• Zwycięzca pojedynku może zgłosić się po 1pkt. z historii magii oraz 2pkt. z dziedziny, z której zaklęć używał, natomiast przegrany otrzyma 1pkt. do kuferka. Jeśli używaliście zaklęć zarówno z OPCM jak i z transmutacji możecie wybrać sobie dziedzinę, z której punkty zostaną wam przyznane.
• Wybieracie konkretnego przeciwnika, z przeciwnym kolorem pierścienia do waszego, który będzie waszym rywalem. Jedna postać może walczyć maksymalnie aż z trzema rywalami naraz!
• Na każdego przeciwnika z jakim walczycie kulacie 2xk100: jedną kością na atak, drugą na obronę, do czego dodajecie swoje punkty z Zaklęć i OPCM LUB z Transmutacji (nie więcej niż 50). Musicie jednak użyć w tej turze zaklęcia z danej dziedziny, której statystyki sobie dodaliście.
• Atak powyżej 130 daje automatyczny punkt dla atakującego. Jeśli Atak wynosi między 65-120, obrońca rzuca k100. Wynik większy od wartości ataku oznacza udaną obronę. Atak mniejszy niż 65 daje nieudane zaklęcie - nie potrzeba obrony.
• Jeśli walczysz z dwoma przeciwnikiem i jeden z nich Cię trafi, masz -30 do obrony przeciwko drugiemu napastnikowi! Jeśli walczysz z trzema kara od pierwszego przeciwnika wynosi tyle samo, ale jeśli w tej samej rundzie również trafi Cię drugi przeciwnik, nie masz możliwości obrony przed trzecim z nich, automatycznie odnosi on sukces.
• Zwycięża osoba, która 3 razy celnie i skutecznie zaatakowała przeciwnika. Przegrany pada sparaliżowany na ziemie, aż do zakończenia całości rekonstrukcji. Zwycięzca może podjąć walkę z kolejnym niesparaliżowanym przeciwnikiem pod warunkiem, że ten posiada przeciwny kolor pierścienia.
• Jeśli walczysz z więcej niż jednym przeciwnikiem, wystarczy przegrana z jednym z nich, by ulec paraliżowi!
• Modyfikacje: - Osoby z cechami świetne zewnętrzne oko (spostrzegawczość) oraz gibki jak lunaballa mogą dodać sobie jednorazowo +20 do kostki na obronę
- Osoby z cechami silny jak buchorożec lub magik żywiołów mogą dodać sobie jednorazowo +20 do kostki na atak
- Osoby z cechami połamany gumochłon lub rączki jak patyki mają -10 do kości na obronę
- Osoby z cechami bez czepka urodzony lub dwie lewe różdżki mają -10 do kości na atak przy rzucaniu zaklęć z kategorii, jaką maja w nawiasie.
- Jeśli postać posiada którąś z poniższych genetyk, co rundę rzuca k6 na konsekwencje, wynik parzysty aktywuje poniższe akcje:
Genetyki:
Jasnowidz:
Dostajesz wizji i przewidujesz kolejny ruch przeciwnika. Twoja obrona w następnej rundzie jest udana bez względu na wynik kości. Przez przebłysk tracisz jednak chwilę skupienia i Twój atak w tej rundzie spada o 20 oczek.
Wila:
Wybierz jedną z dwóch opcji: Twój czar działa na przeciwnika i go rozprasza. Następny jego atak jest o 35 mniejszy. LUB Adrenalina związana z bitwą sprawia, że Twoja harpia się budzi. Twój atak zyskuje 30 oczek.
UWAGA! Jeśli walczysz z oklumentą lub drugą wilą, przeciwnik rzuca k6. Jeśli otrzyma wynik nieparzysty, Twoje wilowe sztuczki nie działają!
Legilimenta:
Możesz wejść do umysłu przeciwnika i wyczytać jego kolejny ruch. Twoja obrona w następnej rundzie zwiększa się o 30.
UWAGA! Jeśli walczysz z oklumentą, przeciwnik rzuca k6. Jeśli otrzyma wynik nieparzysty, Twoje sztuczki nie działają!
• Raz na dwie rundy rzucacie literką, żeby zobaczyć, co przydarzyło wam się w trakcie walki:
Scenariusze:
•F,G,H,I - Nie dzieje się nic. •A.....kromantule w natarciu - Walczycie w najlepsze, gdy nagle pojawia się dodatkowe zagrożenie. W waszą stronę zmierzają akromantule, a przynajmniej coś, co je do bólu przypomina. Rzuć k6 . Wynik 1-3 oznacza, że omijają was i pędzą dalej. Wynik 4-6 oznacza, że stajecie się celem ich ataku i musicie bronić się przed zupełnie nowym zagrożeniem. Nie macie szansy na obronę przed atakiem przeciwnika. W dodatku kończycie z raną po ugryzieniu na dowolnej części ciała. Może lepiej, by obejrzał to uzdrowiciel? •B...ijący blask - Jedno z otaczających was zaklęć podpala przestrzeń wokół. Co rundę, obydwoje rzucacie dodatkowe k100, by sprawdzić, czy ranicie się o płomienie. - 1-35 Sprawnie tańczycie wokół ognia. Nic wam się nie dzieje. - 36- 70 Zbyt mocno zbliżacie się do płomienia, który delikatnie was parzy. Otrzymujecie -20 do obecnej obrony i -10 do następnego ataku, jaki wyprowadzicie. - 71-100 Nie każdy ma oczy dookoła głowy i widać Ty należysz do takich osób. Wpadasz w płomienie, które mocno parzą Twoją skórę. Otrzymujesz na stałe -20 do wszystkich zaklęć rzucanych podczas rekonstrukcji. i poparzenie, które należy opatrzyć po walce! •C....entaury w galopie- Mieszkańcy Zakazanego Lasu włączyli się do rekonstrukcji i galopują między wami. Rzuć k6. Jeśli wynik jest parzysty, nic się nie dzieje. Wynik nieparzysty oznacza, że obrywasz (1,3 - kopytem, zakręć kołem by zobaczyć która kość ulega złamaniu ; 5 - obrywasz strzałą, zakręć kołem, by zobaczyć, gdzie) i otrzymujesz -20 do trzech następnych zaklęć, jakie rzucisz. •D....ylemat moralny - Widzisz, że jeden z Twoich sojuszników nie radzi sobie najlepiej. Masz wybór pomóc mu, ale tym samym stracić szansę na obronę zaklęcia, które Cię atakuje lub bronić siebie, ale Twój sojusznik obrywa atakiem, bez względu na jego kości. Obowiązkowo oznacz osobę, którą ratujesz/skazujesz na brak obrony. •E...kscytujące wybuchy - Jak to w walce bywa, nie jesteście tu sami, a walki wokół wpływają na waszą potyczkę. Ktoś obok popisał się niezłą Bombardą sprawiając, że w waszą stronę lecą różne odłamki, które pogarszają wasz wzrok i powodują dzwonienie w uszach, a pył uniemożliwia wam wypowiadanie zaklęć. Rzuć k6 - wynik parzysty oznacza, że efekt dotyczy Twojego przeciwnika, wynik nieparzysty oznacza, że dotyczy Ciebie. Następne dwa zaklęcia osoby, której efekt dotyczy muszą być niewerbalne i otrzymują karę -30. •J....adowite tentakule - Już myślałeś, że przeciwnik będzie Twoim największym zmartwieniem, gdy nagle wpadasz na coś, co kompletnie zlało Ci się z otoczeniem. Kolce jadowitej tentakuli przebijają się przez Twoje ciało, wprowadzając jad do organizmu. Każde następne zaklęcie jest ma karę -10 większą (pierwsze -10, drugie -20, trzecie -30 itd...) ze względu na osłabienie organizmu. Jeśli posiadasz przynajmniej 20pkt. z zielarstwa w kuferku możesz dorzucić k6, gdzie wynik parzysty pozwala Ci na czas rozpoznać roślinę i uniknąć efektu tej literki!
• Obowiązkowy kod:
Kod:
<zgss> Kolor pierścienia: </zgss> <zgss> Przeciwnik: </zgss> <zgss> Modyfikacje, wydarzenia i bonusy kuferkowe: </zgss> <zgss> Atak: </zgss> Tu wpisz wynik rzutu kością + modyfikacje <zgss> Obrona: </zgss> Tu wpisz wynik rzutu kością + modyfikacje
•Wszelkie pytania kierujcie do @Maximilian Felix Solberg • Rekonstrukcja zakończy się 20.05 o godz. 19:00!
Lope, naturalnie, zapamiętał sobie już wcześniej, że Limier organizuje trening. Gdyby nie to, że organizował sobie dokładnie wolny czas, pewnie już dawno padłby z przemęczenia. Ciągłe wyjazdy, pojedyncze kursy i mecze, które rozgrywał okazjonalnie poza Hogwartem sprawiały, że Mondragóna praktycznie nie dało się nigdzie złapać poza niektórymi lekcjami. Dbał tylko o swoją drużynę, żeby nie myśleli, że mogą odpocząć od wycisku na treningach. Wiedział, że Limier nie przygotuje niczego wymagającego, w końcu musiał dbać o kaleki życiowe, które pierwszy raz siadały na miotłę, ale założył pełny strój z ochraniaczami. Nie lubił takiej pogody, ale nie zakładał wielu warstw ubrań, żeby zachować swobodę ruchów. Ciekaw był, ile osób z drużyny postanowi przyjść. Wolał widzieć zaangażowanie, zresztą wszystko i tak skomentuje na treningu Slytherinu. Kapitan Ślizgonów przyleciał na boisko i zsunął się z miotły w miękki śnieg. Przywitał uśmiechem Lennoxa, Vivien i Daisy, a także przyjrzał się Ślizgonce o kolorowych włosach - Erice Frisk, jak przypuszczał, bo nie widywał jej za często. Zaczął się rozciągać, nie do końca zwracając uwagę na poszczególne ćwiczenia. Strzeliło mu coś w karku, zapewne przez to, że znowu spędził bezsenną noc w jednej z wież. Wsiadł na miotłę i zaczął robić kółka, mrużąc oczy przed śniegiem. Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie to, że ktoś inny miał większy problem z orientacją i wleciał w Lope. Okazało się, że to właśnie ta Ślizgonka, która wzbudziła wcześniej czujność mężczyzny. - Nie szkodzi. - rzucił beznamiętnie, pocierając bok w który chyba wbiła mu się tym trzonkiem miotły, bo bolało, jak diabli. Zastanowił się przelotnie, czym było to nieznane mu słowo, które rzuciła, ale wkrótce musiał cał swoją uwagę poświęcić Nimbusowi, który nieco zwariował. Zarzucając kapitanem Slytherinu wysforował naprzód, zmuszając do gwałtownego przyspieszenia. Zanim Hiszpan sobie z tym poradził zdążył zrobić więcej kółek. Limierowi najwyraźniej podobał się taki zapał, bo przyznał mu pięć punktów.
Limier spodziewał się, że przez ciężką widoczność i zimno mogą wyniknąć jakieś drobne wypadki, więc ciągle był w pobliżu. Koordynował każde zderzenie upewniając się, że nikt sobie przypadkiem nie podbił oka łokciem, a kiedy dwójka uczniów spadła na ziemię, także sprawdził, że nie są połamani i poinstruował, żeby bez ociągania wracali do rozgrzewki. Niektórych musiał pochwalić, bo robili więcej niż inni, reszty nie chciało mu się już strofować. Cieszył się, że nieodzownie kapitanowie Hufflepuffu i Slytherinu postanowili także się zjawić. - Podejdźcie. - powiedział, biorąc do ręki pudełko z ukrytym zniczem. Miał takich parę i zamierzał wyjaśnić, co takiego zaplanował. - Jak mówiłem, będziecie się ścigać. Wyznaczę wam konkretną trasę, którą okrążycie całą tę polanę. Nie tylko liczy się to, jak szybko przybędziecie na metę, ale też będzie mały smaczek dla ambitnych. Wypuszczę kilka zaczarowanych zniczy, które będą wam w tym locie towarzyszyć. Waszym zadaniem jest dotrzeć pierwszym, ale też ze zniczem w ręce. Przyznam, to trudne zadanie, dlatego nie przejmujcie się, jeśli wam się nie uda. Zwłaszcza, że jest jeszcze jedno utrudnienie w postaci pałkarzy. Ci, którzy chcą, wezmą pałki i będą odbijać tłuczki tak, żeby wymuszać na reszcie ścigających uniki. Nie chodzi o to, żeby w nich trafić i zrzucić z miotły, jak na normalnym meczu, ale żeby po prostu wyćwiczyć umiejętność radzenia sobie z tłuczkiem. - wzrok tak niechcący padł mu na Wykeham raz czy dwa. Przynajmniej oddała różdżkę. - Zdecydujcie, co wolicie. Przypominam o zachowaniu ostrożności ze względu na pogodę i czasami szwankujące miotły! Będę obok, gdyby komuś coś się stało. Rozdał pałki odpowiednim osobom i rozpoczął wyścig, wypuszczając kilka zniczy.
____________________ Macie instrukcję u Limiera. Rzucacie jedną kostką.
Ścigający:
@Julian Ripley@Chase R. Young@Miglė Hitchcock@Ophélie Zakrzewski@Lope Mondragón@Vivien O. I. Dear@Riley Fairwyn@Gemma Twisleton@Erika L. Frisk 3 - Śnieg wydawał się poważnym przeciwnikiem, bo siekł cię po twarzy bezlitośnie. Próbowałeś skupić się na otoczeniu, ale nie dostrzegłeś, że jesteś bardzo blisko jednego z rozgałęzionych drzew, a wtedy twoja miotła odmówiła posłuszeństwa i nie zdążyłeś wyhamować. Zaczepiasz porządnie o gałęzie drzewa. Masz przez to mocno zraniony policzek/dużego siniaka, do tego cały rękaw szaty został rozerwany w niemalże strzępy. Nie wróciłeś jednak jako jeden z ostatnich mimo, że bez znicza. 5 - Pogoda nie była ci aż tak straszna, ale zdążyła cię zmrozić i czujesz, że palce masz jak z lodu. Wyprzedziłeś zgrabnie pozostałych i dzięki popisowej beczce złapałeś złotą piłeczkę. Nieźle cię to wymęczyło, ale przybywasz jako jeden z piewszych! 1 - Wydawało ci się, że już masz znicza, ale powiew gęsto padającego śniegu cię oślepił. Mało brakowało, a wylądowałbyś boleśnie na ziemi. Znicz natomiast uciekł sprzed twojego nosa mimo, że ogólnie czas miałeś dobry. Do tego znikąd nadlatuje tłuczek, który rani cię w rękę/nogę/głowę, na całe szczęście niezbyt mocno. Jeśli jesteś szukąjacym w drużynie, możesz za darmo przerzucić tę kostkę. 6 - Koszmarna widoczność mocno ci przeszkadzała, do tego zapanowanie nad miotłą też kosztowało cię sporo wysiłku. Zobaczyłeś znicz w ostatniej sekundzie i ledwo go przechwyciłeś. Wygiąłeś się przy tym nieostrożnie i niestety ześlizgnąłeś się ze zlodowaciałej rączki miotły. Rzuć jeszcze raz: parzysta - spadłeś do śniegu tak niefortunnie, że skręciłeś kostkę. Nieparzysta - nic ci się nie stało, więc dokończyłeś wyścig. 2 - W ogóle nie mogłeś dostrzec znicza w tej zawiei, zależało ci przede wszystkim na tym, żeby w ogóle dolecieć w jednym kawałku na metę. Wiatr i zimno sprawiały, że miałeś tego dosyć, ale dzięki temu szybciej ukończyłeś wyścig. Mimo, że bez trofeum. 4 - Powtarzałeś sobie, że dasz radę pomimo chmur śniegu próbujących cię zdezorientować. Wypatrzyłeś złotą kuleczkę i wyciągnąłeś po nią rękę, kiedy coś cię powierzchownie uderzyło. Któryś z tłuczków najwyraźniej cię trafił, ale nie mogłeś zorientować się kto go skierował. Wiesz tylko, że porządnie boli cię ramię, a znicz zniknął.
Jeden przerzut za 10 punktów z gier miotlarskich. Można wybrać dogodniejszą kostkę. Można sobie pogorszyć wynik.
Ważne! W swoim rzucie kostką zaznacz, którą opcję wybierasz. PIERWSZA OPCJA (słuchanie poleceń nauczyciela): 1,2 - Nie szło ci to. Śnieg utrudniał celowanie, więc większość uderzeń wykonywałeś po prostu na oślep. W pewnym momencie zobaczyłeś, że jeden z tłuczków leci prosto na ciebie, ale było już za późno na zamachnięcie się pałką. Oberwałeś w ramię/nogę/głowę i to na tyle mocno, że musisz napisać post w skrzydle szpitalnym lub wspomnieć w następnym wątku o konsekwencjach w postaci bólu. 4 - Dopisuje ci szczęście, bo raz za razem odbijasz tłuczki. Możesz skupić się na odpowiednich uderzeniach i nieźle potrenować. Widzisz, że inni gracze muszą mocno popracować, żeby uchylić się przed piłkami, które zdają się perfekcyjnie z tobą współgrać. Zyskujesz pięć punktów dla domu. 3,5,6 - Gdyby nie to, że twoja miotła postanowiła szaleć, pewnie nie byłoby źle. Ale kilka tłuczków musiałeś przepuścić, jeden uderzyłeś pod wyjątkowo krzywym kątem i dopiero po żmudnych zmaganiach odzyskujesz kontrolę. Teraz idzie ci dobrze!
Jeden przerzut za 10 punktów z gier miotlarskich. Można wybrać dogodniejszą kostkę. Można sobie pogorszyć wynik.
DRUGA OPCJA (nieposłuszeństwo). Kto wie, może po prostu chcesz komuś przywalić i ignorujesz to, że Limier wyraźnie powiedział, żeby tego nie robić? Rzuć dwoma kostkami i zsumuj wynik. 2-8 - Posyłasz tłuczka prosto w wybranego gracza, uderzając w jego miotłę. Nie powodujesz większych uszkodzeń, ale Limier wszystko zauważa i jest wściekły. Odejmuje ci dziesięć punktów i dostajesz szlaban. 9-12 - Udaje ci się umknąć spojrzeniu trenera, bo kiedy walisz pałką w tłuczek perfekcyjnie trafiasz w swoją wybraną ofiarę. Tutaj NIE MA przerzutów.
Termin: 17.01. Można przyjść spóźnionym i wziąć od razu udział, tylko w przypadku ścigającego nie można mieć 5 (należy przerzucić), a pałkarza nie można mieć 4 (to samo).
Ostatnio zmieniony przez Lazare Limier dnia Pią Sty 12 2018, 16:37, w całości zmieniany 1 raz
Julian przez kilka minut nie miał pojęcia, co się wydarzyło. Owszem, chwilowa, przyklejająca się do gogli zawierucha sprawiła, że przez kilka sekund leciał zupełnie na oślep i poczuł, że na kogoś wpada, jednak wydawało mu się, że nie jest tak źle i bez problemu utrzyma się na miotle. Jednak coś szarpnęło, podmuch wiatru zarzucił miotłą, a Julek nagle znalazł się kilka stóp niżej, lądując prosto w śniegowej zaspie. Co więcej poczuł, że na kilka sekund zabrakło mu tchu i był przekonany, że to jego ostatnie chwile, gdy na jego klatce piersiowej z impetem wylądowała Chase. - Na Merlina... - Jęknął, łapiąc w końcu oddech. Czuł dokładnie każde swoje żebro i był zaskoczony, że ma ich tak wiele. - Wszystko ok, żyjemy! - Uspokoił nadlatującego nauczyciela i spojrzał na leżącą na nim Krukonkę. Nie żeby nigdy wcześniej nie wyobrażał ich sobie w takiej konfiguracji. Ale niekoniecznie w metrowej zaspie i w otoczeniu jakichś dwudziestu osób. Zarumienił się delikatnie (dobrze, że jest mróz i jego policzki już i tak były wystarczająco czerwone!) i potrząsnął głową, żeby strącić z włosów śnieg i przy okazji odgonić myśli, które były zupełnie niestosowne. - Jesteś cała? - Upewnił się, pomagając Chase podnieść się ze śniegu. Na szczęście dziewczyna nie była jakąś kruszynką, która łamała się pod wpływem byle podmuchu wiatru i na pierwszy rzut oka wyglądało na to, że nic poważnego się jej nie stało. - Przepraszam, nie widziałem cię - wymamrotał mocno zawstydzona. Przecież wcale nie był takim złym graczem! Latanie na miotle, to jedna z dwóch rzeczy, które mu w życiu wychodziły. - Chyba powinniśmy wracać do reszty - Spojrzał w stronę uczniów zgromadzonych dookoła nauczyciela, który zaczął już tłumaczyć zasady treningu. Pomógł Krukonce otrzepać się ze śniegu, dopilnował żeby bezpiecznie wróciła na swoją miotłę i ramię w ramię podlecieli na miejsce zbiórki. Zgodnie z funkcją pełnioną w drużynie, Julek nie zastanawiał się dwa razy i szybko zajął pozycję ścigającego. Skupił się mocno, bo już i tak każdy widział jaka z niego ofiara losu, która nawet rozgrzewki nie potrafi przetrwać na miotle. Poprawił szatę, wytarł ze śniegu drążek od miotły i naciągnął mocniej rękawiczki, żeby wzmocnić uchwyt. Na znak trenera wystartował z miejsca, koncentrując się na pokonaniu trasy. Jednak miał dzisiaj wyjątkowego pecha. Podmuchy wiatru nieustannie sypały śniegiem prosto w jego twarz i chociaż wytężał wzrok z całych sił, nie zauważył drzewa, które znikąd wyrosło tuż przed jego miotłą. Próbował zrobić szybki unik, jednak szkolna miotła nie miała najmniejszego zamiaru reagować na jego komendy i w efekcie jedna z rozłożystych gałęzi trafiła go prosto w twarz, po czym zahaczyła o szatę, rozdzierając rękaw. Julek odruchowo złapał się za pulsujący policzek, jednak udało mu się zachować równowagę na miotle i zaciskając mocno zęby pomknął do przodu, modląc się w duchu żeby ten trening się jak najszybciej skończył. Dotarł na metę z poczuciem wstydu i porażki. Naprawdę chciał się wykazać i zabłysnąć, a zamiast tego nie dość, że spadł z miotły, to teraz przynajmniej przez tydzień będzie chodził z fioletowym siniakiem na policzku. Nawet nie pocieszył go fakt, że mimo przygód, wcale nie wrócił na metę ostatni. Jego męska duma dzisiaj bardzo mocno ucierpiała.
W ciągu tych kilkunastu minut rozgrzewki zdążyłam wyrzucić z głowy wszystkie bolesne myśli - na polu bitwy pozostawałam tylko ja i mój niezawodny Nimbus. Wysłuchałam nauczycielskich poleceń z całkowitym skupieniem tylko delikatnie przytakując. Gdy nauczyciel w końcu wydał nam polecenie startu zgrabnych ruchem wskoczyłam na miotłę wykonując kolejne manewry - nawet okropna pogoda nie była mi straszna, chociaż trudno ukryć, że zrobiło mi się naprawdę zimno, a moje palce bardziej przypominały lód niż część ciała. Mimo to ani na moment nie odpuszczałam omijając kolejne przeszkody, uchylając się lecącym w moją stronę tłuczkom i wyprzedzając przeciwników. W pewnym momencie dostrzegłam znicz - wiedziałam, że dużo łatwiej i bezpieczniej będzie dotrzeć na metę bez niego, zależało mi jednak na tym by osiągnąć prawdziwie zadowalający wynik, więc wiedziona adrenaliną wykonałam zgrabną beczkę i pochwyciłam złotą piłkę. Ściskając w palcach znicza (i modląc się, żeby mi nie uciekł) poleciałam w stronę mety, gdzie jakimś cudem doleciałam jako jedna z pierwszych. Po raz pierwszy od kilku ostatnich tygodni poczułam jakieś silniejsze emocje.
Trudno ukryć, że zaczynałem być odrobinę znudzony - rozgrzewka była dość monotonna, a zakaz trafiania tłuczkiem w innych graczy dosyć mnie mierził - w moim mniemaniu tłuczek służył właśnie do tego. Po chwili poslusznej zabawy z pałką znudziłem się i rzuciłem do @Harriette Wykeham: - Stawiam dychę, że trafię w największego kretyna na tym boisku. Najbliższy tłuczek, który poleciał w moją stronę został odbity wprost w kierunku @Lope Mondragón i zgodnie z moją nadzieją trafił w jego miotłę. Dobrze Ci tak, chuju - pomyślałem wspominając stosunek Ślizgona do mojej matki. Wprawdzie Mondragón nie poniósł żadnych wielkich obrażeń, ale każde wytrącenie go z równowagi dawało mi tyle radości, co Bombonierki Lesera w czasach szkolnych. Niestety nie wszystko poszlo po mojej myśli - niestety Limiere zauważył moje zachowanie. Bylem pewien, że otrzymam zaraz ostrą reprymendę i szlaban, ale szczerze powiedziawszy miałem to w glębokim poważanie. Każde uprzykrzenie życia temu Ślizgońskiemu gnojkowi było warte szlabanów i utraty punktów.
Kostki - nieposłuszeństwo: 2 i 6 = 8
Riley Fairwyn
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 25
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 185cm
C. szczególne : cała górna lewa strona mojego ciała jest poparzona - ukrywam to za pomocą metamorfomagii; liczne blizny na dłoniach; blizna po dziobie bystroducha przebiegająca przez całą szerokość pleców
Nie potrafiłem się ścigać. Kiedyś próbowałem się w to bawić. Adrenalina dostarczana wraz z ogromną prędkością była naprawdę wyjątkowa. Głośny łomot serca tak wyraźny, że aż niemalże bolesny i nieustanna walka z miotłą, aby utrzymać zamierzony kurs zawsze pozostaną w mojej pamięci. Jednak to były tylko szczeniackie wybryki. Raz czy dwa przyłapani potem przez prefekta uciekaliśmy w noc. Wiatr burzył nasze włosy, napełniając nas dziką radością z robienia czegoś nie tylko głupiego, ale przede wszystkim niedozwolonego. Wspominałem te dni ze wzruszeniem adekwatnym dla człowieka myślącego o rozkosznym, leniwym dzieciństwie. Korzyści z podobnych praktyk były dla mnie znikome. Zgodnie z poleceniami Limiera dosiadłem miotły, aby podjąć próbę, ale nie spodziewałem się żadnych cudownych rezultatów mojego działania. Znicz pozostał dla mnie ukryty, tak samo jak Naeris, za którą mimowolnie rozejrzałem się w tej zawiei, aby jakoś pokrzepić się jej obecnością. Nie do końca wiedziałem, dlaczego to jej do tego potrzebowałem, ale w tej chwili nie starałem się tego pojąć. Po prostu skupiłem się na locie. Poszło mi całkiem nie najgorzej, chociaż nie ukrywam, że miałem już serdecznie dość wiatru, śniegu i wszechobecnego chłodu. Zamarzył mi się kolejny wieczór w łazience prefektów. Ach, gdyby tylko moje policzki nie były teraz zaróżowione od chłostającego je wcześniej wichru, zapewne zaczerwieniłbym się jak ostatni młodzik. Zaczynałem być coraz bardziej świadom rodzących się we mnie podobnych pragnień i uczuć, ale nie potrafiłem jednoznacznie stwierdzić czy to dobrze czy może wprost przeciwnie. Wylądowałem na ziemi pociągając nosem, czekając na dalsze polecenia… bądź na zezwolenie na ucieczkę do wieży Ravenclawu. Marzyłem o kubku gorącej herbaty.
Miglė przetarła oczy, by cokolwiek widzieć. Musiała zaopatrzyć się w gogle, ale znowu była doszczętnie spłukana, także nawet nie było o tym mowy. Także przejmujący chłód przypoiminał jej o braku funduszy na koncie, bo nawet porządnych rękawic nie mogła kupić. Nie miała ochoty ścigać się w tej zawiei, zresztą doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że jej szanse na złapanie znicza niemal nie istniały. Miotła z początku nie słuchała Krukonki, ale ostatecznie przestała dziwnie drgać. Miglė wolała się skupić na dotarciu na metę niż na bezskutecznym łapaniu znicza. Jednak nie mogła się powstrzymać przed choćby zerknięciem wokół, czy złota piłeczka nie latała gdzieś obok. Mało nie oberwała gałęzią w twarz, ale zdążyła się uchylić, więc patyk pacnął tylko jej kaptur. Na nieszczęście dziewczyny padający śnieg ograniczył widoczność do minimum, więc nie widziała końca swojej miotły, a co dopiero dostrzec jakiś złoty błysk. Popędzana mroźnym wiatrem i zimnem, które zdawało się wbijać igiełki w odsłoniętą szyję Miglė, przebyła wyznaczoną trasę dość prędko, lecz bez znicza. Krukonka nie była zbytnio zadowolona z siebie, ale cieszyła się, że przynajmniej nie spadła w śnieżną zaspę, co niektórym się udało.
Złapany znicz: Nie Kostka: 2
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
"Ci, którzy chcą, wezmą pałki i będą odbijać tłuczki..." w tym momencie Ette usłyszała już wszystko, co chciała usłyszeć. Limire mógł równie dobrze zakończyć przemowę w suahili lub innym zupełnie nie znanym jej języku. Nie zauważała nawet, że na nią zerkał. Początkowo odbijała trochę na pół gwizdka, bo w jej zasięgu były też takie sieroty, które sprawiały wrażenie, że w życiu na miotle nie siedziały. Poza tym oszczędzała siły na konkretną osobę. Jedynym powodem, dla którego od razu nie rzuciła się w pościg za Mondragonem, była obawa, że trener będzie miał z tym jakiś problem. Planowała zrobić to jakoś dyskretnie. Plan ten poszedł jednak w odstawkę, kiedy Lys wyskoczył z zakładem. - Wchodzę - odparła z uśmiechem i nie czekając nawet na okazję, sama dogoniła jakiś tłuczek, by razem z przyjacielem przyłożyć kapitanowi Ślizgonów. Niestety trafiła tylko w miotłę, pocieszające było za to, że Lys również, więc przynajmniej nie przegrała.
Nie bez powodu nie chciała grać jako pałkarka; to pozycji ścigającej zdobywała punkty dla Nietoperzy z Ballycastle, kiedy trwały mistrzostwa i do niej czuła największy sentyment, nawet jeśli lubiła ćwiczyć swoje umiejętności miotlarskie z różnych perspektyw. Nigdy nie było wiadomo, kogo przyjdzie jej zastąpić, lecz po dłuższej przerwie zdecydowanie ucieszyła ją wiadomość, że będzie mogła spróbować swoich sił w ulubionych warunkach. Wyścig był najważniejszy - Erika przetoczyła uważnym spojrzeniem po reszcie uczestników. Wiedziała, że na swoim Nimbusie jest w stanie pojawić się na mecie przed przynajmniej połową z nich. Nie byłaby jednak sobą, gdyby nie zainteresował ją temat zniczy. Wchodziła w to całkowicie... Trzeba było przyznać, że nawet Erika zmiękła w Hogwarcie - palce niemal przymarzały jej do trzonka miotły, wprawiając w dyskomfort. Zacisnęła jednak zęby, bo nie takie warunki atmosferyczne próbowały już ją pokonać. Zgrabnie omijała wszelkie przeszkody, jak i innych zawodników, nabierając przyspieszenia. Z tego miejsca wiedziała, że uzyska satysfakcjonujący wynik... Jej wzrok uciekł w stronę mknącej całkiem blisko złotej piłeczki. Prosty wybór. Ryzykować czy nie? Pewny wynik lub... Lub co? Gwałtownie skręciła miotłą, podejmując wyzwanie Limiera. Jak się okazało, słusznie, bo zgrabnie wykonana beczka zbliżyła ją do znicza na tyle blisko, że mogła zacisnąć go tryumfalnie w pięści. Kąciki ust Eriki bezmyślnie uniosły się do góry w wyrazie ogromnej satysfakcji, kiedy już jednostajnym tempem leciała w stronę mety. To były momenty, kiedy czuła, że żyje.
Wielka szkoda, że mamy tylko odrobinę przeszkadzać ścigającym. No ale nic, zawsze to jakieś ćwiczenie, a wycelowanie tłuczka tak, żeby nie trafił jest czasem również trudne jak żeby trafił. Szczególnie, kiedy tyle tych ludzi tam lata. Radzę sobie całkiem nieźle z posyłaniem piłek w przestrzeń i w sumie nie mam zamiaru łamać reguł, aż do czasu kiedy widzę jak dwa tłuczki, jeden po drugim, trafiają w kapitana. Nie muszę nawet dobrze się rozglądać, żeby wiedzieć kto może być sprawcą. I tak to robię i widzę @Lysander S. Zakrzewski i @Harriette Wykeham, którzy są wyraźnie zadowoleni z tego co zrobili. Wydaje mi się, że to o ślizgonach mówią, że są wredni, gryfoni natomiast tacy honorowi i coś tam jeszcze - wciąż się gubię w tych całych hogwarckich domach. Nie wiem co oni sobie myślą, ale chyba nie oczekują, że dam im tak w Lope uderzać, kiedy sama trzymam pałkę w dłoniach. Trochę szkoda, że jestem sama, bo zupełnie nie mogę się zdecydować w kogo powinnam celować - w Harriette, która ostatnio na każdym kroku działa mi na nerwy czy może na Lysandra, do którego w sumie nic do tej pory nie miałam, poza zabawnymi starciami na meczu. Korzystam z tego, że trener jest akurat zajęty denerwowaniem się na tę dwójkę i posyłam tłuczek w stronę @Lysander S. Zakrzewski, a niech ma! Potem jak gdyby nigdy nic dalej zajmuję się ćwiczeniem, prawie pewna, że nie zostałam zauważona.
Na komentarz brata bliźniaka o goglach jedynie prychnęła. Naprawdę, jakby jeszcze sama tego nie zauważyła i nie chciała ich poprawić. Fuknęła pod nosem, jak to wszystko jest dzisiaj do niej wrogo nastawione, ale mimo to nie chciała być teraz w zamku, w dormitorium. Wbrew przeciwnościom losu jakaś cząstka niej cieszyła się, że tu jest i robi to, co uwielbia. W końcu nadeszła właściwa część zajęć - wyścigi. Lekko się ich co prawda obawiała, bo pogoda była, jaka była, a jej miotła czasem potrafiła dać o sobie znać i przykładowo zbaczała z toru lotu na lewo, ale na razie musiała sobie z tym poradzić. Kiedy tak leciała, dostrzegła przed sobą złotą plamkę, której nie można było pomylić z niczym innym. Zmusiła miotłę do przyspieszenia, wyciągnęła rękę najdalej, jak tylko mogła i już prawie go miała... gdyby nie nagły powiew śniegu, przez który straciła kulkę z zasięgu wzroku, a przy okazji prawie wylądowała na ziemi. I to boleśnie. Czy można marzyć o czymś jeszcze? Otóż tak. Jak na złość z prawej strony nadleciał tłuczek i niestety, nie udało jej się zrobić uniku. Dostała w głowę, na szczęście nie mocno, ale wystarczająco, żeby przed oczami zrobiło jej się ciemno. Merlinie, za co to wszystko dzisiaj? Marnym pocieszeniem było to, że ostatecznie czas miała dobry.
Kostka: 1 Złapany znicz: Nie
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Dosłownie kilka sekund po tym, jak zbombardowali miotłę Modragona, inny tłuczek trafił Lysa. Karma? Nie, Manese... A Ette kiedyś ją nawet lubiła - jeszcze zanim ją wzięli do Slytherinu. Ten dom robił najwyraźniej szmatławca z każdego. Lysander zapewne sam chciałby wziąć na niej odwet, ale dopiero co dość solidnie oberwał, a Etka miała wprost idealną sytuację. Zamachnęła się tylko na nadlatujący tłuczek, posyłając go w Ślizgonkę. Gdzieś tam przy tym wszystkim był Limiere, ale z nim już zupełnie przestała się liczyć. Z resztą, na litość Merlina, musiał przecież widzieć, że Manese odbiła w Lysa.
Nie spodziewam się, że oberwie mi się w odwecie i może dlatego nie patrzę w stronę dwójki gryfonów. Chociaż może powinnam to przewidzieć, skoro wcześniej bez większych powodów uwzięli się na Lope? Zauważam lecący w moją stronę tłuczek w dosłownie ostatnie chwili, nie udaje mi się go odbić, tylko na tyle odlatuję w bok, że zamiast we mnie uderza w miotłę. Całe szczęście nie na tyle mocno, żeby się złamała albo żebym z niej zleciała, ale i tak dosyć mocno mną wstrząsa. Szybko przytomnieję po tym uderzeniu, udaje mi się nawet dogonić tłuczek i się zamachnąć. Mam jakieś ogromne szczęście, bo Limier znowu patrzy zupełnie gdzie indziej. Chyba bardziej zajmuje się teraz gryfonką, bo jej wyczyn, tuż obok stojącego na ziemi trenera, na pewno nie uszedł jego uwadze. Tymczasem tłuczek podąża całkiem celnie w jej kierunku. Przypadek? Nie mam pojęcia co Lazare sobie myśli, ale chyba niedługo się zorientuje, że dziewczyna wcale ich nie przyciąga tylko ktoś im pomaga.
na unik: 3 (nie udaje się) na odbicie (nieposłuszczeństwo): 11
Harriette Wykeham
Rok Nauki : II studencki
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 168
C. szczególne : za duży, powyciągany wełniany sweter na grzbiecie, łańcuszek z obrączką na szyi
Znów niestety trafiła tylko w miotłę, chociaż powoli dochodziła do wniosku, że wycyzelowane Nimbusy Ślizgonów, które ich kapitan chyba im wysrywał, wcale nie były złym celem. Jeszcze zanim wzięła się za ten tłuczek, Limiere o coś tam pruł japę, więc kiedy odbicie miała już za sobą, próbowała przynajmniej udawać, że słucha jego nudzenia. Moment ten wykorzystała Manese - na nią trener nie zamierzał chyba wrzeszczeć. Ciekawe ile Fairwyn mu dał w łapę, że Ślizgoni mieli u niego takie luzy. - Ałaaaa! Noż kurwa mać! - w ostatniej chwili złapała się miotły, żeby nie spaść. Nie zwracała już uwagi na nauczyciela. Dlaczego miałaby, skoro ewidentnie nie mogła liczyć na żadną sprawiedliwość z jego strony. Zawróciła miotłę i pognała za tłuczkiem. Dogoniwszy jakiś zamachnęła się i ignorując ból, posłała go w stronę Manese. Tym razem umyślnie celowała w miotłę.
Limier starał się upilnować wszystkich uczniów i dbać o to, żeby nie wynikł żaden problem, ale to raczej było zadanie niewykonalne. Zwłaszcza, gdy kapitan Ślizgonów znowu stał się głównym celem pałek Gryfonów. Nauczyciel zauważył skandaliczne zachowanie Zakrzewskiego i podleciał do chłopaka, żeby wystosować odpowiednią karę. Okazało się jednak, że, no bo któż by inny, Wykeham postanowiła nie pozostawać w tyle. Spodziewał się, że chociaż spróbuje zachować pozory, żeby nie zabierał jej różdżki, ale dziewczyna po prostu prosiła się o zawieszenie. Limier nie miał ochoty się denerwować, dlatego po prostu powiedział jej o wynikłych z tego konsekwencjach. Zajęty dawaniem reprymendy Harriette, nie zorientował się, że kolejny tłuczek śmignął tam, gdzie nie powinien. Miał wrażenie, że wszyscy nagle rzucili się, żeby łamać ustalone przez niego zasady. - WYKEHAM! - profesor odwrócił się na miotle, żeby zobaczyć, jak Gryfonka, która dopiero co zarobiła utratę punktów i szlaban, ponownie strzela tą pałką przed nosem Lazare. Poszukiwał spojrzeniem kolejnego winnego, ale w tym czasie znowu ktoś uderzył w Harriette. A ta z kolei uciekła, żeby po raz trzeci uderzyć tłuczkę w jakąś Ślizgonkę. Lazare z trudem opanował nerwy. O dziwo, ścigający zachowali się spokojnie i nikt nikogo nie atakował, natomiast agresja pałkarzy go nieźle zaskoczyła. - Wybierasz się do dyrektora, Wykeham. A jeśli jeszcze jeden raz spróbujesz nie wykonywać moich poleceń, możesz pożegnać się z miejscem w drużynie. Możesz grać ostrzej na meczu, ale to trening, jeśli tego nie rozumiesz to masz spory problem. Pomijał już to, że przeklinała. Pożegnał resztę uczniów, gratulując tym, którzy pierwsi przybyli na metę, w dodatku ze zniczami w rękach. Wysłał również patronusa do dyrektora, żeby powiadomić o całej sytuacji.
@Lysander S. Zakrzewski - oznaczę Cię przy szlabanie. @Harriette Wykeham - oznaczę Cię przy szlabanach. Będą trzy, każdy w odstępie tygodnia. Plus musisz odwiedzić gabinet dyrektora /zt
Pałujemy się z Etką nawzajem i jest bardzo zabawnie, tym bardziej dla mnie, bo Lazare ani razu nie widzi co robię - jestem sprytna, jak na ślizgonkę przystało. Dostaje mi się po raz kolejny, to znaczy mojej miotle, wcale nie wiem czy powinnam się bardziej cieszyć czy złościć, że to nie we mnie. Wbrew pozorom, człowieka łatwiej poskładać, a przynajmniej wystarczy iść do skrzydła szpitalnego. Z połamaną miotłą jest już całkiem sporo zachodu, odsyłanie jej do serwisu albo, nie daj Merlinie, kupowanie nowej. Już szukam nadlatujacego tłuczka, żeby po raz kolejny posłać go w @Harriette Wykeham ale w porę zauważam, że Lazare znowu na nią krzyczy za jej karygodne występki i rozgląda się za osobą, która w nią posyłała tłuczki - to ja, ale trener o tym nie wie i nie zamierzam pomagać mu w odkryciu tej tajemnicy. Lekcja się kończy, więc opuszczam pałkę, skoro nie ma już w co uderzać. Chichoczę pod nosem, kiedy słyszę co dostaje się za karę Etce i pokazuje jej język, kiedy Lazare nie widzi. Śmiesznie, bo podobnie jak ona dwa razy odbiłam tłuczek w niedozwolony sposób, jednak to nie ja zaczęłam, więc całkowicie oczywistym jest, że jej należy się bardziej ode mnie.
zt
Benjamin Ash Benoui
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : Tatuaże na rękach, oraz orzeł na piersiach.
Wreszcie. Ta cholerna zima dobiegała końca, przynajmniej miał taką nadzieję. Ona go zwyczajnie dobijała i nie potrafił cieszyć się z tego co daje mu nowy dzień, gdy za oknem jest biało. Owszem, sześć stopni to jeszcze nie lato, ale chociaż nie mroźno. Od czasu do czasu krople deszczu zaspokojały glebę Londynu, ale tym się nie przejmował. O wiele bardziej wolał deszcz od śniegu, a przecież z cukru nie był, poza tym miał w kieszeni różdżkę którą mógł czynić cuda. Dlaczego wybrał się na Dębową Polanę? Sam nie wiedział, bo rzadko tutaj przychodził. Może chciał zwyczajnie pomyśleć o tym co się wydarzyło? Jak ten rok się fatalnie zaczął? Najpierw śmierć matki, później przyjazd brata. Nie widział go od jakiegoś czasu, na całe szczęście. Zwyczajnie za nim nie przepadał, dlatego unikał go jak ognia. Ale bądź co bądź są dni kiedy niestety wpadali na siebie. Widząc te jego szydercze uśmieszki, aż go nosiło, żeby przywalić mu w nos. Jednak był jego bratem i prędzej by mu pomógł i obronił niżeli sam skrzywdził. Wkurzało go to, że ludzie ich nie rozpoznawali i wiele razy słyszał co robił tam czy gdzie indziej skoro wcale tam nie był. Jednak jego tłumaczenie było zawsze uzasadnione, bo doskonale znali bliźniaków i wiedzieli, że mogą zwyczajnie ich mylić. Było dość mokro, jednak to nie przeszkodziło Ash'owi w tym, żeby ulokować się pod Polaną. Co robił? Nic, oparł głowę o drzewo i zapatrzony w niebo zwyczajnie się rozpłynął przez co też przymknął oczy.
Od kilku dni nie mógł usiedzieć w jednym miejscu. I to wcale nie była wina zmieniającej się pogody. Miał gdzieś czy aktualnie wieje, pada czy świeci słońce. Po prostu nie mógł znieść ograniczeń czterech ścian, czyli teoretycznie, nie przebywał w zamku dłużej, niżeli było to konieczne. Czemu? Cóż, powodów znalazłoby się wiele. Po pierwsze. Nie mógł znieść widoku osób, których zwyczajnie nie chciał widzieć. Nie znał ich, każda mijana twarz była mu całkowicie obca. Może właśnie dlatego, a może dlatego, że oni wiedzieli coś, czego on nie wiedział. Znalazłoby się wiele powodów. Każdy lepszy od poprzedniego, wystarczy dobra wyobraźnia albo paranoja, w którą chyba młody Zakrzewski powoli popadał. Po drugie. Nie mógł znieść myśli, że gdzieś po drodze spotka osoby, których zdecydowanie chciałby spotkać. Jedna wiązała się z pewnym wyjściem z zamku, a druga z nieprzyjemną rodzinną rozmową, która zakończyła się... Cóż, tak jak nie powinna. Czy uciekał? Oczywiście! Po trzecie. Czuł narastające wokół siebie ograniczenia. A najlepiej jest je poczuć właśnie w towarzystwie czterech ścian szkolnej sali. Musiał w końcu poczuć coś, co nie będzie wiązało się z zakurzonymi tomiszczami, pergaminem czy atramentem rozmazanym na skórze. Bo ja ostatnia pizda nie umiał posługiwać się tym gównem. Praca na zaklęcia poszła się walić jednym słowem. Kiedy znalazł się na zewnątrz, ruszył przed siebie z paczką rogalików pod pachą. Musiał mieć coś słodkiego. Z dodatkowym lukrem i nadzieniem z czekolady. Choć podejrzewał, że dzisiaj było zupełnie coś innego w środku. Nie wiedział co dokładnie powinien zwinąć ze szkolnego stołu, więc chwycił to, co leżało na samym brzegu. Chyba nawet należało do jakiegoś dzieciaka. Zdziwił się niezmiernie kiedy zobaczył Ash'a. Znosił Lennox'a, często odwiedzał go w Skrzydle Szpitalnym gdy ten ponownie się w coś wpakował. Czasem nawet zdarzało się, że obydwoje tam leżeli. Bez słowa usiadł obok niego, oparł się o drzewo i wpierdzielił rogala. Ot tak, bo naszła go ochota. Ash wiedział kiedy można było rozmawiać z Nox'em, a kiedy lepiej usunąć mu się z drogi. To była swojego rodzaju ulga, że nie musiał upominać go o takie rzeczy.
Benjamin Ash Benoui
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : Tatuaże na rękach, oraz orzeł na piersiach.
Oj tak, to samo było z Benem. On raczej nie siedział w pokoju wspólnym ile tylko by mógł. Raczej spędzał czas bardziej aktywniej. Nawet zimą chłopak potrafił biegać, żeby dbać o swoją formę, dlaczego by nie? To był taki rodzaj wyżywania się nad całym światem nie robiąc przy tym nikomu krzywdy. O wiele bardziej więcej czasu spędzał chociażby na szkolnych błoniach przez swojego brata. Raczej starał się go unikać, a jednak w szkolnych murach było o to bardzo trudno. Poza tym miał wrażenie jakby chłopak go conajmniej prześladował, co rusz widział go gdzieś, albo zwyczajnie miał już halucynacje? Obawiał się o samego siebie. Od czasu kiedy brat zawitał to Hogwartu chłopak zwyczajnie nie usiadywał w miejscu dłużej niż piętnaście minut, miał wrażenie że zaraz ten pojawi się na horyzoncie. Sam siebie nie rozumiał, bo przecież to jest jego teren, tak? To on nie opuścił Hogwartu, a on i to on powinien się obawiać spotkania innych osób. Miał nadzieję, że to zachowanie szybko mu minie, bo sam czuł się zmęczony. Usłyszał dziwne szmery, mimo dość głośnego wiatru, ale też przez to poczuł inne perfumy niż te co sam używał. Lennox. Uśmiechnął się pod nosem i otworzył oczy. Tego gościa mu teraz naprawdę było trzeba. Był to bardzo dobry kumpel Asha i wiele ich łączyło. - Lennox, witaj. - przywitał się ze ślizgonem, jednak wcale nie ruszył się z miejsca. Może Lennox jedynie przechodził obok i nie miał zamiaru go zatrzymywać. Nigdy nie stał mu na drodze. Będzie chciał to sam zagada. - Powiedz, że nie ma w pobliżu mojego klona. - spojrzał na niego ze zlitowanym wzrokiem. Naprawdę czuł się zmęczony tym wiecznym uciekaniem przed nim. To nie on powinien uciekać, a starszy braciszek.
Jak można się tak torturować... Bieganie. Ugh. Sam był zdziwiony, że zdołał wytrzymać w drużynie. W sumie to wylądował tam przypadkowo, z racji nudy i zero perspektyw na spędzenie popołudnia. Przyszedł na otwarty trening i został. W sumie, to bardzo wiele rzeczy w jego życiu to kwestia przypadku. A on zwyczajnie się temu poddaje, nie widząc sensu walki. Tak samo jak prefektowanie. Kto był tak mocno kopnięty aby mianować osobę jego pokroju prefektem? Jednak nie kwestionował, tylko zaśmiał się i przyjął ofertę. Cóż. Może byłoby łatwiej, gdyby nie wyglądali identycznie. On nie mógłby spojrzeć na siebie w lustrze, gdyby jego twarz przypominała osobę, której za chiny nie chciałby oglądać. Lennox nie miał luster. Nie chciał oglądać tego, co tam się znajduje kiedy stanie naprzeciwko niego. Z oczywiście kompletnie innych powodów, tylko sobie znanych. Jakiś afrodyzjak? Nie... Zapewne poczuł jedzenie, które ze sobą przyniósł. Lennox nie zwracał uwagi na wszelkiego rodzaju ulepszacze zapachowe. Woń prawdziwego mężczyzny to jedyny zapachem, którym powinien się odznaczać. Dobre sobie. Usta miał wypchane rogalem, dlatego tylko spojrzał na swojego towarzysza i skinął mu głową. Nawet pozwolił sobie na uśmieszek, choć wyszedł z tego dość komiczny obrazek. Wyglądał jak zwierzę, które próbuje zrobić w policzkach zapasy na zimę. Dopiero po chwili udało mu się wszystko przełknąć. Zapewne to dzięki temu jeszcze utrzymywał kontakty z Ash'em. Dogadywali się dobrze, bo żaden nie zmuszał drugiego do ponadprzeciętnej zażyłości w tych kontaktach. Widzieli się przypadkowo, może wtedy kiedy akurat im się tak podobało. Nikt nikogo nie zmuszał, po prostu pozwalał... Być sobie, jak jak się temu drugiemu podoba. I tyle. -Nie wiem. Nie zwracam uwagi na mijane przeze mnie twarze. Szczególnie tak paskudne.-Powiedział, posyłając mu porozumiewawcze spojrzenie. To był żart w wykonaniu Nox'a. Klasyczne. Swoją drogę, jest jeszcze coś co łączy tę dwójkę. Bliźniacze rodzeństwo. I aktualnie, spore problemy z nimi związane. Wyciągnął w jego kierunku paczkę z rogalami. Tylko z garstką osób był skłonny się podzielić skradzionym jedzeniem.
Benjamin Ash Benoui
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : Tatuaże na rękach, oraz orzeł na piersiach.
Za to Ben bardzo liczył na to, że dostanie się do drużyny i na szczęście udało mu się to. Zawsze pamiętał słowa ojca, kiedy to mówił, żeby szedł w jego strony. Kochał ojca i kochał to co robił na co dzień. Quidditch w ich domu był naprawdę częstym tematem do rozmów. Ben zawsze chętnie uczestniczył w naukach ojca na różnego rodzaju polanach. Nie to co jego brat. On zwyczajnie do tego nie miał talentu. Pewnie też dlatego nie potrafili się dogadać, bo mieli całkowicie inne zainteresowania. Nawet ten był dobry w innych przedmiotach niżeli brat. I o czym oni tak naprawdę mogli porozmawiać? Nie mieli o czym. Jedynie co ich łączyło to ta sama krew w nich płynąca i to, że byli bliźniakami. Nic poza tym. To co prawda bardzo dużo, ale on się nie miał zamiaru tym przejmować. Jak to mówią rodziny się nie wybiera. Zawsze chciał mieć starszego brata. No niby miał, jednak te kilka minut nie sprawiało go mądrzejszym i lepszym. Czego on się od niego mógł nauczyć? Niczego. Lennox miał rację. Ślizgon wiele razy nienawidził samego siebie za to kim jest. Że jak spojrzy w lustro nie jest w stu procentach pewny, że to on sam. Wkurzało go to, że ktoś jest identyczny jak on. Pewnie wiele osób by się z tego cieszyło i byłoby to dla nich wręcz fascynujące. Ale nie dla niego. O wiele bardziej wolałby brata podobnego do tentakuli niżeli do niego samego. Tak, oni zawsze sobie cenili tę przyjaźń, żaden od żadnego nie oczekiwali nie wiadomo czego. Każdy był sobą i nikt nie oczekiwał jakiejkolwiek zmiany. Byli naprawdę dobrymi przyjaciółmi na pewno nie chciałby, żeby to kiedykolwiek się skończyło. - Wiesz co. Może i to coś podobne do mnie jest paskudne, ale ja to co innego. - mruknął do niego i spojrzał na rogale. A dlaczego by nie? Wyciągnął dłoń w kierunku pożywienia. Ash był głodomorem, dlatego nigdy by nie odmówił jakiegokolwiek jedzenie tym bardziej danego za darmo. On potrafił kilka razy dziennie zasiąść za stołem w Wielkiej Sali i jeść i jeść. Niektórzy patrzyli na niego z podziwem gdzie on to wszystko mieści. Ugryzł dość spory kawałek przenosząc wzrok na ślizgona i kiwając głową, że ukradł naprawdę porządny posiłek.
U niego chyba było tak, że nieważne gdzie się udasz... Zawsze znajdziesz jakiegoś Zakrzewskiego. Za kilka lat, kiedy "starsze" pokolenie pójdzie dalej w świat, młodsza banda przyjdzie i będzie uczestniczyła w życiu szkolnym. Do tego zostaje Rosa, która odnalazła się na miejscu między nauczycielami. Tym skutkiem zapewne ich nazwisko nigdy nie zostanie zapomniane. Jednak to, co tyczyło się jego rodzeństwa, kompletnie odbiega od tego, kim był sam Lennox. Trzymał się raczej na uboczu, dlatego jego imię i osoba nie widnieje na ustach połowy szkoły. Czyli tak, jak być powinno. Kiedyś nie zwracał uwagi na to, jakie różnie były między nim, a siostrą. Nawet odmienne zdanie, które mieli praktycznie na każdy możliwy temat nie poróżnił tej dwójki. Zawsze uważał, że pomimo wszystkiego co się wokół nich działo, pomimo kłótni i nieporozumień... Ona zawsze tam będzie. Tak jak on zawsze był dla niej. Najwidoczniej bardzo się pomylił, a pogodzenie się z tym było jedną z najtrudniejszych rzeczy, jakie dane mu było zrobić... Wciąż z tym walczył. -Ash, nie oszukuj się.-Powiedział spokojnie, choć jego słowa miały raczej ten żartobliwy ton. Doskonale wiedział, co jego kumpel myślał na temat swojego braciszka. Lennox nigdy w to nie wnikał, nie dociekał prawdy. Jak ktokolwiek chciałby mu coś powiedzieć, to mówił... Dlatego cokolwiek gryzło drugiego Ślizgona, sam musiał otworzyć buzię i zdradzić się ze swoimi myślami. I tak było z drugiej strony. I po części dziękował za to, że na jego drodze... W sumie znikąd. Znalazł się osobnik, choć po części rozumiejący to, jaki był. Oczywiście, nigdy coś podobnego nie wyjdzie z jego ust, bo jak to tak... Wyciągnął nogi przed siebie i spojrzał na niebo, które dzisiejszego dnia było dziwnie czyste. Lennox był sceptycznie nastawiony do tutejszej pogody. Jak z resztą do wszystkiego co go otaczało. Zerknął na kumpla. -Pamiętasz kolesia, któremu nieźle obiłem mordę jakiś czas temu? Byłeś tam wtedy ze mną, włóczyliśmy się po wiosce...-Zaczął. Cóż, kilka rzeczy nie dawały mu spokoju. Chciał je po prostu wyrzucić i mieć to z głowy. Dopiero po kilku dniach przypomniał sobie cały ten incydent, który sprawił, że po imprezie brata wraz z Mall wdał się w niezbyt przyjemną sytuację. Ash wiedział, jak bardzo nienawidził mieszać innych do swoich spraw. Nie będzie zadawał idiotycznych pytań, które mogłyby tylko bardziej wkurwić chłopaka.
Benjamin Ash Benoui
Rok Nauki : I
Wiek : 23
Czystość Krwi : 50%
Wzrost : 180
C. szczególne : Tatuaże na rękach, oraz orzeł na piersiach.
Chłopak znał rodzinę Zakrzewskich, zwłaszcza z opowieści samego Lennoxa. Może jakoś specjalnie nie byli fanami tego typu rozmów, ale bądź co bądź takie rozmowy się zdarzały. W końcu byli przyjaciółmi od tylu lat więc kiedyś tam musieli o tym rozmawiać. Zwłaszcza że oby dwoje znali własne rodzeństwo. Lennox znał jego brata, a ten znał jego rodzeństwo. Sam nie wiedział czy to są wszyscy Zakrzewscy, bo już się w tym wszystkim pogubił, ale jednak kilkoro z nich znał. Jednak los chciał, że tylko tak naprawdę dobrze dogadywał się właśnie z Lennox'em. Dobrze znał historię ślizgona i wiedział, że nie trzymał się razem z resztą rodziny, ale może to ich też w pewnym stopniu połączyło? Kto wie co tak naprawdę złączyło tych dwójkę uczniów. No właśnie. Tak to jest. Mimo darcie kotów to jednak potrafili pomóc własnemu rodzeństwo. Ben był w stanie oddać życie za swojego brata, chociaż nikt tak naprawdę o tym nie wiedział i bardzo dobrze. Nigdy by się nie przyznał do tego, że tak właśnie jest. Zachary był dla niego ważną osobą, ale starał się nie brać tego pod uwagę. Zachary pewnie mocno by się zdziwił gdyby znał jego prawdziwe myśli, bo do tej pory było święto kiedy powiedział coś miłego do swojego brata. Na pierwsze słowa przyjaciela się nic nie odezwał, a jedynie puścił je mimo uszu, jednak to drugie co mówił nieco bardziej go zainteresowało. Dobrze pamiętał ten moment kiedy Lennox został "bohaterem". Uśmiechnął się lekko do niego i kiwnął głową na znak porozumienia. - No pamiętam, a co? - zapytał z ciekawości. Co się stało? Ten koleś mści się na nim czy jak? Ben co prawda nie był chętny do bójek, ale jeżeli ktoś go wkurzy, albo naruszy spokój jego, albo jego przyjaciół to potrafił wyciągnąć odpowiednie asy z rękawa.
Było ich sporo i zapoznał się jedynie z częścią jego rodzeństwa, reszta była zbyt młoda lub zwyczajnie za stara aby przechadzała się po szkolnych korytarzach. Chyba nawet nie musiał snuć opowieści o swoim rodzeństwie, szczególnie, że pogłoski o tym, co wyprawia jego brat są wszystkim doskonale znane. W bardziej lub mniej prawdziwej wersji wydarzeń. Nigdy nie zastanawiał się nad podobieństwem do Ash'a, choć z pewnością jakieś istniało bo w innym wypadku nigdy nie zamieniłby z nim więcej słów, niżeli byłoby to konieczne. Teraz też nie musi tego robić, jednak nie w tym rzecz. Odcięcie od reszty członków rodziny to zdecydowanie punkt podobieństwa między ślizgonami. Powody są z goła inne, gdyż Nox nie nienawidzi swojego rodzeństwa. W końcu w niczym nie zawinili. Ash i Zachary byli obydwoje równo popaprani. I znając jednego, a drugiemu przyglądając się z ukrycia(choć bardziej słuchając opowieści drugiego brata), wiedział, że jest między nimi więcej podobieństw, niżeli obydwoje chcieliby to przyznać. Przed innymi, a przede wszystkim przed sobą. -Wyobraź sobie, że trafił na mnie ponownie w pubie, był w obstawie z innym typem jego pokroju. Pech chciał, że nie byłem sam...-Mruknął, choć to drugie zdanie powiedział ciszej, jakby było to coś strasznego. Spojrzał na swojego przyjaciela i uniósł lekko brwi. Lennox'a rzadko kiedy było widać z osobą płci przeciwnej, w sumie to rzadko kiedy z kimkolwiek ale to już inna sprawa. Dlatego ciekaw był, co na ten temat miał do powiedzenia jego kumpel. Zmarszczył lekko brwi. -I wyobraź sobie moje zaskoczenie, kiedy ta osóbka walnęła jednego rozbitym szkłem.-Powiedział, opierając głowę o pień drzewa i uśmiechając się kącikiem ust do wspomnień tamtego wieczoru. Oczywiście był to prawie niezauważalny gest... Bo jak to tak? Zadziwiające było to, że wtedy sam chciał zrobić to samo z tą szklanką. Skrzyżował ręce na wysokości klatki piersiowej.
Wielki dąb naprawdę robił wrażenie, to było piękne stare drzewo, któremu Emily z jakiegoś powodu lubiła się przyglądać. Dzisiaj było wyjątkowo ładne popołudnie a ślizgonka postanowiła zamiast obserwować ludzi, popatrzeć trochę na przyrodę i może nawet coś pomalować. Zależało jej na ćwiczeniu i coraz częściej korzystała z wolnych chwil głównie po to, żeby zająć się rysowaniem. Chciała być w tym jak najlepsza i chociaż miała do tego smykałkę, wiedziała, że najważniejsza jest praca i rozwijanie się w tym. Wychodziło jej to całkiem fajnie, poza drzewem dodawała swoje, bardziej kreatywne elementy, które tak naprawdę nie znajdowały się na tym krajobrazie. Przez to całość wydawała się być bardziej magiczna i odbiegająca od standardu. Była naprawdę skoncentrowana i prawdę mówiąc całkowicie zamyślona. Uciekała w głowie do różnych sytuacji, osób i kompletnie odrywała się od rzeczywistości, którą miała tu i teraz. Było tutaj naprawdę pusto i nawet nie zauważyła, kiedy puchonka zaczęła kręcić się po okolicy. Nie zorientowała się, kiedy do niej podeszła, nie mówiąc o jakimś zerknięciu przez ramie i ocenie jej rysunku. Z pewnością w tej chwili każde słowo mogło ją przestraszyć.
Informacja o rychło odbywającym się meczu Quidditcha pomiędzy drużyną Gryffindoru i Hufflepuffu była dla Franklina zaskoczeniem - naprawdę Gryfoni mieli startować pierwsi? Dla niego było to dodatkowo trudne, ponieważ jego pierwszy mecz po powrocie do Hogwartu miał stoczyć z zespołem, który prowadziła jego własna siostra! Cherry jako kapitan ponoć była dobra i odnosiła sukcesy - co jeśli okaże się być lepsza niż on? A, no właśnie, bo Franklin otrzymał odznakę kapitana! Od trzeciej klasy pałował dla Gryffindoru, a później grał w Srokach z Montrose, posiadał więc dość duże doświadczenie w tym sporcie i nic dziwnego, że dostał takie wyróżnienie. Dla niego na pewno wiele znaczyło - pierwszy dowód dla ojca, że potrafi sobie radzić, prawda? Stał na umówionym miejscu, na szeroko rozstawionych nogach i z wypiętą piersią, ubrany w sportowe szaty do Quidditcha. W jednej ręce trzymał trzon miotły, na boku leżał stos wziętego ze schowka sprzętu przynależnego Gryfonom. Kiwał głową na każdego z członków drużyny, który pojawił się na treningu. Dla części z nich był zupełnie nową osobą, z innymi kojarzył się z poprzedniego składu, niemniej jednak starał się sprawiać wrażenie przyjaznego i pogodnego. - Siema wszystkim - odezwał się w końcu. - Ja jestem Franklin Eastwood, wasz nowy kapitan, miło mi was wszystkich tu widzieć. Części nie znam, szkoda, innych kojarzę, fajnie - gadał sobie i gadał, nieco bujając się na piętach. - O tym może później, nie jestem najlepszy w przemowach. - Machnął ręką i zaśmiał się, bo to akurat sama prawda. - Do rzeczy, niedługo jest mecz i mamy trochę mało czasu na ćwiczenie skomplikowanych taktyk, więc sobie pomyślałem, może głupio, może nie, że porobimy coś innego - zapowiedział, po czym wsiadł na swoją miotłę, odbił się delikatnie od ziemi, by szybować nad nią na wysokości około metra, po czym zaczął krążyć wokół Gryfonów. - Grałem trochę meczy i jakkolwiek popieram fair play, uważam, że faulować też trzeba umieć. Najlepiej tak, żeby sędzia nie widział. - Podobne słowa płynące z osoby z domu Godryka Gryffindora mogły być szokiem, lecz gracze nie powinni być aż tak zdziwieni. Prawdopodobnie każdy z nich faulom uległ i ponieśli w ich wyniku obrażenia, a niestety urazy zawodników obniżały szanse na zwycięstwo. - Jednocześnie faul też trzeba umieć "przeżyć". Nie każdy gra czysto, trzeba się z tym liczyć. Od Puchonów nie spodziewam się zbyt wiele w tej kwestii, ale przezorny zawsze ubezpieczony, prawda? - Gadka gadką, ale Franklin zaczynał się już nudzić. - Weźcie sobie miotły, powinno wystarczyć dla każdego. Kilka kółek i podzielimy się na pary. Jedna osoba będzie próbowała złapać w locie miotłę tej drugiej - taki faul nazywa się trałem. Ta druga będzie próbowała nie spaść i opanować lot. Potem się zamienicie. Jasne? To jazda! - Machnął na nich ręką, po czym wzbił się w powietrze, by zacząć w końcu latać.
Co jest istotne - dzięki byłemu kapitanowi i zorganizowanej imprezie ze zbiórką kasy dla drużyny Gryffindoru, mamy w swoich zasobach: 4 Błyskawice (+5), 3 kaski Quidditchowe (+1), 2 pary rękawic z cielęcej skórki (+1), 2 pary gogli (+1) i 2 koszulki quidditchowe (+1). Pierwsze 3 osoby piszące na treningu, mogą zgarnąć Błyskawice jako miotły do ćwiczeń! Jedną zgarniam ja, bo jestem kapitanem i mogę Chyba że zmienię zdanie. Resztę ekwipunku rozdzielcie między siebie!
Ogółem będzie dużo rzucania - chcę, żebyście zrobili jak najwięcej i mieli co opisywać, bo może uda się z tego treningu wyciągnąć 2 punkty.
Niezależnie od tego, czy ktoś ma Błyskawicę, czy nie, chciałabym, żeby rzucił na zachowanie miotły podczas rozgrzewki i żeby o tym wspomnieć w kilku zdaniach (uznanie dla @Cherry A. R. Eastwood za małą inspirację :D):
zachowanie miotły:
1, 2 - Miotła trochę Cię nie słucha i przez pierwszych pięć minut nie pozwala Ci wzbić się na większą wysokość. Przez moment nawet musisz podciągać kolana pod brodę, bo miotła zniosła Cię nad potężną kępę pokrzyw. Auć!
3, 4, 5 - Wszystko było w porządku, bezproblemowo wykonujesz wszystkie ćwiczenia i latasz bez trudności.
6 - W pewnym momencie miotła zatrzymała się, gdy szybowałeś w powietrzu i w wyniku zahamowania prawie fiknąłeś przez trzonek na ziemię! Na szczęście wyratowałeś się wykonując piękny Zwis Leniwca. Szkoda, że trochę się tym ośmieszyłeś - ktoś rzucił żart, czy wystraszyłeś się lecącej muchy?
Generalnie sytuacja wygląda tak - możliwe, że mecz będzie już w ten weekend, możliwe, że w kolejny, także wyjściowo etap jest tylko jeden. Jeśli wygra termin październikowy, dopiszę coś jeszcze dla was. Na ten moment załóżcie, że ćwiczycie w parach - dobierzcie się jak chcecie: albo przed pisaniem postów, albo zaznaczcie pod postem, że można dołączyć do pary. Możecie to rozegrać w jednym poście, możecie rozłożyć ćwiczenie na kilka, jeśli macie chęci i czas. Ważne, żeby każdy gracz opisał efekt obu kostek. Bez tego nie dam punktów Do rzeczy:
1) FAULOWANIE: Trał polega na złapaniu w locie miotły innego zawodnika w celu zatrzymania go lub zwolnienia jego lotu. Rzuć kostką:
faulowanie:
1, 2 - Niezależnie od posiadanej miotły, niezbyt udaje Ci się wykonać faul. Może za mało się skupiasz, może za bardzo się boisz, że zrobisz temu drugiemu krzywdę? Może raz czy dwa sięgnąłeś miotły kolegi z drużyny, w dodatku mało efektywnie. 3 - Twoim największym osiągnięciem było złapanie witek. W wyniku swoich akcji masz lekkie otarcie na dłoni i trofeum w postaci dwóch wyszarpanych z miotły gałązek. Lepiej żeby tego kapitan nie widział... 4, 5 - Było ok, kilka twoich akcji naprawdę się udało! Nie wszystkie zakończyły się spektakularnym spowolnieniem gracza, ale poszło Ci okej! 6 - Za każdym razem udało Ci się dosięgnąć trzonu miotły zawodnika z pary! To twój dobry dzień - do faulowania. Wiatr sprzyjał, miotła leciała szybko, a Ty wykazywałeś się refleksem. Dobra robota!
2) UNIKANIE: Tłumaczyć chyba nie trzeba. Druga osoba z pary stara się faulu uniknąć lub po prostu go... Przetrwać. Rzuć kostką:
unikanie:
1 - Już przy pierwszym udanym faulu kolegi z drużyny fikasz koziołka i zlatujesz z miotły. Dobrze, że nie byłeś aż tak wysoko... Wszystko w porządku? Możesz wrócić do ćwiczeń? 2, 3 - Nie spadasz, ale przeżywasz na miotle naprawdę ciężkie chwile... Opanowanie lotu jest niemalże niemożliwe, a później już tylko kurczowo trzymasz się trzonka, by jakkolwiek zachować pion. 4 - Udaje Ci się zrobić kilka naprawdę niezłych uników! Niestety chwilę później chwiejesz się tak mocno, że musisz znacznie obniżyć lot, by nie zaliczyć gleby. Ostatecznie nie było źle, ale z pewnością mogło być lepiej! 5, 6 - Albo skutecznie unikasz fauli, albo ich siła nie robi na Tobie żadnego wrażenia! Masz dużo pewności siebie i wszystko zdaje się Ci sprzyjać, wskutek czego jesteś wyprostowany i stabilny na swojej miotle niezależnie od działań zawodnika z pary.
Za każde 5 punktów w kuferku z Gier Miotlarskich możecie dodać sobie jedno oczko do wyniku JEDNEGO z rzutów. Jeśli macie więcej bonusów, możecie podzielić je między oba ćwiczenia, ale odnotujcie to jakoś ładnie. Oczywiście doliczamy punkty za przedmioty!
Ogólnie w parach te kostki powinny się jako tako zgrać, ale jakby wam powychodziło coś totalnie dziwnego, to piszcie co tam wam pasuje i co uważacie za najlepsze rozwiązanie - piszę do o 2 w nocy, więc mogłam coś zawalić xD No i nie bić mnie, to mój pierwszy trening!
Daję Wam czas na odpis do 28.09! Termin ten może ulec zmianie (tylko wydłużeniu w zależności od ostatecznego terminu meczu, na pewno nie skrócę).