Dżungla, chociaż dzika i zarośnięta, to jest poznaczona licznymi ścieżkami. Widać, że ktoś tędy chodził i natura, chociaż na jakiś czas, postanowiła dostosować się do woli człowieka. W niektórych miejscach już pojawiają się gałązki, albo leżą prawie niewidoczne kamienie, więc idąc nią łatwo się przewrócić czy natrafić na mocno zarośniętą część. Ścieżka potrafi być zdradziecka i zaprowadzić spacerującego w samym środek dżungli i nie pokazywać drogi powrotu, nie jest więc rozsądnie iść nią, licząc, że doprowadzi do konkretnego celu.
Wewnętrzna walka, jaką prowadził ze samym sobą nigdy jeszcze nie była intensywniejsza. To była ta sama kobieta, która nie pozwalała mu wchodzić do zakazanego lasu bez meldunków? Trudno mu było w to uwierzyć, kiedy czuł dotyk jej warg na swoim karku, a ramie obejmujące go w pasie wcale nie zwalniało uścisku. Miał wrażenie, że zaraz znowu to zrobi. Zapomni o ostrożności i w jakiś głupi sposób narazi ich oboje na niebezpieczeństwo, ale intensywność z jaką Shenae wystawiła na pokuszenie jego opanowanie była chyba zbyt silna, aby z nią walczyć. Zupełnie zgłupiał, a zanim ponownie zlokalizował swój mózg i zaczął z niego korzystać, okazało się, że jego nogi same poddały się woli ciemnowłosej diablicy. Objął ją ramieniem, drugą ręką odnajdując drogę na jej policzek. Pogładził go delikatnie, oddając jej właśnie pocałunek i zupełnie nie zwracając uwagi na to co działo się dookoła nich. - Co syczy? - zapytał głupio, bo i zupełnie nie odnotował żadnego syczenia. Niemniej jednak, profilaktycznie oderwał się od jej warg z wyraźną niechęcią, aby rozejrzeć się wokoło. Przesunął spojrzeniem najpierw wzdłuż zgrabnej nogi Shenae, aby zlustrować nim podłoże wokół ich kostek, a następnie spojrzał przed siebie akurat w czas, aby dostrzec jak zza rozłożystych zarośli wyłania się przewodnik. Oderwał się od dziewczyny delikatnie, odwracając ich oboje tyłem do nadchodzącej zgrai ludzi. - Idą - poinformował D’Angelo na wypadek, gdyby nie usłyszała, machinalnie przeczesując dłonią włosy, żeby doprowadzić się do względnego porządku. Wyglądał trochę jak nakryty przez męża kochanek, kiedy tak nerwowymi ruchami przygładzał włosy czy wilgotne ubranie. - Och, masz coś na czole. - zauważył niespodziewanie, kiedy tak spojrzał na swoją dziewczynę. W jego oczach krył się ten podejrzany, psotny błysk co już samo w sobie powinno zaalarmować Shenae. Tyle, że Enzo zdążył się już nad nią nachylić, aby pocałować ją przelotnie w czoło. - Skoro już tu jesteśmy, posłuchajmy o co chodzi. - poprosił, zwracając jej uwagę na to, że przewodnik właśnie tłumaczy im na czym polegać miało zbieranie żywności oraz wody. Kiedy skończył, jakoś tak wyszło, że chyba bez większych kłótni rozdzielili się obowiązkami. Enzo wziął się za łowienie ryb i poszło mu chyba całkiem nie najgorzej, ale w porównaniu z She i tak był w tyle. - Hej, co tam masz? - zapytał, gdy w jej dłoniach wylądowało coś dziwnego, co najwyraźniej wyłowiła ze strumienia.
Shenae patrzyła jeszcze za uciekającym wężem. Enzo miał trochę mniejszy refleks, bo zanim zebrał się, żeby ogarnąć co się dzieje, gad zdążył już dawno zginąć w dzikich chaszczach dżungli. Shenae spojrzała na niego ciut krytycznie, jak to ona, wzdychając z rezygnacją, bo czar chwili prysł, kiedy okazało się, że każdy fragment tej dziczy jest tak samo niebezpieczny. — Coś by nas zabiło i nie zwróciłbyś na to najmniejszej uwagi — skwitowała, dając mu się pocałować w czoło. Tym samym żegnając się z intymną atmosferą, bo zaraz dotarł do nich przewodnik i cała zgraja pierwszo, drugo, trzecioklasistów, o tych starszych już nie mówiąc. Wszyscy zajęli się organizowaniem posiłku. Po kolacji zaś Enzo wraz z She spędzali czas nad strumykiem, gdzie oboje znaleźli jakieś fanty. D’Angelo właśnie wręczala Halvorsenowi syreni grzebien. — Chcesz? Trzymaj. Nie sądziła, żeby Enzo potrzebował tego grzebienia, z kilku powodów. Lubiła, kiedy moczył pasma włosów, a same z siebie, nawet w nieładzie układały się dostatecznie dobrze, żeby nie musiał ich przygładzać żadnym grzebyczkiem. Mimo to jednak, sama posiadała już taki kosmetyczny bajer, którego mogła się łatwo pozbyć. Była to najgorsza z jej dzisiejszych decyzji, bo kiedy pochłonięta była wręczaniem Enzo przedmiotu, jakiś pająk wlazł jej za kołnierz, snując się wzdłuż jej kręgosłupa. — Enzo! Weź go ode mnie. Halvorsen. Merlinie, fuuuu! Arrrghghgh! Szlag, szlag, szlag! Mniej więcej takie wiązanki puszczała dopóki krukon nie ściągnął z niej pajęczaka. Wtedy spojrzała na niego poważnie, jakby co najmniej chciała spytać czy ją kocha, a oboje wiedzieli, jak bardzo Halvorsen uwielbiał ten temat. — Ugryzł mnie? Jest jadowity? Pozostałą część nocy trzymała się blisko Enzo, prawdopodobnie bardzo mu wadząc, bo w dżungli było gorąco, a w takiej pozycji lepili się do siebie w nocy, jako, ze wcisnęła się z nim pod jeden śpiwór. Ale czego nie robi się dla swojej dziewczyny, nie?