Na środku podwórza i naprzeciw wejścia do środka budynku rośnie lipa pod którą umieszczony jest kamienny stół oraz parę drewnianych ławeczek. Niewielki zielnik, nad którym unosi się zapach szałwi, rumianku oraz mięty przytulony jest do kamiennych, chłodnych ścian rezydencji. Dziedziniec – zwany niegdyś Holem Lipowym – otoczony jest z dwóćh stroch budynkami, z pozostałych dwóch – murami w których znajduje się brama oraz furta wejściowa. Spoglądając w niebo zauważyć można rzadkie błyski rozplecionych na Exham zaklęć ochronnych, odnawianych regularnie co dwa tygodnie. W zimie często dołączany jest do nich urok przeciwdziałający złym warunkom pogodowym, przez co dziedziniec rzadko zasypany jest śniegiem.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Kompletnie nie wiedziała jakim cudem dała się PONOWNIE namówić na... korepetycje z miotlarstwa. Chociaż było to określenie mocno naciągane biorąc pod uwagę fakt, że Darren zwyczajnie - jak sam to określił! - chciał wcisnąć ją na miotłę. A ona na to przystała - pociągnięta do tej decyzji przez wizzengerowy szantaż emocjonalny. Prawda była jednak taka, że i bez tego prawdopodobnie nie byłaby w stanie odmówić Shawowi. Choć nigdy nie miała problemów z asertywnością... Cóż, jak widać do czasu. — I sądzisz, że naprawdę, lot na miotle oswoi mnie trochę z lotem samochodem...? — spytała niespecjalnie przekonana do takiej logiki, kiedy wychodzili przez bramę na dziedziniec. Za poleceniem Krukona, ubrana była ciepło ale wygodnie, zachowując jakąś granicę swobody. Gdyby miała przypadkiem... zawisnąć na miotle... albo się z niej zsunąć... wystarczy, że ruch krępowałaby jej ewentualnie złamana kość, a nie jeansy. Jeszcze zanim powzięliby jakieś kroki przygotowawcze do - heh - 'przelotki', Smith zatrzymała Shawa, chwytając go za przedramię i drepcząc tak, by ustawić się do niego vis-a-vis. Zamknęła dłoń studenta w swoich - zaciskając nerwowo palce. A choć po ustach błąkał jej się niewyraźny uśmiech - szare tęczówki błyszczały przejęciem. — Powiedz mi tylko jedno — zaczęła, próbując podchwycić spojrzenie Darrena - choć to sama musiała się skupić na tym, żeby nie uciekać wzrokiem gdzieś na boki. Żołądek zawiązał jej się w pełen stresu supeł - już prawie zapomniała o tym uczuciu. — Czemu chcesz, żebym latała? W sensie... przecież mnóstwo osób stroni od mioteł i to nie jest nic niezwykłego... — znowuż podjęła się polemiki, co choć było dla niej typowe - brzmiało też dziwnie z ust dziewczyny, którą spokojnie i bez przesady można było nazwać wielką fanką podniebnego Quidditcha.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Po ściągnięciu Jess do Exham i wrzuceniu kawy do kuchni, Darren naprędce zebrał parę poduszek i, przy użyciu zaklęcia powiększającego, umieścił je pośrodku dziedzińca. Były teraz wielkości tapczana - żeby w nie NIE trafić, pechowy miotlarz musiałby się naprawdę postarać. Na pytanie dziewczyny, Shaw pokiwał głową, zadzierając ją potem do góry żeby skontrolować czy zaklęcia ochronne działały. Na szczęście śnieżyce ustały i słońce wiszące na nieboskłonie sprawiało, że temperatura wręcz podniosła się ponad zero stopni Celsjusza. - Oczywiście - odpowiedział, odwracając się w stronę znalezionej w piwnicy miotły. Był to jakiś model z lat czterdziestych, absolutnie niezdatny do gry w quidditcha. Mógł polecieć nie za wysoko i nie za szybko - był więc dlatego świetnymi "treningowymi kółeczkami" w nauce fruwania Jess - Mugole też najpierw zdają egzaminy na kartę rowerową, dopiero potem na prawo jazdy - pokiwał z przekonaniem głową, przypominając sobie jak z ciekawości przeczytał kiedyś całą tablicę ogłoszeń po jedną z londyńskich siedzib rad dzielnicy - Też powinnaś najpierw się nieco przelecieć na czymś łatwiejszym - dodał. W końcu na miotłę wystarczyło wsiąść i oderwać się od ziemi. W aucie zaś była kierownica, pedały, skrzynia biegów, pokrętła, dźwignie, guziki, przełączniki... Darren zatrzymał przygotowania po tym jak podeszła do niego Smith i zapytała o jego powód. Schował różdżkę - i tak wszystko było już praktycznie gotowe - oraz gestem ręki odegnał ducha markiza, który właśnie postanowił posmakować mięty w zielniku, przelatując z otwartymi ustami przez wszystkie roślinki na swojej drodze. - Jess... - zaczął, wracając wzrokiem do niej i puszczając miotłę, która potoczyła się parę centymetrów po ledwo wilgotnej trawie - Tylko że wiem, że lubisz quidditcha. Inaczej nie szukałabyś biletów na mecz ligi - powiedział - I wiem, że chcesz latać, inaczej nie szukałabyś sposobów inne niż miotły - kontynuował, schylając się po kij starego modelu - A jak już kupisz tę tentakulę... albo znikacza... nie chcę, żebyś się bała go używać, bo przestraszysz że skończy się to jak lekcja latania... hmm... siedem lat temu - dodał stanowczo, wsiadając na miotłę i przesuwając się na niej nieco do przodu. - Tym razem, panie do tyłu - powiedział z szerokim uśmiechem, zachęcając Smith do zajęcia miejsca za nim - Chyba, że jeszcze chcesz coś pozamiatać.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Właściwie to mieli świętować jej podwyżkę w pracy - sama Smith nie do końca wiedziała jakim cudem zamiast przy stoliku na galerii znaleźli się tutaj. Na dziedzińcu, wyłożonym gigantycznymi poduszkami. Z miotłą na podorędziu. Zgodziła się na jeszcze jedną próbę latania, nie zakładała jednak, że odbędzie się ona w trybie ekspresowym... Nie to, że nie doceniała starań Shawa - bo doceniała, naprawdę, i właśnie również przez to czuła jak żelazna dłoń na jej żołądku zaciskała się ze zdwojoną mocą. Sam Darren nie miał w tej 'nauce' żadnego interesu - robił to dla niej, ot. Co też doskonale podkreślały wszystkie argumenty jakie przytoczył. Smith nie mogła się nie uśmiechnąć - rozczulenie z rozbawieniem mieszało się w jej oczach. Cóż, czego innego mogłaby się spodziewać po Krukonie z krwi i kości, jak nie sensownej argumentacji? Mogłaby podjąć się z nim polemiki - ale akurat podważanie faktów nie leżało w jej naturze. — Ech, w punkt... — westchnęła ciężko - choć teatralnie, kręcąc z rozbawieniem głową. Nie tyle z trafności słów Shawa, którymi po prostu zabił kiełkujące w niej wątpliwości - co z Juniora, który buszował w zielniku. — Mam czasem wrażenie, że chyba za dobrze mnie znasz — przyznała, nie kryjąc uśmiechu. Kto jak kto - ale Smith nie mogła tego powiedzieć w stosunku do każdego. Mimo wszystko nie należała do zbyt wylewnych osób - choć jak każdy, miewała swoje odstępstwa od reguły. — O nie, żadnego zamiatania. Z pewnym powątpiewaniem zerknęła jednak na starą miotłę, którą dzierżył Darren. Spojrzała na nią - na niego - i znów na nią, przygryzając wnętrze policzka w zafrapowaniu. — Wierzę, że TA miotła także spokojnie uniesie dwie osoby... — wyraziła swój niepokój, powoli - zupełnie jakby podchodząc do dzikiego zwierza - zajmując miejsce tuż za plecami Shawa. Zamotała się w miejscu, samej nie wiedząc gdzie ostatecznie ma podziać dłonie. — Darren, ja mam się trzymać Ciebie czy miotły? — spytała z cichym jękiem nad tak głupim pytaniem. Ostatecznie jednak oceniając długość trzonka, który był zdecydowanie za krótki jak na miotłę stricte dwuosobową, nie mówiąc już o Błękitnej Butli - przysunęła się bliżej Shawa, oplatając jego pas ramionami i opierając podbródek na jego ramieniu. — Nie pytaj, czy jestem gotowa - bo nie jestem. Bez żadnych 'startujemy za trzy', proszę... — mruknęła mu do ucha, mimowolnie spinając się nieco.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Da radę - przytaknął Krukon, starając się uspokoić obawy Jess na temat siły nośnej wiekowej miotły - Chyba, że przytyłaś ostatnio kilkadziesiąt kilo. Ale nie widać - dodał, od stóp do głów przejeżdżając po dziewczynie oczami. No cóż, nawet jeśli osiągnęła masę młodego trolla, to skutecznie to ukrywała. Kiedy Smith zajęła już za nim miejsce, Darren przekręcił głowę, umieszczając ją prawie twarzą w twarz z opartą o ramię Krukonką. Uśmiechnął się lekko i pogładził policzkiem jej czoło, po czym odwrócił się i nachylił lekko nad trzonkiem miotły. - Skoro bez "trzy"... - zaczął Shaw i westchnął ciężko - No to dwajeden! - powiedział szybko i oderwał stopy od ziemi. Oczywiście nie wystrzelił do przodu ani do góry - po prostu zaczął lekko szybować nad materacami, unosząc się może na dwa metry nad ziemią. Kontrolował czy Jess się nie zsuwa i zachowuje równowagę - co w sumie nie było zbyt trudne, jednak także potrzebowało krótkiego oswojenia. Po parunastu sekundach Krukon uniósł lekko czubek miotły do góry i wzniósł ich na wysokość pięciu metrów, zataczając coraz szersze i szersze kręgi. W końcu fruwali nad praktycznie całym dziedzińcem, nie tylko nad materacami, robiąc kółka z rosnącą na placu lipą pośrodku. Minął może kwadrans, podczas którego Shaw przyśpieszał, zwalniał, zadzierał nos lekko do góry i opuszczał go lekko w dół - w końcu jednak Darren skierował miotłę ku ziemi, lądując zaraz przy drewnianym stoliku rosnącym pod drzewem. - Phew, Nimbus toto nie jest - powiedział, wskazując na przyrząd do latania - Ale trzyma się stabilnie - ocenił z kiwnięciem głową, po czym odłożył go na stolik i schylił się, wyciągając spod niego niewielkie pudło. Otworzył je i wyciągnął najpierw kask, potem ochraniacze, po czym zaczął przymierzać je do Jess - na całe szczęście, nie była o wiele mniejsza od niego. - Załóż - polecił, podając jej skórzane części stroju - Zamiana miejsc, teraz ty sterujesz - dodał, wskazując skinięciem głowy na miotłę i siadając obok niej na stoliku, czekając na to aż Smith będzie gotowa. A przynajmniej na to, kiedy będzie wyglądać na gotową - bowiem wtedy na miotle ją po prostu usadzi.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
W pierwszym momencie, kiedy ziemia osunęła jej się spod stóp - albo raczej to Darren oderwał ich stopy od ziemi - Jess poczuła jak żołądek gwałtownie wędruje jej w górę, tylko po to jednak, żeby zaraz z łomotem opaść i obić się gdzieś o kości miednicy. Przynajmniej takie miała wrażenie, kiedy grawitacja jeszcze przez chwilę o nich walczyła - nim odpuściła zupełnie. — Błagamtylkoniedajmispaść — sapnęła na wydechu, kurczowo zaciskając dłonie gdzieś w okolicach splotu słonecznego mężczyzny. Nie żeby panikowała... No, może odrobinę. Mimo wszystko, całej swojej sympatii do Quidditcha i niejakiej fascynacji tym, że człowiek mógł latać przy pomocy miotły (!!!) - jej osobiste doświadczenia z lataniem nie były najprzyjemniejsze. Najgorsze też nie - jakby na to nie spojrzeć. Stres nie opuszczał jej nawet na moment - choć przytłumiony troszeczkę przez pokrzepiający dotyk Shawa - jednak, kiedy siła ciężkości przestała ich obowiązywać... poczuła się lekko. I zadziwiająco stabilnie, nawet pomimo stopniowego wzrostu wysokości. Wpatrując się w oddalający poduszko-materac czuła bardziej... rozbawienie aniżeli strach. Przyciśnięta policzkiem do barku Shawa, cicho chłonęła wrażenia - nie pozwalając nagle rozbujałej wyobraźni na co bardziej niedorzeczne scenariusze obejmujące jej ewentualny upadek. Skupiła się bardziej na tu i teraz - w pewnym momencie nawet unosząc głowę i zerkając ponad mury Exham, w kierunku Ross-on-Wye. Cóż, z góry szło dostrzec o wiele więcej rzeczy. Niemal z rozczarowaniem zorientowała się, że Shaw sprowadza ich na ziemię - a żołądek znów podszedł jej do gardła. Czyżby to tylko moment wzbijania się w powietrze i lądowania tak ją stresował...? Pozostawiła jednak tę hipotezę do potwierdzenia, nie mając wystarczająco dużo dowodów. — Umm... — Niepewnie spoglądając na ochraniacze, które wręczył jej Darren, zmarszczyła brwi. — 'Zamiana miejsc'? — I choć posłusznie zaczęła zapinać na sobie zestaw ochronny, dręczyło ją jedno pytanie: — Dlaczego więc nie dałeś mi ochraniaczy przy pierwszym podejściu? — Choć domyślała się dlaczego, a raczej robiła to żelazna dłoń zaciśnięta na jej żołądku. — Wiesz, ja... chyba mam problem z samym startem — podzieliła się swoim domysłem, zaciskając ostatnie wiązania skórzanego osprzętu. Dłonie delikatnie jej drżały - choć widać było, że naprawdę stara się podejść do tego na chłodno.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Nie chciałem cię denerwować przed pierwszym lotem - odpowiedział Darren na niezaoferowanie jej wcześniej ochraniaczy. Jakby to przecież wyglądało? Nie dość że leciała z nim - a Shaw był stuprocentowo pewien swoich umiejętności - to jeszcze miał ją stresować za pomocą skórzanych elementów, które dawały sygnał, że Z MIOTŁY MOŻNA SIĘ SPIERDOLIĆ? To byłoby pedagogiczne samobójstwo. Co innego przy drugim podejściu. Smith oderwała się już od ziemi i pofruwała nieco ponad dziedzińcem, nawet jeśli jedynie jako pasażer. Teraz przyszła kolej na to, by sama sterowała miotłą - co prawda pod czujnym okiem siedzącego zaraz za nią Shaw, który nie zamierzał przepuścić oczywiście okazji żeby przytulić się dziewczynie do ramienia. - Syndrom Ołowianych Stóp? - spytał Darren, słysząc domysły Jess na temat jej awersji do odbijania się od ziemi - Wiele osób cierpi na SOS, ale szybko mija - dodał Krukon, przypominając się że kiedy sam uczęszczał na lekcje latania, to co najmniej kilkanaście osób z tamtejszej grupy bez problemu przyzwało miotłę do rąk, ale oderwać się od ziemi nie potrafiło - do czasu, oczywiście. Darren podszedł do Jess i stanął obok, uśmiechając się lekko. Zastygł na chwilę, odwracając jedno ucho w stronę westybułu Exham, jakby czegoś nasłuchując. Jednak po krótkiej chwili odwrócił się z powrotem w stronę Smith i złapał za pozostawioną na stoliku miotłę, wciskając ją dziewczynie do rąk. - Nie martw się, Fantom to prawdziwy dżentelmen - powiedział, wskazując na inkrustowaną mosiądzem nazwę modelu - Nie będzie wierzgał - dodał z uśmiechem, stając jej za plecami i kładąc dłonie na ramionach, masując je lekko. Tak jak się spodziewał - były spięte jak marynarskie węzły.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
— Skoro ja dostałam ochraniacze jako sterujący... To Ty powinieneś obwiązać się poduszkami — rzuciła swoją sugestią - w istocie bardziej niepokojąc się tym, że coś zwyczajnie zjebie mając 'na pokładzie' Darrena. Wyjątkowo jednak - dalej - powstrzymywała tworzenie się czarnych scenariuszy w swojej głowie, skupiając uwagę na wiązaniu ochraniacza. O ile w tym momencie charakteryzowała ją pewna sztywność i nerwowość w ruchach - mimo odbycia już pierwszego lotu jako pasażer - tak nie mogła powstrzymać parsknięcia śmiechem na nowinkę przedstawioną jej przez Shawa. Naprawdę interesowała się Quidditchem i miotlarstwem, bazę teorii miała prawdziwie potężną - ale o takich ewenementach jeszcze nie słyszała. Być może była to właśnie wiedza tajemna przeznaczona wyłącznie dla miotlarzy - a nie nielotów, takich jak ona. — SOS? — zaśmiała się, szczerze rozbawiona nazwą nieznanego jej syndromu, który podobno jej dotknął. — Doktorze Shaw, jest Pan niezawodnym internistą — prychnęła raz jeszcze, kręcąc głową i sięgając po kask. W nosie miała jak teraz musiała wyglądać - gdyby się jednak SPIERDOLIŁA Z MIOTŁY, wolałaby skończyć w jednym kawałku. Choć sama nie wiedziała co bardziej koiło jej nerwy - ochraniacze, czy podejście Darrena. Acz mogła się domyślać. — Fantom... To nie jest przypadkiem miotła z 1933 roku? — spytała, przyglądając się niemalże wiekowemu modelowi. Wbrew pozorom bardziej ją to zainteresowało niż zaniepokoiło - dużo wiekowych przedmiotów w magicznym świecie działało nadal bez zarzutu, a ze Smith w każdym momencie mogło wyjść jej umiłowanie historii wszelakiej. — Była odnawiana, okucia witek nie są fabryczne... — mruknęła, lustrując miotłę wzrokiem. — Co jeszcze może być zachomikowane w... Ohhh — z ust wyrwał jej się krótki jęk, kiedy Shaw trafił kciukiem w wyjątkowo zdrewniałe miejsce jej mięśnia. Bynajmniej nie było w tym bólu. Chrząknęła krótko, tracąc wątek. — No dobrze, miejmy to za sobą... — mruknęła, z odrobinę cierpiętniczą miną - i rumieńcem - usadawiając się na miotle i zerkając na Darrena. — Jesteś pewny, że nie chcesz zostać na dole? — próbowała uśmiechnąć się przez przebijający jej się w mimice stres. — Czeka nas w końcu szalona przejażdżka... — żachnęła się, mimowolnie wracając spojrzeniem do rozłożonych na placu poduszek.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Czy właśnie miał nastąpić wielki moment, w którym Jessica Smith, sztandarowy, złotooprawkowy i gładkolicy nielot Ravenclawu miała wzbić się w powietrze... co prawda na dziewięćdziesięcioletniej miotle, ale zawsze. Cóż, być może, SOS bywał bowiem czasami nieubłagany. - Dziękuję za troskę, ale dam sobie radę - powiedział, odsuwając nieco kosmyków z karku Smith i - oczywiście w ramach masażowego rozluźnienia! - całując ją delikatnie w szyję. Wypuścił powietrze nosem słysząc prawidłową ocenę stanu miotły wygłoszoną przez Krukonkę - Brzmisz jak zawodowy twórca mioteł - zachichotał, odsuwając głowę i ugniatając lekko przestrzeń nieco poniżej karku. W końcu jednak Smith weszła na miotłę, a Darren skwapliwie usadowił się za nią, obejmując ją ostrożnie w talii. - Dam sobie radę - powtórzył Krukon - I ty też - dodał od razu. Szalona przejażdżka? Gdyby pożyczył szkolnego Zmiatacza albo Nimbusa, może. Na Fantomie mogli się co najwyżej ścigać z ghulami, a zwycięzca i tak nie był przesądzony. Po paru chwilach - paru chwilach za długo - stania na trawniku Darren uśmiechnął się lekko pod nosem i, dla zachęty, potarł lekko boki Jess swoimi dłońmi. Czy bezpośrednio to przyniosło efekt - nie wiedział, jednak parę sekund później poczuł, że jego stopy nie mają już wsparcia matki ziemi. Po dwóch minutach lotu - niezależnie od tego, czy Smith zdecydowała się poderwać miotłę do szaleńczego wzlotu pod niebo (w co Darren wątpił), czy może po prostu szybowała sobie parę metrów nad bezpieczeństwem materaców (co było o wiele bardziej prawdopodobne), Shaw puścił Jess najpierw jedną, potem drugą dłonią - upewniając się, że są wystarczająco daleko od wszelkich murów i drzewa - i nachylił się nad jej uchem. - Powodzenia - mruknął, po czym deportował się z Fantoma, z cichym pyknięciem pojawiając się w cieniu lipy. Dłoń Krukona od razu powędrowała do wewnętrznej kieszeni jego bluzy - co prawda nie spodziewał się, że będzie to potrzebne, ale zamierzał i tak czuwać nad lotem Jess z różdżką oraz Mobilicorpusem w gotowości.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
SOS rzeczywiście bywał nieubłagany. O ile to na karb właśnie tego syndromu Smith mogła zrzucić swoje dosłowne przyrośnięcie do ziemi - a wcale nie na drobne pocałunki Shawa, wymierzone w jej szyję, czy dłonie na talii. Nie rozpraszała się, ani odrobinę - w ogóle. Właściwie to właśnie walką z rozpierzchłymi nagle radośnie myślami była tak zajęta, że nawet nie pomyślała o próbie poderwania się do lotu. Na szczęście miała tuż za sobą zniecierpliwionego pasażera, który sprowadził ją na ziemię - tylko po to, żeby ona mogła poderwać się w powietrze. I choć Jess spodziewała się - mimo zapewnień Shawa o niewierzganiu Fantoma - buntu na pokładzie i jeszcze dobrych kilku chwil na ziemi, to... Sama nie była do końca pewna jak to zrobiła - ale wzbiła się do góry. Nie podskoczyła, nie wymruczała żadnego polecenia, nie była nawet pewna, czy poderwała trzonek miotły - po prostu wystartowali. — Ojej — wzdychała co jakiś czas, kierując miotłą b a r d z o ostrożnie - na boki, do góry, to znów w dół, jakby chcąc wybadać jej czułość. To było naprawdę dziwne uczucie - niejako panować nad grawitacją i nawet nie czuć 'ciężaru' zarówno swojego jak i pasażera. Choć akurat swój 'miotlarski plecaczek' Smith czuła bardzo dobrze - przynajmniej dopóki Shaw nie zwolnił jej z uścisku, najpierw jedną, potem drugą dłonią. Odczuła to tym bardziej, że jego ramiona traktowała podświadomie jako swego rodzaju pasy bezpieczeństwa. — D-Darren! Serio?! — krzyknęła za nim, odrobinę spanikowana, słysząc trzask deportacji tuż za sobą. Zacisnęła dłonie na trzonku od miotły, bojąc się, że nagle niczym jakiś rączy koń śmignie razem z nią do przodu, ale... Nic takiego się nie stało. Po prostu zawisła w powietrzu, tak jak chciała. I doznając olśnienia - że miotły to jednak tylko przedmioty, i nawet nie takie pokroju różdżki, które miały swój charakter - zmarszczyła gniewnie brwi, obracając się powoli w miejscu, żeby zlokalizować uciekiniera. Fantom posłusznie leciał dokładnie tam gdzie Smith chciała - i w istocie, nie wierzgał, trzymając dziewczynę na stabilnym pułapie. — Co to było? — zaczęła swoją mini-tyradę, wykręcając powoli w miejscu i zataczając płynny łuk w powietrzu skierowała trzonek miotły w kierunku lipy. — M-Mogłeś mnie po prostu od razu puścić samą! — Zniżyła lot, może odrobinę zbyt 'kanciasto' - aż w końcu zawisła w powietrzu gdzieś na wysokości klatki piersiowej Darrena, wlepiając w niego szare spojrzenie. — Przestraszyłeś mnie — zakończyła już ciszej, z wyrzutem - mało autentycznym jednak, bo zmieszanym z drobnym uśmiechem czającym się w kącikach ust. Chrząknęła krótko, poprawiając się na miotle. — Rzeczywiście, prawdziwy dżentelmen — przyznała, podejmując się jeszcze - nieco szybszego - okrążenia wokół lipy.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Czy Darren zasługiwał na wyrzuty, kierowane w jego kierunku przez urażoną - oraz wiszącą jakieś półtorej metra nad ziemią - Smith? Tak. Czy naburmuszona dziewczyna wyglądała przy tym jednocześnie słodko, ale też nieco komicznie? Również tak. A czy było warto? Oczywiście. Ze sztucznie winną miną i przepraszającymi oczami wysłuchał przemowy Jess, która po wszystkim jak gdyby nigdy nic postanowiła wykonać okrążenie dookoła lipy. Shaw uniósł lekko brwi, po czym pokręcił głową i opuścił różdżkę z cieniem uśmiechu na twarzy. Smith na Fantomie trzymała się stabilnie - choć prawdą było że nie wykonywała jakichś zaawansowanych akrobacji, może oprócz gwałtowniejszego nieco obniżenia lotu, przyprawionego nieco zdenerwowaniem na Krukona - oraz leciała równo. Jeszcze parę okrążeń i będzie z niej ścigający - pomyślał Darren, chowając Mizerykordię do kieszeni i odwracając się w stronę drzwi wejściowych do Exham. Przeszedł przez dziedziniec, okrążając wielką górę materaców, po czym zniknął na chwilę w środku rezydencji, wracając po chwili ze sporej wielkości czymś, przykrytym jednym ze starych koców. Zaniósł tajemniczy przedmiot na drewniany stolik i usiadł obok niego. Przyłożył ucho do koca, a kiedy usłyszał ze środka ciche warczenie i piski gumowej zabawki, chrząknął lekko i stuknął w beżowy, sprany kocyk różdżką, rzucając nań dyskretne zaklęcie uciszające, po czym wrócił do oglądania kolejnego okrążenia Smith, rysując za pomocą Scribo nad swoją głową błyszczące litery układające się w słowa: - BARDZO ŁADNIE, TYLKO NIE KRZYCZ JUŻ.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Właściwie to od razu zniżając się do Darrena chciała zejść z miotły - tylko kiedy wisiała tak odrobinę nad ziemią, ciężkość w żołądku znów się pojawiła. Lądowanie na ubitej ziemi... Samodzielne lądowanie na ubitej ziemi nie uśmiechało się Smith. Zdążyła zauważyć, że miotła to żaden pochodny graniana czy innego pegaza - ale nie wierzyła póki co w swoje raczkujące umiejętności. Wzbiła się w powietrze, powolne latanie było proste i zaskakująco przyjemne - ale lądowanie... Nie chciała zeskakiwać z miotły, ale też wolałaby by nie połamać nóg nie zaryć kolanami w glebę przy lądowaniu. Nawet pomimo ochraniaczy. Tak więc postanowiła jeszcze zrobić kilka okrążeń, wzbijając się przy każdym kolejnym o dobry metr w górę - aż znów była na wysokości z której mogła podziwiać całą okolicę Archenfield. I tam na chwilę zawisła, na posłusznym Fantomie. I choć w istocie, nie widziała się jako miotlarę - zwłaszcza na jakimś sportowym modelu - tak latania... Latania nie mogłaby sobie odmówić. Teraz dosłownie widziała jak wiele mogłaby stracić. Poza tym i tak nie była najlepsza w teleportacji. Powoli więc wykręciła miotłę w miejscu, szerokim łukiem, metr po metrze zniżając swój lot - kierując się prosto na materace. Zerknęła jeszcze w kierunku Shawa - którego chwilowa nieobecność jej umknęła na rzecz rozkochiwania się w Archenfield z lotu ptaka - teatralnie przewracając oczami na wyrysowaną przez niego wiadomość. A jednak, gdzieś, w którymś momencie żelazna łapa stresu puściła jej trzewia - nie miała najmniejszego zamiaru krzyczeć, bardziej podziękować. I z takim właśnie zamiarem podeszła do lądowania - może trochę przy okazji rozproszona, bo zapomniała zwolnić i tuż przy ziemi poderwać trzonek miotły nieco w górę. Na szczęście i tak była już nad materacami-poduszkami - więc kontrolowany upadek z miotły (a raczej zarycie nogami w materiał) wywołał tylko krótką salwę śmiechu, kiedy grawitacja nagle odzyskała Smith i ściągnęła ją twardo miękko na ziemię. — Żyję! — oznajmiła, pełnym tryumfu głosem, wyrzucając ramiona w górę i machając radośnie w kierunku Shawa. Przysiadła na poduszce po turecku, zdejmując kask. — Ale dziwne uczucie, jakbym zeszła dopiero co z trampoliny... — próbowała przyrównać swoje wrażenie lądowania do czegoś znanego, biorąc się jednocześnie za rozwiązywanie skórzanych ochraniaczy.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Lądowania Smith nie można było nazwać co prawda prawdziwym "telemarkiem" - jeśli zechce kiedyś latać na miotle bez stosu materaców na ziemi i bez problemów z kolanami w przyszłości to będzie musiała nad tym popracować - jednak nie dało się ukryć, że jak na pierwszą próbę od paru lat, była w niej wyjątkowo niska liczba spierdoleń się z miotły, a mianowicie całe zero. Krukon wstał z drewnianej ławki, niedbałym ruchem różdżki usuwając napisy nad swoją głową i unosząc w powietrze przedmiot stojący na stoliku. Posłał go w stronę środka dziedzińca - idąc krok w krok za nim - opuszczając ostatecznie na jednym z prościej ułożonych materacy. Sam usiadł obok Jess, uśmiechając się nieco szerzej na widok rozrzuconych w nieładzie po zdjęciu kasku włosów dziewczyny. - No, no - powiedział Darren, kiwając głową - Ktoś tu naprawdę fruwał na miotle - dodał, kciukiem i palcem wskazującym miętoląc lekko róg koca przykrywającego... coś. Widać było jednak wyraźnie, że Krukon wyjątkowo mocno sam ze sobą walczył - aż w końcu wygrała ta bardziej niecierpliwa strona. Wysunął się do przodu, opierając na kolanach i palcach dłoni, przybliżając twarz do zadyszanej jeszcze nieco Jess. Ruchem głowy wskazał na przykryty kocem, trzęsący się czasem przedmiot w kształcie spłaszczonej nieco kuli, płaskiej od dołu. - No dalej, sprawdź co to jest - wyrzucił z siebie Shaw, szczerząc zęby i wycofując się ostatecznie nieco w bok, zdając sobie sprawę że nigdy nikomu ostatecznie nie dawał walentynkowego prezentu. Co się mówi w takich okazjach? Wesołych Walentynek? Szczęśliwego Dnia Zakochanych? Wszystkiego najlepszego? - Może nieco spóźniony, ale w Norwegii nic nie mogłem znaleźć - wyjaśnił krótko Darren, nachylając się nad policzkiem Smith i cmokając go lekko, po czym popędzając ją jeszcze raz ruchem głowy do sprawdzenia, co jest pod zasłoną. A raczej - kto.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Pozbywając się ochraniaczy, część po części i odkładając je na bok, Smith kątem oka wychwyciła ruch Shawa - który zaczął się do niej zbliżać z... lewitującym czymś. Dziewczyna zrzuciła z siebie naramiennik i wyprostowała się, poprawiając okulary. To raczej nie było pudło, w którym Darren trzymał wcześniej ochraniacze - było zdecydowanie za małe... i nie w kształcie pudła. Poza tym dlaczego miałby przykrywać je kocem? Będąc już na ziemi, Smith chciała przede wszystkim podziękować Krukonowi za to - niemal dosłowne - wsadzenie ją na miotłę, jednak kiedy już do niej podszedł... z tą swoją nieodgadnioną miną i ślepiami uciekającymi w stronę lewitującego zawiniątka... Jakoś to wszystko zeszło na drugi plan - a raczej zostało odsunięte w czasie. — Darren, co Ty wykombinowałeś? — mruknęła szczerze zaaferowana - choć bardziej zachowaniem mężczyzny, niż tym co z nim przyleciało. Przynajmniej dopóki nie polecił jej sprawdzić co to takiego było. Odwróciła więc do 'czegoś', które na jej oczach... Poruszyło się. Uniosła brwi w wyrazie niezrozumienia - czując jednocześnie jak Shaw całuje ją w policzek, z krótkimi objaśnieniami. Zerknęła na niego pytająco. Co było w Norwegii...? Szybko jednak ją olśniło. Walentynki. Byli wtedy na morsotece... Choć dla Smith praktycznie całe te dwa tygodnie były jak święto zakochanych. — N-Nie musiałeś mi nic kupować! — podjęła próby buntu - choć niewyraźne, bo sięgnęła targana ciekawością do zawiniątka, by je odsłonić i... zamarła. — To jsou nohy... Opravdu, Darren? Zmiękła, no rozpłynęła się. Kto by się nie rozpłynął na widok targającego gumową kostkę szczeniaka? Z przeciągłym "Oooo...!" sięgnęła po futrzaste maleństwo, zgarniając je w swoje ramiona. Szare oczy dosłownie rozbłysły - przeskakując od małego psidwaka, do Shawa i z powrotem. — Jaka kruszyna... Ile on może mieć... 6 tygodni? Oooh... — Westchnęła i zachichotała cicho, gdy trzymany przez nią szczeniak przerzucił się z gumowej kości na jej palce. Drobne igły jeszcze bez większego wyczucia wbiły jej się w skórę, choć Smith zdawała się tym kompletnie nie przejmować. Przesunęła się odrobinę po materacu tak, by umościć się tuż obok Darrena i sięgnąć ustami jego policzka. — Dziękuję... Nie musiałeś, ale dziękuję — znów go pocałowała, w kącik ust. — Dekuji milacku — powtórzyła się po raz kolejny, uśmiechając szeroko, od ucha do ucha.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Słysząc narastający wciąż napływ czeskich słów, których Darren oczywiście nie rozumiał - oprócz do prdele, którego nie miał jednak teraz szczęścia usłyszeć, choć może to i dobrze - Krukon uśmiechał się raczej bezrozumnie, patrząc jak Smith z wiklinowego transportera wyciąga zajętego gumową kością szczeniaka psidwaka. - Jakie nohy? - spytał, słysząc w końcu po paru czeskich słowach swoje imię. Opravdu? A jeśli to była jakaś klątwa? Brzmiało podobnie. Shaw nie mógł powstrzymać jeszcze szerszego uśmiechu, kiedy Jess zaczęła roztapiać się nad psidwakiem, który bez żadnych zmartwień postanowił sprawdzić czy ręka Krukonki będzie dobrym zamiennikiem dla gumowej kości. Okazała się być co najmniej przyzwoita, bo ząbki szczeniaka - choć bezboleśnie - to od razu zacisnęły się na skórze Smith. - Nie ma sprawy - machnął ręką Darren - I... cokolwiek znaczy to następne - dodał nieco bardziej niepewnym tonem. Tego dnia Jess miała wyjątkowo "czeski" nastrój - a może po prostu mówiła tym językiem w chwilach największych emocji? W sumie niedawno co zeszła z Fantoma - i to bez jakichś większych problemów - a to nie był po prostu jej "pierwszy lot", ale swego rodzaju przezwyciężenie fobii. Biorąc więc to pod uwagę, Darren mógł dziewczynie wybaczyć fandzolenie po czesku - krukońskie miłosierdzie granic nie znało. - Więc... co usunęłaś? - spytał, nachylając się nad Smith, oczywiście mając na myśli wiadomość na wizzengerze - sięgając także do psidwaka, tarmosząc go lekko po grzbiecie - I jak go nazwiesz?
Ostatnio zmieniony przez Darren Shaw dnia Nie 14 Mar 2021 - 11:57, w całości zmieniany 1 raz
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Zachichotała nad pytaniami Darrena o jej czeskie słówka, jednocześnie rzucając mu przepraszające spojrzenie. W istocie, to właśnie czeskim posługiwała się w chwilach największych emocji - bo to właśnie wyniosła między innymi z domu. Jeśli już ktoś się kłócił w domu Smithów w Londynie - to robił to tylko i wyłącznie po czesku. Kulturalne rozmowy odbywały się w innych językach, emocje pisał czeski alfabet. Nic więc nie mogła na to poradzić - chociaż Darren nie zdawał się mieć nic przeciwko temu. — Jest sprawa — zaprzeczyła, marszcząc 'gniewnie' brwi na lekceważący gest Shawa - szczęście znów zamusowało jej pod skórą, zderzając się z endorfinami wyprodukowanymi podczas udanego przelotu miotłą i rozczuleniem nad szczenięciem psidwaka. Cała ta sytuacja dużo dla niej znaczyła, co też postanowiła sprostować: — Pierwszy raz w życiu dostałam coś na walentynki. Mało tego, od... — Nie dokończyła myśli - nie tak jak chciała - gdyż Darren się nad nią nachylił, a język Jess momentalnie odmówił posłuszeństwa, a myśli rozpierzchły się radośnie. — ... milovaneho cloveka. Słysząc pytanie - którego spodziewała się prędzej czy później - opuściła wzrok na szczeniaka, zajętego bez reszty smakowaniem jej kości palców. Psidwak zaczął cicho - i niemożebnie uroczo - powarkiwać, targany przez dłoń Shawa po grzbiecie i przez chwilę był to jedyny dźwięk przerywający ciszę. — Nazwę go... Fantom — powiedziała z uśmiechem, przedłużając jeszcze przez moment odpowiedź na pierwsze pytanie, zastanawiając się czy... To była dobra chwila? Na zapowiedź chyba jak najbardziej. Choć w jej głowie zaczął kiełkować inny pomysł. — Wtedy... W t e d y... — podniosła wzrok prosto w oczy Darrena, jawnie nawiązując o jaką sytuację jej chodziło - i jakiej sytuacji jego pytanie dotyczyło. — Było mi głupio. Bo to nie był tylko i wyłącznie eliksir... — Błądziła przez krótki moment między ciepłymi tęczówkami ukochanego, a jego wargami - kącik jej ust drgał lekko. — Ale... Przestaje mi być głupio. Nawet pomimo braku eliksiru — przyznała cicho, choć pewnie. Podkreślając swoje słowa pocałunkiem - nieco żarliwszym niż zazwyczaj, niosącym za sobą cząstkę czegoś więcej niż nieśmiałej czułości. Trwał jednak moment - bo Smith zaraz odsunęła się te kilka milimetrów od Shawa, czując jak serce powoli podejmuje galop. Uspokoiła je oddechami - i widokiem Juniora, który wpatrywał się w nich nadzwyczaj intensywnie. — Hmm... Ogarnijmy tu i chodźmy do środka. Zgłodniałam — przyznała nieco zakłopotana, podnosząc się z materaca do pionu - i wyciągając dłoń do Darrena. Coś czuła, że tym razem zagrożenie Johnowi i jego pantalonom nie wystarczy.
EOT
+
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Udało jej się urwać wcześniej - jednak nieobecność Yoreka w Biurze Tłumaczeń znacznie zmniejszała produktywność tłumaczów, nie wspominając już o częstotliwości 'nagłych spraw', dzięki którym biuro opustoszało w zastraszającym tempie. Smith także więc z tej wymówki skorzystała - wiedząc, że zawiązała tym z resztą współpracowników niepisaną umowę solidarności i milczenia. Nie wyobrażała sobie grzecznego siedzenia do końca zmiany w pustym biurze, kiedy w domu czekał na nią Darren - również wyrwany wcześniej z pracy. No i oczywiście wizja wypróbowania wyścigowej miotły - choć była to poboczna... wymówka. Teleportowała się prosto na dziedziniec Exham, dokładnie pod rosnącą na środku lipą - z ulgą przyjmując swój sukces w aportacji oraz zaklęcia antypogodowe rozciągnięte nad murami Priory. W Londynie pogoda była jeszcze iście zimowa - choć marcowe powietrze na nizinach Archenfield zdawało się jednak łagodniejsze. Czując lekkie zawirowania w żołądku po teleportacji - oparła się o kamienny stolik, żeby dać sobie namacalne poczucie stałości i twardego gruntu pod nogami. Zrzuciła z siebie zimowy jeszcze płaszcz i marynarkę, zostając w samej koszuli i - och, na Morganę - ołówkowej spódnicy. Zmarszczyła brwi, z niejaką dezaprobatą spoglądając na swoje nogi, przyodziane jedynie w pończochy. Żaden to sportowy strój - chyba, że chciała latać z tyłkiem na wierzchu. Wyłuskała Glamdrig z kieszeni porzuconego na stole płaszcza, rzucając na siebie najpierw lekko rozgrzewające Fovere, a potem przykładając czubek różdżki do krtani - by skorzystać z Sonorusa. — Darren! — Czuła się niemal jak mała dziewczynka stojąca pod rodzinnym blokiem, drąca się wniebogłosy, by rodzicielka rzuciła jej picie albo piłkę. Tylko tym razem wołała swojego faceta pod jego (ich?) zamkiem (zameczkiem?) - więc sytuacja była zgoła inna. Instynktu rodzicielskiego wyczulonego na darcie japki swojej latorośli Shaw na pewno nie miał - ale zaklęcia ochronne Exham na pewno już mu wskazały gdzie pojawiła się Jess. — Weź mi jakieś spodnie, proszę! — poprosiła ze śmiechem - bo choć sama mogłaby przywołać jakąś parę Accio - to obawiała się, że któryś ze zwierzaków chwyci je w powietrzu. Najpewniej nadpobuliwy Fantom, który przechodził fazę gryzienia wszystkiego co się ruszało.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Po powrocie z pracy Darren nie potrafił usiedzieć na miejscu. Chodził to w jedną, to drugą stronę po gabinecie, spoglądając niespokojnie na błyszczącą jeszcze i pachnącą wysokiej jakości pastą miotłę. Rączka z drewna kauczukowego zapewniała odpowiednią giętkość i przeciwdziałała pęknięciom nawet podczas osiągania wysokich prędkości, do których ten model był oczywiście zdolny. Ułożone jeszcze fabrycznie witki zapraszały wręcz Krukona do przejechania po nich palcami, nie mówiąc już o niewielkich, złotych zdobieniach na ich końcówkach. Na szczycie miotły zielonym, cieniutkim - by nie naruszać delikatnego wyważenia miotły - jadeitem wygrawerowana była nazwa modelu - Varápidos oczywiście - oraz numer seryjny. Shaw podskoczył aż słysząc wzmocniony zaklęciem głos Jess, która wróciła najwidoczniej z Gringotta. Udało jej się wyrwać wcześniej - Darren przyłapał się na bezmyślnym szczerzeniu się sam do siebie, mimo że Smith przecież widział dosłownie tego samego dnia, rankiem. Złapał za miotłę i wyskoczył z gabinetu, przystając jednak jak wryty, kiedy Jess dodała jeszcze prośbę o spodnie. Krukon pomknął biegiem do pomieszczenia, w którym kobieta zostawiła swoje rzeczy i których nie zdążyła przenieść jeszcze do jej NOWEJ sypialni. Tam wygrzebał z kartonu jakieś wytarte dresy które, z czego co pamiętał, dziewczyna założyła kiedyś na nieudaną (jeszcze wtedy) lekcję latania w kamiennym kręgu. Darren uśmiechnął się pod nosem - po tamtej Smith bojącej się wejść nawet na Srebrną Strzałę nie było już śladu. Wybiegając z pokoju, Krukon zatrzymał się przy jednym z okien. Przez głowę przeleciał mu pomysł, żeby na dziedziniec po prostu wylecieć - jednak odrzucił go szybko, chcąc mimo wszystko miotłę przetestować po raz pierwszy z Jess na pokładzie. Dopiero wpadając do westybułu przypomniał sobie o czymś takim jak teleportacja - machnął jednak na nią ręką, z błyszczącymi oczami podbiegając do czekającej pod lipą Smith, machając trzymanym w ręku... - Huracan... - wysapał Darren, siadając przy niej i łapiąc oddech - Nazwałem ją Huracan - oznajmił, uśmiechając się i wciskając dziewczynie spodnie w ręce, przy okazji nachylając się do powitalnego pocałunku.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Nie musiała długo czekać na to, by Shaw pojawił się na dziedzińcu - ledwo zdążyła podwinąć rękawy białej koszuli do łokci, a mężczyzna wręcz wystrzelił z bramy rezydencji, gnając do niej na łeb na szyję. Nie mogła powstrzymać szerokiego uśmiechu na jego widok - w pierwszej chwili nawet ignorując dzierżoną przez niego nowiutką miotłę (i jej spodnie). Dzieliła ich jeszcze kilka metrów, a Smith już czuła jak radosna iskra w spojrzeniu Darrena przeskakuje na nią, wprawiając ją w identyczny nastrój. Od razu się wyprostowała, a i szare oczy rozbłysły identycznymi ognikami. Lubiła go takiego - szczęśliwego. Kochała. — Huracan? — powtórzyła za Krukonem, zerkając przez moment na miotłę - dosłownie przez moment, bo potem skupiła się przez dłuższą chwilę na ustach Shawa, pozwalając sobie na nieco większe rozproszenie. Wkradając się dłonią na męski kark, nie pozwoliła mu się odsunąć, póki oboje nie stracili oddechu. — To dziwne... — zaczęła, uśmiechając się zawadiacko - ale również od razu maskując ten uśmiech, pocierając wierzchem dłoni kącik ust. — Ale zaczynam za Tobą tęsknić bardziej, niż jak mieszkaliśmy osobno. Chrząknęła, zsuwając się ze stolika i odrzucając na bok buty - wsunęła na biodra jednym ruchem dresy, podwijając spódnicę aż do talii. Odpięła zaraz zamek i pozbyła się nadprogramowego 'pasa', strzepując materiał na prosto i odkładając na płaszcz i marynarkę. — Huracan... — powtórzyła raz jeszcze - odwracając się przodem do Darrena i zawiązując ściągacz spodni tak, by nie zsunęły się z jej bioder. — ... bardzo trafne imię dla wyścigówki — przyznała, kończąc węzeł zgrabną kokardą i podpierając się pod biodra. Skinęła podbródkiem na miotłę, odbierając ją na chwilę od mężczyzny. — No pokaż to cudo... Och jeju — wyraz szczerego zaskoczenia wypłynął na jej twarz, kiedy zważyła miotłę w dłoni. — Doskonała. To kauczuk? Varápidos... To chyba z portugalskiego. Tłumaczyłabym jako 'leć szybciej'. — Przebiegła palcami po trzonku, aż do złoconych witek, perfekcyjnie jeszcze ułożonych. — Julia zna się nie tylko na miotłach ale i na prezentach, skoro kupiła Ci miotłę o takim znaczeniu — stwierdziła, podnosząc szare spojrzenie prosto na Darrena, uśmiechając się.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Uspokojenie oddechu zajęło chłopakowi parę chwil. Miotłę odłożył na kamienny blok służący za stół, podziwiając razem z Jess świetne, manufakturowe wręcz wykonanie modelu. Sam nie wiedział jak Julia go dorwała - może po prostu krajowe gwiazdy quidditcha mają specjalne chody w sklepach miotlarskich? Wystarczyłoby przecież żeby parę osób zauważyło ją w takim przybytku, a słowo i plotki same już by się rozniosły, że pałkarka Harpii, tak, ta Brooks, kupuje miotły właśnie tam, nie u konkurencji. Im dłużej o tym myślał, tym bardziej ciekawił go temat marketingu w czarodziejskim świecie - czy Voralberg otrzymał kiedykolwiek propozycję polecania jakiegoś podręcznika do zaklęć? Albo czy Williams i Whitehorn mieli okazję zawisnąć w Mungu na jakimś plakacie, reklamującym najnowszy eliksir wybielający do zębów? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. - To jest nas dwoje - odpowiedział z przygaszonym nieco uśmiechem Krukon. Teraz, kiedy Jess mieszkała w Exham już jakiś - choć jeszcze króciutki - czas, to nie wyobrażał sobie powrotu choćby do końcówki lutego, kiedy swoim mieszkaniem nazywała wciąż klitkę - przynajmniej w porównaniu z Priory - przy Alei Amortencji. O styczniu, gdy jeszcze nie byli oficjalnie razem - acz i tak spędzali ze sobą coraz więcej czasu - nie chciał nawet myśleć, nie mówiąc o czasach tak odległych jak początek roku szkolnego. Na słowa dziewczyny Shaw zmrużył oczy. - Jessico Smith - zaczął poważnym, grobowym tonem - "Leć szybciej"? Czy sugerujesz, że fruwam powoli? - zapytał, porywając Huracana i powoli, z namaszczeniem wręcz przerzucając nogę przez trzonek. - Tym razem panie tyłem - dodał, ruchem głowy wskazując Jess miejsce za sobą. Kiedy dziewczyna usadowiła się przy jego plecach, a Shaw upewnił się że trzyma się mocno, odbił się od ziemi i uniósł lekko w powietrze, wzlatując pionowo z zadartym trzonkiem nad dach Priory. Jak igła kompasu w kopalni żelaza obrócił się parę razy we wszystkich kierunkach, po czym zawisnął w bezruchu, celując miotłą w kierunku Forest of Dean. - Trzymaj się - rzucił, pochylając się lekko nad trzonkiem, który zawibrował lekko, przygotowując się do startu. Ten zaś nastąpił w ułamku sekundy wręcz - Huracan razem ze swoimi pasażerami wystrzelił do przodu, dostarczając ich do celu szybciej, niż jakikolwiek szkolny Nimbus, Zmiatacz czy tym bardziej Fantom był w stanie to zrobić.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Mogła się tylko zaśmiać na poważny ton i grobową minę Krukona, kiedy przełożyła 'na swoje' nazwę modelu miotły. Nie czekając na więcej zaproszeń - w końcu, właściwie to nie mogła się doczekać, żeby oderwać nogi od ziemi - ulokowała się zaraz za mężczyzną, obejmując go ściśle w pasie. — Darrenie Shaw — mruknęła mu jeszcze do ucha, układając podbródek na jego barku. — Wiem, że nie robisz tego powoli — zdusiła chichot w zarodku, poprawiając jeszcze podwinięty mankiet koszuli. Odkąd tylko przekroczyła bariery Exham Priory humor widocznie jej dopisywał. — Ale to życzenia Julii, nie moje. Ja tylko bawię się w interpretację — zdążyła jeszcze wyjaśnić, nim wzbili się w powietrze. Shaw nie mógł tego zobaczyć, ale Jess właśnie uśmiechała się niedorzecznie - znów czując jak żołądek wędruje jej w górę, choć teraz to było śmieszne, acz miłe uczucie. Kompletnie niezwiązane z niedawnym stresem, kiedy tylko spoglądała na miotły. Ziemia oddalała się coraz bardziej - a Smith czuła jak do krwiobiegu rzuca jej się adrenalina. Lot w górę był stabilny, choć nawet na tak krótkim odcinku mogła wyczuć, że znacznie szybszy niż na takim Fantomie, nie wspominając już o drużynowych Nimbusach. — Jest zwrotny... — mruknęła cicho, komentując swoje wrażenia, kiedy Darren kręcił młynek nad Priory. Nie musiała kierować miotłą, żeby wyczuć wyraźną różnicę między nią a pospolitymi modelami. W końcu, posłusznie poprawiając chwyt w pasie mężczyzny i przylegając do jego pleców - śmignęli razem prosto nad Forest od Dean. I być może Smith nawet pisnęłaby z ekscytacji - gdyby nie pęd powietrza, który wręcz zmusił ją do przymknięcia oczu. Varápidos przy pełnej prędkości zdecydowanie nie nadawała się do podziwiania widoków. Te dziewczyna mogła obserwować dopiero, kiedy znów zawiśli w powietrzu, nad koronami drzew - choć aktualnie w ogóle nie zwracała na nie uwagi. Pochłonięta wrażeniem pędu, który puścił dreszcz po skórze. — Ojej — aż sapnęła z emocji - Darren mógł poczuć uśmiech na jej twarzy, kiedy przyciskała policzek do jego szyi. — Spróbuj okrążyć wieżę Exham, nie zatrzymuj się tak szybko. Naprawdę pluła sobie w brodę, że tyle lat stroniła od latania - ale też przez tyle nikt jej odpowiednio nie przycisnął.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Nawet lata doświadczenia w lataniu nie przygotowały Darrena na takie prędkości. Huracan był po prostu szybki jak prawdziwy huragan - do Forest of Dean dolecieli praktycznie w kilka sekund, mimo że od murów Exham dzieliło puszczę jeszcze kilkaset metrów niziny. Do tego miotła była niesamowicie wygodna - w fabryce zatrudnieni musieli być wyjątkowo zdolni zaklęciarze, gdyż czary zmiękczające rzucone na trzonek były najwyższej jakości. Krukon pokiwał głową na wytyczne, które podała mu Smith. Zacisnął mocno zęby, by chronić usta przed wbijającym się do środka powietrzem i ruszył, zataczając dookoła Priory koło o mniej więcej półkilometrowym promieniu. Nie leciał na maksymalnej prędkości - nie chciał w końcu wlecieć w jakieś wzgórze - jednak z pewnością szybciej, niż Smith przyzwyczaiła się podczas lotów na Fantomie czy nawet szkolnym Nimbusie 2000, który - mimo oczywistych zalet - z tym modelem nie mógł się nawet równać. Po jednym kółku, kiedy wrócili nad korony drzew, Darren obniżył nieco kurs, lecąc tak nisko, że stopami mógł praktycznie sięgnąć najwyżej ułożonych liści. Fruwał powoli, podziwiając teraz stabilność miotły - nie sztuką było zachować ją podczas szybkiego mknięcia naprzód, prawdziwą trudnością w miotlotwórstwie było zaprojektowanie narzędzia tak, by nawet podczas ślimaczego tempa nie zbaczała z kursu ani nie drżała. Krukon poderwał lekko miotłę, wspinając się wyżej. Chrząknął znacząco i pochylił się nad trzonkiem - Jess już powinna dobrze wiedzieć, co to oznaczało. Kolejne kółko dookoła Priory Shaw śmignął jak szalony, osiągając prawdopodobnie połowę poprzedniego czasu. Teraz jednak zakończył je lądując z powrotem na dziedzińcu i zeskakując zręcznie z miotły - która została jednak między nogami Smith. - Twoja kolej - wyszczerzył zęby, odsuwając się krok i ruchem głowy zachęcając ją do wzbicia się w niebo.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Jessica z kolei doświadczenia w lataniu nie miała praktycznie żadnego - jeśli nie liczyć przełomowego przelotu na Fantomie, jednego krótkiego wyścigu na szkolnym Zmiataczu - i jednego meczu Quidditcha na drużynowym Nimbusie. Choć jakby nie patrzeć - to właśnie tak zaliczyła wszystkie poziomy lotu, od ślimaczego do wyścigowego - tego dzisiaj, na Huracanie należącym do Shawa. I w głowie już rodziły jej się pytania: czym w takim razie różniła się brazylijska Varápidos od - na przykład - Błyskawicy Doskonałej? Czy któraś z mioteł wyścigowych była uważana za najlepszą? Najszybszą? Najbardziej zwrotną? A może niektóre modele były dedykowane do konkretnej pozycji? Choć nie miało to większego sensu - ostatecznie najczęściej jedna drużyna latała na jednym modelu mioteł. I dziewczyna zapewne dumałaby tak dalej - gdyby Shaw nie ściągnął jej na ziemię, wykonując jej prośbę. Czysta adrenalina rzuciła jej się do krwiobiegu, kiedy znów wpadli w pęd powietrza. Świat stawał się rozmazaną, kolorową smugą - kiedy tak przecinali przestrzeń nad Exham. Kilkukrotnie. Prędkość odbierała dech - jednak Smith w ogóle się nie bała. Pomijając fakt, że wierzyła w umiejętności Darrena - to naprawdę, NAPRAWDĘ czuła się dobrze w powietrzu. Syndrom Ołowianych Stóp odszedł gdzieś hen, w niepamięć. Właściwie z zawodem przyjęła ich lądowanie z powrotem na dziedzińcu Priory - szybko jednak zawód zmienił się w ekscytację... podszytą niepewnością, gdy Shaw zręcznie opuścił pokład Huracana. Przygryzła wnętrze policzka. — Um, Darren, jesteś pewien...? To nowa w y ś c i g o w a miotła — podkreśliła wyraźnie, nie odrywając stóp od podłoża. Choć świerzbiło ją, żeby to zrobić - co widać było choćby po tym, jak sprawdzała odpowiedni chwyt na trzonku miotły. Jednoręczny. Jak na amatorską ścigającą przystało. — Nie chciałabym Ci jej roztrzaskać o... nie wiem, wieżę. — Samą siebie tym nie przekonywała.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
Choć Darren próbował maskować nieco niespokojne oczy, to Jess musiałaby być całkowicie ślepa, żeby nie zauważyć, że chłopak się martwi. I to wcale nie o miotłę. Krukon podniósł lekko do góry kąciki ust i stanął przy dziewczynie. - Po prostu... uważaj na siebie, dobrze? - powiedział, nie reagując nawet na możliwość roztrzaskania Huracana. Łatwo przyszło, łatwo poszło - był to w końcu prezent od Brooks. Smith z drugiej strony łatwo nie wpadła w jego ramiona, i Shaw nie zamierzał jej z pewnością ot tak wypuszczać - Nie jesteś przecież piratem miotlarskim, prawda? - dodał, poprawiając lekko kąt, pod którym nachylony był trzonek, przesuwaąc go nieco bardziej w stronę nieba. Darren zacisnął wargi, po czym wyciągnął z wewnętrznej kieszeni bluzy różdżkę, którą stuknął parę razy w kauczukowy kij. Obok modelu seryjnego pojawiła się niewielka, czarna kropka - zapieczętowane Arresto Momentum, które miało aktywować się i zadziałać na miotlarza w razie jakiejkolwiek kolizji. Niektóre oficjalne modele też posiadały takie "jednorazowe poduszki powietrzne", jednak były to głównie miotły rodzinne czy użytkowe - podczas meczów quidditcha nikt nie dbał o rzeczy tak błahe jak bezpieczeństwo. Do tego kropka była "łatwozmywalna", albowiem wystarczyło albo ją aktywować, albo usunąć czar by znikła bez śladu. - No, leć - powiedział z nieco spokojniejszym uśmiechem, odsuwając się na dwa kroki w tył i chrząkając lekko. Machnął różdżką jeszcze raz - tak jak kiedyś na treningu zrobiła to Valenti - a dookoła wieży, w promieniu większym od murów Exham, ale nie tak dużym jak kółko, które przed chwilą zrobili na Huracanie Darren i Jess, pojawiły się złote, błyszczące okręgi. Podstawowe, miotlarskie ćwiczenie, które początkujący praktykanci quidditcha wykonywali w drugiej klasie Hogwartu - i choć Smith uczyła się latać "od tyłu", w końcu najpierw wyleciała na boisko na meczu, to nawet taki crash course mógł być dla niej cennym doświadczeniem, szczególnie że każdy kolejny krąg był odrobinę mniejszy.
Jessica Smith
Rok Nauki : III studencki
Wiek : 22
Czystość Krwi : 0%
Wzrost : 176cm
C. szczególne : Biały znak Zorzy łączący wewnętrzne kąciki oczu | Złote okulary (tłumaczki) | Krwawa 'obrączka' na lewej dłoni | Rude włosy | Brisingamen, Ijda Sufiaan i druidzki amulet na szyi | Delikatny zapach frezji
Poczuła się dziwnie, widząc zatroskanie w oczach Darrena. Oczywiście, że próbowała to sobie tłumaczyć tym, że siedziała właśnie na nowiutkiej, wyścigowej miotle, którą dostał w prezencie - i Krukon z grzeczności chciał ją puścić samą na przelot. Ale prócz tego, że musiałaby być ślepa - to musiałaby być głupia, żeby sądzić, że rzeczywiście tak było. No i musiałaby nie wierzyć Shawowi - a nie miała ku temu żadnego powodu. Ani serca. — Nie. Jestem wyjątkowo ostrożnym człowiekiem, choć niedoświadczonym miotlarzem — odparła z rozbawieniem - i rozczuleniem troską mężczyzny. Trudno w końcu było odmówić jej przezorności - nie brała się za nic bez wybadania gruntu. Chociaż chyba czasem powinna dawać samej sobie kredyt zaufania, tak jak robił to Darren. Ufał, że da sobie radę - więc Jess głupio było podważać jego wiarę. Ba, chciała temu sprostać. Więc bez słowa utrzymała pozycję miotły taką, na jaką skorygował jej Krukon - z zaintrygowaniem obserwując jego kolejne poczynania. Usta rozchyliły jej się w wyrazie... zwyczajnego zaskoczenia - który zaraz przeszedł w podziw. — Zapieczętowałeś jakieś zaklęcie? — aż westchnęła, obracając trzonek w dłoniach by przyjrzeć się pieczęci. Małej, czarnej kropce - której nawet by nie dostrzegła, gdyby nie to, że wcześniej przyjrzała się miotle. — Immobilus? Nie... Arresto Momentum — sama odpowiedziała sobie na pytanie, wertując myśli w poszukiwaniu odpowiedniego zaklęcia. Cóż poradzić - Smith doceniała magiczny kunszt, który reprezentował Shaw - i to nie bez powodu. — Sprytnie — mruknęła, uśmiechając się szerzej. We własne umiejętności mogła nie wierzyć, ale wiedziała, że zaklęcia Darrena w razie czego zadziałają. — No, to lecę. — Więcej jej przekonywać nie musiał. Ledwo jedynie oderwała się od ziemi - SOS definitywnie ją opuścił - a w powietrzu wokół Exham zawisły złote obręcze. Rzuciła znaczące spojrzenie Shawowi. — Jeszcze pomyślę, że mnie trenujesz — rzuciła z rozbawieniem, poprawiając chwyt na miotle, po czym - pochylając się - śmignęła do pierwszej obręczy. Pęd znów odebrał jej dech - choć niewykluczone, że był to również zachwyt nad stabilnością i łatwością w prowadzeniu Huracana. Na szczęście lawirować musiała tylko od obręczy do obręczy, bez żadnych fizycznych przeszkód. I nawet jeśli były one coraz mniejsze, to dalej nieruchome - i Smith planowała sobie trasę z wyprzedzeniem, żeby wyrobić się na zakrętach. Niemniej, brakowało jej wprawy i wyczucia. Nie miała problemów z prostym przelotem, ale przy młynku wokół wieży źle skalkulowała odległość - i przeleciała nieco zbyt daleko od obręczy, za wolno wytracając prędkość. Oczywiście musiała zrobić drugie podejście - wolniejsze, ale dokładniejsze - daleko jej było jednak do rozbicia się o mury. Tak jak wcześniej zauważyła, Varápidos była bardzo zwrotną miotłą. A ona była zachwycona przelotem. Promieniując wręcz ekscytacją, spłynęła gładko - już nie tak kanciaście jak wcześniej - na dziedziniec Exham, z szerokim uśmiechem na ustach. Nie zeszła jednak na ziemię, a zaczęła wykonywać powolne, płynne koła wokół lipy. — Rewelacja — westchnęła, obracając się na miotle do góry nogami - i być może byłaby w stanie wrócić do poprzedniej pozycji, gdyby nie to, że teraz brakowało pędu, by zrobić to bez problemu. Walczyła jeszcze przez chwilę - ostatecznie zawisając jednak w miejscu. — Czy mogę to nazwać Zwisem Leniwca? — roześmiała się, choć trochę nerwowo, puszczając miotłę nogami i radośnie zawisając na samych ramionach.
Darren Shaw
Wiek : 23
Czystość Krwi : 75%
Wzrost : 184cm
Dodatkowo : Mistrz Pojedynków I Edycji Profesjonalnej Ligi
- Możliwe! - krzyknął jeszcze Darren za odlatującą Smith w odpowiedzi na podejrzenia o trenowanie dziewczyny. Nawet jeśli to robił, to czy to coś złego? Jess nie tylko niedawno pierwszy raz wsiadła na miotłę, ale do tego chwilę potem wystartowała w meczu quidditcha, popisując się nawet całkiem zgrabnym - acz niestety obronionym - rzutem do pętli. Przyzwoity debiut - jednak, przynajmniej według Krukona, jeśli chciała zatrzymać swoje miejsce w drużynie Ravenclawu, powinna poświęcić nieco czasu na parę nadprogramowych przelotów na miotle i nadrobienie lat, w których od latania stroniła. Shaw uważnie obserwował fruwającą dziewczynę, samemu powoli maszerując po podwórzu. Skrzywił się lekko, kiedy Jess źle oceniła prędkość, ale to było jasne i zrozumiałe - szczególnie na nowej miotle. W końcu Huracana pod względem szybkości od zwykłego Nimbusa 2000 dzieliło tyle, co wyżej wspomnianego Nimbusa i Błękitną Butlę - czyli model bezpieczny, pojemny, ale też ślamazarny. "Zwis Leniwca" zaprezentowany przez Krukonkę był względnie poprawny... przynajmniej do czasu, kiedy z powodu utraty momentu pędu dziewczyna zawisła na samych ramionach. Miała szczęście, że zrobiła to nisko - gdyby postanowiła taką akrobację wykonać choćby dwa metry wyżej, to Shawowi chyba żołądek wywróciłby się na drugą stronę. - Prrrrrrawie dobrze - powiedział głośno Darren, wyciągając różdżkę i niewerbalnym Mobilicorpus bujając Smith parę razy, nie opuszczając jej po prostu na ziemię ani nie wrzucając bezpardonowo z powrotem na Huracana, ale asekurując ją jedynie podczas wykonywania drugiej fazy Zwisu, czyli powrotu na siedzisko miotły.