Wpada tu bardzo dużo słońca, a co za tym idzie kafelki tutaj są bardzo nagrzane. Jeśli szukasz odosobnionego miejsca to jest właśnie ono dla Ciebie, jeśli tylko pokonasz sto osiemnaście kamiennych schodków prowadzących do tej izdebki.
Opis zadań z OWuTeMów:
OWuTeMy - Astronomia
Wchodzisz na szczyt wieży, być może się denerwując, a być może nie. W każdym razie w tym momencie ważą się Twoje losy jeżeli chodzi o ten egzamin. Jest wieczór. To jedyny egzamin, który odbywa się tak późno. Wybrałeś Astronomię. Dobrze. Stajesz więc na samej górze, przed Tobą znajduje się stolik, przy którym siedzi znany ci Griffin Robertson oraz dwoje nauczycieli ze Szkoły Magii Souhvězdí. Jeżeli jesteś z tej szkoły i ucieszyłeś się, że będziesz mieć fory, to niestety, ale muszę Cię zawieść, bowiem oboje wyglądają na takich, których nie wzruszyła Twoja obecność. To Twoja komisja, która skrzętnie wszystko notuje za pomocą samopiszących piór, więc mają mnóstwo okazji do przypatrywania się Tobie i słuchania tego, o czym mówisz. Także dobrze się zastanów nad odpowiedziami i czynami! Nie zapomnij się także przedstawić na początku. Pierwszym zadaniem jest bez użycia mapy nieba rozpoznać jak najwięcej gwiazdozbiorów znajdujących się na widnokręgu. Oczywiście gwiazdozbiory zawierające się w innych też są liczone, więc masz spore pole do popisu. Drugie zadanie dotyczy jest już nieco bardzie skomplikowane, komisja bowiem wybrała noc, w czasie której widać po świcie da się zauważyć Jowisz za pomocą zwykłej lupy. Zadaniem zdającego jest obliczyć odległość od ziemi Jowisza za pomocą znanych mu sposobów oraz podać datę kolejnego pojawienia się tej planty na widnokręgu.
Zasady: Rzucasz dwiema kostkami w specjalnym temacie do rzutów na egzaminy zgodnie z zasadami owutemów oraz rzutów. W tym temacie powinien pojawić się post z przeżyciami oraz działaniami postaci oraz specjalny kod, podany na dole posta.
Oceny: Ocena z egzaminu to suma punktów za pierwsze i drugie zadanie (plus dodatkowe punkty) według następującej rozpiski: 2-3 - Okropny 4-5 - Nędzny 6-7-8 - Zadowalający 9-10 - Powyżej Oczekiwań 11-12 - Wybitny Dodatkowo, za każde 8 punktów w kuferku z astronomii i wróżbierstwa można dodać +1 do punktów.
Opis wyników:
zadanie nr 1:
wynik:
1 – Udało ci się odnaleźć wielką niedźwiedzice i nic poza tym. Niebo o tej porze roku najwyraźniej sprawiło ci figla. A może po prostu niedokładnie znasz mapę nieba? W każdym bądź razie to zadanie na pewno nie poszło ci dobrze. 2 – Znalazłeś gwiazdę polarną? Taki zuch z ciebie! Parę najbliższych gwiazdozbiorów też znasz, a co z resztą tych sezonowych? Tu już umarł w butach. Rzucasz komisji nazwami, których nie widzisz, ale kojarzysz, ze mogą teraz występować, Jak nie trudno się domyślić to wcale nie pomaga. 3 – Znasz mniej więcej połowę gwiazdozbiorów, które tej decydującej nocy znajdują się na niebie. Fakt, resztę też widzisz, jednak za wszelkie skarby świata nie możesz sobie przypomnieć ich nazw. Pokazujesz je jednak komisji. Miejmy nadzieje, że to cos pomoże. 4 – Poszło ci całkiem nieźle, wymieniłeś większość nazw bez większych problemów, resztę po dłuższym namyśle. Eh, niestety te nazwy to sprawa, której trzeba się wyuczyć. Czujesz, że twoje jąkanie się, nie zrobiło dobrego wrażenia. Najważniejsze jednak, ze wszystko powiedziałeś, nie? 5 – Rozpoznanie gwiazdozbiorów nie sprawiło ci najmniejszego problemu. Z uśmiechem na ustach mówiłeś kolejne nazwy, po czym za pomocą poziomic określałeś ich położenie. Na pewno ci się to opłaci! 6 – Takie egzaminy to bułka z masłem. O każdym z gwiazdozbiorów powiedziałeś nawet parę zdań, przytoczyłeś legendę lub nazwisko człowieka, który określił dany gwiazdozbiór. Niech wiedzą, że masz nietuzinkową wiedzę.
zadanie nr 2:
wynik:
1 – Całkowicie nie wyszły ci obliczenia, ponieważ z góry założyłeś, że znasz tę wartość i do niej układałeś wzór. Co się okazało, twoje wyliczenia były dostosowane do odległości Jowisza od Słońca, przez co nawet stała Planka była nie realna. Wielka szkoda! 2 – Zaczynasz liczyć, zaznaczając różdżką w powietrz charakterystyczne punkty, jednak wynik podajesz w złej jednostce. Co nóż, nawet najlepszym zdarzają się takie błędy. 3 – Masz wrażenie, że wszystko poszło z godnie z planem, jednak tak nie jest. Przybliżyłeś wynik do tak małej liczby, że wynik stracił sens. Ty jednak zadowolony z siebie, tłumaczysz komisji każdy krok. Może przynajmniej za uśmiech zdasz? 4 – Pogmatwałeś się w obliczenia, jednak wynik wyszedł dobry. Nietypowy sposób nie zawsze oznacza najprostszy, zapamiętaj to na przyszłość. 5 – Obliczyłeś odległość ze wzoru bez większych problemów, prawie jak robot, których oczywiście czarodzieje nie znają. Nie zmienia to faktu, ze komisja jak najbardziej przychylnie patrzy na twoje wyliczenia. 6 – To było tak proste, że gdy skończyłeś wyliczenia, zacząłeś opowiadać historie jak starożytni wpadli na wyliczanie tak dalekich odległości i od kiedy używa się jednostki astronomicznej do ich określania. Brawa dla ciebie!
Na końcu posta należy dodać następujący kod:
Kod:
<retroinfo>Kuferek - astrologia i wróżbiarstwo:</retroinfo> wpisz ilość punktów w kuferku z tej dziedziny <retroinfo>Kostka - zad. 1:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Kostka - zad. 2:</retroinfo> wpisz kostkę <retroinfo>Suma:</retroinfo> wpisz sumę kostek za zadania oraz ewentualnych punktów bonusowych za punkty z kuferka <retroinfo>Ocena:</retroinfo> wpisz ocenę <retroinfo>Strona - losowania:</retroinfo> Wpisz stronę z odpowiedniego tematu, na której były losowane kostki
Zazwyczaj nie lubiła wchodzić na tak wysokie punkty. Schody są przecież jej największym wrogiem i tego się będzie trzymała do końca życia. Jednakże kiedy tak sobie myślała ostatnio – jeśli pojawiłaby się sytuacja każąca jej uciekać, to łatwiej jest schodami w dół do dormitorium niż w górę, prawda? Szczególnie, jeśli ktoś ma bardzo słabą kondycję. Pięćset schodów zdawały się mordować wręcz, ale widok był tego warty. Gdy wieczór rozciągał się wokół Hogwartu i zatapiał w sobie wszystkie pobliskie tereny, ten lekki półmrok unoszący się zza pięknych krajobrazów... To wszystko było takie spokojne. Takie przeciwne do jej ostatnich przeżyć, które wywoływały w niej wiecznie rozemocjonowanie tak, jakby cały czas miała okres... Zabawne, że mówię o tym akurat teraz. Kiedy to ma się spotkać z Finnem. Oparła się plecami o jedną z barierek uparcie wpatrując się w wejście na wierzę. Ubrana wyłącznie w jakąś skromną, czarną sukienkę na ramiączkach ze spokojem przyjmowała ciepły wiatr uderzający o jej ciało i rozwiewający długie włosy. Dobrze, że było już blisko do lata. Dzięki temu nie marzły jej nogi odziane wyłącznie w krótkie, czarne stopki. Czekała w zniecierpliwieniu. Powie, co ma powiedzieć i stąd pójdzie. To najlepsze rozwiązanie.
Chociaż do astronomii podchodziła równie zainteresowana, co do historii magii, zadana praca kompletnie ją przerosła. Obserwacja nieba szła jej jak po grudzie i chociaż w swojej dotychczasowej karierze niemal nie sięgała po oszustwo, by wybrnąć z sytuacji, w tym jednym przypadku postanowiła nieco mocniej niż zwykle wykorzystała książki, które ze sobą miała. Ryzykując dobre imię i oceny, postanowiła przepisać część ich treści. Jak przypuszczała, Hampson szybko odkryła plagiat i nieźle się wściekła. Chociaż Ivy przepraszała ją wielokrotnie, nie uchroniło jej to przed szlabanem. Cóż, nic dziwnego. W końcu nawet w mugolskim świecie takie rzeczy są niedopuszczalne. Haden obiecała sobie, że nie zrobi czegoś podobnego już nigdy więcej. W końcu to wszystko nie wyszło zbyt dobrze...
Wchodząc na schody szczerze obawiał się tego, czy je pokona. Nie wiedział nawet kiedy tu przyszedł. Nie pamiętał tego. Pewnie pojawił się w tym miejscu szukając spokoju, szukając miejsca, w którym będzie mógł odpocząć. Od dłuższego czasu coś się z nim działo, że po prostu wszelkie podrywy zwyczajnie go nie interesowały. Na imprezach zazwyczaj pił, nie tańczył. Ale to normalka. Pokonując kolejne stopnie zapalił papierosa dla odstresowania. Zastanawiał się nad wszystkim i nad niczym. Nudne było to wchodzenie i wchodzenie, fakt no ale Daniel jakoś się tym nie zraził - wręcz przeciwnie. Nic szczególnego w pokonywaniu stopni dawało mu możliwość przemyślenia swojego, no życia. Od dłuższego czasu chciał się spotkać z Kendrą by... po prostu porozmawiać. Ostatnim czasem spierdolił całkowicie swoje relacje z ślizgonką i chciał je odbudować na jeszcze, jeszcze lepsze. Gdy troszeczkę zmęczony doszedł do celu, podszedł do barierki i spojrzał w nocne niebo. Pełne gwiazd, które tworzyły jakieś gwiazdozbiory, no ale Daniel, jak to on nie wiedział jakie. Przyglądając się tak usłyszał za sobą kroki. No nie, jeśli to nauczyciel to się mocno wkurwi, bo było już daleko po dwudziestej drugiej. Ale jak jakiś cholerny uczeń, który przyszedł tu tylko po to by mu podokuczać to się tak zirytuje, że zapewne skończy się to na jakiejś potyczce. Gdy trochę zdenerwowany już, spojrzał na osobę, która tu przyszła osłupiał totalnie. Kendra? Tutaj? Ale jakoś mu się nie wydawało, żeby ona go śledziła. Bardziej to on chciał wdać się w rozmowę z tą kobietą niż ona z nim. Odchrząknął. - Cześć Kendra... - Przywitał się nieco przyciszonym głosem, ale spokojnym. Gdy zobaczył jak ślizgonka wchodzi całe jego napięcie opadło. No cóż na pewno nie spodziewał się jej tutaj o tej godzinie.
Zasnąć nie mogła. Na książkę nie miała ochoty, na rozmowy z dziewczętami z dormitorium tym bardziej nie. Preferowała swoje własne towarzystwo i gdyby mogła mieć sama pokój, pewnie takową alternatywę bez zastanowienia by wybrała. Było coś koło dwudziestej drugiej, a więc idealna pora, by powłóczyć się nieco po zamku. Nigdy nie wybierała jakichś szczególnych miejsc. Przeważnie szła do biblioteki, gdzie wkradała się do Działu Ksiąg Zakazanych. Nie, na pewno tam iść nie miała zamiaru. Tam go spotkała, tam po raz pierwszy zawładnął jej myślą i tchnieniem. Wolała wybrać się na świeże powietrze, ale zamku opuszczać nie mogła. Wieża była odpowiednim miejscem. Schody pokonała w mgnieniu oka, nawet jak na ciężarną. Weszła w półmrok i zauważyła postać. Serce jej stanęło na jakieś pół minuty. Zaraz po tym zmarszczyła nos, gdy ujrzała postać Daniela. Nie, nie chciała tu nikogo spotkać. Daniela tym bardziej nie. - Nie mogłeś wybrać sobie innego miejsca.. - mruknęła i wywróciła oczami. - No cześć Schweizer.. - w końcu się przywitała i podeszła do chłopaka, wyciągając mu papierosa z ust. Zaciągnęła się może z dwa razy i zrzuciła niedopałka z wierzy, by patrzeć jak żar znika w ciemnościach. - Nie wolno palić, palenie jest niezdrowe Schweizer! - powiedziała srogo i pogroziła mu palcem.
Zimno. Temperatura na dworze coraz niższa. Mimo iż miała w grudniu urodziny, to i tak ta pora roku nie była przez nią szczególnie ukochana. Nie mogła już nosić bluzeczek na ramiączkach i krótkich spodenek. Musiała je zamienić na ciepłe leginsy oraz długi, czarny płaszczyk. Dobrze, że nadal wyglądała w miarę ładnie - to była dla niej dość ważna sprawa chyba jak dla każdej z kobiet. I teraz właśnie w tym stroju przemierzała Hogwart. Najpierw wpadła do Sowiarni by swoją Pusię ugłaskać i jednocześnie wyprosić ją do posłania listu do rodziców. Pisała go dość długo: Musiała pochwalić się wynikami w nauce, znajomymi z roku oraz przede wszystkim zapytać co u nich! Była bardzo ciekawa, bo w końcu ojciec jej co chwila przesyłał jakieś nowinki na temat swojej pracy. Mogła godzinami czytać o samochodach, przy których tworzeniu ojciec pracuje. Matkę to troszkę denerwowało, ale po tylu latach mogłaby się już przyzwyczaić. W każdym razie przesłał jej też kilka pisemek, które musiała przestudiować. Miała je przy sobie. Więc teraz, gdy Pusia polecała Eli przeniosła się na szczyt wieży. Tutaj chłód był jeszcze bardziej dotkliwy, dlatego ciaśniej się otuliła płaszczykiem. Oparła plecy o kamienną ścianę i osunęła się po niej. Aj! To nie był dobry pomysł. -Aaa zimno w pupę - Szybko zmieniła pozycję na kucającą. Rozłożyła mugolskie pisemka na kolanach i zajęła się ich czytaniem w spokoju. Siedziała tak po cichu... Zdecydowanie było za cicho. Nie przepadała za spokojem, ale no cóż zrobić.
Chłopak wędrował po zamku niesamowicie zirytowany. Co ja tutaj do cholery jasnej robię. Po cholerę wracałem do tej pieprzonej szkoły, te wszystkie zasady, których trzeba przestrzegać… nie wychodzenie w nocy? Chyba ich pojebało… Nienawidzę Cię Jake… nienawidzę Chciał poznać wszystkie zakątki zamku, by znaleźć ten jeden, dzięki któremu będzie mógł się wymykać i wypoczywać na swój własny sposób. A mógł być teraz na Karaibach! Taki mróz, a on siedzi w… szkole. Zajebiście. Jego nogi powędrowały w stronę wieży, wchodził na szczyt powoli jakby oczekiwał jakichś głosów dochodzących z góry. Jednak nic nie usłyszał, do czasu. Cienki głos wydobył się z góry zanim doszedł na szczyt. Zatrzymał się oczekując drugiego głosy, ale się nie pojawił. Na jego ustach zakwitł chytry uśmiech, a ręką odruchowo rozmierzwił włosy. Ruszył przed siebie nadal trochę się skradając i stanął przed ślizgonką. - Cześć mała… co tu robi taka ślicznotka sama?
Eli skupiła swoją całą uwagę na pisemkach. Nich więc dziwnego, że nie zauważyła, że ktoś idzie na górę. Właściwie, to dość standardowa akcja. Ona mało kiedy zwraca uwagę na coś wokół siebie. I zawsze kończy się tak samo. Piskiem, ponownym upadnięciem na tyłek, siarczystym „JA PIEPRZE ZIMNO!” pod nosem. Następnie gwałtownym wstaniem i szukaniem osoby, którą należy zabić. A właśnie... - Czy ty jesteś normalny?! Mogłam zawału dostać! Umarnąć i... i...! I w sumie tyle – Wydarła się na niego, a potem umilkła i dopiero spojrzała. O, kojarzyła go ale mgliście. W końcu miała gumowe ucho. Wiedziała, że to jeden z bliźniaków, którzy w tym roku przyjechali na studia. Kompletnie przeciwieństwa. Z Jake rozmawiała parę razy, z nim nie miała okazji. Może to i lepiej skoro pierwsze co, to ją próbuje zabić! - Siedzi - Odburknęła mu jeszcze pod nosem na jego pytanie.
Widząc jej reakcje zaśmiał się pod nosem i nie odrywał od niej spojrzenia, oparł się o ścianę i z tym chytrym uśmieszkiem wpatrywał się w nią. - Słodka jesteś jak się tak denerwujesz – powiedział spokojnie i pewnym głosem. Chciał się zabawić, a nawet jeżeli to będzie kosztem tej dziewczyny to trudno, trzeba sobie znaleźć jakieś zabawki, nieprawdaż? Jeden z bliźniaków – ten przystojniejszy, mądrzejszy i w ogóle lepszy! - Siedzi? – zapytał i zaśmiał się – A co ty na to, żeby z siedzenia przejść do ciekawszych zajęć? – to mogło zabrzmieć dwuznacznie, ciekawe jak dziewczyna odbierze jego słowa. Oczekiwał z uwagą na jej odpowiedź i co najważniejsze wpatrywał się w jej twarz, była ładna, ale bardziej chodziło mu o reakcję.
Nie będzie się z niej jakaś wypacynkowana lala śmiać! Co to, to nie! Jak ona mu się zaraz odwinie z prawej, z lewej i niech spasa na bambus eukaliptus wpierdzielać! No coż... niestety (a może na szczęście) agresja Lish przejawiała się tylko w jej głowie. Więc tak oto stała naburmuszona jak ciele i jedyne co zrobiła to wypowiedziała słowo "Spadaj. - Czy ja Ci wyglądam na jakiś obiekt seksualny?!- Mam nadzieję, że jej reakcja go nie zawiodła. Policzki sie zarumieniły, a rece ustawiły w pozycji obronnej tj. Na jego torsie co by go trzymac co by frajer nie podchodził. Kurcze... To chyba nie było mądre.
Widząc jej reakcje nie oburzył się, nie zdenerwował, jego mimika nie zmieniała się, a on nie odrywał od niej spojrzenia. Podejrzewam, że nawet jeżeli udałoby jej się go uderzyć to nie wyszłaby z tego cało. Do jednego miała całkowitą rację, jest całkowitym przeciwieństwem swojego brata i on nie boi się skrzywdzić kobiety, a raczej tak mu się wydaje, że dałby radę. - Kotku spokojnie – wysyczał i oblizał usta, wyprostował się i złapał ją za nadgarstki odsuwając na boki i zbliżając się do jej twarzy, zatrzymał się kilka centymetrów przed jej ustami i wyszeptał. - Proponowałem drinka, ale jeżeli aż tak bardzo jesteś na mnie napalona to wystarczy powiedzieć.
Jego reakcja była dla niej ogromnym zaskoczeniem. Jeszcze nigdy bie widziała, żeby ktoś był tak bezczelny i bezpośredni. Nim zdąrzyła zareagować on zbliżył się tak bardzo, że waytzymała oddech. Chciał ją pocałować? A może faktycznie planował wziąć ją tu i teraz bez jej zgody. Puls 200, serce wali. I zrobiła najgłupsze co można - dostał z czółka w czółko. Tylko, że ją bolało znacznie bardziej. Najpierw zrobiła "Ałałałł". Potem po prostu zaczęła się śmiać. -To nie było mądre co? - Powiedziała uśmiechając się do niego. Była bardzo spontaniczna stąd taka reakcja - Myślisz, że twoja wielka głowa nabiła mi guza?
Czekał na jej reakcję na pewno nie spodziewał się, że potoczy się to w taki sposób. Odsunął się o jeden krok do tylu spoglądając na nią zaskoczony. Poczuł bardziej jakby go komar ugryzł, a dziewczyna… no cóż… była najbardziej poszkodowana. ONA SAMA SOBIE TO ZROBIŁA. Żeby nie było na niego. Kiedy zaczęła się śmiać też nie wytrzymał i zaśmiał się pod nosem. On tu takie strategie i taktyki stosuje, a ona co? Niszczy wszystko uderzeniem… ale… musiał przyznać, że to było bardzo ciekawe. - Zgodzę się… o moje czoło mogłabyś sobie rozwalić głowę, jakbyś mocniej uderzyła – powiedział z uśmiechem, już nie chytrym, czy zawadiackim, czy pewnym siebie, a po prostu uśmiech taki normalny jak u CZŁOWIEKA. - Na sto procent skończysz z wielkim guzem – znowu nachylił się w jej stronę, ale tym razem pstryknął ją w czoło, dokładnie w czerwone miejsce, które się utworzyła – następnym razem przygotuj się do ataku w inny sposób i… postaraj się nie zabić – uśmiech mu towarzyszył cały czas. No cóż może polowanie nie wyszło mu za dobrze, ale kto powiedział, że za każdym razem musi wyrywać laskę?
No co ja poradzę na to, że to popaprana kobieta jest. Wiele osób próbowało zanalizować jej typ osobowości. Czy im się to udało? Oczywiście, że nie. Zawsze gdy ktoś był już pewien jak zareaguje Li robiła coś całkowicie przeciwnego. Tylko ona potrafiła się odpowiednio skonkretyzować. - Znaczy, że masz kamienną czachę? - Wytknęła język w jego stronę. To buc. Zrobił jej krzywdę i jeszcze jej dokucza. Do tego pstryknięcie wywołało kolejne "Ałałała". - Następnym razem załatwię Cię po ninjowemu - Mruknęła pod nosem. Potem otworzyła lekko usta na moment, zagryzła wargi i... Haps! Złapała go za kołnierz przyciągając do siebie na tę bliską odległość, którą on zastosował wcześniej. - Chodź Mysia, obiecałeś mi drinka -Poinformowała go puszczając materiał i idąc w stronę schodów. Zaraz przy nich stanęła i odwróciła za nim głowę sprawdzając, czy już się ruszył. Skąd ta nagła zmiana charakteru? Rozdwojenie jaźni? Nie. Musiała wyczuć, czy ślizgon planuje ją gnoić za nieczystość krwi. Wtedy zawsze wolała udawać słodką dziewczynkę. To sprawiało, że ludziom takie dokuczanie się nudziło. Będąc sobą - zadziorną dziewczyną, sprowadzałaby na siebie wrogie pociski, więc musiała być pewna, że to strefa bezpieczna. Chłopak najwyraźniej nic nie wiedział o tym za kogo jest uważana przez niektórych z jego domu, więc postanowiła z tego skorzystać i go nie uświadamiać.
Wpatrywał się w nią odrobinę zdezorientowany. Nie spodziewał się po niej takiej reakcji. Bardziej wydawało mu się, że albo na niego poleci, albo dostanie w pysk, albo się zawstydzi. Są trzy opcje, Elishia nie wybrała żadnej i dzięki temu zyskała jego zainteresowanie. - Możliwe… możesz sprawdzić jak chcesz – ponownie się nad nią nachylił, jednak teraz na bezpieczniejszą pozycję, w razie czego jak znowu się zamachnie to uda mu się uniknąć ciosu. - Ninjowemu? Już się boję, możliwe, że będę musiał pilnować się dzień i noc – troszkę go irytowało taki tok, bo nie lubił się tak zachowywać. Tak… normalnie, zazwyczaj rozmawiał w tej sposób tylko i wyłącznie z bratem, a tak teraz… trochę był skrępowany? - Mysia? – spojrzał na nią jak na idiotkę, ale jeżeli to pomoże mu dobrać się jej do majtek to niech będzie. Nagle stało się coś ciekawego, bardzo ciekawego. Kiedy się odsunęła i zaczęła odchodzić, oblizał usta i ruszył za nią. Coraz bardziej podobała mu się ta dziewczyna. Kojarzył ją, wiedział, że jest z jego domu, jednakże… nie ważne co mówią ludzie on będzie miał KAŻDĄ kobietę w tym zamku, nie ma wątpliwości… Nie musiała na niego czekać. - Idziesz kotku? – minął ją i ruszył w stronę pub’u
Victorique siedziała już od dłuższego czasu na szczycie wieży. Uwielbiała tutaj przebywać, ponieważ wiedziała, że nie wiele osób się tu kręci i może pobyć sama. Wpatrując się w przestrzeń pustym wzrokiem czuła jak po jej policzkach spływają łzy, jednak nie reagowała, wyłączyła się całkowicie, odłączyła od rzeczywistości, w której się teraz znajdowała. Miała ochotę zniknąć, zapomnieć o wszystkim. To co się stało nie pozwalało jej zapomnieć. Nie mogła. Cały czas pokazywała się ludziom jako wesoła i ciesząca się życiem dziewczyna. Tylko niektórzy wiedzieli o tym jaki dramat przechodzi w tym momencie. Nie można było tak łatwo zapomnieć i cieszyć się życiem, można było tylko pogodzić się z tym faktem, ale nawet to nie pozbywało się bólu. Nieświadoma tego co się wokół niej dzieje i co robi zaczęła śpiewać pod nosem. - Szary świat i szary świat, za oknem nic prócz smutku i beznadziei. Każdy kto nie może już ze sobą żyć zamknięty jest w małej celi. Muszę, wreszcie, wyrwać się stąd. Czasem czuję, że brak mi sił Nie potrafię oddechu wziąć Walczę w duchu, aby powstrzymać łzy. Niech te emocje skryje mrok Okryje je ciemności płaszcz Bo tylko wtedy czuję, że dam sobie radę Nie zdradzę także tego jak, Prawdziwe imię moje brzmi I tylko druga ja ma siłę, by pokonać mnie.
Co robił Jake? Są trzy opcje. Pierwsze – wyrywał wszystko co się tylko rusza i... A nie, to Nicholas. Opcja druga – dawał się wyrywać wszystkiemu, co się rusza i... Nie, to też nie to. Więc wybierzmy opcje trzecią. Szedł na szczyt wieży z książką w rękach. Właśnie ją wypożyczył i bardzo go zaciekawiła. Niesamowite jak wiele można się dowiedzieć siedząc całe popołudnie w bibliotece. Kolejne zagadnienie nie dawało mu spokoju, to też musiał się w nie zagłębić. Niestety brat odkrył jego kryjówkę, więc musiał uciekać. Stąd zimna wieża jako cel podróży. Już z daleka usłyszał, że ktoś śpiewa. W pierwszym momencie stanął. Potem odwrócił się i planował odejść. Jednak im dłużej dolatywał do niego głos tym bardziej się zastanawiał. Dlaczego Victorique nuci tak przygnębiającą melodie? Tak, oczywiście że od razu rozpoznał kto to, nie jest idiotą. Spierał się w sobie dobre kilka minut. Nadal pamiętał, że czuje się przy niej bardzo nieswojo. Ale jest dżentelmenem. Musi przecież pomóc damie w potrzebie. Zaryzykował. - Victorique – Odezwał się niemal szeptem stojąc przy schodach. Widać go jednak nie było i on również jeszcze jej nie spostrzegł. Mogła nie życzyć sobie być oglądaną w takim stanie, to naturalne.
Czuła się bezsilna i taka… po prostu pusta, wyprana z uczuć. Kiedy usłyszała głos poczuła jak serce podskoczyło jej do gardła. Odwróciła się w stronę głosu, nie dostrzegła nikogo jednak wyszeptała. - Jonatan? – zaskoczyło ją to, że to właśnie jego spotkała. W końcu opamiętała się do porządku i zaczęła ocierać łzy. No dalej przestań płakać Nie było to takie proste. Przecieranie oczu nie pomagało za bardzo, zwłaszcza, że jej oczy robiły się jeszcze bardziej czerwone, a przy jej bladej twarzy były niesamowicie podkreślone. Kiedy wydawało jej się, że wygląda w porządku przykleiła na twarz uśmiech numer 3, czyli wesołość i ruszyła w kierunku głosu. Wychyliła się zza rogu i spojrzała na niego. - Co się tak chowasz? – widać było, że płakała, widać było, że ledwo się opanowała, ale specjalnie dla niego się uśmiechnęła i pokazywała, że wszystko w porządku.
Więc dobrze słyszał mimo odległości. Echo niosło się na tyle, że bez problemu mógł zauważyć, że płakała. Poza tym jej oczy mówiły same za siebie, bo gdy już wypowiedziała jego imię odważył się zajrzeć dalej, prosto na nią. Co jej miał powiedzieć? Nie zignoruje tego, że jej smutno. Jakoś po prostu nie był w stanie. Czułby się jak potwór udając, że nic się nie stało. Szczególnie gdy ona tak się starała nie dać nic po sobie poznać. Al co powiedzieć? Zawsze miał gotową odzywkę na wszystko. I teraz dochodziły do jego myśli epopeje. Ale zdążył ją na tyle zanalizować, że wiedział jedno – to nie zadziała. Dlatego przełknął ślinę dość głośno. Potem zbliżył się do niej. Położył dłonie na jej ramionach, a następnie najzwyczajniej w świecie przytulił ją do swojego torsu.
Wpatrywała się w niego zdezorientowana. Nie bardzo wiedziała co ma teraz zrobić. Nie chciała sprawiać chłopakowi kłopotu, a chyba zrobiła to. Specjalnie udawała, że jest w porządku, żeby nie musiał się tym przejmować, żeby nie musiał dźwigać jej ciężaru. Wystarczą mu jego problemy, czyli brak emocji. Nadal nic nie mówił, dziewczyna przegryzła wargę i już chciała coś powiedzieć kiedy złapał jej ramiona, a później ją przytulił. Dlaczego to zrobił? Bo chciał? Poczuł obowiązek? Uznał, że powinien? Nie wiedział co powiedzieć? Poczuł, że tak będzie najlepiej? To objaw emocji, czy po prostu… chciał się zachować odpowiednio? Wszystkie te myśli uderzyły w nią z wielką siłą, poczuła jak po policzkach znowu spływają jej łzy, a ona złapała koszulę chłopaka i schowała swoją twarz w jego torsie. Stali w ciszy przez dłuższą cześć czasu. Uspokój się… nie płacz… miałaś już nie płakać… obiecałaś to sobie, a jednak… proszę nie kłopocz go tak bardzo… błagam przestań płakać, bo go zniechęcisz do siebie… przestań, nie chce żeby mnie przestał lubić… proszę skończ. Zebrała w sobie bardzo dużo siły, po czym odwróciła głowę w bok. Jej ucho było przyciśnięte do jego klatki piersiowej i nasłuchiwała. Po prostu słuchała bicia jego serca. Nie wiem dlaczego, ale to… zawsze mnie uspokaja… Jesteś zwykłym człowiekiem… masz serce, które bije… ale dlaczego jesteś taki? Z wyboru? Kto Cię takim zrobił… muszę wiedzieć… nie chce żebyś taki był… taki pusty… W końcu łzy przestały lecieć, został tylko smutek wymalowany na jej twarzy, nie chciała się odsuwać, na razie bała się, że gdy to zrobi znowu zacznie płakać. - Dlaczego?
Skoro sam nie ma swoich emocji, to jaki problem udźwignąć te czyjeś? Zabrzmiało to w tym momencie dwojako dla kogoś, kto znałby jego historię. Swego czasu naprawdę uważał, że wszystko to co czuje jest mu obce. Że radość, smutek... Wszystko jest czyjeś inne. Że ktoś mu to przekazuje. I w tym momencie odczucia miał podobne z tą różnicą, że teraz były prawdziwe. Jak mówił lekarz nie powinien bać się ani swoich ani czyichś emocji. Najważniejsze jest to, co sam czuje i nie musi tego z nikim konsultować, ale jeśli będzie mógł pomóc bliskim to warto czasem się uzewnętrznić. Może nie zrobił tego, ale nie pozostał obojętny i to już coś. Widział krople na swoim eleganckim płaszczu, ale to nic. Był czarny, więc tuszu nie będzie widać, a potem i tak sobie to dopierze i... Człowieku, kobieta Ci płacze, a ty się zastanwiasz nad tym, czy na pewno będziesz dobrze wyglądać. To nietaktowne. Skup się na niej. Tak powinno być. - To ja powinienem spytać, dlaczego? - Szepnął unosząc dłoń w stronę jej buzi i ocierając mokre policzki. Zaraz zamarznie. Czy po raz kolejny powinien ją zabrać na coś ciepłego? Przecież tym razem nic nie zrobił. I nie był jej przyjacielem. Nie miał takiego obowiązku. A może jednak? Eh, a jego życie było takie spokojne.
Dziewczyna chyba zawróciła w jego świecie. Powywracała wszystko do góry nogami i usiadła na środku mówiąc: „Przybyłam!”. Odkąd się pojawiła chłopak nie wie co zrobić, co powiedzieć. Sprawia mu problemy, ale czy powoli nie budzi coś w nim? - Powiem ci… pod warunkiem, że ty mi odpowiesz – to był szantaż pełną parą, ale nie odpuści. Musi wiedzieć dlaczego to zrobił. Nie chciała się od niego odsuwać, ale wiedziała, że tylko go tym kłopocze. Nie można się śpieszyć nieprawdaż? Gdy otarł jej policzki zarumieniła się. Co się ze mną dzieje… chciałam Ci tylko pomóc, a… nienawidzę Cię człowieku, bo przez ciebie wariuję! Przegryzła wargę. Chciała coś jeszcze powiedzieć, ale się powstrzymała, powstrzymywała się w tym momencie przed wieloma rzeczami.
Przykro mi, ale co to, to nie. Mogłabym nawet powiedzieć, że w stosunku do niej czuł się na tyle niepewnie, że starał jej się unikać. Więc była kolejną osobą, z którą Jake nie chciał się widzieć (choć Nicholasa i niechęć do spotkań z nim przebić nie można było). Los tymczasem znowu stawiał ją na jego drodze, a on nie potrafił przejść obojętnie. I wciąż i wciąż tłumaczył sobie, że to wszystko dlatego, że Vi jest nieporadną kobietą, której musi pomóc. Trochę jak Sunny. Jej też cały czas starał się pomagać nawet jeśli tego nie potrzebowała, ale to już inna historia. - Jeśli potrzebujesz się wygadać, to jestem gotów słuchać. Jednakże nie mogę Ci obiecać, że odpowiem Ci na pytanie. Są rzeczy, o których nie chcę rozmawiać z nikim. Przepraszam Cię – Postarał się z tego wybrnąć. Poza tym nie pozwoli sobie, żeby ktoś go szantażował. Przykro mi Vivi, ale jest na to zbyt poważny, żeby grać w głupie gierki pt. „Poznaj moje życie”. Jeśli będzie chciał to opowie sam o sobie. Nie trzeba go do tego zmuszać i... Ah, no tak. Nie będzie chciał. Jego dłoń ponownie spoczęła na jej ramieniu i jej nie puszczał. W razie jakby się nagle miała przewrócić.
Nie chciała go zmuszać do odpowiadania na dziwaczne pytania. Nie chciała go poznawać w taki sposób poprzez zmuszanie do odpowiedzi. Chciała po prostu odpowiedzi na jedno pytanie. - Naprawdę nie możesz odpowiedzieć na proste pytanie… dlaczego? – opuściła wzrok wlepiając go w podłogę. Chyba zaczęła przesadzać, sama to zauważyła. Zaśmiała się pod nosem i przegryzła wargę, dosyć boleśnie. Co się z tobą dzieje… opamiętaj się. - Przepraszam… – wydukała i podniosła wzrok i spojrzała mu prosto w oczy. Dziewczyna złapała jego dłoń i zdjęła z ramienia. Równocześnie zrobiła kilka kroków do tyłu chcąc zwiększyć dystans między nimi. Nie skończyło się na kilku kroczkach, szła tak długo dopóki nie poczuła na plecach zimnej ściany. Wpatrywała się w niego pustym wzrokiem. - Ja… zmagam się z problemami, które nie do końca potrafię unieść. To tyle… – nie wiedziała dlaczego tak nagle chciała zwiększyć dystans. Może przez fakt, że nie odpowiedział na pytanie. Jeżeli zrobił tego, bo nie wpadł na nic innego, to nie będzie go kłopotać gestami. Po prostu będzie stała daleko.
Westchnął i podrapał się po nosie. To kolejna jej cecha, namolność gdy czegoś chciała. O dziwo układała się w jedną całość zresztą jej charakteru, ale akurat w tej sytuacji wydawało jej się, że będzie wolała rozmawiać niż próbować go szantażować. - Pytanie nie padło, więc nie wiem, czy jest proste. Dlatego nie masz mnie za co przepraszać, przynajmniej na ten moment – Odpowiedział jej żałując poniekąd, że uciekła. Nie było to najcieplejsze miejsce, a jej obecność obok w pewien po sposób ogrzewała jego lodowate, zimne serce i... Nie, żartowałam. Ogrzewała jego ciało oczywiście. - Przemyśl to. Może jednak chcesz się wygadać? Może jakoś Ci pomogę? - Nie zmuszał jej do niczego, ale to nie zmieniało faktu, że chciał jej zdjąć z barków trochę tego ciężaru. Była miłą i słodką dziewczynką i w jego mniemaniu nie zasługiwała na to, by coś ją tak bardzo trapiło. Chyba, że faktycznie coś przeskrobała, to nie będzie mu gryffonki żal. Ale on na razie nic nie wie, więc nie ma prawa jeszcze jej ocenić. Tak czy siak sam cofnął się opierając ramię o wyjście, jakby chciał na tyle zagrodzić by nikt nie mógł się tu dostać. Spoglądał na nią ze swoją standardowo pustą miną.
- Padło – oburzyła się wręcz. Poczuła jak jej twarz przybiera minę niezadowolonego dziecka. Nie kontrolowała tego, zwłaszcza teraz. Zamrugała kilkakrotnie i wzięła głęboki oddech. Albo unika odpowiedzi jak może, albo naprawdę nie zrozumiał. Zrobiła krok do przodu, żeby dodać sobie pewności. - Dlaczego… mnie przytuliłeś? – nie sądziła, że tak bardzo poczuje się zakłopotana tym pytaniem. Miał kilka opcji, jedna z nich pokazywała, że jednak ma jakieś uczucia, ale była przekonana, że ta opcja odpadnie i pozostanie: „Bo tak trzeba”. Mimo wszystko chciała wiedzieć. Czuła się całkowicie zagubiona zwłaszcza przy nim. Czuła pustkę w sobie i pustkę dookoła. Dlaczego? - Nie chce na nikogo zrzucać ciężaru moich smutków… – wydukała odwracając wzrok. Jej również było zimno, ale w tym momencie chłód był tym czego najbardziej chciała, mogła dzięki temu trzeźwo myśleć.
Więc jednak chodziło jej o to przytulanie. I co? Miał być dla niej tak całkiem szczery? Nie zamierzał. Nie byłoby przyjemne powiedzieć, że czuł się w obowiązku to zrobić. Przecież zasmuciłoby ją to jeszcze bardziej, a ta sytuacja zdecydowanie wymagała innych działań. Cóż dlatego właśnie liczył, że nie o to pytała i że uniknie tego niezręcznego zmyślania odpowiedzi. W każdym razie nawet, jeśli opis sytuacji wydaje się lekko przydługi, to on wypowiedział się błyskawicznie (w myśl zasady, że jeśli ktoś zastanawia się zbyt długo to znaczy, że kłamie i nie chce nic poplątać). - Wydawało mi się, że tego potrzebowałaś – No więc w ten sposób Jonatan jedynie zmienił prawdę, a nie skłamał. Przecież to brzmiało zdecydowanie ładniej i do tego wyglądało tak, jakby jego działanie było ukierunkowanie jej dobrem, a nie uspokojeniem swojego sumienia. Zresztą coś podobnego również czuł w tamtym momencie, choć było znacznie mnie wyraźne - Nie uważasz, że jeśli weźmiesz na siebie za duży ciężar to w końcu Cię przygniecie? Przecież już ledwo pod nim się przemieszczasz – Pociągnął metaforę tak, jak ona nie przestając się w nią wpatrywać. Czy ją to peszyło? Miał nadzieję, że nie, ale dla pewności postarał się odwrócić na kilka chwil wzrok. Spojrzał na przestrzeń rozciągającą się za szkołą. Na jeziora, na las. Nic dziwnego, że oboje lubili tu przychodzić. Było pięknie.
Ona dobrze znała się na kłamcach, czytała wiele artykułów, a przede wszystkim dostrzegała jak to ludzie robią. Miał rację zbyt długie zastanawianie się oznaczało, że ktoś kłamie, ale towarzyszyły temu też różne reakcje, ale błyskawiczna odpowiedź… wcale nie była lepsza, zwłaszcza, że to nie było proste pytanie. Słysząc odpowiedź posmutniała jednak nie pozwoliłaby ten wyraz tworzy pozostał na długo, posłała mu delikatny uśmiech. - Usiądziesz obok mnie? – zapytała siadając na ziemię oparta o ścianę. Poklepała miejsce obok siebie. On… jest trudny. Powinna to zaakceptować i przyzwyczaić się jeżeli chciała się z nim przyjaźnić. - Masz rację… jeżeli zechcesz… weź część tego ciężaru razem ze mną… ale musisz wiedzieć, że to nie jest proste, a dźwiganie go zrzuca na ciebie trochę odpowiedzialności. Powiedziała to w taki sposób jakby popełniła niesamowity grzech, jakby to co mu zaraz powie ciążyło na nim niesamowicie. - Moja mama… – mimo wszystko zaczęła powoli wpatrując się w przestrzeń – nie żyje, zginęła kilka dni temu, w wigilię bożego narodzenia – powiedziała to ze smutkiem, nie rozpaczą – spłonęła wraz z moim domem… – dodała po chwili – po prostu… nie potrafię się pogodzić z tym faktem… pamiętam… nawet słyszę jak śpiewała mi zawsze kołysanki… myśl, że jej nie ma… przeraża mnie.