Czarodzieje
Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.

Share
 

 skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Go down 
AutorWiadomość


Alf Harrelson
avatar

Absolwent Gryffindoru
Galeony : -275
  Liczba postów : 16
skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo QzgSDG8




Gracz




skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty


Pisanieskradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo  skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo EmptySro 30 Paź - 20:07;


Retrospekcje

Osoby: Alf Harrelson i Theodore Courtenay
Miejsce rozgrywki: Hogwart / Londyn
Rok rozgrywki: 2017
Okoliczności: krótka historia o tym jak skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo stworzyły podwaliny przyjaźni większej niż miłość bohaterów w filmie "Pamiętnik".
Powrót do góry Go down


Alf Harrelson
avatar

Absolwent Gryffindoru
Galeony : -275
  Liczba postów : 16
skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo QzgSDG8




Gracz




skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty


Pisanieskradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty Re: skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo  skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo EmptySro 30 Paź - 20:11;

Ciemny, zimny, ponury korytarz w lochach zdawał się być pusty jak człowiek po pocałunku dementora – nic nadzwyczajnego, wszak o tej porze znaczna większość mieszkańców zamku smacznie spała albo siedziała w pokojach wspólnych, relaksując się przy dogasającym kominku albo z klejącymi się powiekami dokańczając zadanie domowe. Większość, ale nie wszyscy – bo gdzieś pomiędzy wejściem do kuchni a salą eliksirów można było usłyszeć ciche, ostrożne, acz pospieszne kroki stóp odzianych w skarpetki w elegancki wzorek z liściami marihuany, a także dyskretne szeleszczenie jedwabnego dresiku w szkocką kratę oraz pobrzękiwanie trzymanego w rękach miedzianego kociołka.
Owym czającym się po nocy jegomościem był nie kto inny, a Alfred, czarodziej z misją, człowiek wypełniający pierwszy krok misternego planu, nad którym w pocie czoła pracował miesiącami, zdeterminowany jak nigdy, gotowy na osiągnięcie sukcesu.
Alfred niósł w kociołku ogon traszki, pół banana (drugie pół zjadł po drodze), napoczętą butelkę tequili, trochę żółci pancernika i kilka innych składników mniej lub bardziej potrzebnych do uwarzenia eliksiru postarzającego, który był mu absolutnie niezbędny do realizacji całego przedsięwzięcia, które miało uczynić go najszczęśliwszym czarodziejem na świecie.
A gdzie indziej warzyć potajemnie eliksir, jak nie w męskiej toalecie? Wpadł z impetem do łazienki, zamknął z hukiem drzwi, ulokował się wygodnie na zimnej posadzce i przystąpił do tworzenia; nie miał ze sobą instrukcji z podręcznika, ale wcale jej nie potrzebował, przecież doskonale ją pamiętał, przecież wiedział, miał doskonałą intuicję i naturalny talent. Na pewno potrzebował jakiejś części traszki, nie był do końca pewien, której, ale stwierdził, że traszka to traszka, więc wystarczy ogon; banan też na sto procent był w przepisie, ale skoro zjadł już pół, to doje do końca, a zamiast tego wrzuci żółci pancernika, w końcu żółte to żółte, wszystko jedno. Dołożył jeszcze trochę kolców róży i chlapnął hojnie soku z pijawek, po czym przypomniał sobie ważny fakt, że najlepsze starzenie to starzenie się jak wino. Co prawda zamiast wina przyniósł tequilę, bo lepiej smakowała, ale hej, przecież na jedno wychodzi. Łyknął sobie trochę, skarcił w myślach, że nie wziął cytryny i uniósł butelkę z trunkiem nad kociołkiem z bulgoczącą, trochę galaretkowatą, pomarańczową mazią.
ALE JESTEM ŚWIETNY, pomyślał jeszcze z aprobatą, zanim przechylił butelkę, by dodać ostatecznego składnika.
Powrót do góry Go down


Theodore Courtenay
Theodore Courtenay

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
Galeony : 92
  Liczba postów : 77
https://www.czarodzieje.org/t17751-theodore-courtenay
https://www.czarodzieje.org/t17771-sowa-theo#500237
https://www.czarodzieje.org/t17750-theodore-courtenay
skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo QzgSDG8




Gracz




skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty


Pisanieskradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty Re: skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo  skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo EmptySob 2 Lis - 0:13;

Teoretycznie, lokator najwyższej mieszkalnej wieży Hogwartu nie miał żadnego interesu w tym, żeby kręcić się tak późną nocą po lochach. W praktyce jednak, krew to nie woda, a ta buzowała w żyłach Theodora nadzwyczaj rześko, zwłaszcza dla graczy Quidditcha. Z potarganymi włosami i odziany jedynie w jedwabne spodnie od pidżamy i cętkowany szlafrok, wracał właśnie niespiesznym krokiem ze wspólnej sesji przygotowywania się do egzaminu z bardzo gościnnym reprezentantem drużyny Slytherinu; nie mógł powiedzieć, że nauczyli się zbyt wiele, ale Ślizgon pokazał mu kilka imponujących sztuczek swoją różdżką, więc Theo śmiało zaliczył ten wieczór do udanych. Ku jego wielkiemu zaskoczeniu, pod gustownym, acz nieco ekstrawaganckim, wyłożonym futerkiem kapciem rozległo się coś, jakby chrzęst łamanych kostek połączony z obrzydliwym mlaśnięciem. Po ostrożnym oderwaniu obuwia z podłogi ocenił, że wdepnął w całkiem dorodną traszkę. Z malującym się na twarzy grymasem obrzydzenia zaczął wycierać kapeć o posadzkę z nadzieją na pozbycie się resztek płaza z podeszwy, gdy nieopodal dostrzegł również tajemniczy świstek papieru. Zaintrygowany podszedł bliżej, aby odkryć, że kartka to receptura. I choć tytuł z popełnionym błędem ortograficznym sugerował, że miał być to przepis na eliksir postarzający, lista składników krzyczała „zamieniłem się na mózgi z trollem!”. Coraz bardziej zaintrygowany postanowił podążać śladem poszlak.
Kolejną z nich okazały się podejrzane odgłosy dochodzące z męskiej toalety. Miękkim, kocim krokiem wślizgnął się do środka, nie robiąc przy tym praktycznie żadnego hałasu.
No tak, no przecież, pomyślał, gdy jego oczom ukazał się nie kto inny, jak Alfred Harrelson – dziedzic największego pornograficznego imperium w całym czarodziejskim świecie. Theodore miał wątpliwą przyjemność współpracować z Puchonem podczas kilku zajęć, podczas których zdołał wyrobić sobie niezbyt pochlebną opinię na jego temat. Nonszalancko oparł się ramieniem o framugę drzwi i zaplótł ręce na piersi, przyglądając się poczynaniom Harrelsona. Z każdym niefrasobliwie wrzucanym do kociołka składnikiem brew Theodora unosiła się jeszcze bardziej; koniec końców stwierdził, że jego osąd w kwestii zamiany mózgów właściciela karteczki z trollem nie mógł być bardziej trafny.
Przez chwilę zastanawiał się, czy powinien się odezwać, czy może raczej pozwolić selekcji naturalnej robić swoje, jednak ostatecznie chęć zabłyśnięcia intelektem i pokazania wyższości nad ptasim móżdżkiem Harrelsona wzięła górę.
- Wiesz – zagaił beznamiętnym tonem - że jeśli przechylisz tę butelkę, to wysadzisz w powietrze całą łazienkę? A przynajmniej ten kociołek?
Powrót do góry Go down


Alf Harrelson
avatar

Absolwent Gryffindoru
Galeony : -275
  Liczba postów : 16
skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo QzgSDG8




Gracz




skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty


Pisanieskradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty Re: skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo  skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo EmptySob 2 Lis - 13:48;

W pierwszej sekundzie Alf nie przejął się tym, że – choć wydawało mu się, że jest sam – ktoś do niego mówi, bo założył, że musi być to jeden z duchów zamieszkujących zamek, na co wskazywałoby bezgłośne przeniknięcie przez ścianę i ton głosu kogoś, kto jest martwy od 1854. Uniósł jednak wzrok znad kociołka i szybko dotarło do niego, że co jak co, ale duchy nie noszą fikuśnych mokasyno-kapci w panterkę. No tak, no przecież. Widział je pierwszy raz w życiu, ale od razu rozpoznał, do kogo należą – wszak w całej szkole była tylko jedna osoba, która mogłaby zadawać szyku w taki sposób. I która najbardziej lubiła mówić mu, co ma robić, i która zwykła robić to zawsze tym samym, beznamiętnym, acz protekcjonalnym tonem, sugerującym jej intelektualną wyższość.  Panie i Panowie, Theodore Courtenay, naczelny buc Hogwartu, pretensjonalny, wywyższający się Krukon, który najwyraźniej uważał się za Merlin Wie Kogo i rościł sobie prawo do dyrygowania Alfem podczas każdej pracy w parach na dzielonych przez nich lekcjach. I chociaż Alfred na początku ich współpracy się starał, i był miły, i żartował, i zagajał, to czego by nie zrobił, Teodor zawsze reagował uniesioną miną albo sceptyczną ripostą; dlatego wreszcie Puchon się poddał i nabrał zwyczaju, by co jakiś czas specjalnie-niechcący wycierać w niego brudne ręce na Zielarstwie, szturchać łokciem, by uniemożliwić sporządzanie notatek i przekręcać imię na różne sposóby („Cześć, Taco!”; „Co tam, Tupac?”; „Nieźle dziś wyglądasz, Tom, umyłeś włosy?”). Nie jest więc chyba niczym dziwnym, że nie ucieszył się na jego widok.
- Chyba ty – burknął buntowniczo, choć bez sensu, i nie robiąc sobie nic ze słów Krukona, hojnie chlusnął tequili w sam środek kociołka
BUM!!!
z którego w tym samym momencie buchnęło niczym z eksplodującej mugolskiej elektrowni atomowej. Całe szczęście, że Alf doświadczał tego średnio raz w miesiącu na lekcji eliksirów, zdążył zatem wyrobić sobie imponujący refleks podczas odsuwania się od kotła, więc udało mu się uniknąć oparzenia całej twarzy.
- Ale jebło – skomentował i przez chwilę siedział względnie spokojnie, odkaszlując resztki dymu, które dostały się do jego płuc podczas wybuchu. Po chwili jednak dotarło do niego co się stało, i zerwał się na równe nogi, niezmiernie rozeźlony – NIE MOGŁEŚ MI POWIEDZIEĆ, ŻE TO JEBNIE?! – huknął i z impetem cisnął butelką w stronę Theodore, który stał wciąż niewzruszony w tym samym miejscu, z miną tak sceptyczną, że brwi prawie zniknęły mu pod włosami. Niestety (na szczęście) Alf nie byłby w stanie trafić własnym palcem do nosa, dlatego szkło rozbiło się na ścianie w zupełnie innym punkcie, niż celował, a ofiara zamachu nie musiała nawet robić uniku.
- Specjalnie spudłowałem – sprostował, żeby nie było wątpliwości – Nie mam czasu, żeby iść do Azkabanu za zabicie psidwaka... będę musiał skombinować nowy eliksir... – dodał, już chyba bardziej do siebie niż do Theo, i zaczął krążyć po łazience, załamując ręce i mamrocząc dalej mniej zrozumiałe rzeczy.
- POTRZEBUJĘ TEGO GĄSIORA – zawołał wreszcie rozpaczliwie, zatrzymawszy się naprzeciwko rozmówcy - Potrzebuję. Tego. Gąsiora - powtórzył spokojniej, patrząc mu w oczy z żałością i jednocześnie nadzieją, jakby to właśnie w tych oczach miał ujrzeć upragniony drób.
Powrót do góry Go down


Theodore Courtenay
Theodore Courtenay

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
Galeony : 92
  Liczba postów : 77
https://www.czarodzieje.org/t17751-theodore-courtenay
https://www.czarodzieje.org/t17771-sowa-theo#500237
https://www.czarodzieje.org/t17750-theodore-courtenay
skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo QzgSDG8




Gracz




skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty


Pisanieskradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty Re: skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo  skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo EmptyNie 3 Lis - 15:49;

Wcale nie łudził się, że Harrelson weźmie pod rozwagę jego słowa. Wiedział, że Puchon zawsze sądzi, że wie lepiej, bo przecież się interesuje, chociaż tak naprawdę do teraz kiblowałby na trzecim roku, gdyby nie galeony ojca. Oprócz tego był przekonany, że nawet, jeśliby je rozważył i doszedł do  wniosku, że Krukon faktycznie ma rację, to wstałby, wyszedł i wrócił z naręczem kilku dodatkowych butelek tequili tylko po to, żeby zwiększyć siłę wybuchu, a tym samym zdetonować nie tylko łazienkę, ale i Theodora, choćby sam miał przy tym zginąć.
Po ripoście równie przewidywalnej, co rozczarowującej, resztki instynktu samozachowawczego Theodora nakazały mu ocenić wzrokiem, czy stoi w odległości odpowiednio bezpiecznej, żeby uniknąć ewentualnego poparzenia, ale przede wszystkim rozbryzgu podejrzanie zabarwionej mazi z kociołka Harrelsona na muśnięte Chłoczyścem i miłością futrzane kapcie, jednak zanim zdążył to zrobić, rozległ się donośny huk, a łazienkę spowiła gęsta zasłona dymu. Niewzruszony poczekał, aż ta opadnie, a samozwańczy mistrz eliksirów udusi się przestanie się krztusić, żeby móc obdarować go najbardziej wymowną i pełną wyższości miną, obwieszczającą tryumfalne „A nie mówiłem?!”. W odpowiedzi na ten jawny afront, rozeźlony i złorzeczący Harrelson wycelował w jego stronę butelkę (bo zaklęcia nie potrafił), która zapewne miała dokończyć to, czego eksplozja nie była w stanie, a która rozbiła się na dobrą odległość trzonka od miotły od Theodora. Czy się tym przejął? Absolutnie nie. Tylko tequili było mu trochę szkoda.
- No, wiesz jak mówią. Psidwaka zabijesz, a za czarodzieja pójdziesz siedzieć – skwitował ze stoickim spokojem, absolutnie nieporuszony obelgami i atakami złości. Przywykł do nich na lekcjach eliksirów, na których nie raz, nie dwa obrywał mniej lub bardziej obrzydliwymi składnikami, za które rewanżował się równie paskudnymi zaklęciami.  
Rozejrzał się po łazience, która wyglądała jak istne pobojowisko i wymagała solidnego chlapnięcia Chłoczyścem w celu zatarcia śladów łamania ciszy nocnej. Z rozważań tych niespodziewanie wyrwał go Harrelson, który zmaterializował się tuż przed nim, pojebany lub niespełna rozumu, zawodząc coś o gąsiorze. Theo przyjrzał mu się uważnie, nie zatroskany, bo Puchon to przecież straszny dureń i prawdopodobnie jedyna osoba, która była w stanie wyprowadzić go z równowagi, ale zaniepokojony. Czytał kiedyś artykuł o eksperymentalnych badaniach na temat zgubnego wpływu zaklęć ogłuszających na słabo rozwinięte mózgi, a trzeba przyznać, że sam dość ochoczo szafował Drętwotą w stronę Harrelsona.
- Pytam, żeby się upewnić -  zaczął, ostrożnie ważąc słowa. - Niemal wysadziłeś w powietrze łazienkę dla... gąsiora? Kilku kilogramów drobiu? – upewnił się. Przez myśl przeszło mu, że może warto zaprowadzić Puchona do pielęgniarki, zanim w imię ornitologicznych zapędów obróci w gruzy resztę zamku.
Powrót do góry Go down


Alf Harrelson
avatar

Absolwent Gryffindoru
Galeony : -275
  Liczba postów : 16
skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo QzgSDG8




Gracz




skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty


Pisanieskradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty Re: skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo  skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo EmptyNie 3 Lis - 20:18;

Alf zdążył ostatecznie opaść z sił i przyklapnąć jak nać marchwii, która zbyt długo przeleżała w spożywczaku, a z fazy wielkiego gniewu płynnie przeszedł do równie wielkiej rozpaczy. Westchnął tak srogo, że aż zwichrował sobie i tak niesforną grzywkę, by następnie osunąć się dramatycznie na podłogę przy umywalce.
- Parę kilo drobiu to sobie możesz na obiad zapodać. To nie był zwykły gąsior – zaczął, bo stwierdził, że nie ma już nic więcej do stracenia – To nie był zwykły gąsior i wiesz co, jesteś strasznym bucem, ale nie wyglądasz mi na konfidenta, dlatego wiesz co? Wszystko mi jedno. Wszystko ci opowiem. Siadaj – zarządził i gwałtownie pociągnął Teodora za połę szlafroka, tak by zmusić go do przykucnięcia obok.
- To wszystko jest wina mojego starego, a może to wszystko dzięki niemu? Pojechałem sobie do niego na święta, zazwyczaj tego nie robię, bo on i tak ma to w dupie, i jest strasznie zimno, ale u mamy wszyscy zachorowali na groszopryszczkę, to pomyślałem, dobra, pojadę, posiedzę w jacuzzi, niech będzie, i wbijam, a stary do mnie, że on wyjeżdża z Salomeą, kimkolwiek ona jest, na Bahamy i żebym sobie wiele nie wyobrażał, bo pozaznaczał poziomy płynów w każdej butelce z barku, i jak coś się nie będzie zgadzało, to mi nogi z dupy powyrywa, ja na to że spoko, no dzień jak co dzień generalnie. ALE! Następnego dnia wieczorem pod drzwiami zjawiła się dziewczyna, młoda, ładna, odstawiona jak woźny w Dzień Śmierci Dumbledore’a, mówię ci, cała była w cekinach, ale tak kosztownie wyglądała nawet, nie że jakaś lambadziara, i ja sobie myślę, co ja znowu odjebałem, chciałem zamówić pizzę a nie pannę, a ona do mnie cała roztrzęsiona, że gdzie jest Jeremy, bo miał ją zabrać na randkę, ale godzinę temu. No a Jeremy na Bahamach z tą Sandrą, nie. Klasyk, znowu obracał osiem panien na raz, to mówię jej jak jest, i żeby się nie przejmowała, bo nie ona pierwsza i nie ostatnia, i że na pewno jej kupi coś ładnego jak wróci. A ona w płacz. O Merlinie. Pół makijażu jej spłynęło, cała się zasmarkała, nie wiedziałem co mam zrobić, zazwyczaj jak baba zaczyna przy mnie ryczeć, to wychodzę, ale co, z własnego mieszkania miałem wyjść? No i żal mi się trochę zrobiło, to myślę, że ją pocieszę, no dobra, to mówię, żeby już nie płakała, że Jeremy to straszny kutasiarz, i że jak chce, to ja ją wezmę do zoo. No i chciała – zrobił chwilę przerwy na oddech, zanim przeszedł do kluczowej części swojej opowieści – No i… no i… i tak sobie chodziliśmy, ona coś mówiła, ja za bardzo nie słuchałem, nie będę ci kłamał, no i wtedy! Wtedy go zobaczyłem. Gąsiora. Było ich tam kilka, ale ten jeden był zupełnie wyjątkowy – kontynuował z coraz większym rozmarzeniem – I wiesz co? W Maroku stare baby czasem mówią, że kto spojrzy w oczy dżinna, zajrzy w głąb własnej duszy, i zawsze mi się wydawało, że to jakieś bajdurzenie, ale przysięgam, tak się właśnie poczułem, jak spojrzałem w oko tego gąsiora. Ale Theo. J a k i o n b y ł p i ę k n y. Było już ciemno, ale padało na niego światło latarni, i on tak lśnił, o Merlinie, jak Tower Bridge nocą, albo jak najjaśniejsza gwiazda nad Saharą, i był taki lazurowy, że Lazurowe Wybrzeże to przy nim chuj, przysięgam, aż śnieg dookoła zrobił się niebieski, a ja miałem ochotę do niego wskoczyć i jestem pewny, że gdybym to zrobił, to w nim byłoby ciepło i miło jak w Atlantyku. Theo, on był jak kalejdoskop, ale z drogocennych klejnotów, widziałem turkusy i szafiry i bursztyny i szmaragdy i wiesz, widziałem w życiu wiele spektakularnych rzeczy, po różnych pigułach albo bez, ale nie zmyślam, pierwszy raz coś takiego. Nie wiem, jak długo tam stałem, ale jak się ocknąłem, to koleś z obsługi mi mówił, że mam wyjść, bo zamykają. Tamta dziewczyna zniknęła, nie wiem kiedy, ale jej strata, bo planowałem jej dać jakąś fajną pluszową fokę ze sklepu z pamiątkami… no ale łaski bez. No. I teraz tak. Bo wiesz, stary powiedział, że jak skończę szkołę, to mi zafunduje chatę w Hogsmeade. I wyobraź sobie: moja wiktoriańsko-marokańska rezydencja, z przodu eleganckie krużganki, w ogrodzie palmy i daktylowce, ja półleżę przy marmurowej fontannie, w jednej ręce trzymam drinka, drugą głaszczę aksamitny grzbiet mojego gąsiora. I jestem w niebie.
Przeniósł wzrok z nieokreślonej przestrzeni, w której imaginował sobie swoje szczęście, na Theo, i dodał, już bardziej rzeczowym tonem:
- Dlatego muszę się postarzyć eliksirem i go zwyczajnie z tego zoo zajebać, bo powiedzieli, że nie jest na sprzedaż.
Powrót do góry Go down


Theodore Courtenay
Theodore Courtenay

Student Ravenclaw
Rok Nauki : II
Wiek : 23
Czystość Krwi : 100%
Wzrost : 185
Galeony : 92
  Liczba postów : 77
https://www.czarodzieje.org/t17751-theodore-courtenay
https://www.czarodzieje.org/t17771-sowa-theo#500237
https://www.czarodzieje.org/t17750-theodore-courtenay
skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo QzgSDG8




Gracz




skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty


Pisanieskradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty Re: skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo  skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo EmptySob 9 Lis - 17:44;

Nie był pewien, co się właściwie wydarzyło. Westchnięcie Alfa, powiew czosnkowego aromatu nieudolnie maskowany Balonówką Drooblego na twarzy Theodora, zawoalowany w obelgę komplement i silny uścisk na rąbku jego szlafroka. Theo opadł bezwolnie i bez gracji, acz z mocą na zimnych kafelkach obok Harrelsona. I co? To już? Z niemałym zaskoczeniem odkrył, że nie trzeba wigilii, wystarczy przemówić do Puchona ludzkim głosem, żeby ten odwdzięczył się tym samym.
Wciąż był sceptyczny, co do tego czy Harrelson był przy zdrowych zmysłach, ale też czuł się niezmiernie zaintrygowany tym, co ma do powiedzenia, a to nie zdarzało się często. Przez historię chłopaka przewinęła się cała kawalkada osobliwych postaci (naczelny londyński bałamutnik pięknych, ledwie pełnoletnich pań, znany szerzej jako Jeremy Harrelson, piękna, prawdopodobnie ledwie pełnoletnia pani, którą zbałamucił i porzucił Jeremy Harrelson oraz gąsior, który z opisu przypominał gąsiora równie mocno, co Alfred na pierwszy rzut oka rezolutnego młodzieńca) oraz wątków (donżuaństwo założyciela Playwizard, pierwsze nieporadne kroki Harrelsona na polu randkowania, no i wreszcie clue całego zamieszania – knowanie jak ukraść niesławnego gąsiora). Choć nie dawał tego poznać po wyrazie wiecznie znudzonej twarzy, historia Puchona nie tylko go zaciekawiła, ale i rozbawiła, na czym przyłapał się z niemałą konsternacją, a może nawet przerażeniem. Merlinie, czyżby opary z kociołka zamroczyły umysł i jemu? Zawsze twierdził, że przydałoby się trochę polotu i finezji w tym smutnym jak pizda zamku i ludziach. Nie sądził tylko, że odnajdzie je akurat w Harrelsonie.
Wielu czarodziejów robiło głupie rzeczy dla Wizbookowych czalendży, ale Theo zdecydowanie nie należał do tej grupy. On zdrowie, wolność i życie gotów był oddać jedynie za estetykę i słodki smak przygody.
- Pojebany jesteś – zawyrokował z powagą, patrząc w oczy Harrelsona. – Eliksir ukradniemy.
Powrót do góry Go down


Alf Harrelson
avatar

Absolwent Gryffindoru
Galeony : -275
  Liczba postów : 16
skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo QzgSDG8




Gracz




skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty


Pisanieskradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty Re: skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo  skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo EmptySob 9 Lis - 21:20;

Ponieważ zdesperowany Alf nie zaprotestował, gdy Theo postanowił wślizgnąć się w jego zamiary jak w ramiona kolejnego Ślizgona, kolejne miesiące semestru płynęły im na wspólnym knowaniu i doprecyzowywaniu planu zuchwałego napadu na mugolskie zoo, który to plan koniec końców stał się niezwykle misterny (dzięki logicznemu rozumowaniu i znajomości zaklęć Theo), ale zarazem ryzykowny (dzięki wszystkiemu, co reprezentował sobą Alf). Najpierw spotykali się niezobowiązująco, trochę przypadkowo, tu coś wymyślili przed zajęciami z Zielarstwa, tam zaś zaczaili się po Eliksirach, by uszczknąć eliksir z zapasów profesora; z czasem jednak, gdy obaj odkryli, że ten drugi potrafi mówić ludzkim głosem nie tylko w wigilię, coraz częściej przytrafiało im się wspólne opuszczanie owych zajęć, włóczenie po miejscach, w których nie powinni przebywać i przesiadywanie całymi wieczorami w barach w Hogsmeade, a ich rozmowy (nadal obfite w „pojebany jesteś” oraz inne komplementy zawoalowane w obelgi) stawały się coraz mniej związane z tym, jak uprowadzić gąsiora.

*

Skok został zaplanowany na piątego lipca wieczorem, krótko przed zamknięciem zoo. Alf zjawił się w miejscu spotkania z miną nietęgą, bowiem poprzedniego wieczora paskudnie posprzeczał się z Theo odnośnie napadowych strojów (Krukon stanowczo sprzeciwił się, by założyć kamuflaż w postaci kapelusza typu bucket hat oraz okularów typu spidermanki, mimo tego, że Alfred mu tłumaczył, że on wie, bo się interesował i robił rekonesans, „Mugole tak się noszą, Theo, cały mugolski zespół Justin Beaver się tak nosi, wiesz? Nie wiesz, bo skąd”); poddał się jednak po tym, jak wspólnik zagroził, że zrezygnuje z udziału w przedsięwzięciu. Zamiast wyżej wspomnianych akcesoriów, przyniósł dwa eleganckie garnitury z mugolskiego sklepu, a także wyczarowane przez Theo dużo wcześniej plakietki oraz oficjalnie wyglądający dokument (załatwił go u kolegi mugolskiego pochodzenia, który owe pismo napisał na komputerze i wydrukował, Theo zaś złożył na nim zamaszysty, niemożliwy do rozszyfrowania podpis).
Był na miejscu tylko chwilę po czasie, dlatego korzystając ze sprzyjających okoliczności - to znaczy tego, że pan Courtenay miał w zwyczaju elegancko się spóźniać oraz że umówili się pod lodziarnią Floriana Fortescue – kupił sobie hojnego gofra ze wszystkimi dostępnymi dodatkami, odpalił papieroska i zasiadł jak król przy jednym ze stolików postawionych przed lokalem.
Powrót do góry Go down


Sponsored content

skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo QzgSDG8








skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty


Pisanieskradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty Re: skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo  skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo Empty;

Powrót do góry Go down
 

skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo

Zobacz poprzedni temat Zobacz następny temat Powrót do góry 
Strona 1 z 1

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
Czarodzieje :: skradziony eliksir i zuchwały napad na mugolskie zoo QCuY7ok :: 
retrospekcje
-