? Sykesa nie ma. Cartwrighta też nie. Żaden z nich nie wrócił. Zniknęli w pizdu, sama nie wiem gdzie. Wszyscy znikają. Oliver. Charlie. Boże… - Mówiła przez łzy, a dłonie jej drżały. Nie mogła opanować nerwów, które ją sparaliżowały. Strachu, który był okropny. To było obrzydliwe, że coś takiego miało miejsce. Nigdy więcej. Nigdy więcej.
Była przecież martwa, ale na ten moment się uzewnętrzniła. Powiedziała tak wiele, a mogłaby powiedzieć jeszcze więcej. Czego chcecie żeby ją dobić? Proszę… Zróbcie to.
Powrót do góry Go down


Laila Howett
Laila Howett

Student Hufflepuff
Rok Nauki : I
Wiek : 27
Czystość Krwi : 50%
Dodatkowo : animag (irbis), teleportacja
Galeony : 0
  Liczba postów : 1637
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5138-laila-howett
http://czarodzieje.my-rpg.com/t5141-laikowe-papierki
http://czarodzieje.my-rpg.com/t7169-laila-howett#204311
A bo faceci, to... QzgSDG8




Gracz




A bo faceci, to... Empty


PisanieA bo faceci, to... Empty Re: A bo faceci, to...  A bo faceci, to... EmptyNie Maj 04 2014, 12:02;

Laila. Laila Howett. Siedemnastolatka z mnóstwem cech Gryffonki, która w końcu zamknęła się w murach Hufflepuffu. Gdzieś tam zawsze się bała. Pierwszej miłości, pierwszego razu, skoku w bok, upicia się w klubie, urodzin, pełnoletności, Ciebie, przyjaciół, bała się też o nich, bała się każdej małej, najdrobniejszej rzeczy, która mogła jej wypaść z rąk. I wypadła. Straciła Charlesa. Pojawił się, znikł. Sprawił, że nie do końca to wszystko zrozumiała, a pomimo to nie miała odwagi powiedzieć nic więcej poza tym, że nie ma już sił tu być. Ale była. Była gdy powiedział, że jednak zostanie, a zaraz potem zniknął. Była gdy wrócił Blake, gdy potrzebowała jej Coco, mama z Olarem na rękach. Gdy potrzebowała jej ciotka, siostra czy zapomniany brat. Była. I nigdy nie miała do żadnej z tych osób pretensji, że ich nie było. Nie miała powodów. Czuła się dobrze gdzieś tam służąc, gdzieś tam sprawiając że było im lżej. Ale w pewnym momencie zabrakło bliskości, wiecznej potrzeby bycia gdzieś tam w czyimś uścisku choćby przez sekundę. Czuła do nich żal. Bardzo wielki żal. Gdyby Cartwright stanął teraz w drzwiach... Nie wybaczyłaby mu. Nie za te dni, kiedy płakała, gdy szukała Hearowen w łóżku obok, a tej nie było. Nie wybaczyłaby mu też za to, że przez jakiś czas bawił się Jiro, który z radością niszczył ich przyjacielską relację. Nienawidziła ich wszystkich, dali jej powody. I choć atutem było to, że umiała wybaczać, to po raz pierwszy nie chciałaby tego zrobić. Tak samo w momencie gdy przyszedłby tu Sykes. Po co? Jasne, miło że powiedział, że kocha, że powiedział to samo. Nigdy nie stworzyli pary. Nigdy nie widziała jego zmęczonych oczu gdy siedział z przeziębionymi siostrami, której nie spaly całej nocy. Nie dał jej siebie, jako człowieka. Dał jej siebie jako faceta, który potrzebował ją zaliczyć, mieć przy sobie jako płeć kobiecą, niezbędną gdy jest kuso ubrana, a najlepiej naga. I może źle myślała, może znaczyła dla niego w pewnym momencie więcej, ale czasem historia zbyt szybko się urywa, by pozwolić sobie na wysuwanie tak daleko idących wniosków. Było. Po prostu minęło. Gdzieś tam po drodze przebiegło jej to przez palce. Szczególnie ich wspólny pierwszy raz zaraz po kłótni. Było. Tak bardzo przykro, gdy układasz w kimś uczucia, gdy ten chce Ci przekazać coś więcej, a ktoś inny? Po prostu się zmywa. Sykes i Cartwright byli w tym mistrzami. Mistrzami znikania. Ale co się dziwić. W końcu kumple. Nauczyli ją tego. Dlatego była teraz daleko od nich, żaden nie znał miejsca jej pobytu. Żaden nie pozna. Ale nie chcą, przecież nic się nie pojawiło. Żaden list, na który mogłaby splunąć nienawiścią. Żadne słowo, które mogłaby przekreślić. Zupełnie nic. Jakby ich wszystkich nigdy razem nie było. Cóż.
- Nieciekawie, że zabrał Ci to dziecko. W sumie dziwne, nie rozkminiam go. Może chciał się zemścić, ale chyba siedzi teraz z tym dzieckiem, tak? Daje Ci się spotykać? To najważniejsze! - Rzuciła nieco niezręcznie, bo przecież nie wiedziała co miałaby dalej mówić.
- Dziwny gość, że Cię tak skatował, pierdolec mówiąc krótko. Faceci ze Slytherinu są porąbani. Zaufaj mi. - Wywróciła teatralnie oczami za chwilę wybuchając śmiechem.
- Jezu serio, nie pytaj co u mnie. Taka kupa ze mnie, że nic nie ogarniam, a muszę i kurde nie wiem. Ale moze przyjadę w wakacje do Londynu do rodziców, bo są wściekli. Wtedy byśmy mogły się gdzieś tam ogarnąć. - Uśmiechnęła się nieznacznie kładąc się na puchowym dywanie.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

A bo faceci, to... QzgSDG8








A bo faceci, to... Empty


PisanieA bo faceci, to... Empty Re: A bo faceci, to...  A bo faceci, to... Empty;

Powrót do góry Go down
 

A bo faceci, to...

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: A bo faceci, to... QCuY7ok :: 
retrospekcje
-