Pomieszczenie jest dosyć duże, ale oprócz biurka nie znajdują się w nim żadne meble. Czujesz tremę? Drżą ci kolana? Nie przejmuj się, tu zupełnie normalne, zapytaj swoich rodziców czy starszych kolegów! Każdy się denerwuje przed swoim pierwszym egzaminem z teleportacji. Miejmy nadzieję, że ten będzie dla ciebie zarówno pierwszy, jak i ostatni!
UWAGA: w tym departamencie można zdać egzamin z teleportacji indywidualnej, teleportacji łącznej oraz wytwarzania świstoklików międzynarodowych!
kurs - teleportacja indywidualna
Egzaminator uśmiecha się przyjaźnie, choć wydaje się nieco znudzony kolejnym egzaminem. Okazujesz potwierdzenie odbycia kursu, egzaminator kiwa głową i życzy ci powodzenia, dodając, żebyś pamiętał o zasadzie ce- wu – en.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • pierwsza podejście do kursu - darmowe • każda poprawa: 10 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
Rzucasz trzema kostkami. Pierwsza kostka odpowiada za CEL. Druga kostka odpowiada za WOLĘ. Trzecia kostka odpowiada za NAMYSŁ.
Aby dowiedzieć się, jak Ci poszło, zsumuj oczka z trzech kostek:
18–14 – zdałeś w pięknym stylu, egzaminator pogratulował ci serdecznie, a ty nie wiedziałeś, jak mu dziękować. Nieprzytomny z radości wybiegłeś z sali, ściskając w dłoni papier, uprawniający cię do teleportowania się, gratulacje! Po dyplom zgłoś się tutaj.
13–10 – no cóż, może nie było idealnie, ale na tyle dobrze, że egzaminator machnął ręką i uznał, że coś z ciebie będzie. Może nawet nie rozszczepisz się gdzieś po drodze. Grunt, że się udało i zdałeś, jednak być może warto potrenować przed egzaminem z teleportacji łącznej. Otrzymujesz karę -2 punktów do swojego wyniku kostek podczas zdawania testu na licencję teleportacji łącznej, chyba że pomiędzy podejściami minie co najmniej pół roku.
9–3 – och, chyba nie poszło ci najlepiej... może za mało ćwiczyłeś, a może za bardzo się denerwowałeś, w każdym razie egzaminator potrząsnął ponuro głową i odprawił cię z kwitkiem, mówiąc, że miałeś dużo szczęścia, że się nie rozszczepiłeś.
Kurs - teleportacja łączna
Egzamin z teleportacji łącznej jest znacznie trudniejszy. Do sali weszła przelękniona urzędniczka z włosami zebranymi w chaotyczny kok. Właściwie trudno się dziwić jej zszarganym nerwom. W końcu każdego dnia ryzykuje rozszczepieniem teleportując się razem z niedoświadczonymi czarodziejami.
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • ukończony kurs na teleportację indywidualną z wynikiem minimum 10-18pkt • pierwsze podejście: darmowe • każda poprawa: 10g (zapłać) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście • osoby, które nie zdawały egzaminu w Londynie, dopisują, w ministerstwie jakiego kraju odbyli egzamin
DODATKOWE:
• jeśli w poprzedniej części uzyskałeś wynik 13-10, twój wynik kostek jest niższy o 2, chyba że pomiędzy podejściami do egzaminów minie co najmniej pół roku (fabularnie, tj. przy robieniu teleportacji w retrospekcji, również wystarczy podać półroczny odstęp) • za każde fabularne trzy miesiące użytkowania teleportacji indywidualnej przed podejściem do testu z łącznej możesz zwiększyć swój wynik kostek o 1 - ten bonus maksymalnie może wynieść 3 punkty
Znów rzucasz trzema kostkami i sumujesz liczbę oczek:
18–12 – zdałeś. Niebywałe, ale naprawdę ci się udało! Egzaminator kręci głową z niedowierzaniem. Dawno nie widział nikogo tak zdolnego, możesz czuć się wyróżniony! Po dyplom zgłoś się tutaj.
11–3 – niestety, teleportacja łączna to wyższa szkoła jazdy i nie powiodło ci się. Trudno, bywa!
Kurs na międzynarodowe podróże świstoklikiem
Z powodu pewnych dyplomatycznych, międzynarodowych incydentów, Ministerstwo Magii zdecydowało się stworzyć specjalny kurs dla osób chcących zgodnie z prawem podróżować za pomocą świstoklika za granice Wielkiej Brytanii. Przeważa w nim część teoretyczna - zaznajomienie z prawem brytyjskim oraz międzynarodowym - gdyż podstawowym wymaganiem przystąpienia do treningu jest umiejętność zaklęcia przedmiotu w świstoklik. Kurs jest płatny - kosztuje on 100 galeonów. Opłatę możesz uiścić w tym temacie.
UWAGA - kara za tworzenie i korzystanie ze świstoklików międzynarodowych bez odpowiednich uprawnień wynosi 400 galeonów!
WYMAGANIA:
• ukończone 17 lat • znajomość zaklęcia portus lub min. 31 pkt z transmutacji w kuferku • pierwsza podejście do kursu - 100 galeonów • każda poprawa: 20 galeonów (zapłać w temacie Zmiany stanu konta) • jeśli chcesz odbyć egzamin w retrospekcji, dopisz datę ukończenia kursu w poście (muszą odbywać się one po 01.09.2021) • egzamin odbywa się w Londynie i tylko w Londynie
kurs - część przygotowawcza
Seria wykładów poświęconych tematom prawnym, bezpieczeństwa związanym z podróżami za pomocą świstoklików i źródłami, z których można zaczerpnąć wiedzę na temat bezpiecznych miejsc do pojawienia się za granicami Wielkiej Brytanii.
Wykłady Rzucasz dwiema kostkami k6.
obie parzyste – najwyraźniej postanowiłeś przyłożyć się do słuchania, udało ci się zrobić nawet nieco notatek. Dodatkowo aktywność popłaca - przy podejściu do egzaminu możesz, jak się okazało, zatrzymać wypisane własnoręcznie notatki, dzięki czemu otrzymujesz +2 do rzutu kolejnymi kośćmi.
parzysta i nieparzysta – słuchasz, czasem pobujasz w obłokach lub twoją uwagę zwróci mucha leniwie maszerująca po białej ścianie, a innym razem zaczniesz myśleć nad tym, skąd czarownica w drugim rzędzie wytrzasnęła te ekstra kolczyki... tak czy siak, do egzaminu przystępujesz przygotowany całkiem przyzwoicie.
obie nieparzyste – cóż, może nawet w szkole spokojne wysłuchiwanie nudnych wykładów nie było twoją najmocniejszą stroną. Po wyjściu z audytorium nie pamiętasz prawie nic - otrzymujesz karę -3 punktów do rzutu kolejnymi kośćmi.
Kurs - egzamin
Po wykładowej serii od razu przyszedł czas na egzamin. Z wiedzą świeżo kołatającą się w umyśle siadasz przed zwojem pergaminu z wypisanymi na nim pytaniami, kałamarzem oraz piórem antyściąganiowym - nawet najmniejsza próba oszustwa skończy się nie tylko unieważnieniem kursu, ale niemożnością podejścia do niego ponownie.
Znów rzucasz dwiema kostkami - tu sumujesz liczbę oczek:
12–9 – Świetny wynik! Sprawdzający nie mogą się do niczego przyczepić - są pod wrażeniem dokładnych odpowiedzi i zapamiętanych na pierwszy rzut oka dość niezbyt ważnych szczegółów. Po dyplom zgłoś się tutaj.
8–6 – nie poszło ci aż tak źle, ale zabrakło dosłownie punktu lub dwóch do przekroczenia wymaganego progu. Komisja zgadza się na natychmiastową poprawę, dając ci czas na przejrzenie notatek (oraz na własną przerwę obiadową). Ostatecznie zdajesz - twój post musi mieć jednak przez dłuższy czas pobytu w Ministerstwie co najmniej 2500 znaków. Po dyplom zgłoś się tutaj.
5-2 - znajdujesz swoje imię i nazwisko na samym dole listy osób przystępujących do egzaminu. Cóż, miejmy nadzieję że następnym razem pójdzie ci lepiej - pamiętaj, że w przypadku chęci poprawy testu pisemnego musisz ponownie przemęczyć się przez wykłady. Powodzenia!
Zakazy ojca. Czym one dla niej były? Otóż praktycznie niczym - kiedyś rzeczywiście słuchała się go i była w stanie wyrecytować zasady panujące w tym cholernym domu niczym pacierz, co nie zmienia faktu, iż już dawno zaczęła dostrzegać fakt bycia prawdziwym skurwysynem - nienawidziła go oraz jedyne, czego pragnęła, to może nie jego śmierć, co po prostu wyparowanie, zniknięcie, bycie świadomym tego, iż więcej się nie pojawi i nie zepsuje wszystkim innym humoru. Zabierał wszystko, starał się przekonać siostrę na własną stronę, a syna już pociągnął do czarnej magii, którą bez wahania zaczął się paprać. Blizna na brzuchu stała się nieodłącznym elementem jej wyglądu, przez który jeszcze bardziej miała ochotę wymiotować, a sam fakt tego, iż Deimos użył wobec niej teleportacji, by ją wynieść na pastwę losu, uznawała za tak chore, iż nie mogła w żaden sposób pojąć sposobu działania jego mózgu. Starała się oczywiście dowiedzieć, z jakiej racji to ona zdobywa największe bęcki, z jakiej racji to ona musi cierpieć, każdego wieczora zastanawiać się, dlaczego została tak upokorzona - i zdawała sobie sprawę z tego, że jest po prostu niechciana. Nielubiana. Niekochana. Babcia jeszcze oferowała jej wsparcie, mimo magiczności swojej córki oraz wnuczki nie wycofywała się ze stanowiska, potrafiła naprawdę wspomóc dobrym słowem, no ba, starała się nawet odebrać prawa do wychowywania Rieux, na co jednak Ministerstwo Magii nie było zbyt przychylne. Przybyła po treningu całkowicie odświeżona oraz czysta do Departamentu Transportu Magicznego, gdzie miała zamiar zdawać różne teleportacje - indywidualną oraz łączoną. Wiedziała, że to może się jej niezwykle przydać, oczywiście jeżeli informacja ta nie dotrze do tego alkoholika, który śmie się nazywać głową rodziny. Zasada ce-wu-en zdawała się być w pewnym stopniu trudną sztuką do opanowania, ale nie dla niej. Bez namysłu podeszła do egzaminu, obserwując ruchy egzaminatora, najwidoczniej znudzonego kolejnym kandydatem. Pierwsza próba - no cóż, wyszła jej w miarę dobrze, co nie zmienia faktu, iż podczas osuwania się w inną część pokoju zwyczajnie pozostawiła ze sobą torbę. Zdziwiło ją to, aczkolwiek osoba siedząca za biurkiem postanowiła uznać to za małe nieporozumienie i wyznaczyć jej to, że po prostu zdała. Oj nie, nie zamierzała aż tak się poddawać. Jeszcze raz - poszło znacznie gorzej. Kolejna próba - ciut lepiej. Następna - ciut gorzej. Skoncentruj się, Winter Rieux, jeżeli chcesz zdać. Pomyśl nad miejscem, w które chcesz się udać - pomieszczenie to samo, aczkolwiek w innej lokalizacji, tuż nieopodal dekoracji budującej fundamenty ściany pokoju zdawkowego. Skup się na tym miejscu - postaraj wyobrazić przestrzeń wokół siebie, weź głęboki wdech, poczuj inny zapach. Opadnij w nicość, pozwól, by reszta została wykonana za Ciebie, obróć się, niech Ci się uda. W mgnieniu oka, po charakterystycznym kliku, udało jej się osiągnąć sukces, na co egzaminator pogratulował jej serdecznie i wręczył tym razem dyplom bez większego skrępowania tym, że zaistnieje ryzyko rozszczepienia po drodze. To jednak nie był koniec - to był klucz do kolejnych bram broniących tym razem o wiele trudniejszą technikę. Czy się jej uda? Nie wiedziała. Słyszała tylko, że możliwość opanowania wynika głównie z doświadczenia, skupienia, siły woli, a nie szczęścia, które być może wcześniej ją opanowało. Pokój był niezwykle podobny w swej prostocie, tym razem jednak musiała to zrobić z biedną panią, która ryzykowała swoim życiem w celu nauczania młodych osób tejże sztuki. Chwyt za dłoń, niezbyt tolerowany przez samą Rieux, aczkolwiek konieczny, jeżeli chciałaby uchronić siostrę przed niebezpieczeństwem związanym z pijanym ojcem. Skupiła się, aczkolwiek na nic zdały się wówczas jej próby, zamiast tego stały w miejscu bez jakiegokolwiek celu, czekając na to, aż magia zacznie działać. Może to była wina niefortunnych zakłóceń? Najprawdopodobniej, bo podjęcie się jeszcze raz teleportacji łącznej wyszło pozytywnie, przez co Winter mogła odebrać dwa dyplomy.
| zt
TELEPORTACJA INDYWIDUALNA I próba (darmowa):10 II próba:7 III próba:13 IV próba:11 V próba:8 VI próba:16
TELEPORTACJA ŁĄCZNA I próba (darmowa):9 II próba:13
Nie podlegało zwątpieniu - musiałam się tutaj znaleźć. Zjawienie się, podejście - odpowiednie do kursu, było dla mnie jedynie kwestią mijającego czasu. Zazdrościłam teleportacji tak samo, jak zazdrościłam uprzednio rozpoczynania nauki, jak zazdrościłam pierwszej, nabytej różdżki - która stawała się przeznaczona. Dotychczas mogłam wyłącznie wykorzystywać prawdziwie marną namiastkę - podróżowania z pomocą sieci Fiuu połączonych kominków. Umiejętność - przemieszczania się z miejsca na miejsce, zgodnie z kaprysem woli - wydawała się dla mnie niezbędna. Dlatego przyszłam, dlatego staję obecnie przed odpowiednią komisją. Cel. Wola. Namysł. Skupiam się - oczywiście pragnę, w chwili obecnej wypaść możliwie najlepiej - niestety, nie wszystko idzie po mojej myśli. Koniec końców, egzaminator przymyka oko na moje błędy - których jestem, oczywiście świadoma. Nie będę w stanie przystąpić do egzaminu z teleportacji łącznej - chociaż obecnie zdałam. Cóż. Kiedyś poprawię; z pewnością.
Przyszedł, po tylu latach, ponownie do miejsca, gdzie po osiągnięciu siedemnastego roku życia zdawał egzamin na teleportację indywidualną. Był doskonale świadom tego, że widok tak starego dziada sięgającego prawie czterdziestki może być czymś absurdalnym, zahaczającym o granice normalności, co nie zmienia faktu, że czuł taką konieczność; nie chciał jednocześnie pozostawać w tyle. Musiał coś potrafić, musiał jednak przed festynem powtórzyć notatki, poćwiczyć teleportację, gdyby stało się coś podobnego lub o wiele gorszego niż rok temu. Nie bez powodu został przydzielony do częściowego dbania o tłumy, zatem nie mógł sobie pozwolić na brak jakiegokolwiek profesjonalizmu ze swojej strony; zadbany, czysty (jak zwykle), ubrany w miarę stosownie do podejścia do egzaminu, zawitał w czterech ścianach budynku, by następnie podjąć się próby poprawy teleportacji indywidualnej. Wiedział, że nie był z niej najlepszy, co nie zmienia faktu, że chciał się poprawić, chciał ponownie podejść, przestudiować notatki, stać się bardziej doświadczonym. Niemniej jednak, początkowe próby w ogóle się nie udawały. Za jednym razem się nieprawidłowo teleportował, za innym podejście do egzaminu było tylko i wyłącznie stratą czasu oraz galeonów. Niemniej jednak, nieustanna rutyna uderzająca w powtarzanie czynności dała o sobie znać; zdając ostatecznie kurs na samotne podróżowanie poprzez możliwość wykorzystania zasady c-w-n. Potem pozostało podejście do teleportacji łącznej, w której to poszło mu o wiele lepiej i za czwartym razem, nie doprowadzając do rozszczepienia biednej pani, która to ryzykowała swoje życie możliwością zgonu na miejscu przez nieumiejętne stosowanie tejże umiejętności. Niemniej jednak - udało się.
Wiedziałem, że pełnoletność oferuje wiele możliwości, ale nie spodziewałem się, że będzie ich aż tak wiele. Najpierw pojawiła się możliwość zdawania prawa jazdy. Teraz czekał mnie egzamin na teleportację, do którego uczono nas przez dobrych kilka miesięcy. Podszedłem do niego na ogromnym luzie. Nie wiem, chyba nie zależało mi na nim zbyt mocno. Nie zdam, to trudno. Nie planowałem płakać z tego powodu. W najgorszym wypadku po prostu go powtórzę. Do sali wszedłem jako jeden z pierwszych z długiej kolejki przed drzwiami. Był to lekki uśmiech od losu w moim kierunku. Gdybym miał dłużej stać z tymi wszystkimi panikującymi siedemnastolatkami, skończyłbym z równie miękkimi kolanami co oni. W środku było bardzo ponuro. Spodziewałem się czegoś więcej, niż tylko jednego biurka i mężczyzny siedzącego za nim. Czarodziej leniwie wstał i wskazał mi na linię zza której miałem się teleportować oraz mój cel kilka metrów dalej. Jego wyraz twarzy był jasny.W każdym momencie mogłem zaczynać. Cel był bardzo prosty. Namalowany na podłodze okrąg kilka metrów dalej. Jego wizja była tak jasna i klarowna, że nie mogłem tego zepsuć. Cały czas go widziałem. W pewnym momencie byłem na tyle skupiony, że wszystko inne zniknęło. Zrobiłem to wręcz idealnie. Moja wola, nie była najlepsza. Doskonale zdawałem sobie z tego sprawę. Myśl o tym, żeby szybko odwalić egzamin, nie była najlepsza tuż przed teleportacją. Chciałem to wszystko zrobić szybko i nie skupiałem się zbyt mocno nad dokładnością. Wiem, że z takim nastawieniem nieco zjebałem. Później przyszedł obrót i cały świat koszmarnie zawirował. Nienawidzę tego uczucia, kiedy w jednej chwili można przemierzać kilometry. Wystarczyło kilka metrów, bym miał dosyć teleportacji na najbliższy tydzień. Zamknąłem mocno oczy i wziąłem głęboki oddech. Z początku nie zdałem sobie sprawy, że w ciągu tej jednej sekundy było już po wszystkim. Odwróciłem się leniwie na pięcie i zerknąłem na egzaminatora. W głowie mi się lekko kręciło, ale doskonale widziałem, jak czarodziej machnął ręką i mruknął, że zdałem. Raczej nie był zbyt zadowolony, ale nie zamierzałem drążyć tematu. Po prostu wzruszyłem ramionami i wyszedłem.
Franklin z tej całej teleportacji wybitny nie był, ale na szczęście szło mu jakoś. Innymi słowy - albo się teleportował, albo się nie teleportował, unikając przy tym uszczerbków zdrowotnych w postaci rozszczepień i innych nieprzyjemności, na jakie można się podczas tego procesu natknąć. Trochę mu się kręciło w głowie i zazwyczaj wypadał z kółka, w którym miał się znaleźć, lecz nigdy nie zwrócił śniadania ze względu na to dziwne uczucie, jakby ktoś go przeciągał przez dziurkę od klucza. Po skończeniu 17 lat, jeszcze podczas trwania szóstej klasy, zorganizowano im wyjazd do Ministerstwa w celu zaliczenia tejże umiejętności - i o dziwo udało mu się już za pierwszym razem! Chwiejnie zmaterializował się w wyznaczonym przez komisję miejscu, machając obiema rękami, lecz utrzymał się w pionie, no i przede wszystkim nie zostawił na poprzednim miejscu żadnego skrawka swojego ciała. Uznano, że jeszcze coś z niego będzie i nie kazano mu przychodzić ponownie, w związku z czym otrzymał upragniony certyfikat.
Nie uważała aby teleportacja była jej do czegokolwiek potrzebna. Przecież było coś takiego jak miotła, latające samochody, sieć fiuu czy motory. Po co niby uczyć się czegoś tak zbędnego. Mimo to była tutaj, w ministerstwie magii. Czy ojciec myślał, że na pstryknięcie jego palców pojawi się w domu? Jeśli tak to bardzo się mylił. Zrobi ten kurs ale nie pojawi się w domu. Niech zapomni o tym. Eli pewnie też dostała wytyczne co do zrobienia kursu. Ciekawe jak na to zareagowała ona. Tak dawno się nie widziały. Jak tylko wróci do posiadłości Alka natychmiast do niej pójdzie. O ile była w domu. Ostatnio ciężko było ją zastać gdziekolwiek. Weszła do sali egzaminacyjnej chcąc mieć to jak najszybciej z głowy. Co prawda z poczatku jej nie szło i musiała się nieźle natrudzic aby zaliczyć wszystko tak jak mówił egzaminator ale udało się. Niby marudził na koniec, że nie może podejść do teleportacji łącznej ale ją to mało obchodziło. Nie potrzebowała tego. Jeszcze tylko dyplom ukończenia i ojciec może być z siebie dumny. Po raz kolejny wykonała bez sprzeciwu jego polecenie.
Teleportacja. Czym ona była? No cóż, dość drogim przykładem używania magii w celu deportacji człowieka w całkowicie inne miejsce. Młody wówczas Aaron starał się świadomie przestudiować podręczniki dotyczące tej dość specyficznej umiejętności, by następnie przystąpić do odpowiadającego egzaminu, niemniej jednak po dostaniu się na studia za każdym razem kończył z oślinionym podręcznikiem, który to wymagał zastosowania różnorakich zaklęć w celu jego naprawy. No cóż, jakoś nie nadawał się do zbyt długiego wysiłku intelektualnego, co nie zmienia faktu, że specjalnie się odstawił w celu zrobienia jak najlepszego wrażenia na egzaminatorach - ciche wciągnięcie powietrza, dostanie się do Departamentu Transportu Magicznego i przekroczenie progu drzwi, które pod wpływem nacisku na klamkę się otworzyły; przystąpił do działania. O dziwo poszło mu wyjątkowo dobrze za pierwszym razem; być może przez trening? Nie wiedział, choć osoba sprawdzająca jego możliwości skutecznie wręczyła mu bez żadnych sprzeciwów odpowiedni papierek, otwierając szeroko oczy ze zdziwienia. Obydwoje byli w szoku, albowiem O'Connor nie spodziewał się w żaden sposób zdania tego za pierwszym razem, tym samym przystępując do kolejnej części, skoro najwidoczniej nie było niczego, co znajdowałoby się na drodze do zdobycia kolejnej umiejętności. Stojąca na środku pani najwidoczniej stresowała się kolejnym studentem, który postanowił posiąść dość popularną umiejętność znalezienia się w danym miejscu pod wpływem zasady c-w-n. O dziwo chłopak, złapawszy dłoń kobiety, zdołał bez problemów również przejść przez ten kurs, zdając go niemalże perfekcyjnie. Czyżby cud? A może szczęście? Nie był w stanie stwierdzić, kiedy odbierał odpowiednie dokumenty.
Nastał w końcu ten dzień, kiedy miałam staż. Oczywiście, były obawy, że coś pójdzie nie tak, że gdzieś sobie nie poradzę, zawiodę, jednak starałam się być dobrej myśli. W końcu dotarłam, spotkać się z szefem nie było mi nawet dane, co mnie trochę zawiodło. Jednak jego zastępca powiedział mi co mam robić, gdzie, wyjaśnił mi obowiązki, jakie miałam na swoich barkach. I nie zwlekałam. To tam kawa, to tu papiery i musiałam przyznać, że szło mi całkiem nieźle, a i nawet zgarnęłam pochwały. Doceniona już na starcie? Byłam naprawdę z siebie zadowolona. A jeszcze tylko nabrać wprawy i będzie idealnie. Jednak szefa nadal nie spotkałam, mimo że na to liczyłam. I miałam nadzieję, że z tego powodu nie będzie komplikacji.
Finn Gard
Rok Nauki : II
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 177
C. szczególne : Podkrążone oczy, nerwowość i spięcie widoczne w każdym ruchu i grymasie, trochę nieprzytomny wzrok.
Teleportacja indywidualna: Darmowa - 9 1 poprawka - 9 II poprawka - 10 III poprawka - 17 Teleportacja łączona: Darmowa - 13 Wszystkie rzuty są tutaj
Teleportacja indywidualna.
Jego obowiązkiem było zdać teleportację indywidualną na poziomie zaawansowanym. Tego oczekiwali od niego rodzice, gdy to z nimi ostatnio rozmawiał. Finn dużo czytał o tej umiejętności lecz mimo posiadanej wiedzy nie czuł się zbyt pewien. Nawet dla niego, chłopaka wychowanego wśród wszędobylskiej magii, zdolność deportowania się brzmiała groźnie. Znudzony urzędnik nie dodawał otuchy, szczególnie z tą swoją miną jakby przespał całe życie i mimo tego był wciąż zmęczony. Stanął w wyznaczonym miejscu. Koncentrował się na celu. To było proste, potrafił skupić swoją uwagę na długi czas, ćwiczył to w życiu codziennym. Wola. Zmarszczył brwi, zacisnął usta i wpatrywał się uważnie w okrąg. Nie obawiał się rozszczepienia. Był zdeterminowany. Namysł. Tutaj miał problem, jego myśli rozproszyły się dosłownie w ostatniej sekundzie, gdy nagle nim wstrząsnęło, zawirowało i przeniosło blisko narysowanego okręgu. Zrobiło mu się niedobrze, objął swój tułów i jęknął przeciągle. Zamrugał, rozejrzał się po sali i zauważył, że udało mu się przemieścić. Sądząc jednak po poszarzałej i zirytowanej minie urzędnika nie poszło mu zbyt dobrze. To nie pozwoliło mu ucieszyć się z otrzymanego dyplomu. Rodzice żądali od niego większej wprawy, większego zaangażowania. Sam sobie chciał udowodnić, że potrafi się przyłożyć do nauki. Podziękował kulturalnie patyczkowatemu mężczyźnie i wybiegł z sali nie po to, by się pochwalić, a po to by się doedukować.
Kolejne podejście odbyło się miesiąc później. Urzędnik był zaskoczony jego obecnością lecz na tyle powściągnął język iż nie skomentował tego w żaden sposób. Tym razem Finn poświęcił znacznie więcej czasu na namysł, co niestety odbiło się na Celu. Półtorej godziny stał w wyznaczonym miejscu i próbował odpowiednio się skoncentrować. Potrafił się przenieść, umiał przecież lecz nie podejmował się zadania dopóki nie uznał, że jest wystarczająco namyślony. Znowu pojawił się wstrząs, żołądek fiknął i związał się w supeł, a Finn wylądował twardo w środku okręgu. Popatrzył na urzędnika, ten uderzył otwartą dłonią w czoło i rzekł na wpół martwym głosem, by chłopak lepiej zajął się czymś pożyteczniejszym niż zajmowaniem mu czasu. To oznaczało brak postępu, znów mu się coś nie udało. Nie dostał kwalifikacji do egzaminu na teleportację łączoną. Uparł się. Zapłacił od razu, chciał podjąć się zadania po raz kolejny. Nie było sensu, aby wracał do szkoły, skoro może tu i teraz kontynuować naukę. Z wielkim politowaniem uzyskał zgodę. Z półuśmiechem na ustach stanął na swoim miejscu i ponowił cały rytuał. Skończył się identycznie jak oba poprzednie. Poczuł kroplę potu spływającą po skroni. Urzędnik kazał mu wyjść i uczyć się dalej, jeśli marzy mu się przystąpienie do drugiego egzaminu, bowiem na tym poziomie nie miał na to szans. Wjeżdżał mu na ambicję i wywoływał upór.
Kolejny miesiąc ćwiczeń, choć tym razem dał z siebie naprawdę wszystko. Zarywał noce, aby doczytać więcej, pracował w pocie czoła, by móc się jednocześnie namyślić, skoncentrować i uprzeć, co nie było zbyt proste, kiedy jest się w szkole. Brak możliwości fizycznych ćwiczeń mocno mu doskwierał, a więc opierał się na samej teorii. Tym razem urzędnik na jego widok jęknął. Nie musiał się przedstawiać, został zapamiętany. Gard zignorował jego cierpiętniczą minę, stanął pewny siebie przy linii i podjął się próby. Nie podda się dopóki nie dostanie papierku umożliwiającego przystąpienie do egzaminu teleportacji łączonej. Koniec i kropka. To było dlań istotne, a więc nie zamierzał rezygnować. Tym razem przeszedł sam siebie. Potrzebował pięciu minut, by wejść w odpowiedni stan - Ce-wu-en. Wstrząs nie był dokuczliwy, żołądek nie zatańczył cha-chy, a jedynie zadrżał od gwałtownej fali teleportowania się. Finn wylądował w samym środku okręgu czym ewidentnie zaskoczył ospałego znudzonego człowieczka. Niechętnie dawał mu odpowiedni papier, ale musiał, bowiem obaj wiedzieli, że ostatnie podejście było niemalże wzorowe. Finn był z siebie dumny. Nie mrugnął nawet okiem, podziękował kulturalnie za cierpliwość i obiecał, że jeszcze się spotkają.
Teleportacja łączona.
Tym razem podszedł do egzaminu ze śmiertelną powagą. Przygotował się z teorii, a nawet zadbał o wyspanie się w przeddzień przyjścia tutaj. To dodało mu wigoru i energii, a i również niedawno wypita kawa pomogła mu się odpowiednio ożywić. Szedł pewnym siebie krokiem przed siebie, otworzył drzwi i powitał tego samego urzędnika, z którym miał przyjemność widzieć się czterokrotnie. Tym razem mężczyzna był ciut podejrzliwy, obawiał się, że znów będzie go widywać raz po raz na poprawkach. Uścisnął mu dłoń, zaś chuderlawej kobiecinie złożył pocałunek na wierzchu dłoni. To nie pomogło jej uspokoić, chyba musiała nasłuchać się od swego współpracownika co nieco na temat zdolności Finana Garda, a już nie wspominając o licznych poprawkach na jakie zapisywał się pomimo otrzymania dyplomu. Wysłuchał instrukcji, porad, pokiwał głową i stanął w wyznaczonym miejscu. Dłonie skrzyżował za plecami, przymknął powieki i postarał się o perfekcyjne skupienie. Słyszał szum własnej krwi, spokojne bicie swego serca, skrzypienie okiennicy i szelest ich ubrań targanych wiatrem. Nic nie mogło go wybić z tego stanu, był pewny swego. Uchylił powieki, wbił błękitne oczy w okrąg, do którego docelowo miał się teleportować. Położył bladą dłoń na ramieniu kobieciny, która mimo trzęsących się barków zachowywała jako tako spokój. Nie patrzył na nią, aby nie wytrącić siebie z koncentracji. Rozległ się trzask, oboje zniknęli z podłogi i po upływie sekundy wylądowali bezpiecznie w okręgu. Cali, zdrowi, nierozszczepieni. Urzędniczka potrzebowała kilku minut na złapanie oddechu i otrząśnięcie się z szoku, czemu też się jej nie dziwił - sam był zaskoczony, bowiem właśnie dopiął swego! Oboje mu pogratulowali, choć lica mieli blade, a oczy rozszerzone. Wręczono mu dyplom, poklepano po ramieniu i odprowadzono za drzwi nie szczędząc pochwalnych słów, za którymi wyczuwał prośbę, aby sobie łaskawie stąd poszedł. Tym razem machnął ręką, liczył się efekt a nie to, co sobie o nim pomyśleli. Dumny jak paw, z uśmiechem na ustach udał się do dormitorium. Musi napisać rodzicom o swoim osiągnięciu, pochwalić się przyjaciołom, a co najważniejsze - uczcić wzorowo zdany egzamin!
[zt]
Vinícius Marlow
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 170,5 cm
C. szczególne : krzywy zgryz, dużo pieprzyków, w tym nad górną wargą. Tatuaż na karku, kolczyk w lewym uchu, spora blizna w prawej pachwinie. Na jego ramieniu zwykle siedzi elficzka
Do egzaminu z teleportacji podchodził bardzo poważnie. Jak na chłopaka wychowanego w mugolskiej rodzinie przystało, ta umiejętność wiele dla niego znaczyła, stanowiła bowiem coś na kształt istoty magii, niespełnionych marzeń każdej osoby pozbawionej tej mocy. Ponadto była sztuką trudną i niebezpieczną, wiążącą się z ryzykiem, na które narażał nie tylko siebie, ale i – jeśli brać pod uwagę teleportację łączną – innych. Był dobrze przygotowany, teorię miał w małym paluszku, a dotychczasowe treningi wypadały raczej zadowalająco, a mimo to... bał się. Od samego rana czuł napięcie wypełniające mięśnie, a śniadanie ani myślało przejść przez jego gardło. Ręce pociły mu się nieprzyjemnie i, co gorsza, od czasu do czasu drżały, zdradzając całemu światu jak bardzo jest zdenerwowany. Jedna jego część przepełniona była stresem, druga natomiast – ekscytacją. Na egzamin przyszedł wyglądając wyjątkowo, jak na niego, schludnie – zadbał o to, by jego ubranie nie było skalane nawet jednym zagnieceniem, a niesforne kosmyki starannie zebrał i uwięził w ciasnym koczku. Zatrzymał się przed drzwiami, wytarł spocone dłonie w materiał spodni i w końcu przekroczył próg, witając się trochę drżąco, choć głośno. Powiódł spojrzeniem po pomieszczeniu i ostatecznie zatrzymał go na egzaminatorze, który, chwała Merlinowi, wyglądał na sympatycznego. Odwzajemnił jego uśmiech, okazał mu świstek pergaminu świadczący o odbyciu kursu i zatrzymał się za linią, zza której miał się teleportować. Skoro mógł zacząć w każdym momencie, nie było sensu by dalej zwlekać. Wziął głęboki, uspokajający wdech i przymrużył powieki, obserwując miejsce, w które miał się przenieść. Jego cel. Był jasny, nieskomplikowany, miał go przed oczyma, a mimo to była to ta część teleportacji, która w tym momencie szła mu najgorzej. Właściwie.. chyba nawet znał powód. Teleportacja zapewniała niesamowitą wolność i nieograniczone możliwości, chciałoby się więc przenieść w wybrane przez siebie miejsce, zgoła piękniejsze aniżeli ponure ściany Ministerstwa Magii. Wytężył wolę, całym sobą zapragnął znaleźć się w wyznaczonym miejscu, wszak powodzenie oznaczało zdany egzamin. Przymknął powieki, zacisnął palce na różdżce i obrócił się w miejscu, używając namysłu by osunąć się w nieprzyjemną, nieprzebraną ciemność. Kiedy otworzył oczy, znajdował się w drugim końcu pomieszczenia, dokładnie tam, gdzie sobie tego życzył. Uśmiechnął się z satysfakcją, poruszył spiętymi ramionami, czując, że powoli się rozluźnia. Podszedł do egzaminatora, który pełny urokliwych zawijasów podpisem przyozdobił dokument upoważniający go do używania teleportacji. Uścisnęli sobie dłonie; potem sympatyczny pan opuścił pomieszczenie, a na jego miejsce przyszła urzędniczka.
Zlękniony wyraz jej twarzy chwytał za serce. Była młoda i całkiem urocza, na jej twarzy powinien widnieć uśmiech, nie grymas niepewności. Zrobiło mu się jej szkoda, choć szybko pomyślał sobie, że przecież nic jej przy nim nie grozi – miała do czynienia z czarodziejem, który właśnie bezbłędnie zdał egzamin i to za pierwszym podejściem! Wnikliwe umiejętności obserwatorskie nie były potrzebne aby dostrzec wypełniające go dumę i pewność siebie. Posłał dziewczynie szeroki, pokrzepiający uśmiech i ponownie ustawił się za linią, czekając aż do niego dołączy. No to co? Rach, ciach i już! Za kilka sekund będzie miał licencję, wystarczy powtórzyć to co zrobił przed chwilą. Odgarnął za ucho krótki loczek, który wyślizgnął się z upięcia i chwycił za chłodną dłoń kobiety. To co? Cel, wola, namysł i już nas tu nie ma tak? Osunął się w ciemność, a kiedy otworzył oczy, ze zdziwieniem zauważył, że wylądowali kilka metrów od zamierzonego celu. Zmarszczył brwi, nie bardzo rozumiejąc co się właśnie stało, ale dał znać urzędniczce, że zamierza próbować aż do skutku. Podejście numer dewa – cel był bardzo jasny, skupił się na nim w pełni, ale wola... och, z całą pewnością chciał się tam przenieść, ale coś go rozpraszało. Może to obecność nieznajomej kobiety? Może zapach jej perfum, który delikatnie drażnił nos? A może kolejny loczek, który połaskotał go w ucho? Przenieśli się w dokładnie to samo miejsce co przed chwilą, będące wciąż tym niewłaściwym. Zmarszczka między brwiami nieznacznie się pogłębiła, a stres, który czuł przed samym egzaminem powrócił, na nowo spinając mięśnie Viníego. Spróbuje zatem trzeci raz, jest przecież cholernie uparty i nigdy nie odpuszcza tak łatwo. Zacisnął powieki, skupiając się na celu, na woli, osunął się w ciemność i... przeniósł ich dokładnie dwa kroki w bok. Zmełł w ustach przekleństwo. Jak to możliwe, że zwykła teleportacja poszła mu tak łatwo, a łączna sprawiała mu taki problem? Czy to przez drobną sylwetkę było mu trudno udźwignąć drugą osobę? Westchnął, poprawił chwyt różdżki. Próba numer cztery okazała się najgorsza ze wszystkich dotychczasowych, przeniósł ich dwa kroki dalej, a na dodatek zostawił za sobą kawałek szaty, którą miała na sobie urzędniczka – mały skrawek, który do tej pory przykrywał blade ramię. Popatrzył na nią z przerażeniem, zapytał czy wszystko jest w porządku i odetchnął z ulgą gdy okazało się, że ucierpiało jedynie ubranie, skóra pozostała zaś cała. Przeprosił ją gorliwie i obiecał – tak sobie, jak i jej – że ta próba będzie już ostatnią. Ewidentnie szło mu coraz gorzej, jeśli więc teraz nie uda mu się tego zrobić, będzie musiał zrezygnować. Ustawił się na miejscu, wziął głęboki wdech i przez kilkanaście sekund po prostu stał bezczynnie, próbując się wyciszyć. Cel, wola, namysł. Cel, wola, namysł. Dalej. Zacisnął powieki, a kiedy otworzył je znów... znajdował się w odpowiednim miejscu! Zdał! Uśmiechnął się szeroko, a urzędniczka odetchnęła z ulgą. Podpisała licencję, a zadowolony Vinícius opuścił salę energicznym krokiem, chcąc jak najszybciej wysłać sowę do rodziców, by w liście pochwalić się swoim osiągnięciem.
Teleportacja indywidualna: 3, 6, 6 Teleportacja łączna: 1, 4, 5 4, 1, 5 3, 2, 4 3, 3, 2 6, 4, 5 Dowód:wszystko jest na tej stronie Już zapłacone
Nigdy nie był pozytywnie nastawiony do teleportacji, uznał jednak, że bardzo mu się to przyda w przyszłości. Szczególnie, że wpadł niedawno na bardzo szalony pomysł, którego nie mógł od tak sobie odpuścić. Udał się więc na egzamin, a uśmiechy egzaminatora wcale mu nie pomagały. Był bardziej podejrzany, niżeli mogło się na pierwszy rzut wydawać. Kiedy przystąpił go egzaminu, cóż, zwyczajnie nie zdał i podobno dobrze, że nie rozszczepił się na te kilka części. Bardzo cenił swoje ciało, dlatego również i jego ucieszyła ta wiadomość. Ile razy Thomen próbował zanim zdał egzamin na wystarczającą ilość punktów aby podejść do teleportacji łącznej? Osiem kurna razy! W sumie to dziewięć, nie licząc tego pierwszego darmowego. A więc 40 galeonów poszło na niezłą zabawę, a on w końcu(!!) zdał ten przeklęty egzamin. Naprawdę ubzdurał sobie w głowie, że będzie mu to potrzebne i jak uparty osioł musiał zdobyć to, czego chciał. Najwidoczniej w początkowej fazie swoich porażek cel i wola nie szły mu najlepiej. Może naprawdę robił to ze złych pobudek? Nieważne. Najważniejsze, że zdał... Za drzwiami pokazał bardzo niecenzuralny gest, co raczej było skierowane do samego siebie niżeli do egzaminatora. Niestety, będzie musiał go spotkać ponownie.
Rzekłby, że przyszedł i się przyłożył. Jednak prawda była zgoła inna. Był zestresowany. I zdziwiony na widok kobiety, a nie faceta. Myślał, że i tym razem ten mężczyzna będzie miał niezły ubaw widząc starania chłopaka. Teleportacja łączna, dlaczego? Cóż, naprawdę nie zrezygnował ze swojego cudownego planu świątecznego, a właśnie do tego jej potrzebował. Nie chciał, aby cokolwiek poszło nie tak. I jak to mugole mówią, do trzech razy sztuka. Na samym początku myślał, że go nie dopuszczą, jednak najwidoczniej wystarczyło mieć te 5 galeonów przy sobie. Był z siebie niebywale dumny, jak i potwornie zmęczony, gdyż teleportacja naprawdę zabrała mu sporo siły. Zobaczyć można było uśmiech na obliczu chłopaka, gdyż z zadowoleniem wyszedł z sali egzaminacyjnej. Cóż, tym razem obyło się bez kompromitacji. I mógł wcielić swój niecny plan w życie.
/zt
Elaine J. Swansea
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168 cm
C. szczególne : pomalowane usta, wyprostowane plecy, rażąco stonowana mimika
Teleportacja indywidualna: Darmowe: 3, 4, 1 =8 #1 Poprawka: 5, 4, 1= 10 #2 Poprawka: 4, 4, 6 = 14 Teleportacja łączna: Darmowe: 3, 5, 2 =10 #1 Poprawka: 6, 5, 4 = 15 DOWÓD - wszystko na jednej stronie, jedno pod drugim.
Nie ma co ukrywać, Elaine nieco stresowała się egzaminem na teleportację. Jawnym dowodem (i zdradą) były mieniące się rudo-brązowe włosy, które co rusz poprawiała na platynowy blond, a co ją wyjątkowo rozpraszało. Związała je w wysokiego kucyka i kręciła się pod drzwiami departamentu próbując przygotować się mentalnie do egzaminu. Wspierała ją obecność Elijaha, który ją mocno przytulił i zagrzał zanim weszła do sali egzaminacyjnej. Elaine powitała egzaminatora trochę nerwowym tonem, uścisnęła jego dłoń i wysłuchała dobrze znanej sobie instrukcji. Stanęła w wyznaczonym miejscu i poczęła przygotowywać się do pierwszej w życiu teleportacji. Pociła się, denerwowała od środka i głównie przez to poszło jej źle. Stała bite dwadzieścia pięć minut i nie stało się nic. Nie potrafiła się nawet odpowiednio skoncentrować. Ze spuszczoną głową wyszła "na przerwę", by ochłonąć, zjeść coś i podejść po raz kolejny do egzaminu. Tym razem długo rozmawiała z bratem i dzięki niemu udało się jej odzyskać opanowanie i spokój. Z wysoko uniesioną głową podeszła do poprawki. Czuła się znacznie... lepiej, pewniej, co też przejawiło się zdanym egzaminem. Popatrzyła na czerwony okrąg, pomyślała jak bardzo chciałaby się tam teraz teleportować. Zmarszczyła jasne brwi, bo naprawdę chciała pokonać tę odległość. Wyobraziła sobie, że odrywa stopy od drewnianej podłogi i pojawia się z trzaskiem w środku kręgu. Jest! Udało się, choć wylądowała po przeciwnej stronie sali, a nie w wyznaczonym celu. Uzyskała prawo do teleportacji lecz ocena jej nie usatysfakcjonowała. Poprosiła o kolejną poprawkę, bowiem planowała ubiegać się o możliwość teleportacji łączonej, znacznie trudniejszej, ale i prestiżowej umiejętności. Na całe szczęście urzędnik nie zaprotestował, machnął jedynie ręką, aby próbowała, bo on i tak nie ma nic lepszego do roboty. Niezrażona jego pozbawioną emocji mimiką, stanęła z powrotem w wyznaczonym miejscu. Serce tłukło się jej jak szalone, miała ochotę wybiec z sali i wykrzyczeć Elijahowi, że się jej udało! Jednak powściągnęła odruch, bowiem chciała go zaskoczyć lepszym wynikiem. Będą mieli co dzisiaj świętować. Wzięła głęboki wdech, zaś jej włosy wydłużyły się nieco przyjmując swoją naturalną, prawidłową dla Elaine długość. Cel. Wola. Namysł. Nie oderwała wzroku od czerwonego okręgu. Zacisnęła pięści. Chciała tam być. Wiedziała już mniej więcej którym torem, którym kanalikiem podążyć, aby wywołać teleportację. Zacisnęła usta i czuła jak z jej ciałem zaczyna się coś dziać. Rozległ się huk, po upływie sekundy drugi. Elaine zamrugała, zgarnęła kosmyki włosów sprzed rzęs i popatrzyła na siebie, a potem wykrzyczała - Yeah!, czym rozbawiła urzędnika, który w takim wydaniu wydawał się dużo bardziej interesujący. Wybiegła z sali tak, jak wcześniej sobie tego zażyczyła. Rzuciła się bratu na szyję i pochwaliła gorąco otrzymaną oceną. To już połowa sukcesu.
3 miesiące później.
Teleportacja indywidualna wychodziła jej bez problemu, a więc przystąpienie do łączonej było naturalną koleją rzeczy. Uzbrojona w doświadczenie i pewność siebie zawitała w progi Ministerstwa Magii i stanęła przed znanym już sobie urzędnikiem. Powitała starszą kobiecinę, która wydawała się bardziej zdenerwowana niż sama Elaine. Po chwili namysłu stwierdziła, że nie dziwi się jej tikom nerwowym i rozczochranej fryzurze. Pracowała w ryzykownym zawodzie - ciekawe ile razy się już rozszczepiła u boku niedoświadczonych siedemnastolatków? Wysłuchała instrukcji dwukrotnie i wyciągnęła łokieć pozwalając, by urzędniczka się go chwyciła. Mimo wszystko Elaine nie chciała jej obejmować ani macać, była pewna siebie. Ten sam schemat. Cel. Wola. Namysł. Nie czekała długo, rozległ się trzask i Elaine wylądowała kilka metrów obok kręgu, zaś urzędniczka została w poprzednim miejscu i przytulała do siebie dłoń. Dziewczyna już wystraszyła się, że rozszczepiła człowieka - na szczęście okazało się, że to ona sama w ostatniej sekundzie wyrwała się krok do przodu i zostawiła kobiecinę w miejscu. Zażądała poprawki i to jak najszybciej. Nie wyjdzie stąd bez odpowiedniego papierka. Tym razem położyła urzędniczce dłoń na ramieniu i ścisnęła je palcami w chwili, gdy ponownie wpadła w tor teleportacyjny. Tym razem pociągnęła kobietę za sobą i na całe szczęście, udało się im bezpiecznie wylądować w samym środku okręgu. Elaine przyjęła gratulacje i odpowiednie prawo do teleportacji łączonej. Głośno podziękowała i niemalże w podskokach wybiegła z sali, by po raz kolejny pochwalić się Elijahowi sukcesem. Mogli już oboje świętować!
Teleportacja to podstawowa umiejętność w czarodziejskim świecie. Louis całe życie zazdrośnie spoglądał na starszych od siebie, którzy zaoszczędzali mnóstwo czasu na błyskawicznym przenoszeniu się z jednego miejsca w drugie. Z utęsknieniem czekał, aż w końcu i on będzie mógł opanować tę niesamowitą zdolność. Przygotowywał się do tego jak tylko mógł, wypytując znajomych, przeglądając książki... Niejednokrotnie został brany przez kogoś do teleportacji łącznej, miał więc zatem zalążek pomysłu jak to wszystko powinno wyglądać. Do egzaminu na teleportację indywidualną podszedł zaraz po ukończeniu siódmej klasy, kiedy już rodzice nie narzekali na jego wyniki w nauce. Mógł zatem w spokoju zabrać się za spełnianie marzeń... szkoda tylko, że własne emocje mu w tym przeszkodziły. Lou nie potrafił ukryć swojej ekscytacji, która objawiła się paskudnym roztargnieniem. Nie mógł się w ogóle skoncentrować i nie pokazał się w Departamencie Transportu Magicznego z najlepszej strony. Egzaminator odprawił go z kwitkiem z odpowiedniej sali, bowiem młody Yawn ani drgnął z wyznaczonego miejsca. Pozostawało tylko się cieszyć, że brak uwagi nie poskutkował rozszczepieniem... Zapisał się od razu na kolejny egzamin, nie chcąc tracić czasu. Obawiał się, że pójdzie mu tak samo tragicznie... ale determinacja wzięła górę ponad emocjami i Louis zdał. Nie było idealnie, bowiem wylądował o kilka centymetrów w prawo za daleko, ale pilnujący go egzaminator był zadowolony. Zapewnił chłopaka, że nie ma co spieszyć się z teleportacją łączną i lepiej we własnym zakresie przećwiczyć indywidualną. Lou opuścił Ministerstwo Magii z uśmiechem na ustach i certyfikatem w torbie. Udało się!
/zt
Teleportacja indywidualna: I podejście: 1, 3, 2 II podejście: 5, 5, 1
Elijah J. Swansea
Wiek : 24
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 183 cm
C. szczególne : znamię na karku odporne na metamorfo; okulary do czytania, na szyi drewniana zawieszka w kształcie aparatu fotograficznego. Na prawym przedramieniu wielka i paskudna blizna, ukrywana metamorfomagią i ubraniami
Przeciętność prześladowała go od najmłodszych lat. Była cechą szalenie niepożądaną w rodzinie po brzegi wypełnionej indywidualistami; w rodzinie, w której talent był przedkładany ponad wszystkie inne wartości. Zawsze był we wszystkim przeciętny – w rysowaniu, w grze na instrumentach, w pisaniu swoich żałosnych, młodocianych powiastek; nie zły, a przeciętny. Prawdę powiedziawszy, wolałby być beznadziejny, lecz przynajmniej jakiś. Choć egzamin z teleportacji był standardowym wydarzeniem w życiu czarodzieja, dla Elijaha stanowił coś większego, bardziej istotnego – chciał się wykazać, był bowiem pewien swoich umiejętności. Można to pewnie uznać za głupie, lecz zależało mu na tym, by zrobić to perfekcyjnie, bez najmniejszego błędu. Przywitał się ze znudzonym egzaminatorem i zajął swoje miejsce, gotów bez ociągania przystąpić do egzaminu. Cel, wola, namysł. Choć od dziwo to właśnie z wolą miał największy problem, wszystko poszło mu raczej średnio. Niezgrabnie przeniósł się na wyznaczone miejsce, zachwiał się i po chwili machania rękoma, odzyskał równowagę. Widział minę egzaminatora. Nie było idealnie. Nie było perfekcyjnie. Nie chciał przeciętności, żądał perfekcji. Przy drugim podejściu maksymalnie skupił swoją wolę, kiedy jednak otworzył oczy, jedną nogą znajdował się poza wyznaczonym okręgiem. Co za nieporozumienie. Mimo delikatnych mdłości, jakie zaczął odczuwać wskutek teleportacji, postanowił, że nie opuści tego pomieszczenia dopóki nie zrobi tego wystarczająco dobrze. Trzecia próba była bardzo podobna do pierwszej, mdłości były, co prawda, nieco mniejsze, lecz nastąpił na narysowaną na podłodze linię. Udało mu się dopiero za czwartym razem. Czy było to perfekcyjne? Śmiał wątpić. Trudno było skupić mu się na celu, jednak wola i namysł wyszły mu na tyle dobrze, że pojawił się w samym środku koła. Uśmiechnął się sam do siebie i przyjął gratulacje egzaminatora. Nie był w stu procentach zadowolony, czuł jednak, że nie dałby rady dłużej poprawiać tego egzaminu. Ze świstkiem w ręku, opuścił pomieszczenie.
Marzec 2017
Minął niecały miesiąc odkąd zdał teleportację indywidualną. Od tego czasu sporo ćwiczył i czytał, przygotowywał się do tego egzaminu. Nie chciał podchodzić do niego cztery razy i nie chodziło tu tylko o dumę, lecz przede wszystkim o zasobność jego portfela. Miał upatrzony nowy obiektyw i nie w smak było mu tracić oszczędności na poprawę durnego egzaminu – a nie miał zamiaru informować rodziców o swoich niepowodzeniach. Do Ministerstwa przyszedł z siostrą, jej obecność bowiem, nawet jeśli odgrodzona od niego ciężkimi drzwiami, wywoływała w nim uczucie spokoju. Jej wsparcie dużo dla niego znaczyło. Wszedł do środka i po przedstawieniu odpowiedniego papierka, świadczącego o zdaniu teleportacji indywidualnej, przystąpił do egzaminu. Wystraszona mina urzędniczki ani trochę nie pomagała mu w zebraniu myśli. To tak jakby kobieta całą sobą chciała mu powiedzieć, że jest przekonana, że mu się nie uda. Wielkie dzięki... Według zasady Ce-Wu-eN, przeniósł się na drugą stronę, lądując jednak poza wyznaczonym miejscem. Spojrzał na kobietę, z którą się teleportował, wyglądało jednak na to, że była cała. Cóż, nie zdał, lecz przynajmniej się nie rozszczepili... a to już coś, prawda? Wyraźnie z siebie niezadowolony, postanowił spróbować raz jeszcze i... udało mu się! Po lutowych porażkach, trudno było mu uwierzyć, że zaliczył już przy drugim podejściu. Z ulgą puścił urzędniczkę, odebrał swój dyplom i wyszedł, mając nadzieję, że nigdy więcej nie będzie musiał oglądać tego pomieszczenia.
Marjorie popatrzyła na egzaminatora z malującą powagą na twarzy. Była wyraźnie skupiona, prawie tak jak przy SUMach. Serce biło jej zawzięcie, liczyła na to, że pokaże co potrafi. Przecież to takie proste, mówiła w myślach. Rozglądała się po okolicy, głównie patrzyła w górę dostrzegłszy stożkowe dachy szkockiego zamku. Na jej prośbę specjalnie przyjechał egzaminator z Ministerstwa tylko po to, aby zaliczyć egzamin z teleportacji, aby nie musiała latać miotłami. Nienawidziła ich. Skupiła się na pozytywach, o zbliżających się wakacjach. W głowie miała zieloną Dolinę Godryka, stosy książek przygodowych do przeczytania. I studia. Pochyliła się nieco do przodu, zamknęła oczy i wyobraziła sobie dom, w którym wszędzie biegały zające, książki na półkach były alfabetycznie poukładane, a na każdy pokój padały promienie ciepłego słońca. Między palcami poczuła mrowienie. Łaskotało ją w plecy, a kark przez chwilę piekł. Przełknęła ślinę, czując posmak krwi, mimo że nie ugryzła się w język, a już na pewno nie ciekła jej krew z nosa. Zmarszczyła czoło, przez chwilę zakręciło jej się w głowie, jednak po chwili poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. Odskoczyła przerażona i zobaczyła, że egzaminator pokręcił głową, stemplował papierek, po czym wręczył go do ręki Marjorie. Wzięła głęboki oddech, dostrzegłszy, że nie zdała.
Rok później, pierwszy rok studiów Podejście drugie
Marjorie uśmiechnęła się. Była przekonana, że zda egzamin. Nie miała innego wyjścia. Stanęła naprzeciw egzaminatora, który znudzony, wlepił w nią swój wzrok mierząc z góry na dół i tak w kółko. Dziewczyna zamknęła oczy i oczyściła umysł z wszelkich myśli. Kilka minut później otworzyła je, lecz była nieco dalej od swojego egzaminatora. Udało jej się, mimo że trwało to chwilę nim zdążyła przenieść się z jednego miejsca na drugi. Jednakże udało się!
C. szczególne : Lewa ręka: pochłaniacz magii, sygnet rodu | prawa ręka: od łokcia w dół pokryta paskudnymi bliznami, runiczne tatuaże na ramieniu | blizna pod łopatką
Egzamin z teleportacji był tylko kolejnym punktem w jego życiu, który należało odhaczyć. Momentem w życiu każdego czarodzieja, do którego trzeba po prostu dobrze się przygotować. Nathaniel, nie ma co ukrywać, pominął ten krok, uznając, że jest to umiejętność tak prosta i naturalna, że lepiej spędzić czas, który inni poświęcali na przygotowania w jakikolwiek inny sposób – na przykład nad kociołkiem. Od lat obserwował przecież rodziców, którzy robili to jakby od niechcenia; z teleportacją był oswojony do tego stopnia, że zupełnie zbagatelizował problem. Do Ministerstwa Magii wszedł więc nader pewnym krokiem i nie zawahał się nawet przez moment nim otworzył te konkretne drzwi, za którymi czekał już na niego egzaminator. Przywitał się z nim, ściskając chłodną dłoń mężczyzny i uniósł kącik ust, starając się nadać swojej twarzy sympatycznego wyglądu – liczył, że w ten sposób kupi sobie sympatię mężczyzny, który nie będzie się starał przyczepić, jeśli jakimś cudem coś poszłoby nie tak. Wyciągnął różdżkę, zajął wyznaczone miejsce i od razu podjął pierwszą próbę, która szybko okazała się fiaskiem. Wola i namysł wyszły mu bardzo dobrze, ale cel pozostawiał sporo do życzenia; co prawda przeniósł się bez żadnych rozszczepień na drugą stronę sali, ale nie w wyznaczone miejsce. Nie czekał, poprosił o drugą próbę i tym razem nieco bardziej skupił się na celu.... na czym ucierpiał namysł, sprawiając, że ruszył się zaledwie o krok. To było zaskakujące, zupełnie nieplanowane. Zakładał, że uda mu się już za pierwszym razem i od razu podejdzie do egzaminu z teleportacji łącznej, a tymczasem okazało się, że nie jest tak dobry, jak mu się wydawało. Trzecia próba ostatecznie się udała, choć nie osłodziła goryczy porażki. Odebrał swój certyfikat, nie miał jednak ochoty na egzamin z teleportacji łącznej.
Styczeń 2014
Na ten przyszedł więc miesiąc później, kiedy przełamał w sobie niechęć do drugiej próby. Święta i sylwester go rozleniwiły, i gdyby nie to, że większość jego znajomych zdała teleportację łączną bez problemu, pewnie nie chciałoby mu się kłopotać do Ministerstwa. Nie uważał by potrzebował brać ze sobą zbędny balast w postaci drugiej osoby, ale sukcesy rówieśników silnie wpływały na jego ambicje. W połowie stycznia pojawił się więc pod znajomymi drzwiami, krzywiąc się nieznacznie. Przez ten czas miał okazję kilkukrotnie używać teleportacji, powinno więc pójść mu łatwo. Wszedł i obrzucił zaciekawionym spojrzeniem wystraszoną urzędniczkę. To akurat nowość, całkiem miła odmiana po smutnym panu z niewielką nadwagą. Przywitał się i z różdżką w ręku zajął odpowiednie miejsce. Złapał kobietę za ramię i teleportował ich o kilka kroków. Wszystko poszło nie tak, zupełnie nie tak. Takiej porażki nie spodziewał się ani trochę. Przeniósł ich w złe miejsce i czuł, że mało brakło by się rozszczepili. Zaklął w myślach, lecz postanowił spróbować jeszcze raz. Skoro już tu jest... cóż, jeśli się rozszczepi to potraktuje to jako ostateczny znak, że nie powinien się za to brać. Skupił swoją uwagę na celu, wytężył wolę, wraz z urzędniczką osunął się w ciemność, a po chwili znajdowali się w odpowiednim miejscu. Uśmiechnął się sam do siebie. W końcu ma to z głowy.
Tuż po tym jak Harry ukończył siedemnaście lat, ojciec nałożył nacisk na zrobienie kursu na teleportację, bowiem uważał, że jest odpowiednią osobą, by przystąpić do takiego egzaminu. Harry wówczas raczej był skupiony na skończeniu szkoły, aniżeli chęci dokładać sobie kolejnego stresu. Ten stres, który przyprawiali mu rodzice potrafił go nieźle wkurzyć. W dniu odbycia egzaminu był niebywale podenerwowany poranną kłótnią. Trzasnął drzwiami, nawet nie zjadł śniadania! Marszczył czoło z roztargnienia, jakby chciało mu się płakać. Diana dołączyła do Riverside i bacznie się jej przyglądał. Pomagał jej wtopić w tłum i pomóc z ogarnięciem wszystkiego co musiała przeżyć jego ukochana siostrzyczka. Na egzaminie sprawdził się znośnie. Obserwował go ojciec, który trzymał za niego kciuki, choć wprawdzie zdenerwował się, że nie wyszło mu tak jak tego chciał. Egzamin machnął ręką i wręczył mu papierek potwierdzający kursu na teleportację indywidualną, jednak nie mógł przystąpić do teleportacji łącznej. A na to liczył raczej ojciec Harry'ego. Brunet i tak był zadowolony z siebie, że zrobił to po raz pierwszy i ma to już za sobą. Bynajmniej nie płaci za poprawę egzaminu.
Wreszcie nadszedł moment w którym mogłem przystąpić do egzaminu z teleportacji. Byłem naprawdę zdenerwowany tym wszystkim jednak wiedziałem że dam radę. No dobra poszło trudniej niż myślałem, za pierwszym razem ledwo mi się udało i wolałem spróbować jeszcze raz płacąc należne pięć galeonów. Druga próba poszła mi lepiej i nie było aż takiego ryzyka iż się rozszczepie. Kiedy tylko wszystko się skończyło jak najszybciej opuściłem ten przybytek dopiero poza nim oddychając z ulgą.
Przyszedł wreszcie ten czas, kiedy do Valeriana dotarła potrzeba posiadania zdolności teleportacji. Kochał latanie na miotle i zdecydowanie wolał taki sposób poruszania się niż rozwalanie swoich cząsteczek i przenoszenie ich w próżni, ale niestety to drugie było o wiele szybsze. Zostało już mało czasu do ukończenia studiów(o ile nie postanowi czegoś oblać) więc i prosiło się o znalezienie jakiejś pracy. Potrzeba uczęszczania na lekcje uniemożliwiała stałe zakwaterowanie w Londynie, i tu właśnie wkracza teleportacja. Ćwiczył przez całe ferie zimowe, specjalnie nie pojechał na wycieczkę szkolną by w domowym zaciszu na spokojnie skupić się na celu, woli i namyśle. Tuż przed powrotem do szkoły postanowił podejść do egzaminu, liczył się z tym, że nie koniecznie się mu uda, tym bardziej pod wpływem stresu, ale próba nie strzelba. Wychodząc zlany potem z sali egzaminacyjnej dziękował sobie, ze przyszedł. Nie wyszło mu perfekcyjnie, ale egzaminator machnął ręką i mu zaliczył. "Trochę praktyki i się nauczysz synu" brzmiało w uszach Valeriana przez następne parę godzin kiedy wracał do dworku. Dopiero widząc bramy posiadłości przystanął, uśmiechnął się sam do siebie i poszedł pochwalić się rodzicom, że zaliczył.
C. szczególne : brunetka,migdałowo-orzechowe oczy,piegi które dodają uroku,specyficzny prawostronny uśmiech,mały niebieski kolczyk w wardze po lewej stronie.
(retrospekcja dwa lata temu,dwa tygodnie po siedemnastych urodzinach Mad w Hogwarcie)
Od kąd Gryfonka ukończyła siedemnaście lat już w marcu od tamtej pory czekała na dobrą okazję, aby nauczyć się teleportacji. Jest to dla dziewczyny niezwykle wygodny sposób transportu, zwłaszcza, że zaczarowanie świstoklika nie było najprostszym zadaniem, a nie w każdym miejscu na ziemi znajdował się kominek. Nic więc dziwnego, że własnie teraz postanowiła zrobić ten kurs.Nie bała się rozszczepienia. Wiedziała, że to niebezpieczne, ale ostatecznie byli tutaj jacyś ludzie, którzy mieli sprawować nad wszystkim kontrolę.Nie powinno być większych problemów. Mad rzuciła lekko okiem na kolorowe obręcze, pamiętając jednocześnie, które z nich zostały już zaklepane. - Niebieska obręcz - rzuciła w końcu, kradnąc Krukonom ich "narodowy" kolor. Stanęła we wskazanym miejscu i pamiętając o trzech głównych zasadach skupiła się na wybranym polu "lądowania". Cel - niebieska obręcz, jej środek, co widziała dokładnie po zamknięciu oczu. Wola - teleportacja do środka obręczy, w jednym kawałku. Namysł - skupienie razy sto. Wizualizowała sobie uparcie cały proces poprawnej teleportacji i liczyła na pozytywne efekty.No może nie do końca idealnie.Mad spojrzała tylko na egzaminatora machającego ręką ze się udało i to bez rozszczepienia Liczy sie to ze w końcu zdała no cóż do drugiej teleportacji jednak nie mogła juz podejsc ślicznie podziękowała wyszła.
Ledwie skończył 17 lat, a już nie mógł doczekać się, kiedy po raz pierwszy będzie mógł się teleportować. Co prawda wiele słyszał o tym, że nie jest do najbezpieczniejszy środek transportu, że w skrajnych przypadkach może dojść nawet do rozszczepienia ciała, ale jednak wizja dalekich podróży w tak krótkim czasie zwyciężyła nad tymi obawami. Chłopak wziął głęboki oddech i przekroczył próg przestronnego pomieszczenia, w którym znajdowało się wyłącznie biurko. Było to trochę dziwne, może nawet nieco niepokojące. Tak, musiał przyznać, że jak zwykle nie odczuwał tremy, tak przed tym egzamin dopadł go lekki stres. O dziwo jednak, bardziej niż rozszczepienia bał się chyba tego, że zrobi z siebie kompletnego idiotę. Z tego też względu miał nadzieję, że szybko przejdą do rzeczy, bo chciał mieć już to wszystko za sobą. - Zająć stanowisko. – Usłyszał głos mężczyzny, któremu dopiero teraz bliżej się przyjrzał. Facet był uśmiechnięty, ale wyglądał jednocześnie na zmęczonego i znudzonego życiem. Właściwie nie było co mu się dziwić. Najprawdopodobniej egzaminował już dzisiaj jakieś kilkanaście, a może i kilkadziesiąt osób, a egzaminy zapewne nie różniły się od siebie zbytnio. Mimo że sztuka teleportacji była trudna, Leonel nie sądził, by mieli tutaj do czynienia z wieloma przypadkami rozszczepień, a powiedzmy sobie szczerze, nawet jeśli taki byłby ciekawy, to sam egzaminator i tak wolałby chyba, żeby się nie przydarzył. Trzeba by było wzywać jakiegoś magimedyka, zostać w pracy po godzinach – komu by się chciało? Przyjął odpowiednią pozycję, powtarzając sobie w głowie trzy słowa: cel, wola, namysł. Myślał przy tym o miejscu, w które miał zamiar się przenieść… i nagle, puff. Zniknął i rzeczywiście pojawił się tam, gdzie planował. Pech jednak chciał, że zbyt mocno odczuł magiczną, rwącą siłę i nie zdołał utrzymać równowagi. Potknął się o własne nogi i o mało co nie wyłożył się jak długi na podłoże, ale egzaminator jakby machnął ręką, udając że tego nie widział. Idealnie z pewnością nie było, choć jak się okazało, ta próba wystarczyła do tego, by mężczyzna podbił mu odpowiedni papierek. - Więcej koncentracji. – Burknął jednak pod nosem, co wydawało się przydatną radą. Młody Fleming swoje braki zrzucił jednak na to, że się denerwował, co wcale nie było niemożliwe. W końcu podczas nauki wiele razy się aportował i deportował i nie miał z tym raczej większych problemów. Ba, czuł nawet, że ma do tego jakiś dryg, a tu podczas egzaminu sprawił sam sobie nie do końca przyjemną niespodziankę. Nie zamierzał też jednak siebie przesadnie o to obwiniać czy przejmować się tym przez kolejne parę godzin. Co to, to nie. Mogło być przecież o wiele gorzej, a w gruncie rzeczy i tak chodziło mu jedynie o ten świstek papieru uprawniający go to transportowania się za pomocą teleportacji. Jedynym minusem było to, że jak poinformował go pracownik departamentu, z takimi wynikami nie będzie mógł podejść do egzaminu z teleportacji łącznej. Szkoda, bo Leo chciał zrobić je za jednym zamachem. Mimo wszystko stwierdził, że póki co teleportacja łączna nie jest mu aż tak potrzebna, toteż odłożył ewentualną poprawę egzaminu na późniejszy termin. - Dziękuję. – Rzucił więc krótko na pożegnanie i odebrał wypisany na jego nazwisko dokument. Następnie opuścił salę może nie z tak dobrym humorem, jakiego by się spodziewał, ale też i bez zbędnego narzekania na niesprawiedliwość świata. Miał jeszcze wiele planów na ten dzień, więc cieszył się przede wszystkim z tego, że sam egzamin nie zajął mu zbyt wiele czasu.
zt.
Kostki na teleportację indywidualną: 3, 2, 4 = 9
Ostatnio zmieniony przez Leonel Fleming dnia Nie Kwi 28 2019, 01:56, w całości zmieniany 1 raz
Aiden Nic'Illeathian
Rok Nauki : I studencki
Wiek : 24
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 178
C. szczególne : Tatuaż pod obojczykiem: "Envole-moi"
Teleportacja była jedną z tych czynności, którą opanowują zazwyczaj wszyscy. Niemniej jednak stanowiła jedno z wyzwań osób, które podejmowały się egzaminu. Łatwo było ulec rozszczepieniu, a to ze względu na swoją naturę - było cholernie bolesne. Jednak nie samego bólu przejmował się chłopak. Przynajmniej nie tego fizycznego. Nie był w stanie zaakceptować bólu, którym mogłaby skutkować porażka. Ten gorzki jak lukrecja smak porażki sprawiał, że Aidenowi odechciewało się wszystkiego. Niepowodzenie było w jego przypadku nie skutkiem braku motywacji, a przyczyną. Chłopak dość śmiało i ambitnie wyznaczył sobie datę egzaminu tuż po swoich siedemnastych urodzinach. Dokładniej - dzień po. Jak się później okazało nie było to bardzo odpowiedzialne, głównie ze względu na trwającą do późna imprezę urodzinową i skutkujące tym zmęczenie. Niemniej jednak naładowany pozytywną energią i pewny siebie wkroczył na egzamin z teleportacji. Teoria nie była mu obca, czuł się w niej nawet całkiem pewniej. Dużo bardziej niż na większości ciężkich egzaminów. Wiedział, że gra jest warta przysłowiowej świeczki, bowiem nie było bardziej wygodnego sposobu podróżowania jak teleportacja. Nie zamierzał jeszcze podchodzić do egzaminu z teleportacji grupowej, przynajmniej na razie. Wiedział, że skupienie się na kimś więcej niż sobie, w tym przypadku przynajmniej, stanowić mogło niemały problem. Odłożył więc przerost ambicji na później. Nie potrzebował go, a szczególnie nie teraz. Witając się z całym składem komisji egzaminacyjnej powoli zaczął oczyszczać umysł. Starał się puścić w niepamięć wszelkie niepotrzebne myśli wyobrażając sobie powoli to czego chciał dokonać. Cel... Wola... Namysł. Szybciej niż się zorientował już znajdował się w innym miejscu, a jego ciałem wzdrygało paskudne odczucie, które z każdą sekundą ulatywało w eter. Czy mi się właśnie udało..? - Spytał sam siebie w głowie. Spojrzał na miejsce, w którym się znajdował, a potem na domniemane miejsce, z którego startował. Po pewnym czasie, w końcu dotarło do niego, to czego dokonał. Na gratulacje komisji zareagował tylko gromkimi podziękowaniami z jej strony otrzymując tym samym dokument zdanego egzaminu na teleportację. Jego radości nie było końca, teraz mógł się już teleportować, a jak się przed chwilą przekonał, nie było to też bardzo trudne.
Ukończenie siedemnastu lat nieco Lilianne przeraziło. Spędziła siedem lat w szkolnych murach i szczerze mówiąc nie zwracała zbytniej uwagi na to, że robi się coraz starsza. Przeżyła dużą rozterkę kiedy dotarło do niej, że według prawa czarodziejów jest dorosła i...chwila, chwila, czy nie był to jeden z wymogów do zdania egzaminu teleportacji? Od chwili kiedy po raz pierwszy zobaczyła teleportującego się czarodzieja chciała sama posiąść tą umiejętność. Znikanie i pojawianie się w innym miejscu, czyż nie brzmi to cudownie? Mogłaby odwiedzać rodziców i rodzeństwo częściej niż dwa razy do roku i na wakacjach. Zapisała się na kurs organizowany przez Ministerstwo, trwający prawie 2 miesiące. Te kilka lekcji nauczyło Lilianne zatrzymania się na chwilę i osiągnięcia stanu całkowitego wyciszenia. Pomogły w tym dziwaczne podrygi zakończone przewróceniem się na ziemię i dwukrotne rozszczepienie. Koniec końców coś tam się nauczyła i postanowiła podejść do egzaminu. Była dość zestresowana i nieco się bała ośmieszenia, ale starała się unosić głowę wysoko i uśmiechać do mijanych ludzi a następnie do egzaminatora. Otrzymawszy wytyczne i pozwolenie na pokazanie czego się nauczyła oczyściła umysł, skupiła się na wskazanym miejscu i obróciła się lekko w prawo. Ułamek sekundy później znajdowała się w środku koła. Mężczyzna u którego zdawała zaczął mruczeć coś pod nosem na temat złej techniki, ale zaraz machnął ręką i wręczył Lili kartkę z napisem "zdane". Cała szczęśliwa zaniosła ją do punktu z dyplomami i trzy dni później wróciła do Ministerstwa by odebrać dokument. Uśmiechając się łobuzersko sama do siebie teleportowała się do domu, wywołując tym napad paniki mamy.
Kostki dla teleportacji indywidualnej: 3,6,3=12
Xanthea Grey
Wiek : 35
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 170cm
C. szczególne : wygląda zdecydowanie młodziej niż pokazuje metryka, ma wyraziste oczy, ufarbowane na szaro włosy do linii bioder i bardzo jasną karnację
Retrospekcja - ostatnie podejscie 20 marca 2007 roku
Xanthea do egzaminu z teleportacji podeszła gdy tylko było to możliwe. Zdała go dość sprawnie, co prawda na mało ambitnym poziomie, ale w tamtym okresie nie potrzebowała niczego więcej. Chciała wolności, swobody i właśnie to zdobyła, nie przejmowała się zatem konkretnym wynikiem. Kłopoty pojawiły sie później. Kiedy tylko zeszła się z Xaylah i wszystko sobie wyjaśniły, pojawiło się zapotrzebowanie na podwyższenie kwalifikacji. Najpierw musiała poprawić wynik starego egzaminu, co dość sprawnie jej się udało, a następnie zajęła się celem nadrzędnym, czyli teleportacją łączną. I to była prawdziwa droga przez mękę. - Czy to naprawdę jest konieczne? - spytała ukochanej Xan, kiedy ósmy raz z rzędu zawaliła poprawkę. Miała już dość serii porażek. - No to wyobraź sobie taką sytuację. Aurorzy przyłapali nas z gorącym towarem. Walczymy. Ja obrywam Drętwotą, a Ty stoisz na nogach. Masz szansę się teleportować. I wtedy sie orientujesz, że mnie nie dasz rady zabrać ze sobą. Jak ci się podoba taki scenariusz? To ją przekonało aż nadto. Zrobiła sobie bardzo krótką przerwę, żeby zebrać siły przed następnym podejściem, a potem zaczęła dalej swoją małą batalię. Nie udało się raz, nie udało się drugi, ale się nie poddawała i jej upór został wreszcie nagrodzony. W ostatni dzień zimy z urzędu wyszła wreszcie z upragnionym papierkiem.
Widniał na liście zdających jako jeden z pierwszych. Teleportację traktował jak coś naturalnego, co powinno przyjść mu z dziecięcą łatwością. Will do sytuacji podszedł iście arogancko. Jak na siedemnastolatka wykazywał zbyt wielką pewność siebie zwłaszcza w kwestii nauczenia się umiejętności, której nigdy w życiu samodzielnie nie wykonał. Znał uczucie wirowania w brzuchu i nudności po teleportacji łączonej - nie raz i nie dwa podróżował w ten sposób z rodzicami, a więc opcja efektów ubocznych została dobitnie zbagatelizowana. Powitał znudzonego życiem urzędnika, stanął w odpowiednim miejscu. Wysłuchał instrukcji, podpisał gdzie trzeba uprzednio przeczytawszy co za papiery się podsuwa mu pod nos. Z pewną dozą zniecierpliwienia wysłuchiwał monotonnego głosu człowieka, który mógłby robić za profesjonalnego usypiacza osób chorujących na bezsenność. Gryzł się w język, by nie przerwać wywodu, który znał na pamięć i czekał. To było frustrujące, ale wytrzymał. Najpierw był Cel. Widział wyraźnie namalowany na deskach okręg. To była łatwizna. Wola. Z tym nie miał również problemu, bowiem wiedział po co tutaj przyszedł. Will charakteryzował się temperamentną osobowością, a posiadając ją koniecznością jest wyćwiczenie swojej siły woli. Namysł. Zwęził oczy w szparki, poruszył swoją wyobraźnię, wytężył wzrok, skoncentrował się na tym, czego potrzebuje. Nagle świat zawirował, usłyszał trzask, na całe dwie sekundy stracił grunt pod stopami i nim ktokolwiek zdążył wypuścić powietrze z płuc - wylądował w samym środku okręgu. Nie był zaskoczony gratulacjami ani swoimi umiejętnościami. Arogancja znalazła swą słuszność, jak i również pewność siebie tego siedemnastolatka wzrosła do niebotycznych rozmiarów. Przyjął papierek uprawniający do tego środka transportu i ... teleportował się stąd po to, by móc za parę dni przystąpić do egzaminu teleportacji łączonej.
[zt]
Post retrospekcyjny - rok 2009. Teleportacja łączona:
podejście darmowe - 9 podejście płatne nr 1 - 9... podejście płatne nr 2- 7... podejście płatne nr 3 - 13
Stanął przed komisją. Dzisiaj miał zdawać egzamin na teleportację łączoną - znacznie trudniejszą i bardziej skomplikowaną. O ile dobrze mu poszło przy tej indywidualnej, tak teraz pojawiła się pewna wątpliwość czy aby dobrze zrozumiał co ma robić. Na widok urzędniczki jedynie skinął głową. Żałował, że nie mógł zabrać ze sobą kogoś "swojego", choć z drugiej strony mniejszym złem będzie rozszczepić tę tutaj niż kogoś bliskiego. Nie dotknął jej ręki, a ramienia. Cel, Wola, Namysł. Sęk w tym, że Will nie lubił się niczym dzielić, co się przekładało na niechęć do teleportowania kogoś poprzez użycie własnych umiejętności. Coś szwankowało, jakaś głęboko skrywana awersja do przenoszenia tej baby z punktu A do punktu B. Spędził tu sporo czasu. Trzykrotnie teleportował się sam i zdziwiony odwracał się za plecy. Nie rozumiał czemu ta baba stała tam, gdzie powinna. Zaczęła nawet obgryzać paznokcie i z powątpiewaniem spoglądać na komisję. Will nie ustąpił. Stwierdził w myślach, że baba jest za ciężka i przez to mu nie wychodzi. Nieźle już wkurwiony stanął znów u jej boku. Silnym uściskiem zakotwiczył dłoń na jej ramieniu. Uparł się, że ją tym razem przetransportuje choćby miał ją rozszczepić na trzy części. Zacisnął mocno zęby i wbił wzrok w punkt docelowy. Zabiera tę przeklętą babę ze sobą, koniec i kropka. Cel - odnaleziony. Wola - nastrojona do odpowiedniego poziomu. Namysł - niech go lepiej ta urzędniczka nie doprowadza do szału, bo jak znowu zostanie w tyle to chyba zacznie wyrzucać jej niekompetencję w brutalniejszych słowach. Zupełnie jakby nie widział tu swojej winy... absolutnie. Czuł napięcie narastające wzdłuż kręgosłupa, ciało mrowiło... zacisnął mocniej palce na ramieniu babki będąc rad, jeśli zostawiłby tam jakiś ślad. Drganie w okolicach żołądkach narastało i ... jest, teleportował się i tym razem babka stała obok niego. Blada, jeszcze bardziej zdenerwowana, ale nierozszczepiona. Z jednej strony poczuł żal, ale po chwili uznał, że gdyby teleportował ją uszkodzoną to nie dostałby dyplomu. Po części usatysfakcjonowany, a po części zirytowany wyszedł z urzędu z papierkiem w dłoni. Musi na kimś poćwiczyć teleportację łączoną. Może dorwie któregoś Eastwooda?